Powiedzieć, że miniony sezon dla Rakowa był udany, to jak nie powiedzieć nic. W Częstochowie działy się bowiem rzeczy historyczne, ot, lepszego roku w wykonaniu “Medalików” nie było nigdy. Teraz pozostaje zadać sobie pytanie, czy kolejny może być jeszcze lepszy. Świeżo upieczony zwycięzca Superpucharu Polski co rusz daje sygnały, że nie zbacza z określonej ścieżki. Robi progres, rozbudza większe apetyty, ale też osadza siebie w gronie najlepszych ekip w Ekstraklasie. A to, jak wiemy, ma dwie strony medalu. Z jednej strony nie da się Rakowa nie lubić, z drugiej – trzeba będzie sprostać większym oczekiwaniom.
Trzeci sezon w elicie może być najtrudniejszy. I nawet nie chodzi w pierwszej kolejności o to, że Ekstraklasa zdążyła poznać Raków. Mowa tutaj bardziej o presji ciążącej na zespole, który po raz pierwszy może spotkać się z opiniami pokroju “Nie no, podium to oni powinni powtórzyć”. Kibice mają prawo czegoś takiego wymagać, Raków stał się pełnoprawnym produktem ekstraklasowym. Rywalem godnym szacunku Legii czy Lecha, mocnym chłopcem na podwórku, który może stłuc dosłownie każdego. Ale też nikt nie będzie bił na alarm, gdyby ekipa z Częstochowy nie powtórzyła sukcesów z tego roku. Ona ma teraz na tyle duży kredyt zaufania, że małe potknięcie zostanie wybaczone.
Ocena rozdania (1-5): 4
Myśląc o rozdaniu Rakowa, można mieć mały dylemat. Transfery generalnie się zgadzają, na papierze wygląda to sensownie. Ale przy żadnych z nich nie ma efektu “wow”. No i przy części nazwisk jest wręcz obawa, że coś może nie wypalić. Tak naprawdę tylko Kovacević, Arsenić i Rundić mogą sprawiać wrażenie, że dadzą gwarancję określonej jakości tu i teraz.
- Vladan Kovacević – trzy sezony w bośniackiej lidze, dwukrotny mistrz kraju (potencjalny kozak)
- Zoran Arsenić – wypożyczony na wiosnę z Jagiellonii, wykupiony latem (obiecujący transfer)
- Žarko Udovičić – nieudane dwa sezony w Lechii, 33-letni piłkarz do odbudowy (na ławę)
- Jordan Courtney-Perkins – 18-latek z ligi australijskiej (totalna niewiadoma)
- Pedro Vieira – talent z akademii Porto, napastnik 190 cm (podobnie jak z Perkinsem)
- Milan Rundić – sprawdzony w Czechach, z przygodą o dwóch twarzach w Polsce (szerzej o nim później)
- Sebastian Musiolik – powrót z wypożyczenia w Serie B, gdzie trochę postrzelał (wzmocnienie rywalizacji w ataku)
- Maciej Wilusz – powrót z wypożyczenia do Śląska, gdzie nie zagrał nic (raczej na sprzedaż)
Wśród transferów Rakowa mamy zatem mieszankę młodości z doświadczeniem. Piłkarzy już gotowych, żeby wejść do pierwszego składu i takich, którym trzeba dać czas. Na pewno jakimś zaskoczeniem mogło być przyjście Vieiry i Perkinsa pokazujące, że macki skautingu klubu sięgają bardzo daleko. Koty w worku to to raczej nie są, a jeśli już coś przypominają, to kazus Bena Ledermana, który w częstochowskiej układance odnajduje się coraz lepiej.
Poza tym będziemy mieli ciekawą rywalizację o miejsce w trójce obrońców, Arsenić vs Rundić, choć zapewne będą takie mecze, w których obaj zagrają razem. Przy tych nazwiskach raczej nie mamy wątpliwości, że wskoczą na odpowiedni pułap. Rundić ma coś do udowodnienia, trochę splamił sobie piłkarską renomę w Podbeskidziu, ale już w Superpucharze Polski pokazał, że mogą być z niego ludzie. Arsenicia już znamy z polskich boisk, solidna marka. Udovicić zaś przychodzi tylko na rok, zgodził się na bycie zawodnikiem do rotacji. Ktoś taki się przyda, nawet jeśli Raków nie awansuje do fazy grupowej Conference League.
