Reklama

Manchester United i mistrzostwo Anglii. Marzenie czy realny cel?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

19 sierpnia 2021, 12:06 • 9 min czytania 26 komentarzy

To było intensywne lato dla Manchesteru United. Zarząd klubu postanowił zrobić wszystko, by załagodzić konflikt między właścicielami a kibicami, który wybuchł pod koniec poprzedniego sezonu. Transfery Jadona Sancho, Raphaela Varane’a, sentymentalny powrót Toma Heatona i wreszcie przedłużenie kontraktu z Ole Gunnarem Solskjaerem, który wśród fanów Czerwonych Diabłów ma prasę tak dobrą, jak nigdzie w Anglii. To znaczący i ewidentny krok w stronę mistrzostwa Premier League, potwierdzenie aspiracji, lecz z tyłu głowy kotłuje się jedno pytanie: czy to wystarczy? 

Manchester United i mistrzostwo Anglii. Marzenie czy realny cel?

Solidne podstawy, by wierzyć

Trudno uwierzyć w to, że Manchester United ostatni tytuł w angielskiej ekstraklasie zgarnął podczas pożegnalnego sezonu sir Alexa Fergusona. W sezonie 2022/23 upłynie dokładnie dziesięć lat od tego wydarzenia, no, chyba że tegoroczna ekipa Solskjaera zdoła przerwać wieloletnią suszę, wzmocnioną jeszcze przez brak sukcesów na innych frontach. Od 2013 roku Manchester United sięgnął tylko po Ligę Europy i jeden Puchar Anglii, rozdrabniając swoją potęgę na drobne.

Obieranie dobrego kursu trwało długo, być może nawet zbyt długo, bo klubowi zdarzała się nadprogramowa liczba kompromitujących występów. Dwukrotnie zajął szóste miejsce, a raz wypadł z europejskich pucharów, plasując się na siódmej lokacie, co było najgorszym wynikiem w lidze od sezonu 1989/90, gdy miał tylko pięć punktów przewagi nad strefą spadkową.

Tak, w Manchesterze United zdecydowanie nie wiodło się dobrze. Być może dlatego są osoby, które tak alergicznie podchodzą do kadencji Solskjaera. W końcu Norweg nie dostarcza trofeów, a gwarantuje jedynie powolny progres. Najpierw uratował europejskie rozgrywki przejmując schedę po Mourinho, później przywrócił klub do TOP3, a w minionym sezonie zgarnął wicemistrzostwo.

Patrząc na dokonania jego poprzedników, to naprawdę porządne wyniki. Ale one już nie wystarczą, oczekiwania rosną w miarę upływu czasu. 48-latek dostał od zarządu ponad trzy sezony na zbudowanie swojego Manchesteru United. W tym czasie klub wzmocnili tacy zawodnicy jak:

Reklama
  • Harry Maguire
  • Aaron Wan-Bissaka
  • Edinson Cavani
  • Jadon Sancho
  • Raphael Varane
  • Bruno Fernandes
  • Alex Telles
  • Donny van de Beek

To są piłkarze, którzy realnie pozwalają konkurować United z Manchesterem City, Chelsea i Liverpoolem. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że droga do ewentualnego mistrzostwa będzie kręta i wyboista.

cashback na start fuksiarz

Palące potrzeby

Jednocześnie włodarze klubu z Old Trafford zrobili wiele, by wykarczować teren dla Solskjaera. Jasne, dość późno rozwiązano problem z pozycją napastnika, bo Edinson Cavani dołączył dopiero w poprzednim sezonie, mimo, że wyrwa była ewidentna, ale poza tym Norweg nie ma na co narzekać.

Najbardziej oczywistym wzmocnieniem jest transfer Bruno Fernandesa, który od lutego 2020 miał udział w 48. bramkach Manchesteru United w lidze. Jest pod tym względem najlepszym piłkarzem w Premier League, wyprzedza takie tuzy jak Mo Salah i Harry Kane. Zresztą przekonywanie o jego jakości, to nic innego jak klepanie banałów. Gość w pierwszej kolejce nowego sezonu zapakował hat-tricka Leeds United, trudno o lepsze wejście.

