Reklama

Stary koń ciągle rządzi w stajni? Jak Marotta przeprowadził Inter przez kryzys

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

07 listopada 2021, 12:55 • 18 min czytania 2 komentarze

Lautaro Martineza chcą wszyscy, wszędzie, mógłby funkcjonować w świecie futbolu niczym kultowy Józef Oleksy z taksówkarskiej anegdoty. Panie Lautaro, dokąd wieźć? Bez różnicy, wszędzie mnie potrzebują. Ale mimo że potrzebują go wszędzie – Martinez właśnie przedłużył kontrakt z Interem Mediolan do 2025 roku. 24-letni Nicolo Barella, mistrz Europy z reprezentacją Włoch, jeden z najbardziej cenionych środkowych pomocników w Serie A, zrobił to samo – jego nowa umowa wiąże go z czarno-niebieskimi do 2026 roku. W kolejce stoją już kolejni zawodnicy, którzy jakimś cudem spośród dziesiątek możliwości, najczęściej wybierają tę, którą prezentuje im osobiście niepozorny 64-latek z prawie półwiecznym doświadczeniem w rolach dyrektorskich.

Stary koń ciągle rządzi w stajni? Jak Marotta przeprowadził Inter przez kryzys

Giuseppe „Beppe” Marotta.

Król polowania. Król okazji. Jeden z budowniczych potęgi Juventusu, jeden z ludzi, którzy zdjęli klątwę z Interu Mediolan. A i wcześniej przecież – to był bardzo istotny element w budowie nowej tożsamości Sampdorii Genua.

Prawdziwy dyrektor sportowy od zadań specjalnych. Bo też jak inaczej nazwać człowieka, który zastępuje jednego z najlepszych napastników świata 35-letnim Bośniakiem i wcale nie wychodzi na tym źle?!

Giuseppe Marotta – dyrektor od zawsze

Trudno ustalić prawdę we włoskich źródłach, bo mamy wrażenie, że tamtejsi dziennikarze skorzystali ze słynnego prawa anegdoty. Jeśli robiłeś coś w 15-stopniowym mrozie, to na potrzeby podkręcenia historii można zaokrąglić w opowieści: temperatura sięgała minus 25 stopni. Oficjalna strona Juventusu w obszernej sylwetce podawała, że pierwsze przygody Marotty z zarządzaniem to okres krótko po 20. urodzinach. Ale już jedna z lokalnych gazet w Varese przypomniała – 10-letni Beppe już wtedy biegał po szatni miejscowego klubu, pomagając ze sprzętem i drobniejszymi pracami organizacyjnymi.

Reklama

Jedno jest pewne – początek jego historii to właśnie 80-tysięczna miejscowość, znana raczej z przemysłu i handlu niż piłki nożnej. Miasto w Lombardii pozostawało politycznie, ekonomicznie i sportowo w strefie wpływów Mediolanu. 45 minut na autostradzie i spod domu młodego Marotty mogłeś się znaleźć na gigantycznym San Siro. Na obiekcie, gdzie już wtedy, w latach dzieciństwa Marotty, tworzyła się wielka historia. Natomiast Marotta zaczął działać lokalnie, zresztą wówczas kierownicze stanowiska dla tak młodych ludzi byłyby w Mediolanie nieosiągalne.

Kiedy zaczął? Można bezpiecznie założyć – również na potrzeby „success story” samego Marotty – że Beppe zaczął pomagać w klubie Varese jako 21-latek, w sezonie 1978/79. Dlaczego akurat wtedy? Bo Varese właśnie spadło do Serie C. I Lepoardi nigdy nie byli mocarzem, sezony w Serie A można policzyć na palcach obu rąk. Największe sukcesy w historii to właśnie zwycięstwa w Serie B, gwarantujące prawo gry w elicie. Wszystko jednak działo się na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Marotta? Pojawił się w klubie jako działacz przy młodzieżowych sekcjach, szybko zdobywając awans na podobne stanowisko w dorosłej drużynie. Dziś, gdy Varese już definitywnie zbankrutowało, możemy śmiało powiedzieć – to Marotta był absolutnie kluczowym pracownikiem klubu w pamiętnym sezonie 1978/79, gdy klub powrócił do Serie B.

