Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

15 grudnia 2021, 14:00 • 7 min czytania 30 komentarzy

Zdaje się, że w cieniu kolejnych dramatów w najnowocześniejszym centrum treningowym w tej części Europy, możemy mieć do czynienia z naprawdę imponującym wyścigiem, zresztą w tym samym regionie tabeli. Otóż Górnik Łęczna, po serii kiepściuteńkich spotkań, gdy wydawało się, że już naprawdę będzie bardzo krucho z podjęciem w ogóle walki o utrzymanie, postanowił… pozostawić Kamila Kieresia w roli trenera zespołu. Bruk-Bet Termalica Nieciecza, po serii kiepściuteńkich spotkań, gdy zaczęło być bardzo krucho z pozycją w tabeli i wynikiem punktowym, postanowił… zwolnić Mariusza Lewandowskiego. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Nie będę kreował się tutaj na wyrocznię w sprawach oceny piłkarskiego potencjału Bruk-Betu oraz Górnika Łęczna, natomiast wydaje się, że obejrzałem dość spotkań, by wydać twardy osąd: jedni i drudzy mają dość lichy skład. Niewiele gwiazd. Nazwiska, które niedzielnemu kibicowi Ekstraklasy niewiele mówią. Nawet problemy dość podobne – wśród nich m.in. dość dziurawa obrona, po części pewnie wynikająca z optymistycznego planowania kolejnych spotkań, zwłaszcza w przypadku Bruk-Betu. Najpoważniejsze różnice?

Od Bruk-Betu faktycznie wymagało się dużo więcej. Niecieczanie tak naprawdę już po rundzie jesiennej byli w sytuacji, w której brak awansu byłby gigantyczną sensacją. Potem, gdy bardzo długo pauzowali z uwagi na kolejne perturbacje pandemiczne, okazało się, że rywale nawet niespecjalnie mają ochotę ich gonić. W takich warunkach można było już bardzo poważnie planować okienko transferowe z myślą o Ekstraklasie. Można było pewne rozwiązania zastosować już na finiszu I ligi, można było odrobinę zaszaleć finansowo – i nawet nie chodzi wyłącznie o ściąganie drogich piłkarzy czy oferowanie im wysokich kontraktów, ale też czas spędzony między sezonami. Zgrupowania, testy, wszystkie te rzeczy, które mogli w spokoju ogarniać ci, którzy bytu w Ekstraklasie byli pewni na długo przed ostatnim gwizdkiem sezonu.

Górnik Łęczna nie miał jakiegokolwiek komfortu, bo Górnik Łęczna do pociągu do Ekstraklasy wsiadł niemalże na gapę. Wiosną zaliczał takie skoki formy, że momentami naprawdę realny wydawał się scenariusz, w którym rewelacja jesieni nie łapie się nawet do baraży o awans. Górnik przystępował do nich w roli underdoga, który będzie musiał uznać wyższość – jeśli nie GKS-u Tychy w półfinale, to Arki Gdynia lub ŁKS-u Łódź w meczu o awans. Co się dalej działo – wszyscy pamiętamy. My wszyscy w Łodzi, Gdyni i w Tychach, którzy sądziliśmy, że kto jak kt0 – ale Górnik Łęczna nam krzywdy nie wyrządzi.

Tyszanie, którzy początkowo miażdżyli rywala, ostatecznie sami drżeli o to, by dotrwać do karnych. W serii jedenastek lepszy okazał się Górnik. W Łodzi, gdzie ŁKS przyjął łęcznian w ostatnim meczu sezonu 2020/21, goście też nie byli drużyną prowadzącą grę. Ale mieli Krykuna. No i mieli 1:0, które wprawiło całe miasteczko w euforię (a mnie w melancholię).

