Gdyby teraz usiąść do tworzenia listy najbardziej wpływowych osób w piłce nożnej, to trzeba by dopisać do niej sir Alexa Fergusona. Co z tego, że od kilku lat przebywa na emeryturze i w Manchesterze United pełni jedynie reprezentacyjną funkcję. 79-letni Szkot przez 24 godziny pracował nad transferem Cristiano Ronaldo i dopiął swego. Sprawił, że jego ukochany klub otrzymał wielką, chyba największą z możliwych, moc. Ale sprawił też, że na Cristiano Ronaldo spoczywa wielka odpowiedzialność.
Ten ruch jest niemalże zupełnie odarty z romantyzmu. Jedyne, co może w tej historii poruszać, to chyba postawa Fergusona, który niczym ojciec walczył o powrót syna, nim ten zostanie marnotrawnym. Gdyby okoliczności były inne, Cristiano Ronaldo siedziałby teraz w Manchesterze City, ale kibice Czerwonych Diabłów przechodzili najgorsze dni swojego kibicowskiego życia od momentu braku kwalifikacji do europejskich pucharów, które z rangi wielkiego klubu zdegradowały ich do chwiejącego się molocha.
Nie ma bowiem przypadku w tym, że Jorge Mendes – jeden z najbardziej obrotnych agentów na rynku – czynił podchody, by umieścić swojego zawodnika w Manchesterze City. Portugalczyk nie wybrał numeru przypadkowo, to nie były kurtuazyjne rozmowy. Mendes chciał dać Cristiano Ronaldo możliwie najlepsze miejsce do grania w piłkę i zespół, który łaknął jego obecności. Ostatecznie trafił do takiego właśnie zespołu, ale to nie był romantyzm agenta, ani jego zawodnika, ale determinacja Manchesteru United. Chora determinacja.
Telefony ze strony Fergusona, Rio Ferdinanda, Bruno Fernandes nagabujący kolegę z reprezentacji, Ole Gunnar Solskjaer biegający do gabinetów włodarzy. To nie był romantyzm, ale gorączkowe poszukiwanie rozwiązania. Manchester United obudził się z ręką w nocniku i rozpaczliwie – co w pełni zrozumiałe – chciał tę rękę wyciągnąć. Udało się, ale teraz musi bardzo mocno uważać.
Transfer Cristiano Ronaldo na Old Trafford zmienia wiele. Mimo 36 lat, mimo tego, że nie dał nic ekstra Juventusowi i tego, że bywa bardziej irytujący niż kiedykolwiek wcześniej.
Cristiano Ronaldo w Manchesterze United. Zwycięstwo albo śmierć
Odczuć może to przede wszystkim Ole Gunnar Solskjaer. Chociaż Norweg sam przyłożył się do tego, że jego były kolega z drużyny został jego podopiecznym, to istnieje iluzoryczna szansa, że wolałby gdyby na miejscu Ronaldo pojawiła się reinkarnacja Roya Keane’a albo – jeszcze lepiej – N’golo Kante. Środek pola Manchesteru United woła o pomoc i może być czynnikiem, który sprawi, że Czerwone Diabły nie zaliczą rewelacyjnego sezonu.
Byłoby to całkiem zrozumiałe, w końcu w każdej drużynie ważny jest balans, ale jednocześnie byłoby to zupełnie niewytłumaczalne. Jak chcesz wyjaśnić komuś, że Manchester United odpadł w 1/8 Ligi Mistrzów, bo nie ma dobrej głębi składu w środku pola, skoro ta sama osoba widzi, że w okienku transferowym klub wzmocnił Jadon Sancho, Raphael Varane i pieprzony Cristiano Ronaldo. To samo tyczyłoby się trzeciego miejsca w lidze albo powtórzenia wyniku sprzed roku, czyli wywalczenia wicemistrzostwa. Po transferze Portugalczyka oczekiwania są ogromne. Manchester United musi wygrywać trofea, a po ostatnie relatywnie poważne (Liga Europy) sięgnął ponad cztery lata temu. To jednak nikogo nie obchodzi.
Tak samo jak w wyniku ewentualnej porażki, nikogo nie będzie obchodził los Ole Gunnara Solskjaera. Do wczoraj Norweg dysponowałby jakimś usprawiedliwieniem, choćby wspomnianym środkiem pola. Po wczoraj wszyscy znają jego karty, a każde potknięcie będzie szczególnie napiętnowane. Jeśli nie wygra z Manchesteru United niczego, jeśli powrót Cristiano Ronaldo przybierze taki obrót jak jego przygoda w Juventusie, to głowa Solskjaera spadnie.
Bez trofeów nie będzie Norwega. Nie ma co kryć, że włodarze Manchesteru United nie będą wzbraniać się przed zwolnieniem i ściągnięciem do klubu kogoś z lepszym nazwiskiem.
Spotkania Manchesteru United możesz obstawiać na Fuksiarz.pl
To samo może tyczyć się samego Ronaldo. Przyszedł do Turynu, by dać Starej Damie Ligę Mistrzów i pod tym względem zawiódł. Chociaż strzelał zgodnie ze swoim pochodzeniem, czyli jak maszyna, to Juventus wygrywał jedynie krajowe puchary, gdzie wstydem byłoby niewygrywanie. Startowali bowiem z pozycji włoskiego hegemona i trzeba było ten status po prostu utrzymać.