Tak naprawdę – niekoniecznie. To był 22-latek, który po prostu był pod ręką, ale trzeba pamiętać – nie każdy 22-letni człowiek marzy o pracy w charakterze piłkarskiego działacza. To moment, gdy większość młodych jeszcze śni o karierze piłkarskiej, ewentualnie poświęca się studiom, by miękko wylądować poza piłką nożna. Marotta był inny.

To widać po jego CV. Varese za jego kadencji radziło sobie przyzwoicie na poziomie Serie B – co nie było oczywistością, biorąc pod uwagę całość historii klubu. Marotta nie był jednak po prostu lokalnym sympatycznym chłopakiem, któremu ofiarowano szansę w klubie z sąsiedztwa. Gdy Varese spadło, najpierw do Serie C, a potem jeszcze szczebel niżej, Marotta przewędrował do Monzy, gdzie warunki piłkarskie i finansowe sprzyjały nieco bardziej spektakularnym ruchom niż te podczas trwania na prowincji, gdzieś parę kilometrów za przedmieściami Mediolanu.

Na salonach

Z Monzą – awans do Serie B. Como, Ravenna, Venezia – Marotta piął się po szczebelkach, nawet jeśli transfery nadal dopinał gdzieś na styku II i III szczebla rozgrywkowego we Włoszech. To właśnie w ekipie z Wenecji zresztą wypłynął na szerokie wody – jeszcze przed czterdziestką stał się człowiekiem odpowiadającym za transfery w machinie Maurizio Zampariniego, bogatego biznesmena, który uratował upadający klub i wymarzył sobie potęgę piłkarską w mieście kanałów. W 1998 roku Marotta po raz pierwszy stał się dyrektorem sportowym w zespole z włoskiej elity. Stało się to tuż po fecie, w której uczestniczył jako jeden z najważniejszych członków pionu sportowego – Venezia po 30 latach wróciła do Serie A, a uczynili to piłkarze kontraktowani przez Marottę.

Reklama

INTER GÓRĄ W DERBACH MEDIOLANU? KURS 2,08 W FUKSIARZ.PL!

Cristiano Zanetti, wyciągnięty z Fiorentiny gdzie zagrał raptem 4 mecze. Alvaro Recoba wypożyczony z Interu Mediolan. Ledwie 20-letni Fabio Bazzani, później zresztą przeciągnięty też do Sampdorii. Już w tym okresie uwidoczniły się te cechy Marotty, które później całymi latami były wymieniane jako największe atuty. Potrafił wypatrzeć wielki talent na początku jego przygody z futbolem. Potrafił ściągnąć zawodnika na zakręcie z mocniejszego klubu i wspólnie ze sztabem szkoleniowym odzyskać go dla piłki. Potrafił zarabiać, ściągając za frytki i sprzedając za miliony.

Ponadto Marotta był spełnieniem marzeń wielu pracodawców, poszukujących „studenta z 5-letnim doświadczeniem”. Dyrektor był przecież świeżo po 40. urodzinach, a już zgromadził ponad 20 lat w branży, klasę potwierdził w paru miejscach, w tym w Serie A. Gdy Zamparini zaczął wycofywać się z Wenecji, by przenieść się do Palermo, Marotta dostał fuchę w Atalancie Bergamo, a później w Sampdorii. I tu tak naprawdę zaczęła się cała zabawa.

Giuseppe Marotta – negocjator

Zaczęliśmy tę sylwetkę Beppe Marotty od przedłużeń kontraktów, bo dziś tak naprawdę to jedna z najważniejszych części mercato. Zapytajcie PSG, zapytajcie menedżerów Kyliana Mbappe, jakie to ważne i istotne, by odpowiednio wcześnie rozplanować długość kontraktu, kwotę odstępnego i ewentualne możliwości działań, gdy piłkarz nie do końca interesuje się prolongatą umowy.

