Zachowanie Harry`ego Kane`a, który nie stawił się na pierwszych treningach Tottenhamu, miało prawo zaboleć fanów „Kogutów”. Tyle tylko, że największe gwiazdy „Spurs” w ostatnich latach rozstawały się z klubem z północnego Londynu wyłącznie w burzliwych okolicznościach. Stali bywalcy, najpierw White Hart Lane, a obecnie Tottenham Hotspur Stadium, mogliby zatem zanucić za Radiohead, że takie postępowanie ich pupili nie stanowiło dla nich żadnych niespodzianek.
„Harry Kane nacisnął przycisk jądrowy, ale musi mieć nadzieje, że ten nie wybuchnie mu w twarz” – napisał w „The Guardian”, David Hytner. Z uwagą zatem będziemy śledzić losy 61-krotnego reprezentanta Anglii. Czy prezes Tottenhamu, Daniel Levy w dalszym ciągu rozpatrywał będzie oferty wyłącznie rzędu minimum 160 mln funtów za swojego asa czy też im bliżej będzie końca letniego okna transferowego, tym tradycyjnie zmięknie i zaakceptuje ofertę Manchester City wynoszącą 100 mln funtów?
W oczekiwaniu na zakończenie tej telenoweli, przyjrzyjmy się jak z „Kogutami” żegnały się inne wielkie gwiazdy w ostatnich latach.
***
„Serce zapchane jak wysypisko,
Praca, która powoli Cię zabija,
Sińce, które się nie zagoją”
Dymitar Berbatow
Zaczęło się od Dymitara Berbatowa, który biało-granatowy trykot Tottenhamu przywdziewał od lata 2006. Przez dwa sezony strzelił dla „Kogutów” w sumie 46 goli w 101 meczach. Dorobek imponujący, ale przełożył się jedynie na Puchar Ligi Angielskiej w sezonie 2007/2008 (było to pierwsze trofeum od 17 lat, które znalazło się w gablocie „Spurs” i ostatnie jak do tej pory). „Berba” stołeczny klub chciał opuścić już po roku występów (poważnie zainteresowane były nim wówczas Chelsea i Manchester United), ale prezes Daniel Levy przekonał go w 2007 roku, że buduje team zdolny powalczyć o historyczny udział w Lidze Mistrzów. Na White Hart Lane trafili wówczas m.in. Gareth Bale, Darrent Bent, Kevin-Prince Boateng czy Younes Kaboul. Zamiast szturmu do bram Champions League, było dopiero 11. miejsce w Premier League, ze stratą aż 40 punktów do czwartego Liverpoolu. Levy tym razem nie mógł uciekać się do żadnych socjotechnicznych sztuczek. Berbatowa nic już nie trzymało w stolicy Zjednoczonego Królestwa, tym bardziej, że Londyn opuścił jego partner z ataku, Robbie Keane. Obaj panowie zawarli więc dżentelmeńską umowę, że jeżeli znajdzie się chętny, który wyłoży 30 mln funtów, klub nie będzie robił bułgarskiemu napastnikowi problemów z odejściem. Chętny oczywiście się znalazł, a Tottenham…zaczął robić swojemu asowi problemy z odejściem.
Manchester United trzykrotnie przedstawiał swoją ofertę kupna, nim została ona zaakceptowana. Obok niedoszłych przenosin Cristiano Ronaldo do Realu Madryt, była to najdłuższa saga transferowa lata 2008. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały bowiem na to, że Berbatow „Czerwonym Diabłem” zostanie już w końcówce lipca. „Spurs” mieli przystać na kwotę 28 mln funtów, co miał potwierdzić sam sir Alex Ferguson. To wprawiło we wściekłość prezesa londyńczyków, gdyż żadne papiery nie zostały wówczas jeszcze podpisane. – Publiczne komentarze menedżera MU na temat złożonej oferty i zapewnienie, że rozmowy skończą się sukcesem to przykład jawnej arogancji. To także przykład hipokryzji i prawdopodobnie jeden z najgorszych ataków słownych wykonanych przez menedżera w historii Premier League – grzmiał Levy na łamach angielskich mediów. Tottenham złożył zatem skargę do władz angielskiej ekstraklasy, co jednak niespecjalnie ruszyło Fergusona. – Cała ta sytuacja staje się żenująca dla Tottenhamu, który opiera swoje informacje na doniesieniach z „The Sun”. Nie wiem skąd oni wzięli moje wypowiedzi, ale na pewno nie ode mnie – skomentował ze spokojem szkocki menedżer.
Start sezonu 2008/2009 zbliżał się zatem wielkimi krokami, a Berbatow wciąż był w matni. – On ma już 27 lat i czas najwyższy, aby dołączył do drużyny, która odnosi sukcesy – przyznawał jego agent, Emil Dantchev. Bułgar myślami był w tym czasie daleko poza Londynem. Za brak profesjonalnego podejścia do treningów, nowy menedżer „Kogutów”, Juande Ramos ukarał go odebraniem tygodniówki (40 tys. funtów). Były gracz Bayeru Leverkusen nie znalazł się również w wyjściowym składzie na inauguracyjne starcie Premier League z Middlesbrough FC (na murawie pojawił się dopiero w 65. minucie). Z kolei w rywalizacji z Sunderlandem i Chelsea w ogóle nie zagrał. Hiszpańskiego szkoleniowca miał poinformować, że nie jest „psychicznie gotowy do gry”. Warto dodać, że żadnej z tych trzech gier, Tottenham nie wygrał.