No i Kovacević, który przez kilka lat w Sarajewie zaliczył 48 kont. Grywał też w kwalifikacjach do europejskich pucharów, ma doświadczenie. Mając 23 lata, wciąż jest perspektywiczny. Raków wyłożył za niego niemałe pieniądze i można się spodziewać, że to będzie ktoś, kto powalczy o bycie w czołówce golkiperów Ekstraklasy.
Kibice mogą być spokojni. Raków nie stał się słabszy, bo jedynym kluczowym zawodnikiem, który odszedł, jest Kamil Piątkowski. Poza tym odeszli Miłosz Szczepański i Peter Schwarz, którzy stracili na znaczeniu. Wygasł też kontrakt Piotra Malinowskiego, do macierzystych klubów wrócili Jach i Holec. Brak zatem dotkliwych odejść, a jedynie ciekawe uzupełnienia lub transfery przychodzące z myślą o przyszłości. Co ważne – Raków nie zamierza sprzedawać ważnych zawodników. Kręgosłup drużyny zostanie ten sam, to kolejna dobra informacja. Jeśli uda się takie założenie dowieźć do końca okienka, rzeczywiście będzie można powiedzieć, że ekipa trenera Papszuna wchodzi w nowy sezon Ekstraklasy jako jeszcze lepszy zespół niż rok temu.
Spójrzmy na głębię składu, wygląda to dobrze:
Obrońcy: Petrasek, Arsenić, Rundić, Niewulis, Perkins, Krzyżak (regularna gra wiosną w Bytovii na wypożyczeniu)
Środkowi pomocnicy (ofensywni, defensywni): Sapała, Poletanović, Papanikolaou, Kaczmarski, Lederman, Tijanić, Cebula
Wahadłowi i skrzydłowi: Kun, Tudor, Bartl, Szelągowski, Wdowiak, Udovicić, Lopez, Długosz
Napastnicy: Gutkovskis, Musiolik, Arak, Vieira
Ewidentnie jest tutaj za ciasno, kilku piłkarzy z Rakowem się pożegna, a to przecież nie wszyscy, których wymieniliśmy. Tak czy siak – najważniejsze, że takich gości jak Lopez, Tijanić czy Petrasek nadal będziemy oglądać w koszulce “Medalików”.
Nowy as w talii: Milan Rundić
Tak, wiemy. Słowo “as” obok nazwiska “Rundić” nie wygląda korzystnie, jeśli ktoś pamięta, co serbski obrońca wyprawiał w rundzie jesiennej po przyjściu do Podbeskidzia. Ba, to w końcu gość, który współtworzył najgorszą defensywę w lidze. Ale, drodzy, dostawaliśmy sygnały, że taki okres w karierze 29-latka był swego rodzaju ewenementem. Związanym ze słabym okresem w życiu, a przecież pamiętamy, że na wiosnę było zdecydowanie lepiej. Nie widzieliśmy już kiksów, poważnych błędów prowadzących do straty gola. Rundić stał się solidnym grajkiem na poziomie Ekstraklasy, a teraz pojawił się w miejscu, gdzie z piłkarzy solidnych robi się świetnych.
Pisaliśmy nawet o tym tekst. O tym, jak Raków buduje ekskluzywność nieekskluzywnych graczy. Jakże trafny, jakże pasujący do profilu Rundicia. Dlatego też robimy z niego potencjalnego asa trochę na kredyt, bardziej wierząc w ogarnięcie tematu przez trenera niż samego zawodnika. Ale bez wyrzutów sumienia. Choć, szczerze mówiąc, on sam pokazał w Superpucharze Polski na tle Legii, że może dać zespołowi wiele dobrego. Grał pewnie w defensywie, strzelił rzut karny w konkursie jedenastek. Jednym meczem mógł urosnąć na tyle, że reszta obrońców może mieć obawy o swoją pozycję w nadchodzącym sezonie. Zagorzeje rywalizacja, a Rundić nie jest przecież w rzeczywistości takim ogórkiem, jakim był w zeszłym roku w Polsce. Na czeskiej ziemi zbierał bardzo dobre opinie, a fajnym prognostykiem jest fakt, że Raków obserwował go dłużej niż Podbeskidzie. No i tenże właśnie Raków może okazać się dla niego idealnym miejscem.
