Proszę państwa, Raków tego dokonał. Nie dość, że strzelił swoją pierwszą bramkę w historii występów na arenie międzynarodowej, to jeszcze zagrał naprawdę świetny mecz, wyeliminował Rubin Kazań. Mecz oczywiście nieidealny, bo przez ostatnie 20 minut drugiej połowy, o ironio, widzieliśmy obronę Częstochowy. Ale herezją nie było stwierdzenie, że wygrał zespół mimo wszystko lepszy i dojrzalszy. Bardziej przekonujący, zabójczy w kluczowym momencie. Też mający pod górkę, bo sędzia dwa razy srogo pomylił się na korzyść Rubina. W każdym razie chapeau bas dla całej ekipy. No i Marka Papszuna, który znowu zrobił świetne zmiany. Ale największe honory należą się chyba piłkarzowi, który obronił rzut karny w 120. minucie meczu. Panie Kovacević, jesteś wyborny kozak.
Rubin Kazań -Raków Częstochowa. Dobra postawa na trudnym terenie
Co by tu można powiedzieć o pierwszej połowie? Cóż, warto by zacząć od szalejącego Kvaratshkeliego, który najbardziej dał się zapamiętać, potrafił narobić masę kłopotów piłkarzom Rakowa na przestrzeni całego spotkania. Ogółem, jeszcze w pierwszej odsłonie, Rubin Kazań, którego na wyjeździe można było się bać, został nawet chwilami zdominowany. Gruziński skrzydłowy tu zrobił na kimś jeden czy drugi faul, tam zmusił do interwencji Kovacevicia, gdzie indziej wyprowadzał kontrę. Tylko że, tak jak przez większość spotkania, brakowało w tym wszystkim konkretów. Ba, na dobrą sprawę ktoś nieznający historii obu klubów mógł powiedzieć w trakcie transmisji, że zawodnicy w białych trykotach mają większe doświadczenie i wykazują ciut lepszą kulturę gry.
Wyższe posiadanie piłki, pewność, ot, nie było nawet czuć, że Rosjanie grają u siebie. Jasne, jakość piłkarska w przypadku kilku piłkarzy zdecydowanie przeważała, widać to było szczególnie po Samoshnikovie czy Hwangu. Oni wygrywali wiele pojedynków w całym spotkaniu. Ale nie dało się powiedzieć po 45 minutach, że jedna czy druga ekipa bardziej zasługuje na awans. Z drugiej strony brakowało stuprocentowych okazji strzeleckich, więc materiał do oceny był trochę wybrakowany.
Dość powiedzieć, że w drugiej połowie obie drużyny stworzyły więcej realnego zagrożenia w ofensywie niż przez poprzednie 135 minut.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Rubin Kazań – Raków Częstochowa. Od świetnej gry po przetrwanie
W drugiej połowie Raków wyglądał naprawdę dobrze, wyprowadzał dynamiczne akcje. Po wyjściu piłkarzy z szatni widzieliśmy m.in. strzał głową Cebuli po wrzutce Kuna czy zmarnowaną setkę Iviego Lopeza, który musiał tylko dołożyć nogę na siódmym metrze, a tak nie trafił nawet w bramkę. Znamiennym obrazkiem były przede wszystkim indywidualne akcje Cebuli na skrzydle, który czasami wyglądał tak, jakby unosił się nad boiskiem. Był nie do złapania, piłkarze Rubina bali się go faulować, kiedy ruszał z dryblingiem. Oczywiście do czasu. W ten sposób Raków był niezwykle groźny, ale…
Cóż, brakowało tego, co do tej pory w eliminacjach do europejskich pucharów po stronie Rakowa. SKU-TECZ-NO-ŚCI. Ale istniała nadzieja, że ten stan ulegnie zmianie. Rubin był chyba zdumiony warunkami, jakie zaproponował Raków. Ledwo co momentami wychodził z kontrą, które albo gaszone były w zarodku, albo skutecznie powstrzymywane już w polu karnym. W końcu jednak nadszedł taki okres, kiedy to „Medaliki” zostały stłamszone we własnym polu karnym. Pachniało stratą golą, napór Rubina był spory. Gdyby to była siatkówka, Marek Papszun zarządziłby przerwę.
