W środowej prasie rozmowy z Adamem Buksą, Marcinem Rosłoniem, Radosławem Kałużnym, Domenico Criscito i Jackiem Krzynówkiem. Jest całkiem ciekawie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Rozmowa z Adamem Buksą, który przeżywa świetny czas w swojej karierze.
(…) A jak pan z perspektywy czasu patrzy na te trzy mecze i spektakularny początek gry w kadrze?
Przede wszystkim cieszę się z tego, jak przebiegło tamto zgrupowanie. Na początku atmosfera wokół zespołu była dosyć gęsta, nie stawiano nas w roli faworytów. Ani nie spodziewano się pewnego zwycięstwa nad Albanią, ani ugrania czegokolwiek z Anglią. Tymczasem wywalczyliśmy siedem punktów, pojawiło się więcej optymizmu wśród kibiców i miło mi, że w tym pomogłem. Bardzo skrupulatnie przygotowywałem się do przyjazdu na kadrę i według mnie było to widać.
W jaki sposób?
Przez kilka tygodni – od kiedy wiedziałem, że mam szansę przyjechać na to zgrupowanie – robiłem wszystko, by trafić z formą na czas eliminacji MŚ. Pod kątem fizycznym, piłkarskim i mentalnym, bo współpracuje z psychologiem sportu. I to wszystko zagrało. Ale jak mocno się cieszyłem tymi pierwszymi trzema występami, tak szybko o nich zapomniałem, bo nie chciałbym żyć tym, co było, tylko tym co dopiero będzie. Kolejne wyzwania są za rogiem.
Czyli odkąd dowiedział się pan o prawdopodobieństwie powołania, ćwiczył pan sam ponad to, co robił pan z drużyną?
Z reguły w tygodniu dorzucam 2–3 indywidualne treningi. Nie zawsze są to zajęcia z piłką, ale sporo pracuję poza ćwiczeniami w klubie. Na pewno pomogło mi to, że w USA jesteśmy w środku sezonu i od dawna byłem w rytmie meczowym, bo w Europie rozgrywki dopiero się rozkręcały.
Kariera Łukasza jest pięknie nudna – Marcin Rosłoń, były piłkarz Legii, opowiada o Łukaszu Fabiańskim, z którym grał w warszawskim klubie w sezonie 2005/06 i wywalczył mistrzostwo Polski. Sobotnim meczem z San Marino Fabiański kończy karierę w reprezentacji Polski.
Robert Błoński: Jak się zaczęło?
Marcin Rosłoń: Zwyczajnie, na boisku. Poznaliśmy się w Legii, w 2005 roku – Fabian trafił do Warszawy wiosną jako następca Artura Boruca, który szykował się do wyjazdu za granicę. Przez pół roku był rezerwowym, potem trener Dariusz Wdowczyk na niego postawił, choć przyszedł Jan Mucha. Fabian bronił we wszystkich meczach ligowych, ja wystąpiłem w dwunastu i na koniec świętowaliśmy mistrzostwo. Na zgrupowaniach dzieliłem pokój z Tomkiem Kiełbowiczem i nie należeliśmy do grupy rozrywkowej. Fabian miał podobny temperament i w naturalny sposób do nas dołączył. Tak się zaczęło. Do dziś mamy bliski kontakt, jesteśmy przyjaciółmi, nasze grupy na komunikatorach są bardziej rodzinne niż piłkarskie. Wygłupiamy się, mieliśmy mnóstwo tematów dotyczących Polski, Londynu itd. Jesteśmy na innych etapach, gdzie indziej pracujemy, ale połączył nas rok 2005 i mistrzowski sezon w Legii. Zostało na całe życie.
Nadawaliście na tych samych częstotliwościach?
