To było aż przykre. Bayern w spacerowym tempie rozwalcował Bochum 7:0. A gdyby chciał, to pewnie i podwoiłby swój dorobek w tym spotkaniu. Goście dzisiaj byli jak uczeń, którego mama wraca z wywiadówki, z której dowiaduje się, że młody ma kilka jedynek i sporo nadprogramowych nieobecności. Czekali na lanie. No i Bayern z roli kata się wywiązał. A Lewandowski strzelił jednego z najłatwiejszych goli w karierze.
Gdyby ktoś w piętnastej minucie tego meczu powiedział “do przerwy Bayern będzie prowadził 4:0”, to… no dobra, tak czy siak byśmy uwierzyli, bo to jednak Bayern. Ale mistrzowie Niemiec wyglądali dość przeciętnie w pierwszym kwadransie. Skazywany na pożarcie Bochum próbował stawiać się faworytowi. Podchodził do wysokiego pressingu, oddał strzał z dystansu, nie wpuszczał gospodarzy we własne pole karne. Można był oczekiwać tego, że Bayern będzie musiał się jednak napocić, by wyrwać dziś pełną pulę punktową.
Sprawdź ofertę Fuksiarza i postaw na siebie!
Ale gdybyśmy mieli szukać porównać, to poszukalibyśmy metafory w motoryzacji. Bawarczycy byli dziś jak dobry, sportowy samochód na autostradzie. Sunął sobie 140 km/h prawym pasem. I gdy tylko musiał przyspieszyć, to delikatnie dociskał gaz, na liczniku pojawiały się dwie paki i z łatwością mijał TIR-y czy inne Ople Corsy.
Bayern – Bochum. Mistrzowie dziś się nie forsowali
Bayern dzisiaj się nie forsował. Jasne, świetnie zagrali obaj skrzydłowi, kapitalny mecz rozegrał Kimmich. Ale coś nam podpowiada, że gdyby Bayern dzisiaj musiał wygrać 12:0, to by wygrał ze spory zapasem. To była mocniejsza jednostka treningowa. A Bochum po każdym kolejnym golu nie tyle cofał się głębiej we własne pole karne, co po prostu był coraz mocniej rozbity psychicznie.
Strzelanie zaczął właśnie po kwadransie Leroy Sane. Niemiec ustawił sobie piłkę przy rzucie wolnym, mur dyskutował z sędzią, że jeden z zawodników Bayernu stoi za blisko nich. Więc Sane wykorzystał ten moment, przyłożył z lewej nogi nad głowami rywali i otworzył wynik. Bochum jeszcze wtedy się nie posypał, ale został naruszony. I dostawał kolejne gole. Sane potwierdził dobrą formę z ostatnich tygodni i do bramki dorzucił asystę przy trafieniu Kimmicha. To w ogóle jest jakiś obrazek tego meczu – wrzutka na siódmy metr przed bramką, a siedmiu rywali obok niego, a Kimmich przyjmuje, obraca się, strzela, gdy nikt go nie naciska.
Przed przerwą Bayern wcisnął jeszcze dwie sztuki. Najpierw po błyskawicznej kontrze trafił Gnabry (ile trwał ten atak? Pięć sekund?), a później Lampropoulos podał do własnej bramki. Serio, to nie był samobój z cyklu “gdyby nie trafił obrońca, to by trafił napastnik drużyny przeciwnej”. Muller zagrał w pole karne, Lewandowski nie wyprzedziłby bramkarza, więc Grek wziął sprawy w swoje ręce i ładną plasóweczką przy słupku pokonał swojego golkipera.
Bayern – Bochum. Najłatwiejszy gol Lewego
Cztery do zera, 45 minut i żadnego gola Lewandowskiego? Cóż, nie układał się ten mecz Polakowi. Miał swoją akcję w pierwszej minucie, ale później był właściwie bez kontaktu z resztą zespołu. Bochum skupił na nim uwagę, więcej miejsca zrobiło się przez to dla wchodzących w drugie tempo Mullera, Sane czy Kimmicha. Ale to nie był wybitny mecz Lewego. Martwić mogło to, że skoro piłka do Lewandowskiego nie dociera, to czy czasem nie przerwie swojej kapitalnej passy meczów z golem z rzędu.
Ale nie przerwał.
Gol, który już właściwie ważył niewiele. Ale po reakcji zawodników gospodarzy mniemamy, że dla nich przedłużenie serii Lewandowskiego też było cenne. Lewy strzelił na 5:0 w takiej sytuacji, że nawet największe zdolniachy nie byłyby w stanie spudłować.
Lewandowski zjechał do bazy po nieco ponad godzinie gry. Nagelsmann nie chciał go już obciążać, dał mu odpocząć, wpuścił Choupo-Motinga. Kameruńczyk strzelił siódmego gola, wcześniej trafił jeszcze po raz drugi Kimmich. Autentycznie jesteśmy przekonani, że atak Bayernu przez 1,5h gierki na treningu strzela gole z większym trudem niż dzisiaj na Allianz Arenie.
Bochum miał swoje dwie-trzy okazje przez cały mecz, strzelił nawet gola – anulowanego po VAR. Niezłą zmianę zaliczył Ganvoula. Ale tu już doszukujemy się pozytywów na siłę.
Demolka. 6A kontra 2B. I kolejny rekord odhaczony przez Lewandowskiego – żaden inny piłkarz w historii Bundesligi nie zdobył bramki w trzynastu meczach z rzędu u siebie. A jak patrzymy sobie tak na kolejne mecze (Furth, Eintracht, w międzyczasie Dynamo Kijów i otwarcie zgrupowania meczem z San Marino), to passa strzelecka Lewego może jeszcze potrwać.
Bayern Monachium – Bochum 7:0 (4:0)
Sane (16.), Kimmich (23. i 65.), Gnabry (32.), Lampropoulos (32. – samobój), Lewandowski (61.), Choupo-Moting (79.)
fot. NewsPix