W czwartkowej prasie nadal dominują echa meczu z Węgrami i powszechne oburzenie na postawę Paulo Sousy oraz Roberta Lewandowskiego.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Włochy lub Portugalia mogą być rywalami Polski w barażach o udział w mundialu. Brak bezpośredniego awansu tych drużyn to największa niespodzianka eliminacji.
Z jednej strony Włochy, Portugalia, ale z drugiej Rosja, Szwecja, Szkocja i Walia – to potencjalni rywale reprezentacji Polski w pierwszej rundzie barażów o awans do mundialu. W wyniku porażki z Węgrami (1:2) Polska straciła bowiem rozstawienie w play offach i teraz musi liczyć na uśmiech losu. Niezależnie od tego, z kim się zmierzy, na pewno czeka ją mecz na wyjeździe, a w przypadku rozstawienia grałaby u siebie.
Statystycznie najbardziej prawdopodobne jest starcie z Rosją, a to dlatego, że ta nie może wpaść na Ukrainę, zostaje jej więc pięciu a nie sześciu potencjalnych rywali. Szansa wylosowania naszych wschodnich sąsiadów wynosi 20 procent, pozostałych ekip po 16.
W razie zwycięstwa naszą drużynę czeka decydujący mecz o awans. Rywalem może być każdy z 11 pozostałych uczestników baraży strefy europejskiej, na tym etapie nie będzie rozstawienia. Podczas losowania 26 listopada w Zurychu (początek o godzinie 17) nasz zespół pozna przeciwnika zarówno w pierwszej rundzie, jak i potencjalnego rywala w drugiej. Będzie to zwycięzca innej pary barażowej, czyli aż do zakończenia pierwszej rundy nie będziemy wiedzieć, z kim dokładnie nasz zespół powalczy o udział w mundialu, o ile oczywiście przejdzie przeszkodę numer jeden. Gospodarza tego meczu wyłoni losowanie. Półfinały play offy w strefie europejskiej odbędą się 24 marca, a finały pięć dni później.
Zlekceważenie przez Paulo Sousę rozstawienia w losowaniu barażów mundialu przejdzie do historii polskiej piłki. Niestety tej niechlubnej.
(…) Czy polskich piłkarzy otruto w NRD?
Eliminacje do mistrzostw Europy w 1980 roku. Reprezentacja prowadzona już przez Ryszarda Kuleszę pojechała na wyjazdowy mecz do NRD. Po pierwszej połowie prowadziła 1:0, lecz w drugich 45 minutach nasi zawodnicy opadli z sił i stracili dwa gole. Tamta porażka miała duży wpływ na to, że nie awansowali do finałowego turnieju.
Reprezentanci utrzymywali, że podczas meczu poczuli się źle i nagle stracili siły. Podczas obiadu gospodarze mieli im dosypać środki, które wywołały u nich kłopoty żołądkowe. Z powodów politycznych aferę wyciszono. Kiedy dwa lata później naszą kadrę ponownie czekał wyjazdowy mecz z NRD, tym razem przezornie zabrano z Polski jedzenie dla całej ekipy.
Czy nasi zawodnicy odpuścili mecz z Portugalią, żeby utrudnić awans ZSRR?
Tej plotki nigdy nie potwierdzono. Faktem jest, że w 1983 roku w eliminacjach mistrzostw Europy reprezentanci stracili już szanse na awans. Do rozegrania pozostał im mecz z Portugalią. Przeciwnicy pozostawali w grze o awans, a do tego potrzebowali zwycięstwa w Polsce. O wyjście z grupy rywalizowali z ZSRR, którego nad Wisłą – delikatnie mówiąc – nie darzono sympatią. Nasi reprezentanci mecz z Portugalią przegrali 0:1. 15 tysięcy kibiców obecnych na Stadionie Olimpijskim nie przejęło się porażką. Gol dla Portugalii nagrodzono brawami, widzowie ułożyli ręce w charakterystycznym, solidarnościowym geście „V”. – Czy odpuściliśmy z przyczyn politycznych? Ja na pewno nie – odpowiada występujący w tamtym meczu Adam Kensy. – Byłem w tej drużynie nowy. A za innych nie będę się wypowiadał. Portugalczykom bardzo zależało na wygranej. My wpadliśmy w dołek, brakowało wielu gwiazd z hiszpańskiego mundialu.
Franciszek Smuda komentuje ostatnie wydarzenia w polskiej reprezentacji.
Naszą kadrę prezes Zbigniew Boniek powierzył Paulo Sousie. Portugalczyk skończył Euro tak, jak ty – na ostatnim miejscu w grupie. Z wyjątkami, było pewną tradycją, że po nieudanym turnieju selekcjoner żegnał się z posadą.
