Reklama

Arsenal i rewolucja, która niewiele zmienia. Przynajmniej obecnie

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

22 sierpnia 2021, 12:41 • 8 min czytania 8 komentarzy

Zupełnie niepostrzeżenie Arsenal okazał się klubem, który w bieżącym okienku transferowym wydał w Anglii najwięcej. Zgodnie z danymi portalu Transfermarkt – 147 milionów euro. Więcej niż Chelsea, Liverpool, Manchester United, a nawet Manchester City. Londyński zespół przeszedł tego lata transformację, rewolucję, ale ona nic – przynajmniej na ten moment – nie zmienia. 

Arsenal i rewolucja, która niewiele zmienia. Przynajmniej obecnie

Ogromne wydatki Arsenalu są ściśle powiązane z liczbą nowych piłkarzy, którzy zawitali na The Emirates. Cztery świeże wzmocnienia i jeden powrót do stołecznej drużyny. Trudno wobec tego dziwić się, że The Gunners wydali najwięcej, skoro wymienione wcześniej kluby dokonywały dwóch, trzech transferów. Problem Arsenalu tkwi jednak w tym, że istnieje podejrzenie, iż poszli oni na ilość, a nie na jakość.

Każdy z zawodników, który dołączył do Manchesterów, Chelsea lub Liverpoolu, znalazłby miejsce w wyjściowym składzie u Mikela Artety. A w drugą stronę? Żaden. Hiszpan otrzymał pięciu nowych zawodników, ale stoją oni na średnim poziomie. Jasne, mają spory potencjał, to gracz wciąż młodzi, ale w tym momencie nie gwarantują niczego, co pozwoliłoby wyrwać się Arsenalowi z coraz większej przeciętności, w którą klub popada od odejścia Arsene’a Wengera.

No dobrze, ale tak właściwie kogo, i za ile, dostał Arteta?

  • Ben White – Brighton – 58.5 miliona euro
  • Martin Odegaard – Real Madryt – 35 milionów euro
  • Aaron Ramsdale – Sheffield United – 28 milionów euro
  • Albert Sambi Lokonga – Anderlecht – 17.5 miliona euro
  • Nuno Tavares – Benfica – 8 milionów euro

Dwóch ostatnich transferów czepiać się nie będziemy, ba! Wypada za nie Arsenal pochwalić. Raczej nie będą stratni na żadnym z tych piłkarzy, bo duet 21-latków kosztował relatywnie mało, a i poziom prezentują taki, że raczej nie powinno być problemów z wyjściem na plus. Co więcej, Lokonga zaliczył już debiut w Premier League – był jedną z wyróżniających się postaci The Gunners podczas potyczki z Brentford (0:2), ale umówmy się, że nie było to zbyt wymagające zadanie.

Jedyną wadą Lokongi i Tavaresa jest zatem to, że oni niezbyt wiele wnoszą do pierwszego składu. Wzmacniają konkurencję, pewnie będą łapali minuty, ale tylko tyle. A Arsenal, w swojej fatalnej sytuacji, co do której nikogo chyba nie trzeba przekonywać, potrzebuje więcej.

Reklama

Kłopotliwe transfery

Tylko, że wiele więcej nie dają też Odegaard, White, a przede wszystkim Ramsdale. Każdy z tych transferów można rozebrać na czynniki pierwsze, ale efekt zawsze będzie ten sam – to nie są postacie wyróżniające się na poziomie Premier League.

Najbliżej tego miana wydaje się być White, który w Brighton miał naprawdę udany sezon. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że Arsenal wydał na niego tak wielkie pieniądze nie dlatego, że obrońca należy do ligowej czołówki na swojej pozycji, ale dlatego, że 23-latek może do niej wskoczyć za jakiś czas. Obecnie jest graczem porównywalnym do Davida Luiza, którego przecież oddano bez większego żalu. Obecnie jest graczem, który zalicza średnie wejście do nowej drużyny grając przeciwko Brentford. A przecież teraz przyjdzie mu się mierzyć z Chelsea, gdzie Mount, Lukaku, Havertz, a nie Toney, Mbuemo i Norgaard.

Kolejny na liście jest Martin Odegaard, bez zająknięcia sprzedany przez Real Madryt. Arsenal ściągnął go w głównej mierze dlatego, że nie udało się sfinalizować transferu Jamesa Maddisona z Leicester City za odpowiednią cenę. 22-latek z Hiszpanii kosztował ponad dwa razy mniej niż Anglik – to jego niewątpliwy plus. Kolejnym – ponownie – jest wiek. Ale co dalej? Ano niezbyt wiele konkretów.