– Futbol na najwyższym poziomie to wielka gałąź rozrywki. Najlepsi gracze stają się coraz bardziej podobni do gwiazd showbiznesu, mogą żyć z chwilowych, wysokich zarobków, bez wiązania się umowami, kto wie, może z czasem zarabiając po prostu na uczestnictwie w konkretnych wydarzeniach. Możemy tego nie chcieć jako miłośnicy romantycznej piłki nożnej, ale światowa gospodarka zmierza w tym kierunku – mówił Marotta w… 2017 roku. Na długo przed COVID-em, na długo przed rewolucją na rynku transferowym.

Taki jest dzisiejszy sport. W czasach finansowego fair play, w czasach pocovidowego kryzysu ekonomicznego, ale też po prostu w czasach, gdy piłkarze tworzą własne marki-imperia – negocjacje tego typu stanowią największe wyzwanie. To nie piłkarz ma być atrakcyjny dla klubu, to klub ma być atrakcyjny dla piłkarza, a zmiennych jest więcej i więcej. Siła i prestiż całej ligi. Zarobki, ale i sposób ich opodatkowania. Premie, w tym te najwyższe – za podpis, przy ściąganiu zawodnika bez umowy. Nie chcemy już wkraczać w temat praw wizerunkowych oraz ewentualnej spójności sponsora indywidualnego i klubowego. Natomiast w skrócie – dyrektor sportowy dzisiaj musi wielokrotnie pełnić rolę wyjątkowo niewdzięczną. Zaspokajać najbardziej ekstrawaganckie wymagania klienta, którym w tym wypadku jest piłkarz.

To zresztą zrozumiałe. Jeśli Lautaro Martinez może zażądać praktycznie dowolnej pensji w niemalże dowolnym klubie z każdej spośród najsilniejszych lig – to Beppe Marotta próbując przedłużyć z nim umowę musi wznieść się na wyżyny sztuki negocjacyjnej. I Beppe Marotta po prostu to robi, nieprzerwanie, od czasów Sampdorii.

To wtedy ten talent negocjacyjny można było zaobserwować na większej arenie. Gdy Marotta ściągał Kennetha Zeigbo z Legii Warszawa do Wenecji – miało to swoją wymowę i znaczenie, ale jednak – w globalnej skali pozostało ruchem kompletnie niezauważonym. Natomiast Sampdoria? O, tu już można było pomyśleć o czołówkach La Gazzetta dello Sport. Już w pierwszej fazie swojej pracy w Genui, jeszcze w Serie B i tuż po awansie do Serie A, potrafił wyciągnąć z Romy 33-letniego Antoniolego czy reprezentanta Włoch, Cristiano Doniego. Z każdym sezonem szedł coraz grubiej, w pewnym momencie pozwalając sobie nawet na taką ekstrawagancję, jak wypożyczenie z Realu Antoniego Cassano, a potem utrzymanie go w Genui, gdzie łącznie osiągnął wynik bramkowy zbliżony do tego, który miał w Romie, w czasach przed wyjazdem do „Królewskich”.

Sampdoria stała się kolejnym po Venezii klubem, w którym Marotta zbudował historię „od zera do bohatera”. W Wenecji w wersji light, od Serie B do spokojnego utrzymania w elicie, w Sampdorii w wersji cięższej – przeprowadzając klub od drugiego szczebla rozgrywkowego do uczestnictwa w eliminacjach Ligi Mistrzów.

Były w karierze Marotty kluby słabiuteńkie. Były pogrążone w kryzysie, ale z aspiracjami. Znalazły się w CV kluby z bogatym właścicielem, który brał sprawdzonego dyrektora w celu rozruszania biznesu. Logicznym następnym krokiem był jakiś gigant, może na delikatnym zakręcie. Może Juventus, zbierający się po konsekwencjach afery calciopoli?

