Środowa prasa jest całkiem ciekawa, warto rzucić okiem.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Barcelona może po raz pierwszy od 21 lat nie wyjść z grupy w LM. Bayern już awansował, ale Robert Lewandowski walczy o rekordy.
To może być jeden z najgorszych dni w tym wieku dla fanów Barcelony. Ich ukochany klub stoi pod ścianą. Aby awansować do 1/8 finału Ligi Mistrzów bez patrzenia na innych, Barca musi wygrać w Monachium. Remis jej nie urządza, bo w przypadku zwycięstwa u siebie Benfiki Lizbona nad Dynamem Kijów, to zespół z Portugalii przejdzie dalej.
Ostatni raz Barcelona nie wyszła z grupy w Champions League w 2000 roku (nie licząc sezonu 2003/04, gdy w ogóle nie wystąpiła w europejskich pucharach). Od 2004 roku zawsze brała udział w fazie pucharowej LM. Dla młodszych fanów, ale i części piłkarzy, gra wiosną Dumy Katalonii w tych rozgrywkach to coś oczywistego, np. za życia Gaviego Barca co sezon występowała w 1/8 finału Champions League. Xavi staje więc przed najważniejszym i najtrudniejszym zadaniem w swojej krótkiej pracy w roli trenera Dumy Katalonii.
W sobotę po raz pierwszy w nowej roli przegrał mecz (0:1 z Betisem), a dziś na drodze jego drużyny staje Bayern, któremu Barca w ostatnich kilkunastu miesiącach dwukrotnie wysoko uległa. W zeszłym roku poniosła klęskę w Lizbonie 2:8 w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, a tym roku przegrała z mistrzem Niemiec 0:3 u siebie.
Rozmowa z Piotrem Włodarczykiem o jego synu, który w ubiegłym tygodniu zapewnił Legii Warszawa awans do ćwierćfinału Pucharu Polski.
Szymon przeżywa to, co się dzieje?
Od półtora roku trenuje z pierwszym zespołem, jeździ na mecze i, choć więcej grał w rezerwach, to mocno się utożsamia z Legię. Też chciałby się pocieszyć z wygranych, wracać z meczu wesołym, uśmiechniętym autobusem. Jest częścią zespołu i bardzo chce, by sytuacja była lepsza. Najgorsze byłoby teraz opuszczenie głowy, nie wolno się poddawać.
Czy rodzina Włodarczyków czeka, kto zostanie trenerem Legii?
Jak chyba wszyscy kibice.
Czy będzie to miało wpływ na decyzję o podpisaniu nowego kontraktu?
Zobaczymy, czy i kiedy dojdzie do zmiany. Może być i tak, że nowy trener przyjdzie dopiero od nowego sezonu, a Szymkowi kontrakt kończy się w czerwcu. Trwają rozmowy o nowej umowie, rozmawiałem z dyrektorem sportowym. Negocjacje nigdy nie kończą się na jednym spotkaniu.
Przed rokiem, w podobnej sytuacji był Ariel Mosór i odszedł do Piasta.
Chyba jest zadowolony z przeprowadzki do Gliwic, zaczął grać w ekstraklasie. Ale historia każdego zawodnika jest inna – Sebastian Walukiewicz odszedł do Pogoni i zrobił karierę. Michał Karbownik czy Sebek Szymański albo Radek Majecki zostawali w Legii i grali. Mateusz Praszelik poszedł do Śląska i gra, realizuje się. Nie ma jednej recepty. Rozmawiamy z Legią. Szymon, poza krótkimi epizodami i wyjazdami związanymi z moją karierą piłkarską, wychował się w Warszawie. Emocjonalnie czuje się związany z miastem i klubem, dlatego Legia ma u nas priorytet. Na razie przebiera nogami, bo chce jak najwięcej grać.
Były obrońca Spartaka Moskwa i reprezentacji Rosji Jurij Nikiforow dzieli się spostrzeżeniami nad tymi obecnymi tymi drużynami.
Spartak w tym sezonie spisuje się poniżej oczekiwań, ale to nie tylko kwestia ostatnich miesięcy. W poprzednich latach, miał problemy, tylko raz w ostatniej dekadzie zdobył mistrzostwo. Co roku zmieniał trenera. To nie jest dobre. Każdy szkoleniowiec ma swoją taktykę, potem przychodzi nowy z nowymi pomysłami, zmienia zawodników. W tym sezonie Rui Vitoria nie został jednak zwolniony mimo słabych wyników w lidze. Podejrzewam, że Rui ma dobry kontrakt i musieliby mu wiele zapłacić. A przyszedł ze swoim sztabem, więc doszłyby jeszcze odprawy dla innych osób. Spartak dobrze gra w Lidze Europy, ale w lidze spisuje się słabo. Na pewno są kłopoty wewnątrz klubu, często zmieniał się nie dyrektor generalny.
