Reklama

Szybki i błyskotliwy, ale leniwy w obronie. Kim jest Adriel Ba Loua?

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

17 sierpnia 2021, 09:41 • 9 min czytania 76 komentarzy

Mijały dni, mijały tygodnie. I nic, Lech Poznań ciągle nie pozyskał nowego skrzydłowego. Kibice Lecha wściekali się na klub za sytuację z Damianem Kądziorem, a potem czytali w mediach o kolejnych nazwiskach z listy „Kolejorza”, które koniec końców do niego nie trafiały. Ale wreszcie nadszedł ten dzień, wreszcie Maciej Skorża dostał swojego wyśnionego skrzydłowego. W poniedziałek piłkarzem Lecha został 25-letni Adriel Ba Loua z Viktorii Pilzno.

Szybki i błyskotliwy, ale leniwy w obronie. Kim jest Adriel Ba Loua?

Adriel Ba Loua – sylwetka nowego piłkarza Lecha Poznań

Według informacji podawanych przez Dawida Dobrasza z „Głosu Wielkopolski” i Sebastiana Staszewskiego z Interii, zawodnik z Wybrzeża Kości Słoniowej będzie kosztował 1,2 mln euro, co oznacza rekord transferowy klubu z Poznania. Podobnie jak kiedyś w przypadku Lubomira Satki, na swojego piłkarza przy Bułgarskiej będą musieli poczekać. Viktoria upierała się, że odda Iworyjczyka dopiero po dwumeczu z CSKA Sofia w ostatniej fazie eliminacji Ligi Konferencji. Czesi dostali się do niej po mękach z walijskim The New Saints, które przeszli dopiero po rzutach karnych. Ba Loua miał w tym swój udział, bo to on w pierwszym meczu zdobył w doliczonym czasie bramkę na 2:4, która przed rewanżem zwiększyła szanse na uniknięcie kompromitacji. Teraz ma jeszcze pomóc w spotkaniach z Bułgarami.

Co to za potencjalny kozak, że Lech – jak na swoje standardy – rozbija dla niego bank?

Najprościej rzecz ujmując: to klasyczny skrzydłowy z przebojowym stylem gry. Jest niski, szybki, zwinny, silny, z niskim „zawieszeniem”, dobrze wyszkolony. Przygodę z europejską piłką zaczynał w rezerwach Lille (rok pobytu) i duńskim drugoligowcu z Vejle (dwa lata pobytu). Za każdym razem był wypożyczany z ojczystego ASEC Mimosas, które cieszy się dużą renomą na Czarnym Lądzie.

Reklama

 – To jedna z najlepszych akademii w Afryce. Co roku próbuje się do niej dostać z pięć tysięcy zawodników, ale udaje się to na przykład dziesięciu z nich. Bycie w tym zespole bardzo dużo znaczy. Oczywiście potem nadal musisz ciężko pracować na każdym polu i to nie tylko w kontekście samej piłki, bo dużo uwagi poświęca się też edukacji i właściwemu odżywianiu – opowiadał w kwietniu Iworyjczyk w rozmowie z oficjalnym magazynem Viktorii Pilzno.

Obstawiaj Ekstraklasę w Fuksiarz.pl!

Jak na afrykańskie realia, jego początki w piłce nie należały do najtrudniejszych, mimo że zaczynał kopanie jako czterolatek bez butów. – Tata i mama dali mi wszystko, czego potrzebowałem, zapewnili najlepsze możliwe warunki. Chcieli, żebym cieszył się piłką. Dopiero w akademii zaczęło być trudniej, ponieważ musiałem tam być od poniedziałku do soboty, więc moją rodzinę widziałem tylko w niedzielę. Musiałem się do tego przyzwyczaić. Starałem się też dopasować do innych chłopaków, spośród których 90 procent wychowywało się w gorszych warunkach ode mnie. Nie powiem, że jakoś mi zazdrościli, ale patrzyli na mnie w ten sposób, że mam szczęście, że tata mi to wszystko zaaranżował, pomaga mi na każdym kroku i tak dalej. Nie chciałem jednak liczyć na wsparcie rodziców, skupiłem się na pracy nad sobą, by stawać się coraz lepszym zawodnikiem – wspominał młodzieńcze lata.

Adriel Ba Loua – przez Francję i Danię do Czech

W Lille nie udało mu się przebić do Ligue 1. – Po raz pierwszy opuściłem Afrykę i od razu trafiłem do dużego klubu, więc było to ogromne wyzwanie. Trener Herve Renard, który znał mnie już z pracy dla Wybrzeża Kości Słoniowej, zabrał mnie tam na wypożyczenie z opcją wykupu. Trenowałem z pierwszą drużyną i kiedy czułem, że zbliża się moja szansa, nadeszła seria złych wyników i trener Renard został zwolniony. Potem zostałem przeniesiony do drużyny B, doznałem kontuzji i musiałem przejść operację barku. W lutym doszedłem do siebie, ale już się nie przebiłem. Mimo to bycie w Lille traktowałem jako zaszczyt. Trenowałem z zawodnikami, których wcześniej znałem z FIFY. Pomogli mi, więc odbieram to jako dobre doświadczenie – tłumaczył Ba Loua.