Giuseppe Marotta – dyrektor na dobre czasy

Końcowy Moratta miał już w Juventusie komplet narzędzi, dzięki którym mógł pozwolić sobie na większe ruchy. 80 milionów na Gonzalo Higuaina i to nawet nie tyle, by się wzmocnić, ale by osłabić bezpośredniego rywala? Czemu nie! Podobny manewr z Miralemem Pjaniciem? Proszę bardzo, panie Miralemie, zapraszamy do Turynu. Byłoby jednak zbyt dużym uproszczeniem sprowadzanie sukcesów Marotty do wykorzystywania sportowej, finansowej i organizacyjnej przewagi nad resztą ligi. Choćby dlatego, że początki pracy dyrektora sportowego wypadły akurat na czas wielkiej smuty Juve, gdy kolejne trofea zgarniał Inter.

Marotta wydawał się skrojony na potrzeby Juventusu 2010, choć jednocześnie pozostawało wiele znaków zapytania. Czy to na pewno człowiek, który udźwignie presję? Do tej pory mógł działać jako underdog, kusić ludzi na zawodowym aucie i przywracać ich do wielkiej piłki, wypatrywać talenciaków i spokojnie czekać na ich rozwój. W Juventusie trzeba już działać inaczej. Czasem sprowadzić gwiazdę. Czasem trafić kulą w płot, przepłacając za złotego dzieciaka, który okazuje się rozkapryszonym bachorem.

Szybko okazało się jednak, że Marotta wcale nie musi drastycznie zmieniać swoich metod, zasad i ideałów. Wręcz przeciwnie – może je dostosować do nowych warunków w sposób, który zapewni Juventusowi wieloletnią dominację boiskową, połączoną z kapitalną sytuacją ekonomiczną.

Bosman Marotta

Gdy niektóre kluby, zwłaszcza z Premier League i La Liga, ruszyły do wyścigu zbrojeń, wydając na transfery setki milionów euro, Juventus i Marotta uczynili prawdziwą sztukę z wykorzystywania prawa Bosmana. Marotta będzie postrzegany jako jeden z najlepszych dyrektorów sportowych w historii Serie A właśnie za sprawą tego typu ruchów. Sam zresztą nie ukrywa – to jest według niego esencja pracy na tym stanowisku.

– Mój najlepszy transfer? Paul Pogba. To była nasza największa operacja, bo wypracowaliśmy największy zysk w historii piłki. Ściągnęliśmy piłkarza za darmo, by następnie odsprzedać go do tego samego klubu za 105 milionów euro plus bonusy – ekscytował się całkiem niedawno Marotta, zapytany o swoje najlepsze okienko transferowe. Bo trzeba pamiętać, że kasę za Pogbę zainwestowano w Higuaina, łamiąc morale i osłabiając szatnię praktycznie jedynego godnego Juventusu rywala w tamtym okresie. Neapol zawył z bólu, Higuain dla Juve zagrał blisko 150 meczów, strzelając 66 goli.

Pogba to wizytówka. Wyszperany i wyszukany, dopasowany do potrzeb drużyny, przeprowadzony przez najtrudniejszy czas, opędzlowany za gigantyczną kwotę do klubu, gdzie tak naprawdę do dzisiaj nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Marotta wiedział kiedy kupić… Właściwie trudno użyć słowa zakup do tej transakcji bezgotówkowej. Wiedział kiedy Pogbę ściągnąć, wiedział kiedy Pogbę pożegnać. Natomiast być może jeszcze bardziej znaczący był inny wolny transfer w jego wykonaniu.

Andrea Pirlo. Za darmo. Z AC Milan do Juventusu.