Urugwajczyk i Portugalczyk są jednak postaciami już w Anglii dobrze znanymi. Jednocześnie żaden z nich nie wystarczył, by zastąpić drogę Liverpoolowi lub Manchesterowi City. Czerwone Diabły potrzebowały kolejnych wzmocnień i Solskjaer je otrzymał. Właściwie bez żadnego trudu, bo sporo przed startem sezonu, klub zakończył dwie sagi transferowe. Na Old Trafford w końcu trafili Jadon Sancho i Raphael Varane.

Kadra Manchesteru United stała się w ten sposób kompletna. Gdyby postanowiono jeszcze dołożyć prawego obrońcę do rotacji z Aaronem Wan-Bissaką (Brandon Williams jest o krok od Norwich), zasadne byłoby pytanie, czy nie jest to najmocniejszy zespół w całej lidze.

Reklama

Wszelkie palące potrzeby Manchesteru United zostały zaspokojone, tymczasem w innych klubach rzuca się w oczy brak napastnika (Manchester City), jakościowych zmienników (Liverpool), a nawet niemalże wszystkiego (Arsenal). Jedynie Chelsea jawi się jako siła, której, pod względem przygotowania kadry, ciężko będzie sprostać. Sprowadzenie Romelu Lukaku przebija chyba nawet transfery Jadona Sancho i Raphaela Varane’a, chociaż należy pamiętać, że ta dwójka może dać Manchesterowi United naprawdę dużo radości.

Daję piekło, co ty mi dasz?

W wypadku byłego piłkarza Borussii Dortmund, radość jest niemalże dosłowna. Każdy, kto widział Jadona Sancho w akcji, wie, jak kolorowy jest to zawodnik. Gdy tylko unosił prawe ramię, obrońcy w Bundeslidze mogli szykować się na najgorsze. Sancho rozpoczynał bowiem swój taniec z piłką, który dla większości oponentów kończył się lądowaniem na płycie boiska. W poprzednim sezonie notował średnio 7.1 udanych dryblingów na mecz. W Premier League więcej mieli tylko Adama Traore i Allan Saint-Maximin.

Sancho do Manchesteru United na pewno przynosi różnorodność taktyczną. W Niemczech najlepiej czuł się z lewej strony boiska, lecz w Anglii przypisuje mu się prawe skrzydło. Dzieje się tak przez wzgląd na Marcusa Rashforda, który – o ile jest zdrowy – ma pewne miejsce w składzie Czerwonych Diabłów. Na tym jednak nie koniec, bo jeśli przyjdzie taka konieczność, Sancho umie odnaleźć się w duecie napastników, a także na pozycji nominalnie zajętej przez Bruno Fernandesa. Taka elastyczność może być szczególnie przydatna, gdy przyjdzie Manchesterowi United dostosować się pod rywala.

Oczywiście o liczby też należy być w pełni spokojnym. Jeśli idzie o współczynnik xA/90minut, Sancho wyprzedza najlepszych graczy U-23 w Premier League, a więc Masona Mounta, Phila Fodena czy Leona Baily’ego, który niedawno dołączył do Aston Villi. Taka kreatywność jest nieprzecenioną siłą sama w sobie, tym bardziej, że nie stać na nią żadnego innego skrzydłowego Czerwonych Diabłów.

Sancho jest również gwarantem określonej liczby goli. W każdym pełnym sezonie dla BVB notował przynajmniej 13 trafień we wszystkich rozgrywkach. Najlepszy pod tym względem był sezon 2019/20, gdy szalał na prawej stronie razem z Achrafem Hakimim, co pozwoliło mu aż 20 razy wpisywać się na listę strzelców. Jednakże nawet jeśli Sancho zakończy bieżące rozgrywki z takim dorobkiem jak podczas ostatniej przygody w Niemczech, nikt na Old Trafford nie będzie kręcił nosem.