– Czy Berbatow strajkował? Musisz go sam o to spytać, ale faktem jest, że w meczach z Sunderlandem i Chelsea nie wystąpił. Nie sądzę by traktował ten klub z szacunkiem, na jaki zasłużyliśmy – krytykował go Levy na łamach „Daily Express”. Tuż przed zamknięciem okna transferowego oba kluby ostatecznie doszły do porozumienia. United za nowego atakującego zapłacili 30,75 mln funtów, co było wówczas ich najdroższym zakupem w historii. Po odejściu swojego gwiazdora, „Spurs” pogrążyli się w kryzysie. Nie wygrali kolejnych dwóch meczów i przez moment zamykali nawet tabelę Premier League. W listopadzie, w rozmowie z „The Guardian”, Levy za ten fatalny stan rzeczy obwiniał przede wszystkim…Berbatowa. – Jego wysiłki, aby przejść do Manchesteru osłabiły morale zespołu i podkopały pozycję Ramosa w szatni – stwierdził.
***
„Wyglądasz na zmęczonego i nieszczęśliwego”
Luka Modrić
Jedno z odkryć EURO 2008, Luka Modrić pojawił się na White Hart Lane, w momencie gdy Berbatow nerwowo przebierał już nogami, by opuścić Londyn. Rosły atakujący i filigranowy rozgrywający zagrali ze sobą tylko raz – we wspomnianym już meczu z Boro w 1. kolejce. „Berba” zaliczył niecałe pół godziny, Modrić jak przystało na potencjalną gwiazdę, na murawie spędził 90 minut. Przychodził do stolicy z wielkimi nadziejami i ambicjami, ale i on wkrótce się przekonał, że Bill Nicholson Way 748 to niewłaściwy adres na ich realizację.
Co prawda, w przeciwieństwie do Berbatowa, Modriciowi dane było zagrać w Lidze Mistrzów (1/4 finału w sezonie 2010/2011) oraz dołączyć do upragnionej TOP4 Premier League (4. miejsce w rozgrywkach 2009/2010 i 2011/2012). Nie były to jednak sukcesy, za które wręczano puchary. Już latem 2011 roku Modrić był bliski przenosin do Chelsea. W swojej biografii „Moja gra” ujawnił kulisy spotkania z właścicielem „The Blues”, Romanem Abramowiczem na jego jachcie na Lazurowym Wybrzeżu. „Miałem wrażenie, że nadszedł czas na ruch – chciałem walczyć o trofea i zdobywać tytuły, a czułem, że nie stanie się to, gdybym został w Tottenhamie. Chciałem przenieść się do bardziej ambitnego klubu” – pisał. O chęci odejścia, chorwacki pomocnik ochoczo opowiadał angielskiej prasie. Po powrocie z wakacji, władze klubu stanowczo poinformowały swojego asa, że nie sprzedadzą go za żadne pieniądze. Modrić zatem doskonale wiedział, że jeżeli będzie chciał odejść w kolejnym oknie transferowym, musi z włodarzami „Kogutów” postępować twardo.
Taką też przyjął taktykę w 2012 roku, gdy parol na niego zagiął Real Madryt. Po rozpoczęciu przygotowań do rozgrywek 2012/2013 poinformował menedżera Tottenhamu, Andre-Villasa Boasa o niepohamowanej chęci odejścia. Władze „Spurs” były jednak nieugięte – za ćwierćfinalistę EURO 2008 żądały minimum 35 mln euro. To doprowadziło do wściekłości Chorwata, który rozpoczął 45-dniowy strajk. Nie pojawiał się na treningach, wrócił do ojczyzny, nie wziął udziału również w tournée po USA. Nie pomagały ani prośby kolegów (do Modricia osobiście pofatygował się Rafael van der Vaart), ani kary finansowe (80 tys. funtów za absencję na treningach i 15 tys. funtów za każdy dzień nieobecności w czasie zgrupowania za oceanem). Chorwat był w tym postanowieniu nieprzejednany. – Takim zachowaniem na pewno nie poprawia swojej sytuacji – skomentował zachowanie Modricia, Daniel Levy. Andre-Villas Boas z kolei dodał na łamach „Daily Mail”: – Nie wiem kto mu doradza, bo to pierwsze tego typu zachowanie w jego karierze. Jest kompletnie nieprofesjonalne.