Marotta nigdy nie patrzył w PESEL, uważał, że zawodnicy po trzydziestce nadal mogą stanowić wielką wartość na boisku, a koniec końców: przecież właśnie to się liczy dla klubu. Dlatego też 32-letni Pirlo, który przecież nigdy nie był demonem mobilności na boisku, był dla Marotty ważnym celem przy odbudowie Juventusu. Tak, istotna była budowa kultowego bloku defensywnego, Marotta zapewnił dla Antonio Conte wyśniony tercet Chiellini-Barzagli-Bonucci. Majstersztykiem było i wyjęcie Barzagliego za 300 tysięcy euro, i Bonucciego za ponad 15 milionów. Ale Pirlo był przecież równie ważny, a w dodatku darmowy. Ciepłe kapcie i emerytura w Turynie? Weteran włoskich boisk zagrał w barwach „Starej Damy” 164 spotkania, przeżywając jeden z najbardziej udanych okresów w swojej karierze.

A przecież był jeszcze wyciągnięty za friko z PSG Kingsley Coman. Był Fernando Llorente z Madrytu. Był Dani Alves z Barcelony. No i wreszcie Sami Khedira. Trudno się dziwić, że przez osiem lat swojej pracy dla Juventusu, klub wygrał praktycznie wszystko, co dało się wygrać na włoskiej ziemi, a dwukrotnie wystąpił też w finale Ligi Mistrzów. Można narzekać – zabrakło zwycięstwa, zabrakło uszatego pucharu. Ale trzeba to wszystko osadzić w pewnym kontekście i realiach. Od triumfu Interu Mediolan Jose Mourinho w 2010 roku, włoskie kluby miały problem z awansem choćby do półfinału tej imprezy. Dwa razy dochodziło do starć hiszpańsko-hiszpańskich i angielsko-angielskich, wewnętrzny finał zagrali nawet Niemcy, gdy Bayern pokonał Borussię Dortmund. Na 22 miejsca w finałach, Włosi obsadzili dwa. Właśnie przy przegranych finałach Juve.

Swoją drogą, nic nie mówi o pracy Marotty więcej, niż porównanie Juventusu w momencie objęcia przez niego sterów i w chwili, gdy opuszczał pokład. Delneri w roli trenera, siódme miejsce w lidze, zakup Milosa Krasicia, odpadnięcie w fazie grupowej Ligi Europy. To wszystko pierwsze, chwiejne kroki Marotty w klubie. Zostawiał Juve jako dwukrotnego finalistę LM, zdobywcę siedmiu scudetto z rzędu oraz dominatora finansowego, który może bez trudu kupować najlepszych zawodników ze swojej bezpośredniej konkurencji. Cień na tej hagiografii? Z dzisiejszej perspektywy, zwłaszcza wśród kibiców Juventusu, narasta przekonanie, że Marotta był „tym od finansów”. Całą robotę skautingową miał za niego wykonywać Fabio Paratici, zresztą pozostający prawą ręką Beppe od czasów Sampdorii. Inna sprawa, że potem Marotta poszedł na swoje.

I już bez Paraticiego przełamał dominację Juventusu.

Giuseppe Marotta – dyrektor na złe czasy

Romelu Lukaku odszedł, by podwoić swoją pensję – bezradnie przyznał Beppe Marotta w jednym ze swoich szczerych wywiadów dla włoskich mediów. Do jakiego stopnia szczerych? A do takiego, że sam przyznał się – Juventus mógł mieć Haalanda za 2 miliony euro. Zaspał, a teraz Norweg nie ma żadnego powodu, by choćby spojrzeć w kierunku ofert z ligi włoskiej.

Dlaczego od razu strzelamy z tych dwóch nazwisk? Bo w gruncie rzeczy to pewien wyznacznik siły Serie A, ale i siły Interu Mediolan w tejże lidze. Inter Mediolan spełnił swoje największe marzenie, któremu były podporządkowane wszystkie działania w klubie. Zdetronizował Juventus, przerwał jego dominację, strącił z grzędy, na której turyńczycy rozsiedli się na dobre za kadencji Marotty w Piemoncie. Barwnie opowiadał o tym Patrice Evra.

