Aż 36 lat Radom ponownie czekał na Ekstraklasę. Dziś po raz pierwszy po awansie Radomiak zagrał u siebie i od razu doszło do meczu przyjaźni z Legią. Piłkarze Dariusza Banasika postarali się, żeby dla miejscowych kibiców było to prawdziwe święto i jeszcze długo wspominali wydarzenia z sobotniej nocy. Mistrzowie Polski też się do tego dołożyli, tyle że w sposób negatywny.
Radomiak Radom – Legia Warszawa: beniaminek pokonał mistrza Polski
Legia pod każdym względem nie miała swojego dnia. W ofensywie nic jej się nie kleiło, niezwykle zdyscyplinowani gospodarze praktycznie nie dopuszczali jej do sytuacji. Aż do gola kontaktowego Maika Nawrockiego, jedyną dobrą okazję miał Luquinhas, którego błyskotliwym podaniem obsłużył Muci. Brazylijczyka zatrzymał wychodzący z bramki Filip Majchrowicz.
Nie licząc tej akcji – podopieczni Czesława Michniewicza bili głową w mur. A czasami nawet tego robić nie mogli, bo to też nie wyglądało tak, że beniaminek nie wychodził z własnej połowy. Chwilami to on dominował i co rusz niepokoił warszawską defensywę. Defensywę, która do przerwy jeszcze spisywała się w miarę nieźle, ale po zmianie stron pokazała swoje najgorsze oblicze. Dotyczy to zwłaszcza Mateusza Wieteski, który w tym okresie co chwila popełniał błędy i wprowadzał niepewność do i tak coraz bardziej nerwowej formacji.
Jeszcze gorzej wypadł Bartosz Slisz. Nie wiemy, czy chłopak gra za dużo i jest przemęczony, czy decydują inne czynniki, lecz od pewnego czasu wyraźnie spuszcza z tonu. Dziś kulminacją jego słabej postawy były scenki przy drugim golu Radomiaka. Slisz nie dość że stracił piłkę, to jeszcze nawet nie potrafił sfaulować Leandro. Brazylijski pomocnik utrzymał się na nogach, potem Nascimento krótko odegrał do Karola Angielskiego, a ten pięknym, technicznym strzałem po ziemi podwyższył prowadzenie.
Radomiak Radom – Legia Warszawa: czerwone kartki Mladenovicia, Josue i Nascimento
Przede wszystkim jednak zawodnikom Legii przepalały się dziś styki. Okoliczności, w jakich czerwone kartki otrzymywali Mladenović i Josue wołają o pomstę do nieba. Trener Michniewicz zresztą na pomeczowej konferencji zapowiedział wyciagnięcie konsekwencji. Mladenović, który szybko zmienił Abu Hannę (nie doszedł do siebie po powietrznym starciu z Nascimento, podejrzenie wstrząsu mózgu) z premedytacją uderzył Jakubika i sędzia Przybył po obejrzeniu powtórek wyrzucił Serba z boiska. Ten na dodatek trochę się po fakcie awanturował. Gdyby chociaż grał dobrze, znalazłyby się jakieś pozytywy jego obecności na murawie, ale i tego nie dawał. Josue tak naprawdę mógł wylecieć podwójnie: za atak na Achillesa Abramowicza i jednoczesne uderzenie go łokciem w szyję. Przybył pokazał “czerwo” w oparciu o to drugie przewinienie. Cóż, od początku było wiadomo, że Portugalczyk to trudny charakter, w Izraelu ciągle miał jakieś odpały i jak widać, długo nie czekaliśmy na akt pierwszy w Polsce.
Radomiak również nie skończył meczu w komplecie. W tej samej akcji, w której zgłupiał Josue, Nascimento już upadając kopnął Slisza. Gdyby nie to zdarzenie, Portugalczyk zostałby piłkarzem meczu, a tak jednak musi się zadowolić notą wyjściową.
Legia po tym spotkaniu ma na koncie porażkę, trzy stracone bramki, dwóch z czerwonymi kartkami i niezdolnego do gry Abu Hannę. Doliczyć można problemy Luquinhasa z nadgarstkiem, które być może dopiero w kolejnych godzinach będą bardziej odczuwalne. Kumulacja złych rzeczy.
Radomiak Radom – Legia Warszawa: Radecki zmył plamę
Radomiak zaimponował walecznością i zespołowością, do której potrafił dołożyć sporo jakości. Każdy ten mecz wybiegał, nikt tu nie odstawał. Taki Rondon z przodu za bardzo się nie przydawał, ale sumiennie pomagał w obronie, jego stroną “Wojskowi” prawie nic nie zrobili. Dariusz Banasik także musiał kombinować. W pierwszej połowie kontuzji doznał Goncalo Silva i przyspieszony “powtórny debiut” zaliczył Raphael Rossi. Nie zaszkodziło to gospodarzom, Brazylijczyk potwierdził, że i w Ekstraklasie powinien być liderem obrony.
Beniaminek nie wygrał fartem, sytuacji miał więcej. Tobiasza przy rzutach rożnych dwukrotnie ratował słupek, obronił też dwa uderzenia Radeckiego i mocny strzał Kozaka, a Dominik Sokół potrzebował trzech prób, żeby wreszcie trafić (sam na sam po podaniu Kozaka). Wcześniej okropnie spudłował po dograniu tego samego zawodnika.
Co do Radeckiego – w Poznaniu skompromitował się fatalną decyzją i fatalnym wykonaniem przy kontrze 4 na 2, co stosownie obśmialiśmy. Teraz jednak przypomniał, że jeśli zdrowie dopisuje, jest całkiem dobrym ligowcem. To on zdobył bramkę na 1:0, gdy sytuacyjnie zaskoczył Tobiasza próbą w bliższy róg i potem jeszcze kilka razy szukał kolejnego gola. Takie odpowiedzi na (zasłużoną) krytykę szanujemy.
Radom świętuje i dziś nie idzie spać. W Legii zapewne dużo nerwów i trudnych rozmów, ale czasu na rozpamiętywanie nie ma. Już w środę pierwsze starcie z Dinamem Zagrzeb.
Fot. Newspix