17 września – zapiszcie tę datę w kalendarzach. Ian Soler przyczynił się do zwycięstwa jakiejś drużyny i… nie była to wcale ekipa przeciwników Zagłębia Lubin. To dzięki niemu lubinianie strzelili decydującego gola. Tego dnia może zdarzyć się wszystko. Rzuciła was dziewczyna? Napiszcie do niej, zaprosi was na kawę. Zgubiliście klucze do samochodu? To dziś znajdą się pod wersalką. My celebrujemy ten moment, a wy – korzystajcie z niego!
Prawdopodobnie nie było wśród śledzących ten mecz osoby, która nie zdziwiłaby się na obecność Hiszpana w wyjściowej jedenastce, zwłaszcza, że przecież eksperyment z Baliciem w poprzedniej kolejce wypalił. Najlepsze jest to, że Soler nie tylko pomógł z przodu, ale i niczego nie zawalił z tyłu. Nawet nie chce nam to przejść przez klawiaturę, ale może jeszcze… będą z niego ludzie?
Nie no, raczej skłaniamy się ku teorii, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Ale zaimponował nam ten zwykle zagubiony człowiek, bo w sytuacji kompletnego chaosu w polu karnym Bruk-Betu zachował przytomność umysłu i oddał do Bartolewskiego, który posłał piłkę do pustaka. Lewy obrońca Zagłębia to kolejny z wygranych tego spotkania. Generalnie, by tak rzec, nas nie przekonywał. Wydawało się, że gdyby nie absurdalne wymogi Zagłębia co do liczby młodych piłkarzy w składzie, raczej nie wygrałby rywalizacji z Baliciem na swojej pozycji.
Bruk-Bet nas już trochę męczy. Ile można pisać o tym, że ta drużyna sprawia dobre wrażenie, ale nie potrafi go jakkolwiek udokumentować. Dzisiaj wszystko zaczęło się idealnie. Kukułowicz dał świetne podanie z rzutu rożnego, Wlazło strzelił czymś w stylu szczupaka. I Bruk-Bet – tak generalnie – nieźle wyglądał. Najaktywniejszy był Wlazło, który miał taką ochotę do gry, że próbował nawet z połowy boiska. Radwański z kolei znalazł się w sytuacji jeden na jeden z Krukiem, ale zwlekał ze zwodem tak długo, że Bartolewski zdążył z asekuracją. Z dystansu zaatakował też Żyra, no… pierwsza połowa zdecydowanie dla niecieczan.
Ale wiecie, jak jest – to, że ekipa Lewandowskiego dobrze wygląda, nic nie oznacza. Zagłębie od razu po wznowieniu gry w drugiej odsłonie pokazało, kto jest bardziej wyrachowany. Pokazał się Zajic – dostał piłkę od Poręby, przycelował po długim w taki sposób, by rzucający się w ciemno Loska nie miał szans by złapać piłkę. A potem Zagłębie dobiło rywala wspomnianą akcją Solera i Bartolewskiego. Czy Lubinianie mieli inne szanse? Jeszcze w pierwszej połowie ciekawą piłkę od Daniela odebrał Baszkirow, lecz Rosjaninowi zabrakło precyzji. Zagłębie generalnie wykorzystało wszystko to, co miało.
A Bruk-Bet? W pierwszej połowie przeważał, w drugiej dał się zepchnąć i dostał dwie sztuki, a później… znów wyglądał nieźle. Atakował głównie strzałami z dystansu. Nie były to może jakieś szczególnie wyszukane uderzenia, ale Hładun imponował pewnością, bo większość z nich bez problemu łapał do koszyczka. Podobać mógł się przebłysk Śpiewaka, który urwał się przed polem karnym, biegł wzdłuż linii, a potem zaatakował okienko. Bramkarz lubinian i tu się wykazał, zatem jest jednym z głównych autorów kompletu punktów.
Ciekawi nas, czy właściciele Bruk-Betu wytrzymają ciśnienie. Trochę szkoda nam Mariusza Lewandowskiego, bo ewidentnie chodzi mu o coś więcej niż gra o przetrwanie. Narzucił swojej ekipie ambitny styl, chce grać piłką, chce dorzucić do punktów efektowne akcje. Tylko że efektowne akcje zdarzają się od czasu do czasu (dziś było pod tym kątem nieźle), a punkty…
No cóż, odwróćcie tabelę, Bruk-Bet będzie na czele. Można mówić, że to pech, ale jeśli coś powtarza się tak często, to chyba nie jest pechem.
Fot. newspix.pl