Dlaczego Juventus stracił mistrzostwo? Wcale nie z powodu Interu. Wyłączną przyczyną było to, że Inter ściągnął do siebie ludzi Juventusu, Antonio Conte i Giuseppe Marottę – powiedział w kwietniu Francuz, a więc człowiek, który akurat o ruchach słynnego Beppe Marotty może się wypowiedzieć najdokładniej. Kupiony za grosze z Manchesteru United zdobył z Juventusem dwa mistrzostwa, dwa Puchary Włoch i doszedł jeszcze „przy okazji” do finału Ligi Mistrzów. Ruch w stylu Marotty – piłkarz, na którego giganci patrzyli już z niepewnością z uwagi na wiek i charakter, a więc cena za jego usługi spadła niemal do zera. Czym jest dla turyńskiego klubu półtora miliona euro? Żeby Manchester United nie był szczególnie pokrzywdzony, doszły do tego zmienne, bonusy i inne triki, dzięki którym Marotta oszczędzał dla swoich pracodawców kolejne banknoty.

Evra więc widział legendę w akcji, mógł na własnej skórze przekonać się o jego talencie negocjacyjnym i sposobach działania. Marotta i Conte. Dwaj ludzie Juventusu, którzy dali Interowi scudetto. Natomiast i dwaj ludzie, którzy zwyczajnie musieli się rozstać w momencie świętowania największego sukcesu. Tak się bowiem składa, że Antonio Conte patrzył na Inter z perspektywy trenera mistrzów Włoch – oczekiwał utrzymania jakości składu, być może pewnych punktowych wzmocnień, do tego oczywiście pewnej kwoty na zabezpieczenie przyszłości transferami młodych kozaków. Marotta oczekiwał przede wszystkim, że uda się zapewnić klubowi płynność finansową, co przez moment, w największym dołku covidowym, wcale nie było oczywistością.

AC MILAN WYGRYWA, WYPŁATA PO KURSIE 2,55, REMIS = ZWROT. OFERTA Z ZAKŁADAMI BEZ REMISU -> FUKSIARZ.PL

Conte bez transferów typu premium rzucił klockami i zawinął się z Mediolanu. Marotta? Marotta zaczął udowadniać, że nie zapomniał czasów Sampdorii, gdy czasem trzeba było kleić dziury na ślinę.

Antonio Conte, wielkiego fana ustawienia z trzema stoperami, z piękną kartą zawodniczą na włoskich boiskach i opinią charyzmatycznego, zastąpił Simone Inzaghi, wielki fan ustawienia z trzema stoperami, z piękną kartą zawodniczą na włoskich boiskach i opinią charyzmatycznego. Ale to szukanie zastępców miało jeszcze bardziej efektowny wymiar. Odchodzi Achraf Hakimi, jeden z najlepszych na pozycji prawego wahadłowego jeśli chodzi o sezonu 2020/21? Marotta momentalnie wyszukuje wielokrotnie tańszego w utrzymaniu Denzela Dumfriesa, który był jednym z objawień Euro 2020. Wiemy, to tendencyjne, ale Dumfries ma obecnie 3 punkty w klasyfikacji kanadyjskiej w Interze Mediolan. Hakimi w PSG, otoczony Mbappe, Neymarem i Messim – pięć punktów. Natomiast Hakimi nie był ostatnim wielkim osłabieniem Interu.

