Reklama

Dziesięć sekund Juventusu, które powaliło Chelsea na deski

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

29 września 2021, 23:48 • 4 min czytania 5 komentarzy

Jeśli kibice Juventusu czekali na kolejny mecz imienia Massimiliano Allegriego – a czekali na pewno – to właśnie się takiego doczekali. Nawet gdyby starcie Starej Damy i Chelsea trwało do północy, defensywa Włochów i tak raczej nie zostałaby sforsowana. Mieli na ten mecz plan i zrealizowali go w 100%. 

Dziesięć sekund Juventusu, które powaliło Chelsea na deski

Patrząc na ostatnie przygody Chelsea w Italii wynik nie powinien dziwić. W ciągu ostatnich jedenastu lat grali tam pięć razy – za każdym razem przegrywali. Ich pogromcą okazywał się Inter (2010), Napoli (2012), AS Roma (2017) oraz dwukrotnie Juventus (2012, 2021). Jest więc jakaś seria, która zaczęła się lata temu i The Blues nie mają pomysłu na to, jak ją przerwać.

No właśnie, nie mają pomysłu. Bo tak jak sama porażka może zostać wpisana w koszty, tak w drugim meczu z rzędu podopieczni Thomasa Tuchela nie grają dobrze, żeby nie powiedzieć, że grają bardzo słabo. Przeciwko Manchesterowi City nie oddali żadnego celnego strzału, dzisiejszego wieczora ta sztuka udała im się zaledwie raz. To zbyt mało, by wywieźć z Turynu cokolwiek innego niż poczucie porażki.

Juventus – Chelsea. Lukaku pilnowany jak Ostatnia Wieczerza

Kłopoty Chelsea niewątpliwie wynikają z tego, że kolejny raz nie mógł wystąpić Mason Mount. Gdy nie ma Anglika w Chelsea po prostu nie ma kto kreować. Dzisiejszy jeden celny strzał nie wziął się z niczego. Wziął się tyleż z dobrej, odpowiedzialnej gry Juventusu, co z apatii ofensywnej The Blues. Koronkowych akcji było jak na lekarstwo, szans stworzonych Romelu Lukaku również.

Belg ponownie mógł wydawać się zupełnie niewidoczny, lecz dzisiaj obrońcy Starej Damy schowali do kieszeni głębiej niż w weekend uczynił to Ruben Dias i Aymeric Laporte. Wtedy, w Premier League, był przynajmniej w stanie dobrze zagrać do Kovacicia, któremu otworzył drogę do bramki. Podczas meczu w Lidze Mistrzów nic z tego nie miało miejsca. Lukaku został stłamszony przez Bonucciego, Włoch pilnował go niczym muzealna straż Ostatniej Wieczerzy.

Reklama

28-latek zaliczył zaledwie 28 kontaktów z piłką. Z całego składu londyńczyków tylko bramkarz, Edouard Mendy, miał mniej, bo 20. To chyba najlepiej świadczy o tym, jak Juventusowi udało się odciąć jednego z najlepszych napastników na świecie. Chociaż – i to też należy podkreślić – była jedna sytuacja, w której Lukaku powinien zachować się lepiej. Miał te swoje pół sytuacji, które zwykł wykorzystywać w Interze, ale kopnął wysoko ponad bramką.

Juventus – Chelsea. Doceńmy Wojciecha Szczęsnego

To prowadzi nas do prostego wniosku – to wcale nie było tak, że Wojtek Szczęsny mógł rozłożyć leżak i spokojnie obserwować mecz. Chelsea rwała, ale jednak rwała do przodu, próbowała jakkolwiek zagrozić bramce Polaka. Nie były to sytuacje czyste, klarowne, lecz i tak kilkukrotnie Szczęsnego wywołano do tablicy. Za każdym razem The Blues spotykali się jednak ze ścianą.

31-latek był tak pewny, jak życzą sobie tego kibice Starej Damy, ale też biało-czerwonych. Żadnych głupich interwencji, niebezpiecznych podań, bardzo dobra komunikacja z linią defensywy. Zaliczył kilka odważnych wyjść do dośrodkowań, przy wszystkich zachował się odpowiednio.

W takim meczu Juventus potrzebował bramkarza, który będzie odpowiedzialny i w końcu takiego miał. Żeby maszyna Allegriego mogła tak funkcjonować, cała ekipa z pola potrzebowała jasnego komunikatu – za nami nie stoi żaden elektryk, tylko gość, który jest w razie konieczności wyciągnąć nas z opresji. Szczęsny takim gościem w końcu był. Nie będziemy kłamać, jeśli stwierdzimy, że naprawdę tęskniliśmy.

Juventus – Chelsea. Tuchel odleciał, Allegri trzymał się ziemi

Tak samo jak kibice Chelsea zaczynają powolutku tęsknić za geniuszem Thomasa Tuchela. Tego wieczora zdecydowanie go zabrakło. Niemiec, w przeciwieństwie do swojego włoskiego oponenta, nie miał sprecyzowanego pomysłu na ten mecz, przynajmniej nie było to widoczne gołym okiem. Chelsea nie stworzyła żadnej takiej akcji jak Juventus na starcie drugiej połowy, gdy Chiesa po zaledwie dziesięciu sekundach od wznowienia gry wpakował piłkę do siatki.

Zdawać się mogło, że Allegri mocno trzyma się ziemi. Jego Stara Dama była tak pragmatyczna, jak za czasów swojej prawdziwej świetności. Po bramce bronili się na całego, ale bronili się odpowiedzialnie. Niewiele turyńczycy pozostawili przypadkowi. Co więcej, Włoch trafił również ze zmianami, czego kompletnie nie można powiedzieć o Tuchelu. Decyzje Niemca są bowiem, w gruncie rzeczy, niezrozumiałe.

Reklama

Zdjęcie Marcosa Alonso i wprowadzenie Bena Chilwella da się wytłumaczyć, ale im dłużej trwał mecz, im dłużej The Blues przegrywali, tym większe dziwy działy się na ławce rezerwowej. Ziyecha zastąpił Hudson-Odoi, Azpilicuetę Loftus-Cheek (!), Jorginho zastąpił Chalobah (!!), a na deser otrzymaliśmy wprowadzenie Barkleya za Christensena. Gwóźdź do trumny, bo przecież na ławce cały mecz siedział Werner, najbardziej ofensywny ze wszystkich wymienionych piłkarzy. Dlaczego Tuchel nie zdecydował się na wprowadzenie swojego rodaka? To już wie tylko on. Efekt był jednak taki, że żadna ze zmian nie przyniosła oczekiwanego efektu. Żaden z tych zawodników nie był w stanie wnieść czegoś konkretnego na boisko, a gdy mówimy coś takiego w kontekście pięciu zmian, to problem nie leży tylko i wyłącznie w piłkarzach.

To był dziwny, nieco trudny w odbiorze mecz, ale toczony przez większość czasu na warunkach Juventusu. I za to należą się Włochom wielkie brawa. Nie zdominowali Chelsea jak Manchester City, ale też zrobili i osiągnęli swoje.

Juventus – Chelsea 1:0

Chiesa 46′

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

5 komentarzy

Loading...