W sobotnim meczu z Watfordem Sadio Mane po raz setny trafił do siatki w Premier League. Takie osiągnięcie to kawał historii, do którego Senegalczyk dążył jednak w cieniu. Obecny Liverpool ma bowiem twarz Mo Salaha. To jego sylwetka kojarzy nam się najbardziej ze świętowaniem strzelonych bramek przed pełnymi trybunami na Anfield. Musimy jednak pamiętać, że każdy Batman ma swojego Robina, a każdy Micheal Jordan swojego Scottiego Pippena.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
LIDER MOŻE BYĆ JEDEN
I właśnie tym aktorem drugoplanowym jest w drużynie Liverpoolu Mane. Może wyrażenie „drugoplanowy” zbyt drastycznie sprowadza go na niższy poziom, ale przecież nie możemy pół drużyny mianować pierwszoplanowymi gwiazdami. A w ofensywie Liverpoolu to Salah zbiera największe laury. Mane rok po roku musi godzić się z sytuacją, w której to Egipcjanin ma więcej strzelonych bramek od niego. Raz udało mu się ten wynik wyrównać, wtedy obaj zostali królami strzelców Premier League, a dołączył do nich jeszcze Pierre Emerick-Aubameyang z Arsenalu.
Dodatkowo wcale nie wygląda to tak, że Salah swoje bramki zawdzięcza Mane, ponieważ to Egipcjanin notuje więcej asyst. Jedynym wyjątkiem jest w tym przypadku poprzedni sezon Premier League. Między oboma zawodnikami wiele razy dochodziło do różnych gestykulacji, które miały wyrazić pretensje do drugiego, że ten nie podał piłki. Nigdy nie były to jednak kłótnie, które psują atmosferę w drużynie, a jedynie uwagi mające na celu przypomnienie, że ostatecznie liczy się przecież sukces drużyny i liczba bramek strzelonych przez zespół.
100 bramek Sadio Mane w Premier League
Senegalczyk sukcesywnie gromadził swoje trafienia i w sobotę udało mu się wejść do elitarnego grona strzelców stu bramek w Premier League. Jest trzydziestym pierwszym zawodnikiem, który dobił do tej granicy. Co wyróżnia go na tle Salaha? Przede wszystkim potrafił strzelać nie tylko w barwach zespołu walczącego o mistrzostwo Anglii. Mane pojawił się na Wyspach w sezonie 2014/15 i przez dwa lata zdobył 21 bramek w Premier League w barwach Southampton.
Salah w tym czasie odbijał się od Chelsea, dla której zdobył tylko dwa gole w lidze. Mane zapracował sobie na transfer do większego klubu właśnie poprzez świetne wyniki w barwach „Świętych”. Wystarczy przypomnieć sobie najszybszy hat-trick w historii Premier League. Southampton podejmowało na swoim stadionie Aston Villę, a Mane zdołał strzelić trzy gole w 176 sekund. Niecałe trzy minuty, a wliczmy w to jeszcze czas na radość i celebrację każdej z bramek.
Po przyjściu na Anfield bez problemów utrzymał dyspozycję strzelecką i tym sposobem nieprzerwanie od siedmiu sezonów w Premier League ładuje rywalom minimum 10 goli. Jest też na dobrym kursie do podtrzymania tej serii, bo w 8 spotkaniach tego sezonu strzelił już 5 razy. Tak wyglądają jego sezony pod względem liczby bramek w Anglii:
- 2014/15 – 10
- 2015/16 – 11
- 2016/17 – 13
- 2017/18 – 10
- 2018/19 – 22
- 2019/20 – 18
- 2020/21 – 11
WCIĄŻ SPORO DO POPRAWY
Strach pomyśleć, co by było, gdyby wykorzystywał wszystkie nadarzające się sytuacje. W ostatnim czasie jego celownik trochę się rozregulował i kibice Liverpoolu mogą mieć do niego sporo pretensji. W tym sezonie „popisowym” występem Mane było spotkanie z Leeds, po którym spokojnie mógłby zabrać piłkę do domu, oddał aż dziesięć strzałów na bramkę, a skończyło się na tylko jednym golu. Według współczynnika xG zapracował wówczas na dwie bramki.
Ten sam współczynnik pokazuje nam zresztą spadek formy strzeleckiej Mane, który ma miejsce od początku poprzedniego sezonu. O ile we wcześniejszych latach wyprzedzał wyliczenia komputera i strzelał kilka bramek więcej niż powinien, tak w ostatnim sezonie xG to 14.83, a w tak naprawdę licznik Senegalczyka zatrzymał się na 11 trafieniach.
Od momentu pojawienia się w Premier League komputer najwięcej braków w jego wykańczaniu akcji widzi w sytuacjach przy strzałach głową. Goli zdobytych w ten sposób powinien mieć na swoim koncie więcej. To ciekawe spostrzeżenie, ponieważ Mane uchodzi za całkiem nieźle grającego w powietrzu, a mimo to marnuje w ten sposób sporo okazji. Nadrabia za to strzałami zarówno z prawej, jak i lewej nogi.
RZUTY KARNE? NIE MA TAK ŁATWO
Przeanalizujmy sto bramek Mane w Premier League.