W każdej szatni są grupki, mniejsze czy większe – to naturalne połączenie wynikające choćby z potrzeb. Wtedy, jak mówiłem, byłem w pokoju z „Kiełbikiem”, a Fabian był młody, nie miał w Legii punktu zaczepienia, powoli wskakiwał do składu, więc dołączył do nas. Na zgrupowanie pojechaliśmy na Cypr i potrzebowaliśmy „młodego”, który śmignie po wino (śmiech). Nie byliśmy w grupie uderzeniowej, ale jak ktoś zapyta Łukasza, kto go nauczył pić czerwone wino, to będzie pamiętał. Był trzecim lokatorem w pokoju, choć mieszkał z kimś innym. Połączyło nas podobne podejście do pracy, treningu, pasja do piłki, nieprzeliczalna na pieniądze, gadżety i chęć posiadania. Jego niosły marzenia – mieszkał w Słubicach i kiedyś, jako dziecko, po drugiej stronie granicy zobaczył rękawice bramkarskie, które stały się jego marzeniem. Dziś gra w najpiękniejszej lidze świata, zarabia krocie, ale tamto marzenie z dzieciństwa z nim jest.
Doceniajmy Ligę Narodów – mówi „Przeglądowi Sportowemu” Domenico Criscito, były reprezentant Włoch.
Co prawda Liga Narodów nie jest prestiżowa tak jak EURO, ale Włochy po zdobyciu tytułu na Wembley, muszą starać się wygrać kolejne trofeum.
Tak, jak się mówi, zwycięstwo pomaga zwycięstwu. Nie ma sensu nie doceniać tych rozgrywek, wręcz przeciwnie. W tym momencie reprezentacja może wzmocnić swoją pozycję na międzynarodowym poziomie. Pokonanie po raz drugi Hiszpanii, dotarcie do finału i ewentualnie wywalczenie trofeum są sygnałami potwierdzającymi siłę drużyny w drodze do mistrzostw świata.
Emanuele Giaccherini powiedział nam, że po wygraniu EURO może rozpocząć się dla Squadra Azzurra złota era.
Ma rację. Trener Roberto Mancini stworzył w szatni świetną atmosferę. Na każdym poziomie to jest najważniejsza rzecz, ponieważ robi różnicę. Zawodnicy uśmiechają się, pomagają sobie. Włochy to prawdziwa drużyna.
Czy myśli pan jeszcze o reprezentacji? Rozegrał pan 26 meczów w barwach Italii, uczestniczył pan też w mundialu w 2010 roku.
Mam prawie 35 lat, jestem już stary! Oczywiście żartuję, zawsze grałbym w tej koszulce, ale w moich myślach nie ma miejsca dla drużyny narodowej. Obecnie na mojej pozycji wielu młodych piłkarzy zasługuje na szansę, żeby regularnie grać w kadrze.
Maciej Bartoszek może być spokojny o posadę w Wiśle Płock.
Według naszych ustaleń żadna zmiana na stanowisku szkoleniowca płocczan nie jest obecnie nawet rozważana. W krótkiej rozmowie potwierdził nam to dyrektor sportowy Wisły.
– Nie ma w ogóle takiego tematu. Trener Maciej Bartoszek nadal spokojnie i normalnie pracuje. Ma ważny kontrakt i nic się w tej kwestii absolutnie nie zmienia – stanowczo zaznaczył dyrektor klubu Paweł Magdoń. Według naszych informacji rozmawiał on w ostatnich dniach z Bartoszkiem, ale była to zwykła pomeczowa wymiana zdań, jak po każdym spotkaniu.
Radosław Kałużny uważa postawę Legii w Ekstraklasie za nieśmieszny żart.
PIOTR WOŁOSIK (dziennikarz Przeglądu Sportowego): – Legia Warszawa w Lidze Europy, to książę, zaś w ekstraklasie, to żebrak.