Następnym przystankiem było wspomniane Vejle. – Klub ten grał na drugim szczeblu. Nie wiedziałem nic ani o drużynie, ani o samej lidze. Pierwszy rok był świetny, mieliśmy dobrego trenera ze Szwecji, Andreasa Alma, lecz potem przestało nam iść. Ligę jakoś utrzymaliśmy i przyszedł Włoch Adolfo Sormani. Był wspaniałym człowiekiem, ale też trochę szalonym. Miał bardzo ciężkie treningi i ciągle krzyczał. Po stracie piłki lub gdy zawodnik nie biegł, potrafił przez minutę na niego wrzeszczeć. W szatni mnóstwo razy miał ochotę wszystko rozwalać i wszystkim rzucać. Uważam jednak, że był bardzo dobrym trenerem, mimo że grałem u niego mniej niż wcześniej i najczęściej byłem zmiennikiem. Udało nam się awansować do duńskiej ekstraklasy, mój kontrakt się skończył i wtedy zadzwonili z Karwiny – rozwinął wątek nowy zawodnik Lecha.

Codzienność w Danii mocno go zaskoczyła. – W zimie było strasznie zimno. Życie tam dużo kosztuje. Płacisz wysokie podatki, wszystko jest bardzo drogie. Z tego punktu widzenia było to naprawdę trudne. Na przykład wydałeś całą wypłatę w ciągu dziesięciu dni. Ale mimo to znalazłem tam wielu przyjaciół, z którymi nadal mam kontakt – śmieje się zawodnik.

Reklama

Ba Loua nie notował w Vejle jakichś rewelacyjnych liczb (łącznie 6 goli i 8 asyst), więc nim dostał angaż w MKF Karvina, najpierw musiał się pokazać podczas dwutygodniowych testów. – Byłem na wakacjach z przyjaciółmi, a kiedy się obudziłem, miałem około piętnastu nieodebranych połączeń od mojego agenta. Zadzwonił do mnie, że chcą mnie w klubie z Czech. Najpierw zapytałem go: – Gdzie są Czechy? Powiedział mi coś więcej, więc wszedłem w to, chciałem spróbować – przypomina sobie.

Adriel Ba Loua – ulubieniec Adriana Guli

Przekonał do siebie sztab szkoleniowy i podpisał kontrakt. W nowym zespole także spędził dwa lata i szybko stał się pierwszoplanową postacią, wybijającą się na tle całej ligi. Sezon 2019/20 zakończył z bramką i dziesięcioma asystami, co zostało nagrodzone transferem do Viktorii Pilzno, która od dłuższego czasu go obserwowała. Media pisały o 650 tys. euro kwoty odstępnego (Transfermarkt wpisał 200 tys. więcej). Biorąc pod uwagę koszty jego rocznego utrzymania i zapewne jakąś kasę za podpis, Viktoria sprzedając go do Lecha wyjdzie na zero lub symbolicznie zarobi.

Czy to oznacza, że nie stał się on ważnym ogniwem w jej szeregach? Otóż stał się, tyle że za kadencji Adriana Guli. To obecny trener Wisły Kraków sprowadzał go do Pilzna, ponieważ idealnie pasował mu do ofensywnego ustawienia 4-3-3, które preferował. Pod jego wodzą Ba Loua uzbierał sześć bramek i sześć asyst w czeskiej ekstraklasie, a w eliminacjach Ligi Europy znalazł drogę do siatki duńskiego SonderjyskE. Najlepszy okres miał w kwietniu, gdy w sześciu meczach strzelił trzy gole i dwa kolejne wypracował.

Gula nawet wtedy starał się trochę tonować pochwały pod adresem swojego podopiecznego. – Wspaniale, że poczynił takie postępy i stał się skuteczniejszy. Z jednej strony to efekt jakości, którą posiada, natomiast z drugiej gra też z lepszymi kolegami, w drużynie nastawionej na atakowanie. Wiem, że już teraz ma swój rekordowy sezon pod względem liczby bramek, ale nie może się tym zadowalać, ciągle musi być głodny poprawiania tych osiągnięć. Myślę, że powinien być jeszcze bardziej produktywny. Dla mnie pięć goli to nadal za mało jak na skrzydłowego – mówił Gula 20 kwietnia przed meczem z FK Teplice.

cashback na start fuksiarz

Niedługo potem słowacki szkoleniowiec stracił posadę. Został zwolniony po upokarzającym 1:5 ze Slavią Praga i remisie z FK Pribram. Viktoria w 91. minucie za sprawą ex-wiślaka Zdenka Ondraska wyszła na prowadzenie 3:2, lecz i tak zdążyła je stracić.

