Wolny jest Ernesto Valverde, Antonio Conte, Zinedine Zidane. Każdy z nich może śmiało aspirować do pracy w czołowym klubie na świecie. Za każdym razem, gdy jakaś drużyna ma kłopoty, zachodzi konieczność wymiany szkoleniowca, pojawia się nazwisko jednego, albo i całej tej trójki. Niektórzy mogli liczyć na to, że usłyszymy o nich w kontekście Manchesteru United. Teraz jednak muszą porzucić swe nadzieje – Ole Gunnar Solskjaer przedłużył kontrakt i nigdzie się nie wybiera.
Dotychczasowa umowa Norwega wygasała wraz z końcem sezonu 2021/22. Ktoś zatem mógł nastawiać się, że 48-latek pracuje na Old Trafford ostatnie miesiące, że zaraz nastąpi wymiana. Włodarze zabezpieczyli jednak posadę na kilka kolejnych lat.
Nowy kontrakt Solskjaera obowiązuje do 2024 roku. Co więcej, istnieje możliwość przedłużenia go o jeszcze jeden sezon. Jeśli zatem udałoby mu się wypełnić zobowiązania w całości, OGS spędziłby w Manchesterze osiemnaście lat. 11 jako piłkarz Czerwonych Diabłów, siedem jako szkoleniowiec. To ogromny kredyt zaufania, ale i pokaz prawdziwego przywiązania, zarówno ze strony Solskjaera, jak i zarządu. Sytuacja ta w sposób naturalny rodzi jednak pytania o zasadność takiego ruchu. Czy Norweg – mimo tego, że nic jako trener z Manchesterem United nie wygrał – zasłużył na przedłużenie umowy? Czy ponad 8 milionów funtów przelewane na jego konto to dobrze wydane pieniądze? W jaki sposób taka decyzja się broni, a z drugiej strony – dlaczego jest kwestionowana?
Przeanalizujmy.
Solskjaer odnajduje się w United najlepiej od czasu Fergusona?
To nawet nie jest prowokacja albo tani chwyt, który miałby kogoś oburzyć. Po prostu – od czasów przejścia sir Alexa Fergusona na emeryturę, Manchester United nie miał szczęścia do trenerów. Przypomnijmy, że klub między kadencją Szkota a Norwega prowadzili:
- David Moyes – 53% zwycięstw
- Ryan Giggs – 50%
- Louis van Gaal – 52%
- Jose Mourinho – 58%
Solskjaer – na ten moment – wygrał 56% meczów, lecz nie o to w tym wszystkim chodzi. Rzecz nie dotyczy również zdobytych przez niego trofeów, wszak – jak już wspominaliśmy – nie uzupełnił gablotki Manchesteru United nawet o wygraną w Carabao Cup. Ba! Jest to spory zarzut w stronę 48-latka, bo każdy z jego poprzedników (wyłączając Giggsa, który prowadził Manchester United w czterech spotkaniach), podnosił jakiś puchar. Moyes Tarczę Wspólnoty, van Gaal Puchar Anglii, zaś Mourinho wygrał Ligę Europy, Carabao Cup oraz Tarczę Wspólnoty. Jasne, nie są to sukcesy pierwszej kategorii, ale mają duże znaczenie dla klubu, który od lat prowadzi w tej kwestii wyścig z Liverpoolem.
Tymczasem od czasu przejęcia przez Solskjaera sterów na Old Trafford, The Reds radzą sobie pod tym względem znacznie lepiej. A jednak – jakimś sposobem – Norweg jest ceniony znacznie mocniej niż Szkot, Holender i Portugalczyk.
Chociaż spora część kibiców na niego utyskuje, wylicza błędy i wpadki, to były doskonały napastnik jest w stanie wyjść z opresji obronną ręką. Jasne, polaryzacja wśród fanów jest ogromna, Solskjaera powoli się kocha albo nienawidzi i nie ma nic pomiędzy, ale grupa wspierająca Norwega jest mu bardzo oddana. Patrzy również trochę szerzej niż tylko na wygrane w drugorzędnych pucharach.
Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!
To o tyle istotne, że wszystkie wspomniane triumfy cechowała tymczasowość.
Moyes miał jeden piękny akord i zupełnie przepadł. Kadencja van Gaala stała zaś pod znakiem płonnych nadziei, przestrzelonych transferów oraz Pucharu Anglii, który ratował Jesse Lingard. O Jose Mourinho powiedziano zaś już chyba wszystko – chociaż dał Manchesterowi United bardzo wiele, istniało ogromne ryzyko, że Czerwone Diabły jeszcze więcej mogłyby stracić, gdyby Portugalczyk pracował na Old Trafford dłużej.
Solskjaer różni się od nich w sposób diametralny. Jedną z cech Fergusona była umiejętność przekuwania porażek w sukces, zjednywania sobie ludzi, ale też nabierania rozpędu w sposób zupełnie niepośpieszny. Norweg jest pod tym względem swoistą machiną czasu. Jasne, pewnie jego Manchester United nie zdominuje Premier League, tak, jak miało to miejsce za czasów jego profesjonalnego grania, ale taka passa jest w obecnej piłce po prostu niemożliwa.
Liczy się zatem to, że Solskjaer buduje i wychodzi mu to całkiem nieźle.
Pod wodzą Solskjaera zespół notuje progres
Tylko co to właściwie oznacza, że Solskjaer buduje? Ktoś przecież może się żachnąć, że wicemistrzem Anglii to Manchester United był także za kadencji Jose Mourinho, a tak w ogóle to bez sukcesów – w tak wielkim klubie – budować się nie da. To podejście byłoby nawet słuszne, gdybyśmy mówili o Czerwonych Diabłach z lat 90., albo pierwszego dziesięciolecia XXI wieku. Obecna historia układa się bowiem tak, że klub z Old Trafford nie wywalczył mistrzostwa od ostatniego tańca Fergusona w sezonie 2012/13. Co więcej, zdarzały mu się takie rozgrywki, gdzie nie kwalifikował się do Ligi Mistrzów, a nawet Ligi Europy.
- David Moyes – miejsce 7.
- Louis van Gaal – miejsce 4. i 5.
- Jose Mourinho – miejsce 6., 2. i 6.
- Ole Gunnar Solskjaer – miejsce 6., 3. i 2.
Był okres, w którym Manchester United pozbawiono europejskich pucharów. Był okres, w którym przez dwa sezony nie potrafili wywalczyć kwalifikacji do Ligi Mistrzów za pomocą ligowej tabeli. Nawet te obfite w puchary czasy Jose Mourinho naznaczone są szóstym miejscem w Premier League, wicemistrzostwem i fatalnym wręcz sezonem numer trzy, gdzie kolejną szóstą lokatę klub zawdzięczał pracy Solskjaera. Gdyby nie Norweg, byłby pewnie jeszcze gorzej.
To za jego kadencji ten klub w końcu utrzymał się przez dwa lata na ligowym podium. Ostatni raz taki wynik osiągnął nikt inny jak Ferguson, co dla angielskich kibiców jest być może nawet bardziej istotne niż zdobycie Ligi Europy. Należy bowiem pamiętać, że tamtejsza perspektywa różni się trochę od naszej. Dla nich Premier League jest bezwzględnie najważniejsza, nie tylko pod względem prestiżu, historii, ale przede wszystkim pieniędzy.
Tych samych, za których wydawanie jest Norweg później rozliczany.
Załóż konto w Fuksiarz.pl i sprawdź ofertę zakładów!
Pod względem rozgrywek ligowych Manchester United zalicza zatem progres. Lata nieumiejętnego zarządzania, trenerów na chwilę, transferów, na które nikt nie miał pomysłu, minęły, ale odcisnęły swoje piętno. W momencie, gdy Manchester United trwonił własną krwawicę, Manchester City wyrastał ponad rozmiary, Liverpool wreszcie wychodził na prostą, zaś Chelsea pozostawała Chelsea. Dogonić te trójkę nie jest łatwo, przegonić jeszcze trudniej, a Solskajerowi jakoś się to udawało. Najpierw wyprzedził londyńczyków, zaś w ostatniej kampanii i The Blues, i The Reds.