Odegaard grał już w Arsenalu, spędził tutaj niewyróżniające się pół roku. Zaliczył 14 występów w lidze, strzelił gola Tottenhamowi, dołożył dwie asysty z Crystal Palace i Brighton. Z pewnością liczono na więcej, bo Norwegowi zdarzały się też występy, w których wrzucał swoich kolegów na minę. Jego podania do tyłu czyniły popłoch w szeregach Arsenalu, co widoczne było przede wszystkim w Lidze Europy. Trudno oczekiwać, że poważniejsze zobowiązanie i podpisanie czteroletniego kontraktu sprawi, że Odegaard będzie dokładniejszy, że będzie brał większą odpowiedzialność za grę The Gunners.

Sprawdź ofertę Fuksiarza i postaw na siebie!

Jednak przede wszystkim trudno oczekiwać, że cokolwiek wniesie Aaron Ramsdale. Arsenal z premedytacją wydał blisko 30 milionów euro na rezerwowego bramkarza i udaje, że wszystko jest w porządku. Tymczasem były golkiper Sheffield United nie zapisał pięknej karty na boiskach Premier League.

Reklama

To o tyle zastanawiające, że bramkarze w drużynach spadkowiczów zwykle są tymi, których wini się najmniej. Łukasz Fabiański w Swansea City, Alphonse Areola w Fulham, to tylko przykłady z ostatnich lat. Bronili naprawdę dobrze, zapracowali na transfer. A Ramsdale dobrze nie bronił – nijak nie był w stanie zastąpić w bramce Sheffield Deana Hendersona, który został w Manchesterze United.

Wystarczy tylko zerknąć na jego niektóre statystyki:

  • 33.8% celności długich podań – gorzej tylko Alex McCarthy (29.5) i… Bernd Leno (32.5)
  • xGA na poziomie +1.9, co oznacza, że Ramsdale wpuścił blisko dwie bramki mniej niż powinien, ale jednocześnie lepszym wynikiem może pochwalić się trzynastu innych bramkarzy Premier League
  • druga najwyższa średnia długości podania – 48 metrów – co dziwi o tyle, że Arsenal preferuje grę od bramki
  • najmniejszy % czystych kont (13.2) spośród 21 sklasyfikowanych bramkarzy

John Harrison – analityk zajmujący się badaniem występów golkiperów – określił 23-latka jako słabego bramkarza mierzącego się z wieloma strzałami, które można obronić. 

Ramsdale jest więc nikim innym jak przeciętnym angielskim bramkarzem. Gdyby nie jego narodowość, Arsenal z pewnością zapłaciłby mniej lub w ogóle się na niego nie zdecydował. Wydaje się jednak, że są znacznie większe problemy niż obsada rezerwowego bramkarza (szczególnie, jeśli chwilę wcześniej sprzedałeś Martineza, który okazał się kozakiem).

Niezwykłość tego transferu dopina oficjalne zdjęcie. Parę elementów jest normalnych – Ramsdale, jego bliscy, Arteta. Kilka niezwykłych – urna z prochami dziadka, który umarł tego dnia, gdy matka Aarona dowiedziała się o ciąży oraz Josh Kroenke, który pojawił się w Londynie pierwszy raz od dłuższego czasu. Akurat przy okazji transferu drugiego bramkarza.

Rewolucja, czy odłożona w czasie ewolucja?

Arsenal wydał zatem 147 milionów euro na zawodników, którzy nie zmieniają jego obecnej sytuacji. A wiemy, jakie mogą być tego konsekwencje. Kolejny sezon bez europejskich pucharów – a z tym trzeba się liczyć – spowoduje napływ innych niezbyt wybitnych zawodników. To w prostej drodze prowadzi do stagnacji, ale czy Arsenal już w nią nie wpadł?

Taką kadrę nie tylko trudno zestawić z tym, czym dysponują najlepsi w lidze, ale także zespoły pokroju Aston Villi. Ze wszystkich dokonanych na ten moment transferów, tylko jeden ma prostą drogę do pierwszego składu, a i tak już się w nim znajdował w poprzednich rozgrywkach. A mówimy przecież o klubie, który nie potrzebuje kosmetycznych zmian i pudrowania noska, ale gruntownej przebudowy na wielu frontach.

Czy zatem zasadne nie będzie pytanie o faktyczne istnienie domniemanej rewolucji? Przecież na The Emirates – mimo wydania ogromnej sumy – nie zmieniło się teraz w zasadzie nic.

Wejdź na Fuksiarz.pl i sprawdź ofertę meczów Premier League!

Kadra nadal pozostałą przeciętna, jak na warunki Premier League. Arsenal nadal trzyma się trenera, który nie gwarantuje żadnego rozwoju. Kupuje się kolejnych młodych piłkarzy, licząc na to, że ich rozwój przebiegnie harmonijnie i za kilka lat będą oni stanowili o sile londyńskiego klubu. Gdzie jednak ambicja? Gdzie chęć walki o trofea?

Nie ulega wątpliwości, że The Gunners przygotowali grunt pod ewolucję. Zasiali kilka młodych ziarenek, które mogą później pięknie wzrosnąć. Do tego potrzeba jednak wielu czynników, a weryfikacja, ile z nich Arsenal daje, nie jest weryfikacją udaną.