Za Gulę przyszedł Michal Bilek i od tej pory zaczęły się problemy Iworyjczyka. Dlaczego? Były selekcjoner reprezentacji Czech w pierwszej kolejności dostrzegał wady tego piłkarza. Ba Loua przy swoich wszystkich zaletach bywał mocno irytujący, grając zbyt egoistycznie i mocno zaniedbując pracę w defensywie. Obrońca mający go na swojej stronie musiał liczyć się z tym, że często pozostanie bez wsparcia przy akcjach rywali. O ile Gula to tolerował, o tyle u Bilka coś takiego nie mogło przejść. W efekcie 25-latek i pod koniec poprzedniego sezonu, i na starcie obecnego przeważnie pełnił u niego rolę zmiennika. W trzynastu meczach z nowym trenerem, tylko trzy razy wystąpił w wyjściowym składzie.

Adriel z pewnością jest dobrym piłkarzem, ale musi grać odpowiedzialnie, czego nie robi. Miał też problemy zdrowotne, przez jakiś czas nie trenował z nami. Wszystko zależy od niego. Jeśli będzie uczciwie pracował, dostanie szansę – tłumaczył Bilek kilka tygodni temu.

Źle to wróżyło dalszej współpracy i faktycznie – czas pokazał, że nie ma ona większej przyszłości, chociaż skoro ma być potrzebny na CSKA Sofia, to jednak Bilek musi go przynajmniej trochę cenić. Inaczej przecież puściłby go od razu.

Adriel Ba Loua – Bóg pomoże mu w Poznaniu

Postępowanie klubu względem tego piłkarza niekoniecznie podobało się kibicom, zwłaszcza gdy Viktoria Pilzno ogłosiła pozyskanie Kolumbijczyka Jhona Mosquery, któremu wygasał kontrakt ze Slovanem Liberec. Już wtedy spekulowano, że jest to zapowiedź odejścia Ba Louy. „Zarządzanie Pilznem to żart sam w sobie. Każdy z pięciu najlepszych klubów w naszej lidze chciałby mieć Adriela w drużynie” – pisał jeden z fanów. Nawet niektórzy kibice Sparty Praga przyznawali, że w razie czego chętnie widzieliby go u siebie.

W każdym razie, dzięki takiemu obrotowi wydarzeń Iworyjczyk stał się dostępny dla Lecha. Poznaniacy starali się o niego już w maju i czerwcu, ale wtedy jeszcze Viktoria nie była chętna na transfer. Być może przydusiła ją kiepska sytuacja finansowa (w ostatnich miesiącach pojawiały się poślizgi w wypłatach pensji i premii). „Kolejorz” był najbardziej konkretny spośród klubów celujących w 25-letniego zawodnika. Jak informuje Sebastian Staszewski, chciano go także w Pacos de Ferreira, FC Zurich, Sivassporze i Konyasporze, ale w każdym przypadku chodziłoby o wypożyczenie. Lech natomiast od początku proponował transfer definitywny i to przeważyło, zwłaszcza że sam zainteresowany od początku wyrażał chęć przenosin do Poznania. Przejście na Bułgarską traktuje jako szansę na rozwój. Już przychodząc do Viktorii deklarował, że marzy o debiucie w dorosłej reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej. Dotychczas dane mu było jedynie występować w kadrze U-20. Miało to miejsce sześć lat temu podczas kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich. Jednym z boiskowych partnerów nowego lechity był Franck Kessie, obecnie pomocnik Milanu.

Dobra postawa w Ekstraklasie być może pozwoliłaby mu spełnić marzenie. Polska liga jest jaka jest, jednak zdarzało się już, że ktoś się z niej przebijał do renomowanych reprezentacji. Pomóc ma mu wiara w Boga. – Jestem chrześcijaninem. Wierzę w Boga, tak jak cała moja rodzina. Przed każdym meczem proszę Boga o pomoc, aby pomógł mi dobrze grać i dał siłę, której potrzebuję, żeby  uniknąć kontuzji, złego zachowania wobec sędziego czy przeciwników i innych złych rzeczy. Modlitwa bardzo mi pomaga. Podczas meczu jest dużo emocji, ale zawsze trzeba zachować spokojną głowę. Nawet na boisku rozmawiam z Bogiem. Wierzę, że zawsze mnie słyszy – zwierzał się w przytaczanym już kilka razy wywiadzie z magazynem Viktorii Pilzno.

Ciężar odpowiedzialności na jego barkach spoczywa olbrzymi, niejako jest podwójny. Adriel Ba Loua musi nie tylko pokazać, że warto było dla niego ustanowić klubowy rekord transferowy, ale także potwierdzić, że Maciej Skorża dobrze zrobił, rezygnując z dużo tańszego Damiana Kądziora, który mniej pasował mu do koncepcji. Na oficjalnej stronie „Kolejorza” dyrektor sportowy Tomasz Rząsa deklarował, że afrykański skrzydłowy znajdował się pod obserwacją od dwóch lat i już rok temu Lech próbował go kupić z MFK Karvina, ale wtedy Viktoria Pilzno okazała się skuteczniejsza w działaniach. Zakładamy zatem, że w Poznaniu mają go prześwietlonego na wylot, doskonale znają jego charakterystykę i najwyraźniej są przekonani, że potencjalnych plusów jest znacznie więcej niż minusów.

Fot. Newspix oraz lechpoznan.pl/Przemysława Szyszka

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

76 komentarzy

Loading...