W tym wypadku uważam, że dobrze, iż pozostał. Dopiero, by się bajzel zrobił, gdyby go wyrzucić po Euro. Przecież trwały eliminacje do mistrzostw świata. Nowy prezes – Czarek Kulesza słusznie zostawił Sousę. Zresztą nie jestem zwolennikiem zbyt szybkiego wywalania. Każdy trener powinien mieć czas, by reprezentację, czy klub „pomacać”, no przynajmniej z pół roku.
A jeśli Sousa nie awansuje do mistrzostw świata?
To musi oddać kierownicę.
Gdy zobaczyłeś skład na Węgry, bez Roberta Lewandowskiego, czy Kamila Glika?
Pomyślałem, że to pomysł z… bez sensu. Już lepiej było nie wystawiać „Lewego” przeciwko Andorze na tym sztucznym klepisku.
Ale ponoć sam Robert poprosił, by nie brać go pod uwagę na mecz z Węgrami.
Czy jakikolwiek piłkarz może sobie wybierać mecze reprezentacji? To może przed eliminacjami niech każdy sprawdzi w kalendarzu, czy mu coś tam nie wypada? Jakieś chrzciny albo wesele szwagra (śmiech). Nie chcę oceniać tej sytuacji, bo nie znam jej z bliska. Może Robertowi wypadło coś naprawdę ważnego? W takim razie lepiej ogłosić, co jest grane i zawczasu wyjaśnić, bo jak szambo wybije. Nie sądzę jednak, by Robert przyszedł do mnie przed ważnym meczem i przekazał, że choć nie ma konkretnego powodu, jednak nie zagra. Gdyby potrzebował odpoczynku, a mielibyśmy mecz o czapkę gruszek – ok. Tu mieliśmy walkę o lepsze ustawienie w barażu.
SPORT
Antoni Piechniczek o Paulo Sousie i Robercie Lewandowskim.
Jedni mówią, że Robert Lewandowski sam poprosił o wolne z Węgrami. Inni, że to decyzja Sousy – choć prawda zawsze leży pośrodku. A czy pan znajduje argument przemawiający za tym, żeby faktycznie posadzić „Lewego” na ławce w takim meczu?
– Może będę oryginalny, bo widzę to tak, że Lewandowski grał z Andorą po to, żeby poprawić swój dorobek strzelecki. Zdobycie dwóch bramek z Węgrami byłoby zadaniem trudniejszym, więc… wybrał mecz łatwiejszy. Ale co z tego, skoro nie miało to żadnego wpływu na bycie rozstawionym? W środowym „Sporcie” red. Maciej Grygierczyk zadał pytanie, czy Lewandowski wie, ile zostało przed nim mistrzostw świata? Zostały tylko te nadchodzące, bo jeśli się nie zakwalifikuje, to nie ma żadnej pewności, że za 4 lata nadal będzie grał w tej reprezentacji i że będzie mógł zagrać na kolejnym mundialu.
Skoro brak Lewandowskiego tak bardzo wpłynął na grę Polski, to czy można powiedzieć, że ta drużyna jest po prostu słaba? Oczywiście to
piłkarz ze ścisłego światowego topu, ale jednak to wciąż tylko jeden zawodnik.
– Tu nie chodzi o jednego zawodnika i o to, że jest słaba. Gdy stwierdzono, że trzech podstawowych piłkarzy – tj. Lewandowski, Glik i Zieliński – nie zagra, to pozostali potraktowali ten mecz „z marszu”. Że na pewno damy sobie radę z Węgrami, że trener wie, co robi. Nastąpiło rozluźnienie. Chciałbym podkreślić taki drobiazg – to zgrupowanie rozpoczęło się na wyjeździe. Ja ustawiłbym to w taki sposób, że ci, którzy mają grać z Węgrami, nie lecą nawet do Andory, tylko zostają w kraju, gdzie odpoczną, potrenują, przygotują się na mecz. A nie, że oni byli w Andorze, wrócili do Polski i potem Lewandowski znalazł się poza kadrą. Ja bym mu zadał pytanie – jak oceniasz nasz występ pod kątem taktycznym, co zostało zrealizowane, a co nie? On zrobi 8-sekundową przerwę, jak za Brzęczka, albo wcale się nie wypowie – i co wtedy? Zwolnią trenera?
Ostro komentuje to też Michał Zichlarz.