Nie mają europejskich pucharów. W lidze utracili swój prestiżowy status, nikt nie boi się wyjazdu na The Emirates. Trudno mówić o silnej pozycji na rynku transferowym, Arsenal rywalizuje nie z Liverpoolem i Chelsea, ale WHU i Leicester City. Na zawodników, których chcą sprzedać, nie ma chętnych – za Hectora Bellerina nie wpłynęła żadna oferta! Brakuje zdecydowania – Granit Xhaka miał zostać sprzedany, a ostatecznie przedłużono z nim kontrakt. Pozycja trenera od kilku miesięcy wisi na włosku. Ambicje – na ten moment – ograniczają się do przyszłości.

Harmonijny rozwój w takich warunkach jest naprawdę trudny i ciężko będzie dziwić się młodym obecnie zawodnikom, jeśli za kilka lat będą oni chcieli opuścić Londyn. W końcu jak myśleć o tym, co będzie za kilka lat, skoro teraz jest – co najwyżej – przeciętnie.

Arsenal w ciągu ostatnich lat stał się mocno Evertonowy. A to nie wróży im niczego dobrego.

A może tak zmienić trenera?

Szkopuł w tym, że przy tych wszystkich komplikacjach i zawirowaniach, niepewnych transferach i kręceniu nosem, Arsenal nie ma kadry tak słabej, by drżeć o to, czy skończą sezon w górnej połowie tabeli albo przegrywać 0:2 z Brentford, które awansowało do elity po 74 latach. Za część problemów Arsenalu odpowiedzialny jest Mikel Arteta, a bronienie hiszpańskiego trenera zaczyna zakrawać o masochizm.

Kanonierzy zdobyli pod jego wodzą Puchar Anglii – brawo. Ale przy okazji nie uczynili żadnego realnego progresu. Który z zawodników gra pod jego rządami lepiej? Może Bukayo Saka, ale Anglik wydaje się tak dobry, że rozwinąłby się przy Stefanie Majewskim. A cała reszta? Gorzej, tak, jakby spali na żyle wodnej albo postawili dom na starym, indiańskim cmentarzu.

Atrakcyjne kursy na spotkanie Chelsea – Arsenal dostępne w Fuksiarz.pl!

Aubameynag naprawdę nie był takim parodystą. Granit Xhaka przekraczając bramę klubu traci wszystkie umiejętności znane z reprezentacji Szwajcarii. Hector Bellerin przestał umieć wyrzucać piłkę z autu (serio – Hiszpan popełnił w tym aspekcie najwięcej błędów w sezonie 2020/21). Pepe jest cieniem zawodnika z Ligue1. Nawet Bernd Leno broni gorzej niż zdążył do tego przyzwyczaić.

Gdy wszystko zaczyna funkcjonować źle, pytające spojrzenia w stronę trenera są jak najbardziej zasadne.

Deprecjonowany Unai Emery miał średnią 1.85 punktu na mecz. Arteta – na ten moment – ma zaledwie 1.80. Ale młodszy z Hiszpanów przegrywa ten pojedynek nie tylko na płaszczyźnie punktowej:

  • 1.71 strzelonego gola na mecz vs 2.0
  • 1.08 straconego gola na mecz vs 1.34
  • 54% wygranych meczów vs 55%
  • 27.5% przegranych meczów vs 25.6%

Cztery do jednego na korzyść obecnego szkoleniowca Villarreal. To bolesna weryfikacja dla Artety, kolejny kamyczek w ogródku jego trenerskich kompetencji.

Zwolnienie 39-latka może nie rozwiązać wszystkich problemów, nawet na pewno tego nie zrobi. Tylko czy nie jest ono koniecznością? Jasne, dylemat stwarza skąpa lista dostępnych nazwisk, ale to już zadanie dla zarządu Arsenalu. Nikt się jednak nie zdziwi, jeśli Hiszpan wyleci w okolicach października, a jego zastępca nie będzie ani znany, ani przygotowany do pracy na The Emirates. W końcu byłoby to bardzo mocno w stylu ostatnich poczynań The Gunners.

Rewolucja, której dokonano – nie wyszła. Przynajmniej nie teraz, wszak Arsenal dalej jest pogrążony w otchłani wywołanej przez dawne demony. Przyszłość może malować się w znacznie bardziej kolorowych barwach, ale właśnie – może. Nie musi.

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Koeman ściął się z dziennikarzem. „W mediach społecznościowych są ludzie bez mózgu”

Aleksander Rachwał
0
Koeman ściął się z dziennikarzem. „W mediach społecznościowych są ludzie bez mózgu”

Anglia

Inne kraje

Koeman ściął się z dziennikarzem. „W mediach społecznościowych są ludzie bez mózgu”

Aleksander Rachwał
0
Koeman ściął się z dziennikarzem. „W mediach społecznościowych są ludzie bez mózgu”

Komentarze

8 komentarzy

Loading...