Czy Xavi miał czas na wprowadzenie jakichś rewolucyjnych pomysłów, na odmienienie swojego nowego zespołu od góry do dołu w zaledwie dwa tygodnie? Nie miał, to dopiero przedbiegi zaczynającego się procesu szukania nowej tożsamości dla Barcelony. Czy mimo to wszyscy oczekiwali od niego w miarę spokojnej derbowej wygranej nad Espanyolem? Tak, miał być ogień. Jak więc było? Jak przebiegał debiut Xaviego na ławce trenerskiej Dumy Katalonii? Barca okrutnie się męczyła, miała trochę szczęścia, ale koniec końców zdobyła trzy punkty. Pierwsze koty za płoty, tak to chyba najlepiej ująć.
FC Barcelona-Espanyol Barcelona. Dotyk Xaviego
Xavi próbował wprowadzić parę swoich pomysłów. Barcelona całkiem sprawnie przesuwała się w defensywie, przyzwoicie wyglądała w średnim pressingu, mieliśmy też wrażenie, że środek pola jest bardziej mobilny i ruchliwy niż miało to miejsce za najczarniejszych czasów ery Ronalda Koemana. Szanse dostała też młodzież – 17-letni Ilias Akhomach Chakkour, 19-letni Abde Ezzalzouli, 19-letni Nico czy 18-letni Yusuf Demir. Żaden z nich nie zachwycił. Odkurzony został Riqui Puig, większość podań wykonał w miejscu, widać było, że ostatnie miesiące spędził w szafie. O dziwo, trochę dusił się też Gavi, który brał udział przy akcji, po której sędzia odgwizdał faul na Depayu, ale wydaje nam się, że lepiej czuje się w centrum boiska niż w bocznych strefach. Generalnie jednak Barcelona przeważała przez pierwszą godzinę:
- Diego Lopez obronił strzał z woleja Depaya,
- Nico huknął niecelnie z dystansu,
- Akhomach przestrzelił z sześciu metrów po ładnej akcji,
- Lopez zaplątał się i Nico mógł wyjść z nim sam na sam, ale stracił głowę,
- Gavi strzelił głową wprost w Lopeza,
- Lopez odbił strzał Depaya, ale wcześniej był spalony,
- Lopez obronił próbę Busquetsa z dwudziestu metrów,
- Gavi spudłował z dystansu.
Nie były to jakieś setki, ale trochę się działo. Za to, skoro już i tak całą narrację budujemy wokół Xaviego, o jednej osobie można powiedzieć, że komfortowo czuła się w pomyśle taktycznym nowego sternika Barcy i zarazem swojego byłego wieloletniego kompana ze środka pola – o Sergio Busquetsie. Piłkarze Espanyolu, co nas trochę zdziwiło, zostawiali mu dużo miejsca, a on skrzętnie z tego korzystał – długie mierzone piłeczki, prostopadłe podania, kontrola, przejęcia, odbiory, czytanie ruchów na pięć kroków do przodu. To był stary dobry Busquets, który, zresztą, napędził akcję zakończoną gwizdkiem przy kontakcie nóg Leandro Cabrery z nogami Depaya, jedenastką i pewnym wykończeniem Holendra.
FC Barcelona-Espanyol Barcelona. Dużo szczęścia
Tylko, czy tam aby na pewno był karny?
To kwestia mocno dyskusyjna. Nie będziemy tego osądzać. Sędzia zagwizdał, wybroni się, ale jeśli podjąłby inną decyzję, jeśli wskazałby na rozpoczęcie gry od bramki, też nikt nie mógłby mieć do niego pretensji. Depay wyczuł kontakt, dołożył sporo od siebie, ale… no właśnie, jakiś tam kontakt był. Zza klawiatury – nie będziemy się mądrzyć.
Tak czy inaczej, po strzelonej bramce gra Barcelony siadła. Z każdą minutą Espanyol coraz częściej dochodził do głosu. Właściwie to powinien wyrównać, a może i wygrać derby, ale tak się nie stało i Espanyol może być winien tylko samemu sobie. Dlaczego ekipa Vicenta Moreno nie skorzystała z kompromitujących błędów dezertera Oscara Minguezy? Dlaczego nie ukarała nonszalancji Frenkiego de Jonga, który po zejściu z murawy Sergiego Busquetsa wyłączył swój umysł? To już tajemnica tego katalońskiego wieczoru.
Raul de Tomas skończył mecz z brzydkim zerem w rubryce z golami, a mógł i powinien mieć hat-tricka – przegrał dwa pojedynki z Ter Stegenem, przestrzelił po błędzie Minguezy, o milimetry pomylił się z rzutu wolnego, głową uderzył piłkę w słupek. Żadnego usprawiedliwienia nie ma dla siebie też Landry Dimata, który przestrzelił głową z najbliższego odległości po świetnym dośrodkowaniu Wu Leia. Swoją drogą, Chińczyk, który swojego czasu dał się we znaki Barcy, tym razem też – co najmniej raz, właśnie wtedy – mógł odwrócić losy tego spotkania.
Nic z tego nie wyszło.
Xavi odetchnął z ulgą. Nacierpiał się młody trener, oj, nacierpiał się, ale swoją przygodę na ławce trenerskiej ukochanego klubu zaczyna od zwycięstwa. Chociaż tyle, bo sam najlepiej powinien widzieć, jaki kawał żmudnej pracy go jeszcze czeka.
FC Barcelona 1:0 Espanyol Barcelona
Depay 48′ z karnego
Fot. Newspix