Ba, sami piłkarze przyznają, że Rundić robi na nich świetnie wrażenie. Na pytanie o to, który z nowych transferów Rakowa prezentuje się w treningach najlepiej, choćby Igor Sapała powiedział nam, że właśnie Serb. Ponoć gra w formacji z trzema obrońcami tak, jakby grał w takiej całe życie. Do warunków stawianych przez trenera Papszuna zaadaptował się błyskawicznie. To coś znaczy.
Blotka: pozycja napastnika
Gdy szuka się słabego punktu Rakowa, trzeba mieć świadomość, że to robi się trochę na siłę. Niewiadomych jest tyle, co kot napłakał, a jedyną pozycją na boisku, gdzie można doszukać się nieco gorszej jakości, jest napad. I to też nie jest tak, że piszemy o nim akurat w tym kontekście z dużym przekonaniem. Po prostu w naszych głowach wciąż kotłują się pewne wątpliwości, czy aby na pewno Marek Papszun nie mógłby znaleźć sobie bardziej bramkostrzelnego napastnika. Oczywiście znamy jego retorykę. Taki gracz ma ciężko pracować dla zespołu, posiada wiele zadań. Nie jest ustawiany w roli gwiazdy wieczoru, bo show kradnie kolektyw. Ale na tę chwilę to może być ten jedyny element, który sprawia, że Raków nie wskoczy na wyższy poziom.
Prawda jest taka, że topowe kluby na świecie potrzebują napastników z prawdziwego zdarzenia. Jeśli myślą o sukcesach, on musi być obecny. Jasne, Raków w jakimś przełamał tę teorię, lecz nikt nie powinien mieć wątpliwości, że taki wariant na dłuższą metę może szwankować. Para Gutkovskis-Arak strzeliła w poprzednim sezonie łącznie 14 goli, co nie powala z kolan. Okej, często były to ważne bramki, szczególnie te w Pucharze Polski. Stąd ta kwestia jest dość problematyczna, bo z jednej strony trzeba przyznać trenerowi Papszunowi, że jego pomysł na tego typu piłkarzy działa. Z drugiej – czujemy smak niewykorzystanego potencjału.
W letnim okienku transferowym Raków ściągnął Pedro Vieirę z akademii Porto. Ma też Musiolika, który wrócił z wypożyczenia w Pordenone. Są Gutkovskis i Arak, więc będzie z czego wybierać, jeśli ktoś z klubu nie odejdzie. Ale czy tu i teraz powiedzielibyśmy, że któryś z tych napastników załaduje 15 bramek, jak na napastnika drużyny walczącej o medale przystało? No niekoniecznie.
Rozdający: Marek Papszun
Marek Papszun w skali polskiej piłki jest absolutnie wyjątkowym okazem. Za chwilę stuknie mu 200 meczów w barwach Rakowa, teraz jest ich 196. Zbliża się piękny jubileusz, nie ma co ukrywać. Tym bardziej, że okres ponad pięcioletniej pracy (od kwietnia 2016 roku) udało mu się zwieńczyć dwoma trofeami. Najpierw Puchar Polski, teraz Superpuchar. Piękna sprawa i dowód na to, że warto postawić na ciągłość, wybrać jednego człowieka, który będzie budował konkretny projekt.
Dwa sezony w Ekstraklasie za Papszunem. Sezony pod znakiem progresu, który powinien nastąpić również w kolejnym. Nie oczekujemy od trenera Rakowa, żeby teraz zrobił zamach na Legię i spróbował wygrać całą ligę. Ale niewątpliwie jego zadaniem będzie umocowanie “Medalików” w czołówce, co wydaje się o tyle trudniejsze, że Jagiellonia, Cracovia czy Lech drugi rok z rzędu raczej nie zaliczą tak słabego sezonu. Mimo wszystko mają za dużą jakość w zespole, żeby tułać się daleko za plecami częstochowian. To oznacza, że walka w górnej połowie tabeli będzie bardziej zacięta, wymagania pójdą poziom wyżej. Znając jednak Marka Papszuna, raczej nie trzeba się obawiać o los Rakowa.
