Reklama

Człowiek niebezpieczny dla otoczenia

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

13 grudnia 2021, 17:14 • 4 min czytania 205 komentarzy

Pierdołowatość, którą wykazuje się Dariusz Mioduski podczas zarządzania Legią, może być obiektem drwin ze strony kibiców innych klubów. Problem w tym, że ta pierdołowatość stała się niebezpieczna dla otoczenia. Już po raz drugi podczas jego kadencji – nie tak długiej znowu – pobici zostali piłkarze.

Człowiek niebezpieczny dla otoczenia

Nie można przerzucać winy za przestępstwa popełniane przez bandytów na właściciela Legii. Ale nie można też być ślepym i nie widzieć pewnego ciągu przyczynowo-skutkowego. Od blisko pięciu lat Legia to klub chaosu, niekompetencji, głupoty, pychy, tupetu i złudzeń. Klub niewykorzystanych szans, zawodów i irytacji. Dariusz Mioduski szedł po pełnię władzy w Legii z przesłaniem: nigdy więcej bandytów. Tymczasem stworzył środowisko, w którym bandyci regularnie (drugi raz – to już jakaś reguła) wyładowują swoje frustracje na pracownikach klubu, po prostu ich bijąc. Styl zarządzania klubem przez Mioduskiego stał się groźny, ale niestety nie dla rywali – dla osób najbliższych. On sam nie jest w stanie bandytów powstrzymać, za to jest w stanie sprowokować do działania. Ludzi zatrudnionych przez Legię można podzielić na tych, którzy na skutek poczynań Mioduskiego ucierpieli reputacyjnie oraz na tych, którzy ucierpieli fizycznie. Czasami te podzbiory się łączą. Mało kto (ktokolwiek?) wyszedł z tej współpracy niepokiereszowany.

Legia dzisiaj to pogorzelisko. Legia dzisiaj nie potrafi nic.

Legia dzisiaj to klub, który nawet nie potrafi zagwarantować bezpieczeństwa piłkarzom w momencie gdy wie, że coś im grozi. W dzisiejszym komunikacie dotyczącym pobicia zawodników napisano o „wcześniejszych ustaleniach”, „środkach ostrożności”, „eskorcie policji” i „zabezpieczeniach”. W tym komunikacie zawiera się cały klub – wszystko wiedzieli, wszystko przewidzieli, bo przecież zawsze wszystko mają obmyślone na sto ruchów do przodu, strategicznie. Tylko niestety na koniec, no masz ci los, poszło źle. Tak jest ze stroną sportową, szkoleniową, marketingową, a także z bezpieczeństwem. Zawsze jest najlepszy możliwy plan, minimalizacja przypadku, maksymalizacja korzyści, a potem gdzieś na tej ścieżce wiodącej ku świetlanej przyszłości leży zapomniana skórka od banana.

Legia to dzisiaj klub pustosłowia, czczej gadaniny, na którą już nikt się nie nabiera. W październiku 2017 roku w komunikacie wystosowanym po ataku na piłkarzy napisano: „Legia będzie dalej wnikliwie analizowała wszystkie fakty związane z incydentem i na podstawie wyciągniętych wniosków podejmie wszelkie możliwe działania, aby zapewnić zawodnikom i wszystkim pracownikom klubu pełne bezpieczeństwo”. A teraz mamy to samo, ale w lekko przerobionej wersji: „Naszym priorytetem jest pełne wyjaśnienie sprawy i zapewnienie wsparcia oraz poczucia bezpieczeństwa wszystkim zawodnikom i pracownikom Klubu”.

Reklama

Tymczasem przecież dla każdego jest oczywiste, że Legia nie zrobi nic z wczorajszym zajściem, tak jak nie zrobiła nic z zajściem sprzed czterech lat, bo wtedy jedyną konsekwencją był transparent… na mój temat przy Łazienkowskiej (bo o zdarzeniu poinformowałem). Wyłącznymi następstwami zajść będą PR-owe wywiadziki oraz dalsza degrengolada sportowa-organizacyjna, bo żeby ją zatrzymać potrzebna byłaby jakaś refleksja. Łazienkowskie umysły do refleksji nie są stworzone, gdyż od refleksji do samokrytyki zbyt bliska droga i ktoś niechcący mógłby jedno z drugim pomylić, a do tego nie wolno dopuścić.

Wczoraj był chaos na boisku (dziwny skład), potem chaos poza boiskiem (dymisja trenera i pobicie), dzisiaj jest chaos w gabinetach w kolejnej odsłonie – jak zawsze. Myślący na sto ruchów do przodu prezes Dariusz Mioduski dopiero co zapowiedział walkę o Marka Papszuna zimą, ale okazało się, że na drodze ku Papszunowi też leżała skórka od banana i teraz zatrudnił do końca sezonu Aleksandara Vukovicia, przy czym słowo „zatrudnił” nie jest w stu procentach właściwe, może należałoby raczej napisać, że przywrócił (miesiąc po tym jak Vuković w wywiadzie powiedział, iż Mioduski nie ma pojęcia o zarządzaniu klubem). Mówiąc krótko – tekstami o Papszunie Mioduski założył sobie podwójnego nelsona i musiał znowu iść w trenera tymczasowego, przy czym oczywiście nie wiadomo, jak bardzo tymczasowego – może do czerwca, ale równie dobrze – przy tym bałaganie – misja Vukovicia może zakończyć się szybciej lub też zostać wydłużona. Jednocześnie desperacja, zapętlenie w błędach i sytuacja finansowa sprawiły, że trzeba było uśmiechnąć się do kogoś, kto ciebie (prezesa) nie poważa. W języku polskim wymyślono zaledwie jedno słowo, które w pełni oddaje to, co dzieje się w organizacji zarządzanej przez Mioduskiego – pierdolnik.

Pozostaje pytanie, czy o wszystkim wie już dyrektor sportowy Radosław Kucharski, którego o swojej dymisji próbował telefonicznie poinformować Marek Gołębiewski, ale nie zdołał – gdyż dyrektor jak zawsze nie odebrał. Ostatnio Dariusz Mioduski powiedział, że Kucharski tym nieodbieraniem go „wkurwia” i zbiera „opierdol”, ale najwidoczniej „opierdol” działa jak wszystko inne u Mioduskiego. Bandyterka też się „wkurwiła” i też postanowiła pójść w „opierdol”.

I tak to się toczy.

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Felietony i blogi

Komentarze

205 komentarzy

Loading...