Sancho zdobył dla Borussii 16 bramek. W całej kadrze Manchesteru United tylko trzech zawodników wykręciło lepsze liczby. Edinson Cavani – 17, Marcus Rashford – 21, Bruno Fernandes – 28.

Więcej wątpliwości było w odniesieniu do gościa, który wyspecjalizował się w zdobywaniu trofeów. Raphael Varane, czyli partner Harry’ego Maguire, no, chyba że Victor Lindelof będzie grał cały sezon tak, jak zagrał z Leeds United. Ale dobrze wiemy, że nie będzie, bo Szwedowi skoki jakości zdarzały się zaskakująco często.

Francuz – mimo tego, że jego ostatnie lata w Realu Madryt nie były doskonałe – to właśnie znak jakości. Solskjaer od teraz nie musi martwić się o zestawienie bloku defensywnego, jeśli wypadnie mu jeden zawodnik. Varane jest oczywiście predestynowany do pierwszego składu, ale najbardziej istotne jest to, że wprowadza komfortowe warunki w linii defensywy. Mając trzech gości, którzy prezentują zbliżony poziom, naprawdę można spać spokojnie.

Varane ma specyficzny styl gry. Podobnie jak Maguire, woli pokonywać z piłką kolejne metry, zanim zdecyduje się na podanie. Jego akcje ofensywne oparte są zatem na rajdach, nie na crossowych podaniach w stylu Lindelofa. Nie oznacza to oczywiście, że były zawodnik Realu Madryt nie potrafi celnie przekazać piłki, ale zdecydowanie częściej zabiera się z nią i w ten sposób buduje przewagę.

Jednocześnie jego gra w defensywie pozbawiona jest takiej brawury. Francuz woli – tak jak Virgil Van Dijk – poczekać na rywala, nabrać odpowiedniej głębi i dopiero przystąpić do eliminacji. To już różni go od Maguire’a, który niczym wygłodzona pirania rzuca się na rywala całym sobą. Varane siłą rzeczy nie zalicza zbyt wielu akcji defensywnych, lecz są one zazwyczaj bardzo skuteczne.

I wreszcie szybkość, czyli największy plus 28-latka. Boczni obrońcy Manchesteru United mają tendencję do wycieczek na połowę boiska. Może być to uzasadnione – Luke Shaw lub niekoniecznie rozsądne – Aaron Wan-Bissaka. Stwarzane przez nich luki – przede wszystkim z prawej strony boiska – były przyczyną wielu kłopotów MU. Ani Lindelof, ani Maguire nie byli w stanie pokryć tej strefy wystarczająco szybko. Teraz nie trzeba będzie oglądać się na McTominaya ani pozostałych Anglików. Istnieje duża szansa na to, że Varane po prostu zabezpieczy sektor, zanim taki Adama Traore zdąży się rozpędzić.

Ole na kole

Wobec takich wzmocnień, stojących w kontrze do dość skąpych ruchów Liverpoolu i Manchesteru City (zakładając, że do transferu Kane’a nie dojdzie), Manchester United siłą rzeczy wyrasta na jednego z głównych kandydatów do tytułu. Nie ma co się oszukiwać, że tegoroczny wyścig będzie jednostronny niczym ten sprzed roku lub dwóch, oj nie. To będzie (prawdopodobnie) bitwa czterech armii, do której będą próbowały wmieszać się kluby pokroju Leicester City i Tottenhamu.

A jednak – jakimś sposobem – Czerwonym Diabłom odmawia się realnych szans na walkę o tytuł Premier League. Dlaczego? Ano przez wzgląd na Ole Gunnara Solskjaera, którego wciąż nie traktuje się poważnie. Norweg nadal bywa nazywany wuefistą, mimo tego, że drużyna wykonuje widoczny progres. Tak, dalej nie ma trofeów, lecz nie da się odmówić mu tego, że jako jedyny szkoleniowiec w erze po Fergusonie buduje coś na lata, a nie do lata.