- 61 zdobył po uderzeniach prawą nogą, 27 lewą nogą i 12 po strzałach głową
- 66 bramek strzelił w meczach domowych, 34 na wyjazdach
- Najwięcej, bo aż 13 razy, pokonywał bramkarza Crystal Palace; nie unikał jednak trafień z rywalami z najwyższej półki – 6 goli z Manchesterem City, 5 z Chelsea
- Strzelił dwa hat-tricki, oba w barwach Southampton
Największe wrażenie robi jednak fakt, że żadnej z bramek nie zawdzięcza strzałom z rzutu karnego. Jest dopiero trzecim piłkarzem, który dobrnął do stu goli w Premier League bez żadnego takiego trafienia. Dwaj pozostali to Les Ferdinand i Emile Heskey. – To jest szczególna rzecz i nie możemy o tym zapominać. Sadio Mane strzelił sto goli i żadnego z rzutów karnych. Nie jestem pewien, czy strzelił jakiegoś w Southampton, ale z tego co wiem, to nie. To wyjątkowa liczba. Powinien być z tego dumny, bo nie zdarza się to zbyt często – Jurgen Klopp
Statystyka związana z karnymi mogła być jednak zepsuta. Przy pochwałach dla Mane zapominamy, że w sezonie 2015/16 wykonywał rzut karny, który obronił Simon Mignolet. Wszystko działo się w starciu przeciwko Liverpoolowi, a sytuacja miała miejsce przy wyniku 2:0 dla „The Reds”. Senegalczyk jednak pomimo tego dobrze zapamięta to spotkanie, bo strzelił później dwa gole, a jego Southampton wygrało 3:2.
Dodatkowo statystyki pokazują, że Mane to typowy lis pola karnego. Definicja ta nie do końca do niego pasuje, bo gra przecież głównie na skrzydle, z którego musi zbiegać w pole karne. Jeżeli weźmiemy jednak pod uwagę, że 97 ze 100 bramek w Premier League strzelił z obszaru szesnastki, to już pasuje jak ulał. Jedyne trzy trafienia spoza pola karnego to strzały z odległości maksymalnie dwóch metrów od jego linii. Aż przypomina się Ruud van Nistelrooy, który dla Manchesteru United strzelił 150 goli we wszystkich rozgrywkach i tylko jeden padł zza pola karnego.
Ruud van Nistelrooy. Pazerny na gole aż do przesady
KTO ZOSTAJE DO POKONANIA?
Mane jest związany z Liverpoolem kontraktem do końca sezonu 2022/2023. Obecnie ma 29 lat i spokojnie kilka sezonów gry na najwyższym poziomie przed sobą. Jak wysoko może dojść w klasyfikacji najlepszych strzelców ligi? Jeżeli będą omijać go kontuzje, a sam będzie utrzymywał tendencję do strzelania dwucyfrowej liczby bramek w każdym sezonie, śmiało może awansować do najlepszej dwudziestki tego zestawienia. Klasyfikacja przed nim przedstawia się następująco:
- 22. Dion Dublin – 111
- 23. Emile Heskey – 110
- 24. Ryan Giggs – 109
- 25. Peter Crouch – 108
- 26. Paul Scholes – 107
- 27. Darren Bent – 106
- 28. Mo Salah, Didier Drogba – 104
- 30. Sadio Mané, Matt Le Tissier – 100
Niedługo Mané znajdzie się więc w sytuacji, w której każda bramka będzie go przesuwać o oczko wyżej. Jedyne co trzeba wziąć pod uwagę, to obecność w tym gronie Mo Salaha. Egipcjanin zapewne będzie z każdym trafieniem uciekał swojemu koledze z drużyny. Tutaj z kolei warto zastanowić się, kto będzie najlepszym strzelcem Afryki w Premier League. Do tej pory jedyną trójką takich zawodników są wspominani Salah, Drogba i Mane. Prościej byłoby to osądzić, gdybyśmy wiedzieli, który z zawodników Liverpoolu dłużej zostanie na Wyspach.
Czy ktoś niedługo może dogonić Mane? Najbliżej dotarcia do granicy 100 goli w Premier League są Raheem Sterling i pewien 36-letni Portugalczyk z Old Trafford. Zawodnikowi Manchesteru City brakuje trzech trafień, by wejść do tego prestiżowego grona, ale w ostatnich 16 występach ligowych zdobył tylko dwa gole. Z kolei licznik Ronaldo po odejściu z Manchesteru United w 2009 roku zatrzymał się na 84 bramkach. Po powrocie do Anglii zdobył już trzy kolejne, ale wątpliwe, by do końca kariery dopadł wciąż strzelającego Mane.
Ten pisze złotymi zgłoskami swoją historię w Premier League. Jeśli będzie w niej grał do końca kariery, to może wyśrubować naprawdę wybitny rekord. W jego zasięgu raczej pozostaje zdobycie jeszcze 40-50 bramek, a to już dałoby mu miejsce u boku takich postaci jak Robin van Persie, Teddy Sheringham, czy Michael Owen. Jak widać, bycie przyćmionym przez jeszcze lepszego kolegę z zespołu wcale nie oznacza, że nie możesz pracować na własny pomnik.
CZYTAJ TAKŻE:
HUBERT NOWICKI
Fot. Newspix