Zastąpić trzeba było jeszcze Romelu Lukaku. Prawdziwego potwora, który w ubiegłym sezonie w Mediolanie strzelił 30 goli (w 44 występach). Gdy Marotta wyczarował nagle 35-letniego Edina Dżeko, można było uznać to za wyraz frustracji, a może nawet sugestywny protest przeciw władzom klubu. Zastępujesz terminatora gościem, który nawet w swoich najlepszych latach raczej nie był w stanie doskoczyć do tego poziomu. A co dopiero po 35. urodzinach? Tymczasem liczby mówią tak:

  • Lukaku 24 gole w 36 meczach Serie A, 0,67 gola na mecz
  • Edin Dżeko, 7 goli w 11 meczach Serie A, 0,64 gola na mecz

– Lukaku został sprzedany za 115 milionów euro, a my pozyskaliśmy Edina Džeko za darmo. Na boisku nie ma dużej różnicy – wypalił sam Marotta w wywiadzie dla Corriere dello Sport. Mało? Kurczę, Marotta to taki kozak, że gdy w zupełnie nieprzewidziany sposób z kadry wypadł Christian Eriksen, dyrektor sportowy od razu zakontraktował bez kwoty odstępnego (!) zawodnika lokalnego rywala (!) Hakana Calhanoglu. Pomysł, szybkość, wizja. Efekty? W pierwszych piętnastu spotkaniach ubiegłego sezonu Inter wygrał 7 spotkań, zremisował pięć i przegrał trzy, m.in. z Milanem w derbach. Sytuacja w Lidze Mistrzów po remisie z Szachtarem i podwójnej porażce z Realem też była niewesoła.

Pierwsza piętnastka w tym sezonie? 9 zwycięstw, 4 remisy, 2 porażki. Sytuacja w lidze przyzwoita, w Lidze Mistrzów – dająca nadzieję na awans do kolejnej fazy. Jeśli to jest ten kryzys po wyprzedaży najcenniejszych… Każdemu klubowi życzyć takich kryzysów.

Po prostu mistrz

Natomiast cokolwiek stanie się dalej w tym sezonie Serie A – Marotta zostanie zapamiętany z pierwszych lat swojej pracy dla Interu Mediolan. To właśnie on, do spółki z Antonio Conte, odmienił oblicze Interu, o którym przez wiele lat stanowił duet Icardi-Handanović. Dziwaczny to duet, napastnik z bramkarzem? Ale tak naprawdę wyglądał miesiącami Inter. Z tyłu zero, bo Handanović dokonywał cudów między słupkami, z przodu jeden, bo coś wcisnął Icardi. Natomiast cena za gole Argentyńczyka była zdecydowanie zbyt wysoka. Wieczne dramy w szatni, konflikty z kibicami, konflikty z kolegami z drużyny, z działaczami. Icardi spędził w Interze sześć sezonów. Aż Marotta wymienił go na Romelu Lukaku.

– Sprzedaż Mauro Icardiego była skomplikowana, ale kluczowa. Argentyńczyk w oczywisty sposób stwarzał zbyt wiele problemów w szatni. Decyzja musiała zapaść i była niezbędna, jak się okazuje w pełni się zwróciła. Conte zapewnił piłkarzom zwycięską mentalność poprzez pozbycie się wewnętrznych problemów – komentował Marotta dla Diario. –  Nikt nie wątpi w talent i możliwości Icardiego, ponieważ to wspaniały piłkarz. Talent jednak pozwala wygrywać pojedyncze mecze, a to drużyna wygrywa ligę. Icardi nie jest już częścią naszego projektu.

Dalsze losy Icardiego i Interu jasno pokazały, kto miał rację, kto po raz kolejny miał nosa.

– Jestem trochę zszokowany. Dla Tottenhamu sprzedaż Eriksena za 17 milionów funtów… To jak kwota za filiżankę herbaty w piłkarskim świecie, w tych czasach i przy takim wieku zawodnika – dziwił się Paul Merson.