Wszyscy wiemy, jaka była reakcja, gdy Inter zdołał ich zdetronizować. Oberwało się każdemu, Cristiano Ronaldo także.
Brak sukcesów w Manchesterze United będzie zatem rzutował na 36-letniego Portugalczyka. On tutaj przyszedł, by przywrócić Czerwonym Diabłom ich piekielny blask i sprawić, by Manchester City nie skompromitował ich doszczętnie. To jednak dopiero początek, a każdy łaknie więcej. Emerytura Cristiano Ronaldo w Manchesterze United nie przebiegnie spokojnie. Przechodzi nie do mistrza kraju i do bezwzględnie najlepszego klubu, który pamięta. Przychodzi, by pomóc w odbudowie. Nie ucieknie od tego.
Cristiano Ronaldo w Manchesterze United. Lider, który mnie (nie) kochał
Tak samo jak nikt w szatni nie ucieknie przed nim. Nawet jeśli Cristiano Ronaldo jest już gorszym piłkarzem niż był w 2009 roku, to pod względem mentalności pozostaje królem. Sam ten transfer, samo obranie kursu na Premier League jest tego najlepszym przykładem. Mógł zostać w Juventusie, Allegri pewnie wrzuci ich na szczyt. Mógłby skomlić o transfer do PSG, gdzie czekałoby go iście królewskie życie. Mógłby wreszcie jechać do USA i pewnie każdy by to zrozumiał. No ale nie. 36 lat na karu i z pełną premedytacją wbijasz się do najlepszej, najbardziej wymagającej ligi na świecie.
Tylko mentalność Cristiano Ronaldo jest mentalnością Cristiano Ronaldo i nie oznacza, że na pewno będzie dobrze rezonowała na resztę zespołu.
Pewne rzeczy zostaną bowiem przestawione. Dotychczasowi liderzy – Bruno Fernandes, Paul Pogba – będą mieli trudności, by stać w blasku równie jasnym, co Portugalczyk. Wiemy, że wszyscy są genialnymi piłkarzami, ale poza tym mają jeszcze jedną wspólną cechę – ego. Fernandes macha rękoma i wyzywa sędziów, gdy coś nie idzie po jego myśli. Ronaldo podejmuje irracjonalne momentami decyzje. Pogba obraża się, swoim ciałem sugeruje, że mecz nic go nie obchodzi. Dotarcie do całej trójki, sprawienie, że będą dobrze funkcjonowali nie tylko na boisku, ale też poza nim (co jest ściśle skorelowane), to jedno z największych wyzwań dotyczących powrotu 36-latka.
Sprawdź ofertę Fuksiarz.pl na Premier League
Tak samo jak dotarcie do całej rzeszy innych zawodników, która będzie stratna na transferze Ronaldo. Ole Gunnar Solskjaer ma na cztery pozycje… jedenastu piłkarzy. Cristiano Ronaldo, Marcus Rashford, Bruno Fernandes i Jadon Sancho. Półkę niżej Mason Greenwood i Edinson Cavani. Dalej Donny van de Beek, Anthony Martial i Jesse Lingard. A na koniec Juan Mata i Daniel James.
Chociaż wybór wyjściowej czwórki nie będzie szczególnie trudny, to reszta też musi łapać jakieś minuty. A jeśli nie, to będzie należało ich sprzedać, bo rozwój może gwałtownie wyhamować. Najlepiej widać to na przykładzie Masona Greenwooda, który niedawno przebił się do pierwszego składu Manchesteru United, ale zaraz tę pozycję straci. A Anglik to jest wielka gwiazda – w swoich pierwszych trzech sezonach dla Czerwonych Diabłów zdobył więcej bramek niż Cristiano Ronaldo właśnie – ale przede wszystkim wielka przyszłość.
Chociaż więc transfer Portugalczyka rezonuje zgodnie z oczekiwaniami, nie jest sytuacją idealną. Pewnie niewiadome istnieją, na pewne rzeczy mniej przychylni będą zwracali szczególną uwagę. Wydawać by się mogło, że po powrocie Cristiano Ronaldo trawa na Old Trafford nie może być już bardziej zielona. Tymczasem prawda jest taka, że Portugalczyk siłą rzeczy nie będzie lekarstwem na całe zło. Choćby strzelał po 20 goli w sezonie, co pewnie zrobi, nie rozwiąże pewnych kwestii taktycznych, nie zagra też jako ósemka. Ale to dobrze.
W 2009 roku Ronaldo odchodził do Realu Madryt jako maszyna. Po dwunastu latach wraca jako człowiek. Ma swoje wady, ma swoje kosmiczne zalety. I być może dlatego jego transfer jest jeszcze bardziej elektryzujący. Mimo wielkiej mocy i wielkiej odpowiedzialności, nie daje bowiem poczucia stuprocentowej pewności niektórych wydarzeń.
Fot.Newspix