Najgorsze było to, że Rubin z każdą minutą rósł, co widać było choćby po zagraniu krzyżakiem i kolejnych szarżach Kvaratshkeliego. Coraz głośniej można było zadawać sobie pytanie, czy Raków dotrwa do dogrywki. Z przodu przestało się układać, a na tyłach liczyło się przetrwanie. Przestało funkcjonować też rozegranie od tyłu, rzucały się w oczy błędy indywidualne. Zdawało się, że Raków po prostu zatkało fizycznie. Szczerze mówiąc, trudno się dziwić, bo w Ekstraklasie nie ma takich gości jak Kvaratshkeli, którzy nękają cię co chwilę, za każdym razem wchodząc w drybling na dużej szybkości pod polem karnym.
W 83. minucie przetrwał defensywa Rakowa i słupek. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego strzelał głową Abildgaard i na szczęście dla Kovacevicia, który nawet się nie ruszył, piłka trafiła w aluminium. Raków przetrwał.
Rubin Kazań – Raków Częstochowa. Błędy sędziego i KOVACEVIĆ
W dogrywkę lepiej wszedł Raków. W kilka minut udało się kilka razy wpaść w pole karne Rosjan, zmusić do interwencji Dyupina. Marek Papszun wpuścił też świeżą krew, od 75. minuty wprowadził czterech zawodników na czele z Gutkovskisem, który bił się w powietrzu po wrzutkach Patryka Kuna. Kuna, który wyglądał w tym meczu świetnie. Tak jak cały polski zespół, który „wygrał” pierwszą część dogrywki.
No i pojawił się kontrowersja. W pierwszej części dogrywki Szelągowski dostał piłkę w polu karnym od Lopeza, zwiódł balansem ciała obrońcę, który kopnął w nogę piłkarza Rakowa, nie pozwalając mu na obrót i strzał w kierunku bramki. Sztab szkoleniowy trenera Papszuna poderwał się do protestów i nie dziwimy się. To powinien być rzut karny w 102. minucie.
Druga część dogrywki to ten sam obrazek. Ba, Raków zdobył przewagę jednego zawodnika na boisku, bo Wiktor Długosz (bardzo wartościowa zmiana) wywalczył dwie żółte kartki na Samoshnikovie, który sprawiał polskiej ekipy niemałe problemy. Od 106. minuty Rubin grał w dziesiątkę, a więc ten ostatni kwadrans nie mógł ułożyć się lepiej…
I UŁOŻYŁ. Wydra znalazł na prawym skrzydle Długosza, który perfekcyjnie dośrodkował na głowę Gutkovskisa. 1:0 w 111. minucie, pierwszy, historyczny gol Rakowa w europejskich pucharach! I to jakże ważny.
Niestety sędzia po raz kolejny popełnił ogromny błąd. Podyktował rzut karny dla Rubina, który był tak miękki, że – jak powiedział Mateusz Borek – dla Rakowa powinny zostać podyktowane odpowiednio dwa. Gdybyśmy byli złośliwi, powiedzielibyśmy, że arbiter wydrukował jedenastkę dla gospodarzy. Trener Rubina wpuścił nawet na boisko drugiego bramkarza pod konkurs rzutów karnych, czuł to wyrównanie, ale…
Znów szaty supermana ubrał Kovacević. Absolutnie niesamowity gość, fenomenalny bramkarz jak do tej pory, który wybronił jedenastkę. Ba, zrobił to już szósty raz w barwach Rakowa, a mamy dopiero początek sezonu! Czy to najlepsze wydane pół miliona euro przez klub Ekstraklasy za bramkarza? Nad odpowiedzią nie trzeba długo się zastanawiać. Chwilę po interwencji nastąpił ostatni gwizdek i Raków zameldował się w dalszej fazie eliminacji. I wiecie co – cholera, naprawdę zasłużenie.
Rubin Kazań – Raków Częstochowa 0:1 (0:0)
Gutkovskis 111′
Fot. Newspix