Reklama

Szczerze wątpię, czy euforycznie zareagowali działacze Górnika i nie chodzi mi tu o te idiotyczne zarzuty, że ktoś „nie chce awansować”. Każdy chce, każdy tego pragnie najmocniej na świecie, od trampkarzy klubu, po prezesa. Natomiast to trochę taka sytuacja, jak z wygraną w smsowym konkursie – gdy dowiadujesz się, że pojutrze wyruszasz na Madagaskar. Radość, oczywiście, ale i setki pytań – co zabrać, skąd wylot, czy tam można na miejscu kupić pieluszki, z kim zostawić psa. Górnik Łęczna nie był na tę Ekstraklasę gotowy, byłoby zresztą z perspektywy Górnika zbędnym ryzykiem szykowanie się na tę Ekstraklasę podczas kiepskiej wiosny. Piłkarzy trzeba dogadywać i negocjować wcześniej, najlepiej od razu podpisywać umowy. Ale jak to robić, gdy 20 czerwca nie jesteś jeszcze pewny, czy 23 lipca inaugurujesz sezon w elicie? A 20 maja w ogóle drżysz, czy dostaniesz szansę gry w tym I-ligowym „final four”?

Dlatego Górnik był w trudniejszej sytuacji, mógł wybaczyć więcej, i Kamilowi Kieresiowi, i piłkarzom, i nawet samym działaczom, którzy po prostu optymalnych transferów nie mieli szansy przygotować.

Ale poza tym? I jednych, i drugich widzieliśmy przed sezonem w strefie spadkowej i mamy na to teksty. Ba, przeczytałem zapowiedź sezonu Kuby Białka, który nawet przewidział moment zwolnienia Lewandowskiego (jeśli jego scenariusz ma się dalej sprawdzić – zimą przyjdzie dwóch Słowaków oraz Ojrzyński). I jedni, i drudzy ani na papierze, ani po kilku pierwszych kolejkach nie wyglądali na poważną konkurencję chociaż dla środka tabeli. Może jedynie Lewandowski trochę mocniej zaczął, a Kiereś trochę mocniej skończył rundę. Jasne, możemy się teraz licytować, że jak ja w ogóle śmiem zrównywać te absolutne beztalencia z Łęcznej z wielkim Romanem Gergelem, bądź odwrotnie. Ale nie oszukujmy się – nawet jeśli występuje jakaś dysproporcja w jakości składu, to jest to dysproporcja niewielka. Zwłaszcza, gdy sobie zestawimy Bruk-Bet czy Górnik z Lechem albo Rakowem. Jednych i drugich od ligowego topu dzieli prawdziwa przepaść. Jednych i drugich od ligowego dżemiku dzieli przynajmniej jeden poziom. Jedni i drudzy plasują się pod względem wszystkich możliwych czynników w pobliżu końca stawki.

I teraz tak: jedni zwolnili trenera, który w sumie nawet na finiszu I ligi nie miał szalenie mocnej pozycji. Uczynili to dość świeżo po meczu, w którym przegrali głównie dlatego, że zmarnowali dwa rzuty karne. Drudzy konsekwentnie stawiają na Kieresia i w ostatnich tygodniach to nawet wydaje się spłacać. A pamiętajmy – jest jeszcze w walce o utrzymanie Warta Poznań, która nie czekała tak długo jak Nieciecza i już wcześniej wymieniła Piotra Tworka, do niedawna wychwalanego pod niebiosa, gdy walczył z Zielonymi o miejsce w europejskich pucharach.

Trzy drużyny walczące o utrzymanie, trzy różne podejścia. Szybkie zwolnienie, zwolnienie po zaoferowaniu trenerowi szansy na wyprowadzenie zespołu z kryzysu, utrzymanie szkoleniowca na stanowisku. Wszystkie trzy się nie utrzymają, nie widzę takiej możliwości – nawet jeśli w tym kwartecie na dole jest jeszcze płonąca Legia, to i tak trzeba byłoby jeszcze znaleźć kolejnych dwóch kandydatów do wyprzedzenia przez trójkę z dołu. Moim zdaniem sensacją będzie już utrzymanie dwóch spośród tych trzech ekip. Zastanawia mnie, co stanie się później. Jeśli Bruk-Bet spadnie o punkt, a utrzyma się jego kosztem Górnik Łęczna, to będziemy forsować narrację o tym, że cierpliwość wobec trenera zawsze się opłaca, czego dowodem łęcznianie zestawieni z Niecieczą? A może jednak ktoś sobie przypomni, że chcąc się utrzymać w lidze, musisz koniecznie trenować wykonywanie rzutów karnych, bez tego ani rusz? A odwrotnie, jeśli Kamil Kiereś spadnie, a Dawid Szulczek utrzyma Wartę Poznań, czy wysnujemy z tego wniosek, że trzeba było wymieniać Kieresia, gdy jeszcze było co ratować w Górniku?