Proces powrotu na tron jest dla Manchesteru United długi, być może momentami bolesny. Prawdopodobnie nie zostanie zakończony w nadchodzących rozgrywkach, lecz liczy się to, że Norweg jest bliżej celu, niż jakikolwiek z jego trzech poprzedników. Buduje ten klub na wielu płaszczyznach, także – a być może przede wszystkim – pod kątem mentalnym.
Solskjaer oczyścił atmosferę w Manchesterze
- – Luke Shaw? Nie mogę go porównać do Blinda, Darmiana, Younga. Nie mogę go porównać, ponieważ pod względem treningu, podejścia, skupienia, ambicji jest daleko za nimi.
- – On [Luke Shaw – przyp.red.] nie może grać w moją grę. By to robić, musisz myśleć. Musisz celebrować proces, rozwijać się. 21 lat to wystarczająco, by tego od siebie wymagać.
- – Luke Shaw potrzebuje dwóch, trzech, czterech, pięciu, sześciu meczów pod rząd, by popełnić kilka błędów, złapać formę meczową. A ja nie mogę mu tego dać.
- – Zagrał dobry mecz, ale to było jego ciało z moim mózgiem. Każdą decyzję, którą podjął, musiałem mu podpowiedzieć. Komunikacja była możliwa, ponieważ znajdowaliśmy się blisko, ale wszystko, wszystko mu wskazywałem. Kiedy podejść bliżej, kiedy skrócić dystans, gdzie pressować.
Żaden piłkarz Manchesteru United nie przeszedł większej przemiany niż Luke Shaw. Wszystkie powyższe wypowiedzi są cytatami z Jose Mourinho, który z lewym obrońcą jechał jak z najgorszym przeciwnikiem. On go po prostu nie lubił, nie okazywał żadnego wsparcia. Nawet gdy Shaw grał dobrze, Portugalczyk stwierdził, że to jego i tylko jego zasługa. Dla reprezentanta Anglii była to katorga. Trafił na Old Trafford jako młodziutki chłopak, a po kilku sezonach zdawał się postarzeć o kilka lat. A potem przyszedł Ole Gunnar Solskjaer i wszystko zmieniło się o 180 stopni.
Załóż konto na Fuksiarz.pl
Nagonka na Shawa sprawiła bowiem, że wiele osób Mourinho uwierzyło.
Były głosy, żeby go odpalić. Tymczasem dzięki pracy Norwega udało się tego chłopaka wyciągnąć z zupełnego dołka i stworzyć jednego z najlepszych obrońców w Europie. Doś powiedzieć, że na Euro 2020 Shaw był kandydatem do MVP. Dość powiedzieć, że dzięki transferowi Jadona Sancho, Solskjaer ma u siebie dwóch z trzech najbardziej kreatywnych zawodników w okresie od stycznia do czerwca 2021. Trzecim gościem jest Filip Kostić.
Nie byłoby tego, gdyby nie sam główny zainteresowany, ale i jego mentor. Solskjaer to brat-łata. Bardzo rzadko krytykuje swoich podopiecznych, nigdy tak bezpośrednio jak Mourinho. To bardzo ważne, bo udało mu się odbudować na Old Trafford atmosferę piłkarskiej rodziny. Właściwie nie słychać, by jakikolwiek piłkarz psioczył na swoją sytuację w Manchesterze United. Jedyny taki przypadek – Paul Pogba – i tak został rozwiązany. Zarządzanie grupą ludzi to naprawdę niełatwa kwestia, a Norweg nie ma z nią problemów.
Bo to nie tylko Shaw, ale też McTominay, Cavani, Henderson, Maguire oraz Lingard, który zawziął się i nie zamierza odchodzić z klubu.