A Marotta zaczął swoją kadencję od wszystkich „firmowych” ruchów. Pożegnanie „legend” czy „gwiazd”, czasem wbrew protestom kibiców? Marotta przerabiał to w Juve przy okazji Davida Trezeguet chociażby. Jeśli czegoś nauczył go futbol, to braku sentymentów, jeszcze raz przywołajmy przykład Higuaina. Dlatego niespecjalnie przejmował się tym, jak zostanie odebrane pożegnanie Icardiego. Drugi znak rozpoznawczy Marotty – wyszukanie jakiejś kozackiej okazji przy zawodniku z wygasającym kontraktem. Rok przed zakupem Christiana Eriksena z Tottenhamu za 20 milionów euro, Anglicy przekonywali – jeśli Real Madryt go chce, musi szykować 200 milionów. Co się zmieniło? Duńczykowi zbliżał się koniec kontraktu ze Spurs, a Marotta o tym wiedział. Wystarczyło, by zbić kwotę do symbolicznego rozmiaru, bo w Premier League 20 milionów euro płaci się za catering do ośrodka treningowego. To naturalnie hiperbola, ale mimo wszystko – gwiazda ligi angielskiej za takie pieniądze? W Mediolanie można było poczuć w pełni, że w mieście znalazł się nowy szeryf.

Okej, mamy odhaczone pożegnanie gwiazdy, mamy wyjęcie innego kozaka za niewielkie pieniądze. Wolne transfery? A i owszem, choćby Diego Godin z Atletico Madryt. Nos do znalezienia odpowiedzi na problemy drużyny? 65 milionów za Lukaku spłaciło się z nawiązką. Brakuje jeszcze ostatniego ze znaków rozpoznawczych – zabezpieczenia przyszłości. Dla porządku więc wspomnijmy o Sensim, Barelli czy Hakimim, na którym udało się zarobić 20 baniek w rok po zakupie.

Marotta współpracował z Conte w taki sposób, jak w Juve – nie obawiał się tak mało „seksownych” ruchów jak wypożyczenie Ashleya Younga czy ściągnięcie pozostającego w wieku przedemerytalnym Aleksandra Kolarowa. Wszystko podporządkowane spójnej wizji, piłkarze ściągani nie po to, by robić wrażenie na papierze, ale sumiennie wypełniać swoją rolę w doskonale zaprojektowanej maszynce Conte.

Wszystko łącznie dało 91 punktów w ligowej tabeli, 12 „oczek” przewagi nad wicemistrzem, lokalnym rywalem. A wszystko w cholernie trudnym okresie, gdy cały świat piłkarski na moment musiał stanąć, w oczekiwaniu na decyzje polityków i medyków wokół trwającej pandemii. Marotta, który był jednym z architektów hegemonii Juventusu, stał się też tym, którą hegemonię zakończył.

Co dalej?

Na pytanie „co dalej” trzeba odpowiedzieć banalnie – dowiemy się wieczorem. Na razie Inter nie gra gorzej, niż na początku ubiegłego sezonu. Wydaje się, że i zamiana Conte na Inzaghiego, i wyszukanie następców dla Hakimiego, Lukaku czy Eriksena, nie obniżyły drastycznie jakości zespołu. Zapewniony został finansowy spokój, co zresztą podkreślają przedłużenia umów z kluczowymi zawodnikami oraz transfery takie jak Correi – a więc dalekie od budżetowego przebierania w odrzutach z mocniejszych klubów.

Natomiast tabela nie wygląda dla Interu korzystnie. Tak, to nie do końca wina mediolańczyków, po prostu Napoli i AC Milan zanotowały chory start ligi, ale właśnie dlatego wyjątkowej wagi nabiera wieczorny mecz. Do tej pory i neapolitańczycy, i czerwono-czarni wygrali 10 spotkań i zremisowali jedno. Przewaga nad Interem obu liderów Serie A wynosi siedem punktów.

Dzisiaj podopieczni Simone Inzaghiego mogą rozpocząć pościg za współlokatorem z San Siro. I to pewnie da nam odpowiedź, na ile efektywnie Marotta przeprowadził Inter przez kryzys. I czy kryzys jeszcze w ogóle trwa, czy zakończył się wraz z obecną serią pięciu udanych meczów – czterech zwycięstw i remisu z Juventusem.

CZYTAJ TAKŻE:

fot. NewsPix.pl

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
1
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Piłka nożna

Komentarze

2 komentarze

Loading...