Na boisku problemem jest mentalność piłkarzy. Za moich czasów wiedzieliśmy, że trzeba było zwyciężać mecz za meczem. A teraz, gdy patrzę na Spartaka, a staram się oglądać wszystkie jego spotkania, to nie widzę takiego nastawienia. Gdy brakuje odpowiedniej mentalności, to nie masz niczego. Oczywiście nie zawsze zdołasz zwyciężyć, ale trzeba mieć to głowie, że w sezonie należy odnieść ze dwadzieścia zwycięstw.
Mam wrażenie, że w przeszłości niezbyt przejmowano się tu pieniędzmi – mówi w wywiadzie Mateusz Dróżdż, prezes Widzewa Łódź.
Ostatnio musieliśmy gasić pożar związany z nałożonym na nas zakazem transferowym.
Jak to?
We wrześniu dostaliśmy zawiadomienie, że przez najbliższe dwa lata nie możemy kupować piłkarzy, bo nie został uregulowany ekwiwalent za Petara Mikulicia. Pozew znajdował się w systemie od kwietnia i niestety stał się prawomocny. Musieliśmy zapłacić.
Pewnie drogo Was to kosztowało.
Po pierwsze robiliśmy wszystko, by sprawa nie wydostała się na zewnątrz. Wizerunkowo byłaby to katastrofa. W świat poszedłby komunikat, że Widzew jest niewypłacalny, że nie ma kasy. A to nieprawda. Może nawet stracilibyśmy przez to sponsorów? Albo ktoś zerwałby negocjacje?
A jesteście wypłacalni?
To najlepiej pokazuje fakt, że za Mikulicia już zapłaciliśmy i zakazu transferowego nie ma. Pozostałe świadczenia opłacamy na czas, nie ma tzw. rolowania zobowiązań, czyli spłaty starych, poprzez zaciągnięcie nowych.
Dużo was kosztował Mikulić?
Sporo. Dwa razy więcej niż zapłaciliśmy za Radka Gołębiowskiego.
Radosław Kałużny wspomina Edouarda Geyera, trenerskiego kata z Energie Cottbus.
W pańskiej biografii wyczytałem, że jego program szkolenia nie był skomplikowany.
Bardzo prosty. Sprowadzał się do dwóch słów – ciężka praca.
Szkoła z NRD. A może nawet nie praca, a zapi…ol. Nigdy nie bałem się orki na treningu, lecz to, czego wymagał Geyer dziś zapewne podpadłoby pod naruszenie praw człowieka (śmiech).
Geyer nie tylko fizycznie dawał wam w kość. Potrafił też potraktować was nieprzyjemnym słowem. Pamiętam, jak podsumował waszą porażkę: „Moi piłkarze zmęczyli się mniej niż prostytutki”. Oburzyły się panie wykonujące ten zawód i kiedy graliście w Hamburgu, z dzielnicy rozpusty, na stadion nadciągnęła ich delegacja. Trafiły idealnie, bo Hamburger was wypunktował.
Tak. Przyniosły jakiś transparent z treścią obrażającą naszego szkoleniowca. Oczywiście on miał to gdzieś. Oberwaliśmy tam mocno, ileś do zera. W „Bildzie” dali tytuł: „A prostytutki się śmiały!”. Z nas oczywiście. Nam nie było do śmiechu, bo to zapowiadało jeszcze większy wycisk na treningach.
Można było bardziej dać wam popalić?
Kiedy człowiekowi wydawało się, że jest gąbką wyciśniętą do sucha, Geyer udowadniał, że kilka kropel jeszcze się znajdzie. Kropel potu.
Opowiadał pan, że najgorsze były tak zwane wahadła. „Przekonałem się o tym boleśnie już pierwszego dnia. Ustawiał pachołki, co kilkadziesiąt metrów. Trzeba było biec na pełnym gazie do pierwszego, wrócić, do drugiego, wrócić, do trzeciego i tak dalej” – opowiadał pan w książce.
