Derby Krakowa to w ostatnich latach często były mecze, o których dużo mówiło się przed pierwszym gwizdkiem, a gdy już on wybrzmiał, jakości na boisku było tylko trochę więcej niż włosów na głowie Michała Probierza. Już po spotkaniach dyskusje często skupiały się na jakichś gównoburzach. Mając w pamięci te rozczarowania, nieco obniżyliśmy poprzeczkę z oczekiwaniami i musimy przyznać, że dzisiejsze starcie o prymat w Krakowie nawet mogło się podobać.
Albo inaczej – dało się zapomnieć o tym, że był to mecz, w którym 14. drużyna w tabeli podejmowała 9. ekipę ligi (stan sprzed startu kolejki). No i o tym, że mówimy o starciu zespołów, które ostatnio zostały obite – Pasy przez Radomiaka, a Biała Gwiazda przez Wisłę Płock (a wcześniej, bardzo boleśnie, przez Śląsk Wrocław). No, dało się to oglądać.
A szczególnie dało się oglądać Mikołaja Biegańskiego. W Wiśle generalnie nie ma w tym sezonie nudy w temacie obsady bramki, ale nie ma też za grosz pewności. Sezon zaczął od czystego konta Mateusz Lis, ale potem czmychnął do Turcji. Zastąpił go 19-letni Biegański, po którym było widać zarówno talent, jak i nerwy oraz brak doświadczenia, więc szybko wskoczył za niego wracający do kraju Paweł Kieszek. Były bramkarz między innymi Bragi i FC Porto (bez wnikania w statystyki brzmi nieźle, nie?) początkowo wyglądał w porządku, ale z czasem zaczął popełniać proste błędy, stąd powrót między słupki Biegańskiego, któremu zdarzyło się puścić pięć bramek w meczu, ale też w końcu zdarzyło mu się zagrać tak jak dzisiaj.
***
Czytaj także:
- Wisła Kraków świadomie pogodziła się z przeciętnością
- Pasieczny: Można pojechać na Lecha i murować, ale my chcemy się rozwijać
- Kamil Pestka: Cracovia skończy sezon w górnej części tabeli
***
To on sprawił, że Cracovia nie wygrywała tego meczu po pierwszych 45 minutach. Goście byli lepsi. I to o całkiem sporo. Wisła miała piłkę, wymieniała dużo podań, a piłkarze Pasów bez zbędnych ceregieli kreowali okazje strzeleckie. Pierwsze groźny strzał Piszczka trzeba było bronić już w 4. minucie, a do kluczowych fragmentów tego meczu możemy zaliczyć tę interwencję.
W głównych rolach ci sami aktorzy.
MIKOŁAJ BIEGAŃSKI SHOW ❤️
Źródło: CANAL+ SPORT 📺#WISCRA pic.twitter.com/PfX2PZ1jZI
— Głos z Reymonta (@gloszreymonta) November 7, 2021
Wiśle brakowało jakości, którą dawali w ofensywie chociażby Pestka, Rakoczy i – tu niespodzianka – Jugas. Pierwsza część gry została przespana, raz Młyński wrzucił na głowę Klimenta, który oddał celny strzał i tyle. No ale z czasem inni piłkarze Białej Gwiazdy też uwierzyli, że mogą dziś błysnąć i na początku drugiej połowy doszło do ważnych przełamań.
Po pierwsze: Yaw Yeboah, jeden z najlepszych piłkarzy początku sezonu, strzelił pierwszą bramkę w lidze od sierpnia, konkretnie od piątej kolejki i meczu w Łęcznej.
Do drugie: Michal Skvarka, który miał całkiem udane wejście do ligi, zanotował pierwszą asystę w lidze od sierpnia, konkretnie od piątej kolejki i meczu w Łęcznej.
Panowie wybrali niezły moment. Zwycięstwem Wisły Kraków w dalszej części tego meczu jest to, że nie pozwoliła Cracovii się dopaść. Pasy w tym sezonie potrafiły przycisnąć szczególnie w ostatnim kwadransie, sami rzućcie okiem na listę:
- gol Alvareza z Górnikiem Łęczna w 82. minucie (na wagę remisu),
- gol van Amersfoorta ze Śląskiem w doliczonym czasie (kontaktowy i ostatecznie na pocieszenie),
- gole Rodina z Górnikiem Zabrze w 84. minucie i doliczonym czasie gry (na wagę remisu),
- samobój Kurzawy w spotkaniu z Pogonią w 78. minucie (na wagę remisu),
- samobój Getingera w spotkaniu ze Stalą Mielec w 77. minucie (na wagę remisu),
- gol Myszora z Wartą Poznań w doliczonym czasie gry (na dobicie rywala),
- gol Rasmussena z Zagłębiem Lubin w 87. minucie (na wagę remisu).
Imponująco długa, ale Wisła Kraków nie dała Cracovii się rozhulać. Nie zaśmierdziało wyrównaniem. Zdarzył się w końcu jeden błąd przy wyjściu do piłki Biegańskiemu, ale bez konsekwencji. Poza tym golkiper dalej bronił pewnie, a sytuację zdarzyło się uratować również Maciejowi Sadlokowi. Tu w sumie za bardzo nie ma o czym gadać.
Bardziej klarownym tematem jest kwestia tego, czy Jugas powinien wylecieć z boiska przed czasem. Naszym zdaniem w 58. minucie zatrzymał wychodzącego sam na sam Klimenta, a sędzia pokazał tylko żółtą kartkę. Pan Kwiatkowski pewnie będzie bronił się w ten sposób, że do sytuacji doszło przy linii bocznej, ale naszym zdaniem i tak trudno byłoby zakładać, że któryś z kolegów zaasekurowałby Jugasa. Zbyt duża odległość.
Wisła powinna mieć więc w drugiej połowie łatwiej, ale poradziła sobie i bez tego. Może to jest ten wyczekiwany moment zwrotny? Nie ukrywajmy – więcej spodziewaliśmy się po odmienionej pod względem personalnym drużynie, nawet pamiętając o tym, że to początkowa faza budowy. Ale taka wygrana może dodać trochę pewności. A jeśli nie i Wisła po przerwie na kadrę dalej będzie grać w kratkę, to trzy punkty w derbach zostaną na osłodę.
Fot. newspix.pl