Reklama

Tak gaśnie światło wielkości Barcelony

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

29 września 2021, 23:36 • 4 min czytania 66 komentarzy

To paskudny zmierzch ery. Niegdysiejszy potentat gaśnie w upokorzeniu. Ma twarz biernego Erica Garcii, który najpierw biernie przygląda się golowi Darwina Nuneza, a potem łapie durną drugą żółtą kartkę przy stanie 0:3 i wylatuje z boiska. Uosabia się w karykaturalnej pokraczności Luuka de Jonga. Ukazuje się w żenujących grymasach Ronalda Koemana. Wielkiej Barcelony już nie ma. Jest za to Barca, która nie potrafi być konkurencyjna dla Benfiki, która – z całym szacunkiem – zalicza się do drugiego lub trzeciego sortu największych klubów Europy. 

Tak gaśnie światło wielkości Barcelony

Benfica Lizbona-FC Barcelona. Gaszenie światła

Estadio da Luz, gdzie oglądaliśmy pokaz degrengolady w wykonaniu Barcelony, to inaczej Stadion Światła. No to Benfica wparowała na obiekt, rozejrzała się, wpakowała trzy gole i zgasiła światła skompromitowanemu rywalowi. Barcelona nawet nie mrugnęła, nawet nie drgnęła. W tym tekście nie będzie ani jednego ciepłego słowa o Dumie Katalonii. Ani jednego. Na to trzeba sobie zasłużyć.

Przecież pamiętamy ubiegły rok, pamiętamy podboje Lecha Poznań w fazie grupowej Ligi Europy. Kolejorz też mierzył się z Benficą – trochę inną, trochę mniej wyjściową, ale jednak w meczu na Bułgarskiej (o tym na Estadio da Luz nie ma co wspominać, Dariusz Żuraw szykował najlepszych na Podbeskidzie – sic!) zagrało aż siedmiu piłkarzy portugalskiej drużyny, którzy tego wieczoru pastwili się nad Barcą. I może to żadne porównanie, ale tamten Lech pokazał dużo większe jaja, dużo większy charakter, dużo ciekawsze ofensywne konkrety niż drużyna Koemana.

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Serio, tak było. Rzeczywistość jest taka: łatwe europejskie skalpy Benfiki – rok temu Lech, teraz Barcelona.

Reklama

Darwin Nunez wpakował wtedy trzy gole. Teraz walnął dwa. Przy pierwszej bramce zezłomował Erica Garcię. Przy drugiej, tej na 3:0, pewnie wykończył karnego po ręce fatalnego Desta. To był gwoźdź do trumny Barcy. Jeszcze trochę wcześniej Rafa Silva wykończył ładną dwójkową akcję Joao Mario i Romana Jaremczuka. W międzyczasie swoje szanse mieli też Grimaldo, a także wspomniani Jaremczuk i Nunez. Ten ostatni niekiedy, balansując między jednym niezdecydowanym piłkarzem Barcelony a drugim niezdecydowanym piłkarzem Barcelony, mógł przeżywać flashbacki z  „epickich” pojedynków – na litość boską, znowu do tego wracamy, ale to też dużo mówi – z Tomaszem Dejewskim i Djordje Crnomarkoviciem. Gdyby był ciut bardziej precyzyjny, gdy Ter Stegen minął się z piłką trzydzieści metrów od własnej bramki, miałby hat-tricka i wszystko złożyłoby się w klamrę kompozycyjną.

To było profesjonalne gaszenie światła.

Benfica Lizbona-FC Barcelona. Wykastrowana Barca

Czym odpowiadała Barcelona?

Nawet specjalnie nie chce się nam tego wypisywać. 60% posiadania piłki przełożyło się na jakieś marne podrygi konającego pacjenta. Coś tam dwa razy zakręcił Sergi Roberto, kąśliwie z dystansu przymierzył Pedri, Lucas Verissimo zatrzymał uderzenie Depaya w sytuacji jeden na jeden, niecelnie próbował zrehabilitować się Eric Garcia. Marność nad marnościami, ale to jeszcze nie wszystko, bo na domiar złego, na białym rumaku wjechał…

Werble…

Jeszcze raz werble…

Reklama

LUUK DE JONG.

Co to jest za grajek, co to jest za gagatek, nie mamy pytań. Za każdym razem, kiedy widzimy go w koszulce Barcelony, zastanawiamy się, czy nie wykręcić połączenia do hiszpańskich służb porządkowych i nie zgłosić przestępstwa. I nie, nie – nie chcemy podkablować holenderskiego napastnika. Po prostu umieszczenie go w tym klubie, na tej pozycji, w tym systemie, w tym momencie historii to nie kabaret, nie żart, a kryminał. I ktoś powinien za to beknąć. Gość dzisiaj nie tylko wyglądał niezbornie, ale też zmarnował dwie świetne okazje po podaniach Frenkiego de Jonga i dołożył do tego „zablokowanie” strzału Pedriego, które chyba najlepiej obrazuje jego przydatność tej ekipie.

Benfica Lizbona-FC Barcelona. Koniec ery? 

Na przedmeczowej konferencji prasowej Ronald Koeman zarzekał się, że ten mecz nie może być decydujący. Ani dla losów tabeli grupy E tegorocznej Lidze Mistrzów, ani dla jego głowy, ani dla całej tej Barcelony w tym wydaniu sensu stricto. Czy na pewno miał rację? Przecież na naszych oczach, w zastraszającym tempie, kończy się era – brutalnie, paskudnie, szkaradnie.

Na ten moment Barcelonę bezlitośnie tłuką kluby z drugiej czy nawet trzeciej europejskiej półki. Benfica pięknie to pokazała. Bo, wiecie, drużyna Jorge Jesus wcale nie zagrała wybitnie. Zaprezentowała poziom topowej drużyny na warunki ligi portugalskiej, doświadczonej i ogranej w Europie, ale od lat odbijającej się od większych firm w Lidze Mistrzów. Tylko, że Barcelona przestaje być wielką piłkarską firmą. Właśnie tutaj i teraz.

Benfica Lizbona 3:0 FC Barcelona

Nunez 3′, 79′ z karnego, Silva 69′

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

66 komentarzy

Loading...