Tak jest! A do ostatniego pachołka wzrok nie sięgał. Wielu po dobiegnięciu do przedostatniego lub ostatniego wymiotowało i po chwili, na pełnym gazie wracało. Jeśli komuś nie było żal tysiąca euro, mógł próbować oszukać. Tysiąc był wyjściową sumą w karomierzu Geyera. Na nasze dobre kontrakty w Energie dosłownie bardzo ciężko pracowaliśmy.
SPORT
Skrzydłowy Górnika Zabrze, Robert Dadok ma teraz swój najlepszy czas w karierze.
W pierwszych meczach bieżących rozgrywek, jak zresztą cały zespół, nie przekonywał. Wydawało się, że w końcu Jan Urban postawi na Dariusza Pawłowskiego, który dobrze na prawej stronie radził sobie wiosną. Nowy szkoleniowiec jedenastki z Zabrza konsekwentnie stawiał jednak na Roberta Dadoka, choć w meczu 4. kolejki z Jagiellonią na wyjeździe ten nie pojawił się na boisku. Na ogół jednak grał od pierwszej minuty.
W ostatnich spotkaniach odwdzięcza się dobrymi zagraniami, a przede wszystkim skutecznością. W wygranym spotkaniu w Łęcznej w poprzedniej kolejce zdobył swojego pierwszego gola w ekstraklasie, który na dodatek przyniósł zwycięstwo 2:1. W piątkowej grze ze Śląskiem świetnie obsłużył z kolei Bartosza Nowaka, który zdobył bardzo ważną bramkę na 1:0, żeby zaraz potem cieszyć się z kolejnej bramki w wygranym 3:1 spotkaniu.
Jesień nie tylko pod Klimczokiem, ale w całej 1. lidze należała do Kamila Bilińskiego. Najskuteczniejszy piłkarz zaplecza ekstraklasy strzelił 14 goli.
Prócz 14 trafień, co stanowi 40 procent wszystkich zdobytych przez „górali” bramek, „Bila” zapisał na swoim koncie cztery asysty. Oznacza to, że brał bezpośredni udział przy ponad połowie strzelonych przez swój zespół goli. Biliński wpisywał się na listę strzelców aż w 11 z 18 meczów, w których wystąpił. Przypomnijmy, że za faul na Branislavie Pindrochu, bramkarzu Resovii, musiał pauzować dwa spotkania i w obu tych meczach bielszczanie zeszli z boiska pokonani. Zaledwie w trzech z wygranych przez Podbeskidzie spotkań zawodnik ten nie zdobył gola – ale w dwóch z nich notował asysty. Oznacza to, że bez goli i asysty Bilińskiego Podbeskidzie wygrało w tym sezonie… jeden mecz. Wspomniany z Resovią. Osiem pozostałych zwycięstw zespołu trenerów Jawnego i Dymkowskiego odbyło się z czynnym udziałem niekwestionowanego lidera zespołu.
Rozmowa z Bogdanem Kłysem, prezesem Podbeskidzia.
Jak ocenia pan rundę jesienną w wykonaniu Podbeskidzia? Czwarte miejsce i kontakt ze ścisłą czołówką to chyba dobre osiągnięcie?
– Bardzo dobre, biorąc pod uwagę, że wymieniliśmy niemal cały zespół. Z zawodników nie będących młodzieżowcami zostało tylko kilku. Polaczek, Pesković, Biliński i Roginić. Budowa zespołu od podstaw – z nowym sztabem szkoleniowym – i zgranie tej drużyny nie było łatwym zadaniem. Dochodzili do nas w trakcie sezonu poszczególni zawodnicy, którzy nie przepracowali z nami okresu przygotowawczego, jak m.in. Merebaszwili, Janota czy Scalet. Dlatego czwartą pozycję uważam za dobre osiągnięcie. Trochę pomogli nam rywale. Nie popadamy w samozachwyt. Po trzech latach bycia prezesem wiem, ile temu zespołowi brakuje do tego, by ustabilizować formę. Nie tylko chcemy efektownie wygrywać tak jak z Widzewem, ale też takie mecze, jak z Odrą Opole i GKS-em Katowice. Trochę punktów rywalom oddaliśmy na własne życzenie.
(…) O co Podbeskidzie walczyć będzie wiosną? Miejsce gwarantujące baraże o ekstraklasę jest waszym celem?
– Przed sezonem mówiłem o tym, że chciałbym, abyśmy zahaczyli się w szóstce i tego celu nie weryfikujemy. Wiemy jednak, że wiosna będzie ciężka. Będziemy się starać dobrze grać i przyciągać kibiców na stadion swoją postawą. Chyba tak jest, bo kibice chwalą nas za grę. Mam nadzieję, że dzięki temu miejsce przyjdzie samo. I będzie to pozycja, która zagwarantuje nam udział w barażach.