Farsa dobiegła końca 27 sierpnia 2012, kiedy chorwacki pomocnik parafował 5-letni kontrakt z „Królewskimi”, zaś Tottenham zarobił na nim 30 mln euro. W Realu spełnił się w 100%, zdobywając z madryckim klubem wszystkie możliwe trofea. Po latach jednak wyznał, że strasznie żałuje swojego zachowania z lata A.D. 2012. – Przepraszam za sposób w jaki odszedłem. Szkoda, że nie rozstaliśmy się w przyjemniejszych okolicznościach. Mam nadzieję, że fani zrozumieją, że podążałem za marzeniami – stwierdził w rozmowie z ESPN.
***
„Bez alarmów ani niespodzianek (zabierzcie mnie stąd)”
Gareth Bale
Rok później fani „Kogutów” przeżywali deja vu. Tym razem Tottenham wszelkimi możliwymi sposobami chciał opuścić Gareth Bale. Z opisywanego tria, to on legitymował się na White Hart Lane najdłuższym stażem. W ciągu sześciu lat wywalczył jednak ze „Spurs” jedynie Curling Cup. Frustracja wynikająca z braku perspektyw, kumulowała się w nim z każdym rokiem. Tym bardziej po sezonie 2012/2013, który był najlepszym w karierze Walijczyka. W 33 meczach w Premier League zdobył 21 bramek i zaliczył 9 asyst. Mimo to, nie potrafił z Tottenhamem zakwalifikować się do Champions League. – W minionych rozgrywkach był na poziomie Cristiano Ronaldo i Leo Messiego. Taki gracz musi mieć możliwość rywalizacji o najwyższe laury – chwalił go na łamach „The Independent” Zinedine Zidane.
Sytuacja była zatem identyczna, jak w przypadku wyżej wymienionych graczy. Klub zgłasza się z ofertą, Daniel Levy ją odrzuca, zaś sfochowany piłkarz odmawia treningów. Drogę do Madrytu Bale`owi zdecydowanie wydłużył… Luka Modric. W Tottenhamie panowało bowiem przekonanie, że rok wcześniej, zdecydowanie za łatwo pozwolono Chorwatowi odejść. Stąd też, gdy Real wyszedł z propozycją 100 mln euro, które uczyniłoby z Bale`a najdroższego piłkarza globu, włodarze londyńskiego klubu zażyczyły sobie za swojego gwiazdora aż 145 mln euro.
Gdy najtęższe głowy w Madrycie zastanawiały się, jak rozwiązać problem Bale`a, ten w Londynie odmówił udziałów w treningach i spotkaniach sparingowych. Próba wywarcia presji na władzach Tottenhamu to jedno, ale istotny był również fakt, że Walijczyk zmagał się z licznymi problemami mięśniowymi. Obawiał się więc, że na zajęciach bądź w trakcie meczów towarzyskich może doznać kontuzji, która uniemożliwi mu przeprowadzkę na Santiago Bernabeu. Andre-Villas Boas długo ze spokojem znosił tą sytuację. Zbliżał się jednak koniec sierpnia, kadrę na sezon 2013/2014 trzeba było już zamykać, a status Walijczyka w dalszym ciągu był nieznany. W końcu portugalski szkoleniowiec nie wytrzymał i przyznał, że w zasadzie nie ma wpływu na to co dzieje się z jego podopiecznym. – Czy on strajkuje? Nie, nie sądzę. Czy będzie jutro na zajęciach? Nie mam pojęcia. Tak naprawdę nie kontroluje sytuacji. To klub powinien wiedzieć, co zrobić w jego przypadku. Jednak jeśli w dalszym ciągu Bale jest piłkarzem Tottenhamu, powinien pojawić się na treningach – stwierdził bezradnie.
TOTTENHAM POSTAWI SIĘ CITY? REMIS LUB WYGRANA SPURS PO KURSIE 2,13 W FUKSIARZ.PL!
Reprezentant Walii w 2013 roku nie zawitał już jednak w ośrodku treningowym Hotspur Way. Proces „zmiękczania” Levy`ego przez madryckich działaczy trwał całe lato. Najpierw prezes Tottenhamu był skłonny obniżyć swoje oczekiwania do 120 mln euro, by w końcu przystać na kwotę 100 mln euro.
***
Jak widać po powyższych przykładach, Harry Kane postępuje wedle sprawdzonego schematu – strajk jako jedyny sposób wymuszenia zgody na transfer. Tym bardziej, że historia jego oraz Berbatowa, Modricia i Bale`a ma wspólny mianownik – złamana dżentelmeńska umowa z Levym, co miałoby uwiarygodnić go przed kibicami i pokazać, że to nie on w tej historii jest „czarnym charakterem”. Prezes „Kogutów” zawsze zdaje się być groźny na początku okna transferowego, ale gdy zbliża się jego kres, cytując klasyka, staje się „miękiszonem”. Przewidujemy zatem następujący scenariusz – Tottenham przyjmie ofertę z City na kwotę 100 mln funtów, rzecz jasna w samej końcówce sierpnia. Wszak, raz jeszcze nawiązując do hitu Radiohead, na Emirates Stadium „jest taki piękny dom, z takim pięknym ogrodem”.
Maciej Kanczak
fot. Newspix