RADOSŁAW KAŁUŻNY (były reprezentant Polski, komentator Przeglądu Sportowego): – Nie przystoi mistrzom Polski odwalić takiej chałtury, jak lanie 1:3 w Gdańsku. Rozwaliło mnie tłumaczenie, że po meczu z Leicester mieli 72 godziny odpoczynku i tyle samo na regenerację. Za chwilę padnę ze śmiechu. Przecież sezon na dobre jeszcze się nie rozkręcił i co? Już „ciężkie” nogi? Z doświadczenia wiem, że na takie spotkania, jak z Anglikami człowiek zupełnie inaczej, znacznie mocniej mobilizuje się. Mało tego – w ogóle nie potrzebuje mobilizacji z boku. Sama przychodzi. Identycznie, jak rozprężenie po takim meczu, gdy trzeba wrócić do szarej rzeczywistości i zagrać gdzieś w Radomiu w którym wychodzi na ciebie góra trzech chłopaków „z nazwiskiem” Ale bez przesady – w Legii grają na tyle klasowi piłkarze, ma na tyle szeroką ławkę, że nie mogą w tak beznadziejnym stylu odpuścić meczu, jak tego niedzielnego. Rozumiem, gdyby zespół trenera Czesława Michniewicza po pasjonującej, zaciekłej walce poległ 2:3, a ta drużyna wyszła, jak na ścięcie, błagając o jak najniższą karę. Nawet będąc zmęczonym taka chałka nie miała prawa się zdarzyć. Nie możemy zbyć milczeniem tego, co po raz kolejny pokazała Lechia. Gdańszczanie wyraźnie odżyli przy nowym szkoleniowcu. Podejrzewam, że trafił z przekazem do piłkarzy, złapał z nimi dobry kontakt, może zmienił formułę treningów?
SPORT
Jacek Krzynówek przed meczami z San Marino i Albanią.
Czyli każdy inny wynik niż 6 punktów będzie rozczarowaniem?
– Nie chciałbym stawiać chłopaków pod ścianą, chociaż oni doskonale wiedzą, o co grają. Te 6 punktów to jest mus. Wiadomo, że nie ma co tworzyć dodatkowej presji, ale chcąc awansować, trzeba takie mecze wygrywać. To będzie duża niespodzianka, jeśli nie uda się zdobyć tych 6 punktów.
Pewien niepokój może jednak panować, bo w ostatnim meczu z Albanią wynik 4:1 był dużo lepszy niż gra.
– I oby to był tylko wypadek przy pracy, bo wiadomo, że z mocniejszymi zespołami, takimi jak Anglia, prezentujemy się lepiej. Ale tak było zawsze, że człowiek wyglądał korzystniej w meczu z silnymi drużynami niż przeciwko takim, z którymi trzeba prowadzić grę. Można powiedzieć, że Albania jest czarnym koniem w tej grupie. Grają naprawdę fajną piłkę. Mają ruchliwych, dobrze wyszkolonych technicznie zawodników i to się u nich nigdy nie zmieniło. Są charakterni, ale nie da się ukryć, że piłkarsko jesteśmy od nich po prostu lepsi.
Piłkarze Rakowa Częstochowa mają trochę czasu na odpoczynek i podreperowanie zdrowia. Nadal będą jednak w rytmie meczowym – w sobotę rozegrają sparing z Podbeskidziem Bielsko-Biała.
Raków w ostatnich tygodniach miał sporo problemów zdrowotnych. Od kilkunastu dni poza kadrą meczową są Marcin Cebula i Patryk Kun. Poważniejsze urazy leczą Ben Lederman i Zoran Arsenić. Dla całej czwórki przerwa reprezentacyjna to idealny czas powolnego powrotu do treningów. Prawdopodobnie Ledermana czy Arsenicia kibice nie zobaczą jeszcze przez kilka tygodni, jednak ich powrót do gry jest coraz bardziej realny. Cebula i Kun powinni być już gotowi do meczu ze Śląskiem Wrocław, który będzie pierwszym po reprezentacyjnej przerwie dla częstochowian. Na to spotkanie powinien być przygotowany także Milan Rundić. 29-letni Serb w niedzielę zdobył swojego pierwszego gola dla Rakowa, do tego dołożył także bardzo ładną asystę przy trafieniu Vladislavsa Gutkovskisa. Stoper musiał jednak opuścić murawę w 81 minucie z powodu urazu. Kontuzja nie wydaje się jednak poważna, stąd powinien być do dyspozycji sztabu szkoleniowego. Na pewno jest to dla Rundicia dobra wiadomość, zwłaszcza że pech nie opuszcza go od początku tego sezonu. Serb stracił już 7 spotkań z powodu różnych kontuzji. W lidze rozegrał zaledwie 2 pełne spotkania.