Kibice Ruchu Chorzów pomogą w zimowych przygotowaniach.
Chorzowianie mogli się już rozjechać do domów. – W tym tygodniu zawodnicy pracują indywidualnie, by trochę się wyciszyć, a potem czeka ich błogi relaks. Runda była długa, wyczerpująca. Myślę, że tych kilkanaście dni spokoju naprawdę chłopakom się przyda. Już dzień po świętach wejdą w indywidualny tok zajęć – mówi trener Jarosław Skrobacz.
W tym, by zimowy okres przygotowawczy przebiegł jak najsprawniej, pomogli kibice. Za pośrednictwem stowarzyszenia „Wielki Ruch”, zrzeszającego blisko 1700 osób, zakupili drużynie specjalistyczny sprzęt firmy Polar – pulsometry i nadajniki – inwestując w to około 20 tysięcy złotych. – Dziękujemy za tę współpracę i pomoc, bo jest naprawdę nieoceniona. To niezbędne kwestie. Mamy kapitalne narzędzia, by monitorować pracę zawodników, a to szczególnie cenne w okresie przygotowawczym, gdy bardzo często indywidualizujemy pracę i obciążenia, dobierając je pod każdego zawodnika z osobna. „Wielki Ruch” bardzo nam pomógł. Sprzęt pomoże nam w tym, by ta indywidualna praca, pakiety siłowe, nie musiała być wykonywana na Cichej. Mamy nawet możliwość śledzenia, gdzie dokładnie zawodnicy będą odbywać swoje indywidualne treningi, dlatego nie mam wątpliwości, że zostaną wykonane sumiennie – dodaje szkoleniowiec chorzowian.
SUPER EXPRESS
Rozmowa o Kacprze Kozłowskim z prezesem Pogoni Szczecin, Jarosławem Mroczkiem.
– Jednym z nich, mimo młodego wieku, jest Kacper Kozłowski, o którego transferze pojawia się coraz więcej plotek. Bierze pan pod uwagę sprzedaż Kozłowskiego zimą?
– A czy bierze pan pod uwagę to, że wśród ok. 20 klubów, które się nim interesują – nie wchodząc w szczegóły – nie znajdzie się klub, który nie przyjdzie do nas, ale będzie próbował uzgodnić wszystko z nim i jego otoczeniem?
– Ale od pana zależy, czy zgodzi się na ofertę kwoty transferowej, bo Kacper ma kontrakt z Pogonią do czerwca 2023 r.
– To nie jest takie jednoznaczne. Myśli pan, że jeśli Kacper będzie miał uzgodnione warunki, które przeniosą go na inną planetę finansową, to ja się nie zgodzę wtedy i na siłę będziemy trzymać go w Pogoni? W takim przypadku usiądziemy do rozmów.
RZECZPOSPOLITA
Puchar Narodów Afryki. Turniej, który stał się kulą u nogi.
W ostatnich dniach głośno było o wypowiedzi Juergena Kloppa. Trener Liverpoolu musiał się tłumaczyć ze słów, że Puchar Narodów Afryki to mały turniej. – To była ironia. Zostałem źle zrozumiany. Wspomniałem o braku przerwy reprezentacyjnej do marca, po chwili dodałem: „a nie, jest jeszcze mały turniej w styczniu”. Nie chciałem uderzać w Afrykę – odpierał zarzuty Klopp.
Niemiec będzie jednym z najbardziej poszkodowanych trenerów. W kluczowym momencie rywalizacji w Premier League musi znaleźć zastępstwo dla swoich napastników: Egipcjanina Mohameda Salaha i Senegalczyka Sadio Mane. Nie wyklucza transferów, które pozwolą wypełnić mu wyrwę w ataku.
Puchar Narodów Afryki ma wystartować 9 stycznia, finał zaplanowano na 6 lutego. Ale kluby prawdopodobnie będą zobowiązane zwolnić piłkarzy już pod koniec grudnia. Jeśli doliczyć kwarantannę po powrocie, wyjdzie, że najlepsi, którzy będą się bić o medale, spędzą poza klubami około dwa miesiące. Tytułu broni Algieria. Do sukcesu poprowadził ją gwiazdor Manchesteru City Riyad Mahrez.
Fot. 400mm.pl