Najlepszym przykładem jest Luke Shaw, którego Solskjaer odgruzował po przygodach z Jose Mourinho oraz Scott McTominay, który stał się jednym z najlepszych defensywnych pomocników angielskiej ekstraklasy. Szkot to nie tylko maszynka do przecinania, ale też piłkarz dobrze operujący piłką, co udowadniają mecze z Leeds United. Norweski trener miał kolosalny wpływ na obu tych zawodników, których określano kolejno mianem wypalonegojednowymiarowego.

Odbierz najwyższy cashback na start bez obrotu w Fuksiarz.pl!

Ktoś może jednak żachnąć się, że budować piłkarzy, to można w Brighton i Southampton, a nie w Manchesterze United. No dobrze, determinujące są zatem wyniki. A tutaj sprawa jest jasna – coraz wyższa pozycja w tabeli. Ponadto, abstrahując od Ligi Mistrzów, gdzie Solskjaerowi nie idzie i jest to głaz narzutowy w jego ogródku, Czerwone Diabły mają patent na silnych rywali.

  • Leicester City – 6 meczów – 3 zwycięstwa, 1 remis
  • Tottenham – 6 meczów – 3 zwycięstwa, 1 remis
  • Manchester City – 9 meczów – 4 zwycięstwa, 1 remis
  • Chelsea – 9 meczów – 4 zwycięstwa, 3 remisy

Piętą achillesową jest Liverpool oraz… Arsenal. Nie zmienia to jednak faktu, że z większością ligowej czołówki Solskjaer sobie radzi. Co więcej, statystykę można rozszerzyć na takie kluby jak Brighton (6/6) i Leeds United (2/3). A skoro masz też patent na Grahama Pottera i Marcelo Bielsę, to określenie wuefista zaczyna pasować jak pięść do nosa.

Jednocześnie paradoks Norwega polega na tym, że głupotą byłoby określenie jego warsztatu jako lepszy niż ten, którym dysponuje Klopp, Guardiola, a przede wszystkim – w ostatnim czasie – Thomas Tuchel. Bo chociaż kadra jest wysokiej jakości, trener niezgorszy, a rywale nie poczynili kolosalnych wzmocnień, reszta stawki na pewno nie wystawi tyłka tak, jak miało to miejsce za czasów Fergusona.

Siła rywali

Największym zagrożeniem dla Manchesteru United jest zatem myślenie, że teraz na pewno się uda. Mogą się bowiem mocno rozczarować. Mimo oczywistych plusów, rywale też mają swoją siłę. Wspomniany Jurgen Klopp potrafi wyczarować coś z niczego, tworzy cuda grając Hendersonem i Williamsem na środku obrony. Thomas Tuchel z niemrawej Chelsea uczynił zdobywcę Ligi Mistrzów, zaś Pep Guardiola, dzięki pieniądzom i trenerskiemu geniuszowi, zdominował rozgrywki na angielskim poletku.

Znaleźć miejsce dla Czerwonych Diabłów jest trudno, a oczekiwania są olbrzymie. To oczywiście zrozumiałe, bo na wielu płaszczyznach klub z Old Trafford w niczym nie występuje swoim największym rywalom. Szkopuł w tym, że batalia będzie toczyła się na poziomie jakiego nie widzieliśmy od lat.

Próżno uważać, że znowu mistrzostwo pewną ręką zgarnie Manchester City lub Liverpool, a w najgorszym wypadku oba te kluby odskoczą reszcie stawki na tyle, że na dystansie 60 metrów The CitizensThe Reds zdołają kogoś zdublować trzy razy. Nie, to będzie bardzo wyrównany sezon, o czym może świadczyć już pierwsza kolejka. 3:0 Liverpoolu, 5:1 Manchesteru United, 3:0 Chelsea. I tylko to potknięcie Guardioli, które poniekąd psuje narracje, ale jednocześnie pokazuje, że Tottenham Nuno Espirito Santo to też nie będą ogórki. 

To będzie naprawdę ekscytujący sezon Premier League, w którym trudno wskazać jednoznacznego triumfatora. Manchester United Ole Gunnara Solskjaera też ma pełne prawo myśleć o ostatecznej wiktorii. Myśleć, nie marzyć.

Fot. Newspix/FotoPyk

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

26 komentarzy

Loading...