Nie ma lepszego trenera w Ekstraklasie, który potrafiłby wyciągać maksimum możliwości z zawodników. Kogoś, kto potrafiłby wszczepić gen ciężkiej pracy na tyle, że nikt nie narzeka. A jeśli już narzeka, to zostaje odpalony. W końcu w Rakowie panuje określony model rotacji. Tym razem jednak wydaje się, że główny człon zespołu będzie niemal niewzruszony. Pojawi się ciągłość, trener Papszun spróbuje dokonać kolejnej ewolucji. Zgranie jest, trzeba tylko zwiększyć rywalizację na kilku pozycjach. A co do tego, że akurat ten szkoleniowiec utrzyma wszystko w ryzach, nie mamy żadnych wątpliwości.
Fajne jest też to, że na sezon 2021/2022 Marek Papszun podwyższył intensywność treningów z myślą o grze w europejskich pucharach. Z szatni otrzymaliśmy takie hasła jak to, że padła decyzja, żeby trenować tak, jak gra się w Europie. Szybciej, z większą intensywnością. Skutek? Część piłkarzy zaliczyła najcięższy okres przygotowawczy w życiu. W Częstochowie nie wyznają minimalizmu, szukają okazji do progresu tam, gdzie się da. Nawet jeśli oznacza to efekt ciężkich nóg wśród zawodników – za Papszunem oni idą w ogień. Widzą, że to działa. Są sukcesy, jest wiara, wszystko się klei. Gdyby jeszcze tylko 46-latek bardziej uśmiechnął się do młodzieży z akademii, bo z tym bywały zgrzyty na linii Papszun-Śledź, byłoby jeszcze lepiej. Ale i tak jest dobrze, ot, takiego rozdającego chciałby każdy.
Dżoker: Mateusz Wdowiak
W momencie transferu zastanawialiśmy się, gdzie można wsadzić Mateusza Wdowiaka do koncepcji Marka Papszuna. Nie wydawało się to łatwe, bo mowa o typowym skrzydłowym, który przychodził do drużyny bazującej na grze wahadłowych. Nie spodziewaliśmy się też, że w trakcie rundy wiosennej zobaczymy jakieś fajerwerki ze strony 24-latka. Stracił trochę czasu, kiedy został zesłany do rezerw Cracovii. Poza tym legendy głoszą, że wielu piłkarzy przychodzących do Rakowa, szczególnie tych ofensywnych, musi dłużej się dostosowywać. Tak było i najpewniej dalej jest choćby z Danielem Szelągowskim.
Czy Mateusz Wdowiak zwojuje Ekstraklasę? O to będzie trudno, ale taki gracz wchodzący z ławki rezerwowych może okazać się bardzo przydatny. Nie wiemy, czy da się z niego zrobić dobrego wahadłowego, ale w swojej roli, szybkiego skrzydłowego z dryblingiem, byłby ciekawym przełamaniem schematów w czasie meczów Rakowa. Okej, to na razie wróżenie z fusów, ale przy potencjalnych dżokerach tak właśnie bywa. A chyba możemy być zgodni, że Wdowiak ma predyspozycje, żeby takowym zostać.
Świeżak: Ben Lederman
Może nie do końca świeżak, bo w Rakowie jest już półtora roku. Ale pasuje do profilu gracza, który jest młody i wykazuje symptomy, że wskakuje na coraz wyższy pułap. Poprzedni sezon Ledermana to jedynie 667 minut, brak liczb. Nie wygląda to ekskluzywnie, aczkolwiek widać po nim, że z półrocza na półrocze rośnie. To też nie jest przypadek, że zagrał od 1. minuty w półfinale Pucharu Polski z Cracovią, a potem finale z Arką. No i teraz zagrał 86 minut w Superpucharze, co pokazuje, że Papszun mu po prostu ufa. Jasne, pod nieobecność Igora Sapały, ale równie dobrze na tej pozycji mógł zagrać Marko Poletanović, który jednak wszedł za Ledermana z ławki.