Nie chcę tutaj deprecjonować roli trenerów, nie chcę z nich robić jedynie hazardzistów, którzy obstawiają konie. Ale jednak – jest w tym fachu coś absolutnie unikalnego. Według wielu – to od ciebie zależy przyszłość klubu, to twoje ruchy determinują wyniki. Na ile to prawda? Na ile różnie będzie wyglądać Bruk-Bet bez Mariusza Lewandowskiego od Bruk-Betu Mariusza Lewandowskiego, zwłaszcza na przestrzeni jednego sezonu czy jednej rundy? O ile procent trener może poprawić potencjał, o ile procent go obniżyć? I najważniejsze pytanie: czy naprawdę możemy tutaj wysnuwać jakieś ogólne wnioski?

Reklama

Boję się, że niestety – tak właśnie się stanie. Utrzyma się Górnik Łęczna i gremialnie uznamy: cierpliwość, tylko cierpliwość. Co z tego, że trenera nie znosi już nawet jego asystent – kiedyś Łęczna walczyła o utrzymanie, nie zwolniła Kieresia i się opłaciło, robimy tak samo. Ale utrzyma się Warta Poznań i argument dostaną zwolennicy tezy, że trzeba zmieniać od razu, póki pożar jeszcze się nie rozlał. A jak spadnie i Warta, i Górnik, a w lidze pozostanie Bruk-Bet? „Zwolnienie w trakcie rundy nie ma sensu, lepiej jednak już pod koniec, żeby nowy trener sobie przemeblował skład w oknie zimowym”.

Ile w życiu trenera znaczy wyczucie czasu. Patrzę na Marka Gołębiewskiego, którego przed chwilą przemierzano do Widzewa i ŁKS-u. Kto wie, może poradziłby sobie wcale nie gorzej niż Janusz Niedźwiedź? Może byłby jeszcze lepszy, może właśnie patrzyłby na tabelę I ligi z taką dumą, z jaką robi to Wojciech Łobodziński? Jak potoczyłyby się jego losy, gdyby wybrał inną drogę, gdyby po swoich niezłych wynikach w Skrze Częstochowa zakotwiczył na zapleczu Ekstraklasy? Gdy obejmował rezerwy Legii zastanawiałem się – po co mu to, zgnije w tej III lidze. Chwilę później Gołębiewski triumfował, bo stał się trenerem mistrza Polski. Jeszcze parę tygodni później przeszedł do historii jako najsłabiej punktujący szkoleniowiec w całej historii klubu.

Co się z nim stanie teraz? Czy Gołębiewski jest o wiele gorszy niż przed paroma miesiącami, gdy widziały go u siebie kluby celujące w awans do Ekstraklasy? Czy po prostu postawił na złe konie? Gdzie będzie teraz szukał klubu, wśród rywali Legii Warszawa? Wśród rywali rezerw Legii Warszawa? Tam, gdzie gra obecnie jego Skra?

Kiedyś jeden z byłych ekstraklasowych trenerów opowiadał nam, że tuż po kursie trenerskim miał głowę napakowaną wiedzą, taktykami, strategiami, całym teoretycznym obudowaniem. Spędzał całe noce w swoim pokoju, analizując gdzie jeszcze ulepszyć, gdzie poprawić, gdzie podostrzyć, a gdzie poluzować. W tym czasie piłkarze mu jeden po drugim zawinęli z hotelu na imprezę.

Ze wszystkich zawodów związanych z piłką nożną, trenerom współczuję chyba najmocniej. I całej tej dolnej czwórce naprawdę z całego serca życzę powodzenia. Walczą nie tylko o siebie i swoje drużyny, ale też o to, jaką narrację przyjmiemy w kwestii zarządzania walczącym o utrzymanie klubem. Przynajmniej na rok, do kolejnej batalii w dole tabeli.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

30 komentarzy

Loading...