Kiedy w przerwie Dawid Abramowicz przed kamerami Canal Plus zapowiadał, że nic nie da teraz żadne wspominane mąk Tantala sprzed tygodnia, żadne głowienie się nad otwartą puszką Pandory w pierwszej połowie, bo tutaj trzeba znaleźć nić Ariadny, nawet uśmiechnęliśmy się z sympatią. Ładny popis elokwencji. To się chwali. Problem w tym, że mitologiczna erudycja jeszcze nikomu zwycięstwa w tej lidze (no i w żadnej innej) nie przyniosła. A Radomiak przez pierwsze czterdzieści pięć minut prezentował się beznadziejnie. Podłożył się Lechii i czekał na jak najniższy wymiar kary. Nie wierzyliśmy, że coś tutaj się zmieni. Ale jednak. Radomiak wypatrzył swoją nić Ariadny i skutecznie szarpnął się na remis.
Lechia-Radomiak. Niedopasowany komplet stroju
Zanim to się stało, Radomiak przypominał strój Filipa Majchrowicza. Coś tu ewidentnie poszło nie tak. Komplet meczowy bramkarza radomskiego zespołu wyglądał na dopasowywany mocno awaryjnie. Tak jakby na składzie zabrakło jaskrawo żółto-zielonych spodenek pod ten sam kolor koszulki i trzeba było Majchrowiczowi dołożyć różowy dół. Gryzło się to, podobnie jak gra całego Radomiaka. Miłosz Kozak był strasznie niezdarny. Leandro irytująco ślamazarny. Mateusz Radecki biegał jak pod peleryną-niewidką. Reszta się dostosowywała. Mnóstwo było w tym wszystkim niedokładności, niefrasobliwości, marności.
A Lechia na tym korzystała i stwarzała kolejne świetne sytuacje:
- Mario Maloca, niczym jakiś Iniesta czy inny Pedri, posłał loba wprost na głowę Zwolińskiego, który jednak w tym sezonie nie grzeszy skutecznością i uderzył z powietrza kilka centymetrów obrok bramki Majchrowicza,
- Ceesay, Makowski i Maloca pograli na jeden kontakt, piłka trafiła na skrzydło do Żukowskiego, który huknął pięknie z ostrego kąta metodą „siła razy gwałt” i wyprowadził Lechię na prowadzenie, potwierdzając rosnącą formę i ostatnie pochwały Piotra Stokowca pod swoim adresem,
- Majchrowicz wyciął Durmusa po fatalnym błędzie jednego ze swoich kolegów, ale sędzia Kwiatkowski nie dopatrzył się przewinienia,
- A na dokładkę Kubicki z Gajosem wykorzystali zagubienie Abramowicza i podwyższyli wynik na 2:0.
Na tym etapie meczu wydawało się, że wszystko jest załatwione. Że wszyscy beniaminkowie dostaną w tej kolejce na dziurę, tracąc co najmniej dwa gole – Górnik Łęczna ze Stalą Mielec, Bruk Bet z Cracovią, a Radomiak z Lechią. Gdańszczanie byli kilka klas lepsi. Bardzo korzystnie zaprezentował się środek pola Lechii. Maciej Gajos nie dość, że skończył spotkanie z golem, to jeszcze parę razy pokazał, że naprawdę potrafi grać w piłkę – kiedy w drugiej połowie przyjął sobie futbolówkę piętką i oddał groźny strzał sprzed pola karnego, aż dwa razy sprawdziliśmy, czy to naprawdę zrobił sympatyczny 30-letni piłkarz z Blachowni. I tak, zrobił. Ba, to nie koniec zaskoczeń, bo – ponownie w tym sezonie – bardzo dobrze wypadł Tomasz Makowski. Kontrola tempa, asekuracja, podania między liniami – okrzepł, odnajduje się, to już nie bumelant z minionego sezonu.
Lechia-Radomiak. Miara obu zespołów
Ale koniec tych pochwał, bo do roboty wziął się Radomiak, który – tak jak wspomnieliśmy – szukał swojej nici Ariadny. Pomysł? Dośrodkowania i akcje skrzydłami. Jeszcze w pierwszej połowie bardzo swoje winy odkupić chciał Abramowicz, ale raz, że sam posłał piłkę głową nad bramką Kuciaka, a dwa, że po jego akcji spudłował Radecki. Z własną niemocą walczył też Miłosz Kozak, który prawie zaliczył asystę do Karola Angielskiego, ale temu do szczęścia zabrakło kilku centymetrów. Z każdą minut Radomiak podobał nam się coraz bardziej, bo pokazał wolę walki, taką ambicję, której często brakuje w tym sezonie innym ligowym nowicjuszom.
No i wyszły z tego dwie bramki.
Najpierw Karwot doskonałym dośrodkowaniem obsłużył Machado, a potem Kaput nabił rękę Kubickiego w polu karnym, sędzia Kwiatkowski, po konsultacji z VAR-em, wskazał na jedenastkę, a z wapna nie pomylił się Angielski i był już remis. Lechia próbowała jeszcze jakichś zrywów, ale na swoje nieszczęście kierował nimi duet fachowców-partaczy Diabate-Conrado (pierwszy potykał się o własne nogi, drugi to struś pędziwiatr bez nawigacji), więc nic z tego nie wyszło.
Remis jest miarą obu zespołów. Oba kluby są wysoko w tabeli, ale ich faktyczne miejsce powinno być gdzieś w środku stawki. Radomiak jest najlepszy z beniaminków, zostawia na murawie najwięcej serca i ma najwięcej piłkarskiej jakości, a Lechia naturalnie będzie punktować w kratkę – punktować z równymi sobie i ze słabszymi od siebie, dostawać w łeb od silniejszych.
Fot. Newspix