W wywiadzie z nami Lederman powiedział, że musiał się wdrożyć do warunków panujących w polskim futbolu. To był jego pierwszy kontakt z piłką seniorską na takim poziomie, co odbiło się szczególnie na jego warunkach fizycznych. Nad tym młodzieżowy reprezentant USA, a właściwie teraz również Polski, musi jeszcze popracować. Co do umiejętności nie ma wątpliwości – top. Luz z piłką przy nodze, przegląd pola. Widać gołym okiem, że to gość, który przez wiele lat szkolił się w La Masii. Dlatego jeśli ominą go kontuzje, a trener Papszun dalej będzie na niego stawiał z myślą o ciągłym rozwoju – będą z niego fajny grajek. Słysząc opinie z obozu Rakowa, jesteśmy spokojni o ten talent. No i pewni, że w nowym sezonie Lederman będzie notował zdecydowanie większą liczbę minut niż do tej pory.
Potencjalny skład
Okiem eksperta – Robert Załęski
Jakie ma pan odczucia względem nadchodzącego sezonu Rakowa?
Mam nadzieję, że to, co było w zeszłym roku, jest przedsmakiem czegoś większego. Myślę, że Raków zmierza w dobrą stronę, choć musimy zdawać sobie sprawę, że to będzie trudniejszy sezon. Ten zespół uznaje się teraz za markowy w Ekstraklasie, ale wydaje mi się, że chłopcy potrafią na to odpowiedzieć. W zeszłym roku mówiłem, że Raków albo będzie miał problem z utrzymaniem, albo zrobi coś spektakularnego. Że nie będzie to drużyna, która będzie tułać się po środku tabeli. No i w tym roku bliżej byłbym tej drugi strony, to znaczy: znów zrobią coś ponad stan.
Nie obawia się pan, że Raków będzie miał problem z połączeniem ligi z pucharami?
To będzie na pewno coś nowego. Europa otwiera się przed Rakowem, ale uważam, że to wyzwoli dodatkowe pokłady ambicji w zawodnikach. Sukces w Pucharze Polski ich do tego przygotował, oni wiedzą już, jak grać pod presją. Tym bardziej, że ranga europejskich pucharów jest teraz niższa. Dobrze dla Rakowa, że grają w kwalifikacjach Conference League. Tutaj przeciwnicy też mają pierwszy kontakt z Europą, tak więc uważam, że ten poziom rozgrywek Rakowa nie przerośnie. A jeśli się nie uda, to to będzie przetarcie przed czymś większym w przyszłości.
Raków potrafiłby powtórzyć wynik z poprzedniego sezonu?
Nie ma co się oszukiwać – nasza liga jest, jaka jest. Najlepsze zespoły zawodzą, faworytów do wysokich lokat w tabeli może być wielu. Dlatego to wszystko jest tak nieobliczalne, że Raków śmiało mógłby powalczyć nawet o mistrza. Gdyby nie tak słaby początek rundy wiosennej, ekipa trenera Papszuna miałaby mniejszy kontakt do Legii i kto wie – może nie mielibyśmy tak pewnego mistrzostwa w stolicy.
Wahania formy – przywara klubów jeszcze nie do końca nieukształtowanych.
Tak, raz bywa stagnacja, raz lepszy okres. Znamy to z innych lig, gdzie drużyny dopiero pretendującego do czegoś większego w kluczowych momentach się zacinają. Ci najlepsi potrafią być regularni przez cały sezon, mają stabilizację. Raków do tego dąży i widać z sezonu na sezon, że słabszych okresów jest mniej.
Na pewno widoczny jest ciągły progres.
Klub jest zarządzany z głową. Najważniejsze, że dano czas trenerowi Papszunowi. To ewenement w skali polskiej piłki, z Rakowa powinno brać się przykład. Przez te pięć lat też były gorsze czasy, ale nikt się, mówiąc kolokwialnie, nie zagrzał. Dochodzi też świetny sztab ludzi, rozwijające się zaplecze i skauci. Ten sukces ma wiele wymiarów i uważam, że jeśli osoby decyzyjne się nie pogubią, to ta droga będzie prowadzić do mistrzostwa Polski.
Okiem szatni – Patryk Kun
W meczu Superpucharu z Legią mieliście ciężkie nogi? Jeśli tak, to nie było tego widać.