Solskjaer: “From Glazer’s with love”
Jest jeszcze jedna kwestia, która w prosty sposób tłumaczy, dlaczego zarząd tak mocno ufa Solskjaerowi. Norweg nie narzeka. Norweg nie wymusza transferów, nie mówi o tym, jak zła jest sytuacja w klubie. Wiele rzeczy po prostu przyjmuje tak, jak zostaje mu to podane. W oczach niektórych kibiców może płacić za to wysoką cenę, ale jest to podejście, któremu trudno się szczególnie mocno dziwić. Zapewnia ono 48-latkowi spokój godny pozazdroszczenia.
Przykładem Jadon Sancho, na którego czekano na Old Trafford od dwóch lat. Anglik w końcu wylądował, ale Sancho powinien być piłkarzem Manchesteru United już wcześniej. Pozycja skrzydłowego wołała wręcz o pomoc, a ta nie nadchodziła znikąd. Podobnie zresztą było z Edinsonem Cavanim, bo napastnika Czerwone Diabły też potrzebowały od dłuższego czasu, a otrzymały go dopiero w minionych rozgrywkach. I tak cały czas.
Jasne, Manchester United wydaje kolosalne pieniądze. Za kadencji Norwega do klubu trafili:
- Jadon Sancho – 85 milionów
- Donny van de Beek – 39 milionów
- Harry Maguire – 87 milionów
- Bruno Fernandes – 63 miliony
- Aaron Wan-Bissaka – 55 milionów
A to tylko goście, za których zapłacono więcej niż 35 milionów. Jednocześnie jednak trudno nie odnieść wrażenia, że Manchester United… musiał tak wydawać. Rynek jest zepsuty niczym ciało z wiersza Padlina Charlesa Baudelaire’a, lecz Czerwone Diabły nie są jedynym odpowiedzialnymi.
Nie jest tym bardziej winą Solskjaera to, że drużyna potrzebowała gruntownych przemian. Od czasów Solskjaera nikt się nie zabrał za wietrzenie szatni i wymianę najsłabszych ogniw. Problemem Norwega jest po prostu to, że te przemiany i przebudowa nie są związane z pucharami. Na ten moment to jednak zbyt mała podstawa, by nie zaoferować mu kolejnego kontraktu, nie mówiąc już o zwolnieniu.
***
Przedłużenie umowy z Norwegiem można zatem obronić. Jednocześnie, można je łatwo krytykować, bo jednak Manchester United nie radzi sobie najlepiej w rozgrywkach europejskich, a i w krajowych pucharach są mecze, gdzie da się kręcić nosem. W lidze też – zdarzają się wpadki i to historyczne. Wspomnienia takich starć jak 1:6 z Tottenhamem są niezwykle bolesne, rzutują na opinię o Solskjaerze.
Niewiele rzeczy działa w oczach postronnych widzów na jego korzyść, bo przecież jeszcze nierozerwalnie wiąże się go z gigantycznymi wydatkami klubu. Jest jednak pewna grupa osób, patrząca na to wszystko szerzej. Oni też zdają sobie sprawę z tego, że trawa na Old Trafford nie jest zawsze zielona, że parę kwestii trąci myszką. Wiedzą jednak, że trudno o lepszego kandydata, niż tego, który obecnie prowadzi okręt ich klubu. Antonio Conte od czasu Juventusu nigdzie nie zagrzał miejsca na długo, Zinedine Zidane raczej nie spieszy się do powrotu na ławkę, a Ernesto Valverde to enigma dla Premier League. Ole Gunnar Solskjaer pozostaje zaś taki ich, taki znający definicję DNA Manchesteru United.
Jeśli ktoś miałby być blisko przywrócenia blasku klubowi z Old Trafford, to właśnie Norweg. Nie jest idealny, ale na pewno nie jest tak słaby, jak wiele osób, by sobie tego życzyło.
Fot.Newspix