W piątek przed południem doniosłe wydarzenie w katowickiej AWF. Tytuł doktora honoris causa otrzyma profesor Jan Chmura.
(…) Ale trzeba też sięgnąć do początku lat 90., kiedy profesor współpracował m.in. z FSV Mainz, gdzie poznał Juergena Kloppa, czołowego obecnie trenera na świecie, szkoleniowca Liverpool FC.
– Byłem wtedy akurat na stażu naukowym w Instytucie Sportu na Uniwersytecie w Mainz. To było w latach 90., kiedy w miejscowym klubie grał nie kto inny, jak Juergen Klopp. W ramach tego stażu nawiązałem kontakt z ówczesnym trenerem zespołu z Mainz, Robertem Jungiem. Za jego pośrednictwem mogłem przeprowadzić badania w prowadzonym przez niego zespole, no i tak poznałem Kloppa, który był wtedy młodym i jednym z wyróżniających się zawodników tamtej drużyny pod względem szybkościowym i wytrzymałościowym, z bardzo dużym akcentem na szybkość. Do dnia dzisiejszego mam jego wyniki, a najbardziej zapamiętałem, że był jednym z nielicznych zawodników, który był bardzo zainteresowany prowadzonymi przeze mnie badaniami. Ciągle podchodził i pytał, co oznacza taki czy inny parametr. Już wtedy rzucał się pod tym względem w oczy, ale oczywiście w życiu bym nie przypuszczał, że zrobi tak kapitalną karierę trenerską. To był dla niego taki bodziec, bo to były wtedy nowe badania o zakresie psychomotorycznym. Te doświadczenia z przeszłości wspominam bardzo sympatycznie. Dopiero wtedy władze Polskiego Związku Piłki Nożnej otwarły przede mną swoje bramy i mogłem rozpocząć badania także w naszej ekstraklasie. Pomógł w tym wszystkim świętej pamięci Ryszard Kulesza. Za jego pośrednictwem przebadałem całą naszą ligę. Było to rok czy dwa po tych badaniach w Niemczech, tak więc najpierw musiałem przebijać ściany za granicą, żeby potem móc kontynuować swoją pracę na miejscu, żeby przekonać polskich trenerów do takich badań i prac – tłumaczy profesor Chmura.
SUPER EXPRESS
Jest przemielona już w internecie rozmowa z Kacprem Kozłowskim o Liverpoolu i Kloppie. Co poza tym? Robert Lewandowski otwiera restaurację.
Robert Lewandowski (33 l.) szykuje się na spotkania el. MŚ z San Marino i Albanią, a kibice mogą się już posilić w jego restauracji. I to w wypasionym miejscu. Nine’s ma stać się popularnym miejscem wśród polskich kibiców. Jednym z hitów może być kotlet schabowy za 39,90 zł.
– Chcemy, by NINE’s było świątynią sportu, nie tylko piłki nożnej – zapewnia Jacek Trybuchowski, wspólnik kapitana reprezentacji Polski – Jest to „zajawka”, ma to też być biznes, który daje dużo radości gościom. To biznes ludzki. Mamy nasz zespół i gości. Gastronomia to trudny biznes, zwłaszcza w dobie pandemii. Zdobyć to miejsce było trudno, prace nad tym trwały trzy lata – dodał.
Fot. Newspix