Ja czułem się bardzo dobrze. To był mój pierwszy pełny mecz, bo w sparingach graliśmy głównie po 45 minut. Nie brakowało mi sił, pod względem fizycznym trafiliśmy. Mamy ważne mecze, zaczynamy kwalifikacje do europejskich pucharów. Trenerzy celowali w ten okres, chcieli, żeby w lipcu było optymalnie. Początek obozu mieliśmy strasznie trudny, ale ostatni obóz był już lżejszy, graliśmy głównie mecze towarzyskie. Szkoda by było, gdybyśmy zaprzepaścili fajną szansę, dlatego jesteśmy gotowi na najbliższe tygodnie.
Raków będzie mocniejszy?
Myślę, że tak. Wpłynie na to fakt, że nie było rewolucji kadrowych. Będziemy kontynuować pracę z poprzedniego sezonu, zgrywaliśmy się podczas sparingów z mocnymi rywalami. Szachtar, Salzburg – fajne marki, na których tle potrafiliśmy stwarzać sytuacje i wygrywać. Znamy swoją wartość. Różnie może być, może ktoś przyjść i odejść, ale sprzyja nam na pewno fakt, że mamy spójną wizję. Jej się trzymamy i idziemy do przodu.
Widzisz u siebie pole do rozwoju? Miałeś gola i osiem asyst, może czas na więcej?
Mogę poprawić się w każdym aspekcie. Ale też nie wszystko ode mnie zależy, bo napastnik musi strzelać z tego, co mu zagram. Na pewno nad tym pracujemy, mamy sporo indywidualnych zajęć, w których trenerzy poświęcają nam więcej czasu. Mam nadzieję, że to poskutkuje. Teraz jest okres, kiedy będziemy mieli dużo meczów, do czego będzie trzeba mądrze podejść. Z korzyścią dla mnie i zespołu.
Patryk Kun będzie miał w końcu 10 asyst? Dwa razy miałeś osiem, raz dziewięć.
To jest piłka, wszystko może się wydarzyć! Nie daję takich jasnych deklaracji, skupiam się na każdym kolejnym dniu. W czwartek mamy mecz, jutro trening. Zobaczymy, jak to będzie. Życie mnie nauczyło, że nie ma co za bardzo wybiegać w przyszłość. Może przydarzyć się kontuzja, wiesz jak jest.
To samo powiesz o celu Rakowa na nowy sezon? Brak jasnych deklaracji?
Chcemy osiągnąć jak najwięcej. Mamy predyspozycje, żeby notować świetnie wyniki. Poprzedni sezon dał efekt, a teraz sezon będzie trudniejszy. Ludzie inaczej na nas patrzą i już w zeszłym sezonie lepiej się pod nas przygotowywali, grało się wtedy ciężej. Ale nie mam wątpliwości, że zagramy o najwyższe cele. Kadra się nie zmienia, są małe korekty. Czujemy się mocni.
Jest wiara w powtórzenie podium?
Zdecydowanie. W każdym meczu gramy o zwycięstwo. Musimy być jednak przygotowani na to, że będą trudne momenty. Nie zawsze jest kolorowo, aczkolwiek wierzę, że zdecydowanie więcej będzie tych dobrych chwil.
Okiem ankietowanych
Gdyby rozdanie było GIF-em
W tym sezonie wieszczymy im...
Powtórzenia wyniku z sezonu 2021/2022. Bo dlaczego nie? Drugie miejsce jest jak najbardziej w zasięgu Rakowa, tym bardziej że sami piłkarze stawiają sprawę jasno. Jako zespół czują się silniejsi niż rok wcześniej. Padają nawet hasła co do walki o mistrza Polski, da się wyczuć pewność siebie, ale nie arogancję. Możemy zatem spodziewać się po Rakowie czegoś podobnego, po prostu nieco bardziej usprawnionej maszyny. Kroku naprzód, który nie musi odzwierciedlać tabela jeden do jednego. Bo ponowne wywalczenie miejsca w europejskich pucharach w każdej formie, nawet z czwartego czy piątego miejsca, też byłoby sukcesem. Świadczyłoby o stabilizacji, której teraz "Medaliki" potrzebują.