Jasne, z tymi mocnymi, jak chce się grać na mistrzostwach świata, trzeba wygrywać w każdych warunkach, ale po co sobie utrudniać, skoro może być łatwiej? Być może Sousa i jego mocno rozbudowany sztab tak na to nie patrzy, bo wszystko im jedno. Dziś są w jednym miejscu, a jutro będą w innym. Płaci im się jednak niemałe kwoty, więc swoją pracę – jak każdy – powinni wykonywać dobrze, solidnie. Tutaj przypomnijmy, że w wyniku awansu biało-czerwonych do baraży kontrakt selekcjonera został automatycznie przedłużony, przynajmniej do końca marca. Co miesiąc Portugalczyk kasuje z PZPN-u 70 tys. euro. On i cały jego sztab kosztują związek horrendalna kwotę 8 mln złotych. Wczoraj na łamach „Sportu” były reprezentant Polski Henryk Wawrowski pytał, kto zawiera takie kontrakty i że jest to skandal. Nic dodać, nic ująć.
I jeszcze o piłkarzach czy konkretnie jednym zawodniku. Nasz kapitan Robert Lewandowski po meczu z Andorą doszedł do porozumienia ze sztabem szkoleniowym, że w poniedziałek w Warszawie nie zagra. Był za to z żoną na imprezie urodzinowej u miliardera Rafał Brzoski, co w mediach społecznościowych udokumentowała Anna Lewandowska. W głowie mi się to nie mieści. Reprezentacja Polski przygotowuje się do ostatniego meczu w eliminacjach MŚ, a jej kapitan, najlepszy piłkarz i strzelec idzie na urodzinową imprezę. Nawet jakbyśmy mieli pewny udział w finałach MŚ i grali z San Marino u siebie, to nie miałoby prawa wydarzyć się coś takiego, że zawodnik ot tak – nawet jak nazywa się Lewandowski – idzie na imprezę. To żenada. Tutaj przydałby się ktoś z żelazną ręką, który to towarzystwo postawiłby do pionu. Paulo Sousa taką personą nie jest.
Kameruński pomocnik Górnika Zabrze, Jean Jules Mvondo liczy, że wkrótce będzie grał w wyjściowej jedenastce.
– Łapię minuty, robię, co trener każe i walczę o to, aby być w pierwszym składzie. W pomocy chłopcy wykonują dobrą pracę, więc na treningach muszę się bardzo starać. Trzeba ciężko pracować i czekać na swoją szansę, bo na razie Alasana Manneh i Krzysztof Kubica dobrze wywiązują się ze swych ról – podkreśla Jean Mvondo. Manneh i Kubica to niejedyni kandydaci do gry na środku pomocy, gdzie rozpychają się też inni młodzieżowcy, jak Norbert Wojtuszek czy Adrian Dziedzic. A jest jeszcze przecież były młodzieżowy reprezentant Serbii Filip Bainović.
Co do piłkarza z Kamerunu, to o tyle było łatwiej zaadaptować mu się w górniczym zespole, że świetnie znał się wcześniej z Mannehem. – Spędziliśmy ze sobą 4 lata w Aspire Academy w Katarze. Zresztą nie miałem szczególnych kłopotów, żeby się szybko zaadaptować do nowych warunków, bo dobrze pracuje się z trenerem Urbanem, a także z innymi zawodnikami – zaznacza Mvondo. Choć mało gra, to z pobytu w Polsce jest zadowolony. – Dobry poziom, dobra liga. Na razie może nie jest tak, jakbyśmy chcieli, punktów nie ma na naszym koncie tyle, ile mogłoby być, ale jestem przekonany, że z czasem będzie coraz lepiej – uważa piłkarz, który po pobycie w Aspire Academy w Dausze przez kilka lat biegał po boiskach Hiszpanii.
SUPER EXPRESS
Nic ciekawego.
RZECZPOSPOLITA
Stefan Szczepłek nazywa Paulo Sousę „pierwszym Portugalczykiem w kosmosie”.
Błędy, jakie popełnił w doborze piłkarzy, dyskwalifikują go jako trenera. Po 11 miesiącach poszukiwań podjął decyzje samobójcze, jakby nie orientował się w możliwościach graczy.
Być może Sousa poprowadzi reprezentację jeszcze tylko w dwóch meczach barażowych, po czym przeniesie się do innego naiwnego pracodawcy. Taka jego praca i jego agenta też.
Bardziej dziwi postawa Roberta Lewandowskiego. Dla niego mecz z Węgrami był przedłużeniem szansy na występ w mistrzostwach świata. Być może sam się jej pozbawił i pozostanie w historii reprezentacji – pomimo wszelkich zasług – jako ten, który zagrał na mundialu tylko raz, i to tak, że już nikt tego nie pamięta.
Fot. FotoPyK