Legia Warszawa w końcu awansowała do fazy grupowej europejskich pucharów, ale jak to kiedyś zostało mądrze napisane – jeszcze nie czas na lizanie się po fiutach. Ja rozumiem, że widok Legii na jesień w Europie jest cholernie rzadki, natomiast to wciąż tylko puchar pasztetowej. Mistrza Polski nie ma prawa się tym zadowolić.
I z tego co słyszę, Czesław Michniewicz to rozumie, przyznaje, że Legia jeszcze nie osiągnęła niczego wielkiego, ale część kibiców czy niektórzy eksperci już odtrąbiają przełomowy sukces. Otóż żadnego sukcesu na razie nie ma. Jest spełnienie zwyczajnego obowiązku. Legia, gdyby nie zagrała w Lidze Konferencji, zwyczajnie by się skompromitowała. A tak kompromitacji nie ma i oczywiście bardzo dobrze.
Natomiast to wciąż tylko Liga Konferencji. Gdyby UEFA założyła puchary dla drużyn z krajów, które w rankingu są poniżej 25. miejsca, to też byście to fetowali? Dajcie spokój. Mówimy o europejskiej trzeciej lidze. Jasne, są tam mocne zespoły, ale jest też masa słabych, skoro o awansie zadecydowały mecze z Norwegami i Estończykami. Mistrz Polski ma cholerny obowiązek przejść dwie rundy i załapać się chociaż tam.
EARLY PAYOUT W FUKSIARZU – WYGRYWAJ PRZED KOŃCEM MECZU!
Natomiast w kategoriach sukcesów będziemy rozpatrywać Ligę Europy. Tym bardziej że teraz, po jej uszczupleniu, staje się bardziej elitarna. Ale właśnie tam musi celować mistrz kraju – mierzyć całkiem wysoko, a nie jarać się resztkami ze stołu. Mam nadzieję że w Legii nie tylko Michniewicz to rozumie.
Oczywiście ideałem byłaby Liga Mistrzów, natomiast wiadomo – musiałoby się stać dużo, by Legia się tam doczłapała. Z grą taką jak przeciwko Florze nie ma na to szans. Wszyscy mówią, że wynik się zgadza i prawda. Ale nie zamykajcie oczu na grę. Bo z taką grą to wynik przeciwko Florze się rzeczywiście zgadza, ale jak przyjdzie ktoś mocniejszy, to się nie będzie zgadzał. I będą pytania: a dlaczego, jak to? No tak to, nie można ignorować sygnałów z ostatniego dwumeczu. Poprawa jest konieczna. I to natychmiastowo.
Pisałem też ostatnio, że Pogoń i Raków zostaną wyjaśnione w Europie przez brak napastnika. Z Pogonią już to się stało. Gdyby mieli kogoś sensownego na szpicę, mogliby przejść ten Osijek. A że nie mają – to nie przeszli. Naprawdę trudno nie parsknąć śmiechem patrząc na pierwszą linię Portowców. Dajcie spokój, z czym do ludzi, z czym do Europy… Niby klub poukładany, a żeby ogarnąć kogoś sensownego do przodu, to nie. Wyczarowali Parzyszka i liczyli na cud. Sensacja, że ten nie przyszedł.
Raków został uratowany w rzutach karnych z Litwą, rany, ale to też kwestia czasu. Zaraz przyjedzie Rubin, spojrzy na tego Gutkovskisa i się głośno zaśmieje. Znów – wszystko poukładane, ale żeby ściągnąć poważną dziewiątkę, to nie, nie da się. I w efekcie musi Raków ratować bramkarz, który jest kozakiem. Czyli golkipera da się znaleźć, a napastnika już nie. No, ciekawe.
Tak się ekscytujemy naszymi wynikami w Europie, a na sześć ostatnich spotkań w eliminacjach do Ligi Konferencji, w czterech nie strzeliliśmy bramki. W dwóch z nich rywalami byli Litwini. No przyznajcie – umiarkowanie to poważne. Nie da się wykluczyć scenariusza, w którym Raków Rosjanom też nie strzeli.
Potem usłyszymy: było dobrze. I z Pogonią, i z Rakowem. Ale jajo na koncie jest i może być dalej. No to jak było dobrze? W futbolu chyba chodzi o strzelanie goli. Jak my mamy problem z takim abecadłem, to nie zasługujemy nawet na pasztet.
WOJCIECH KOWALCZYK