Zawsze. Od kiedy tylko Olivier Giroud trafił do Anglii i na stałe zagościł w reprezentacji Francji, musiał coś udowadniać. Jest jednak przypadkiem o tyle dla samego siebie niewdzięcznym, że ostatecznego przekonania niedowiarków chyba nie zdołał wypracować, a już przynajmniej nie za czasów swojej gry w Premier League. Teraz bowiem, kiedy doświadczony napastnik opuszcza Wyspy, niektórzy ludzie zaczynają sypać głowę popiołem. I czynią roztropnie.
Dla kibiców Arsenalu Giroud był pewnego rodzaju symbolem niespełnionych ambicji i nadziei. To założenie z jednej strony słuszne – Francuz nigdy nie przekroczył bariery 20 trafień w sezonie ligowym, z drugiej zaś kompletnie przestrzelone. Jakby nie patrzeć, Giroud przyczynił się do zdobycia przez Kanonierów trzech Pucharów Anglii:
- 2013/14 – 3 gole (czwarta runda, ćwierćfinał)
- 2014/15 – 3 gole (piąta runda, finał)
- 2016/17 – 2 gole (trzecia runda, ćwierćfinał)
Jasne, rywale, których miał na rozkładzie mogą nie brzmieć imponująco. W wypadku Pucharu Anglii nie ma to jednak najmniejszego znaczenia, wszak to jeden z tych pucharów, które rok w rok dostarczają nadspodziewanej liczby zaskoczeń. A Giroud po prostu zdobywał ważne bramki, żeby przypomnieć tylko dublet z Boro (2:0) oraz rozstrzygające trafienie z Preston North End (2:1).
Zarzuty wobec Francuza są również o tyle nietrafione, że koniec końców spokojnie przebił on barierę 100 bramek dla Arsenalu. Jego 105 trafień klasyfikuje go na 18. miejscu w tabeli wszech czasów londyńskiego klubu. Jeśli zaś idzie o stosunek gole/mecze, Giroud jest jeszcze wyżej, bo na 12. lokacie. Jego 0.41 g/m to wynik lepszy niż ten, którym może pochwalić się nie tylko Theo Walcott, ale też Dennis Bergkamp i Alan Smith.
A jednak ten sam człowiek nie do końca przekonywał, nie do końca był tak doceniany, jak chyba na to zasługiwał. W 2018 roku odszedł zatem do Chelsea, a fanbase Kanonierów żegnał go bez większego żalu. Klasyczny błąd.
Człowiek – promocja
Pod względem stosunku jakość – cena, Olivier Giroud może być rozpatrywany jako jeden z najlepszych transferów Chelsea w XXI wieku. Być może znowu nie łapie się do ścisłej czołówki w tak szerokim ujęciu, ale jeśli zestawienie zawęzimy do – powiedzmy – ostatnich dziesięciu lat, Francuz może być stawiany obok takich piłkarzy jak N’Golo Kante albo Cesar Azpiliueta.
Jego liczby nie są tak imponujące, jak za czasów Arsenalu, ale nadal stawiają napastnika w dobrym świetle. Cztery niepełne sezony, 119 występów, 39 trafień. Słusznie jednak zauważył Simon Johnson, że Giroud rozpoczął w barwach The Blues tylko 60 meczów. Wobec tego jego wynik wypada co najmniej docenić.
No i znowu pomagają mu trofea, tym razem jeszcze bardziej spektakularne niż podczas pobytu na The Emirates. Francuz walnie przyczynił się do zdobycia przez Chelsea Pucharu Anglii, Ligi Europy oraz Ligi Mistrzów.
- 2017/18 (FA Cup) – 2 gole (piąta runda, półfinał)
- 2018/19 (Liga Europy) – 11 goli (faza grupowa, 1/16, 1/8, ćwierćfinał, finał)
- 2020/21 (Liga Mistrzów) – 6 goli (faza grupowa, 1/8)
Jego wynik z minionej edycji Ligi Mistrzów jest wręcz absurdalny. Na boisku spędził tylko 257 minut, przez co pod względem g/m bije na głowę Roberta Lewandowskiego, Mo Salaha, Karima Benzemę, ale też Kyliana Mbappe i Erlinga Haalanda. Wynik może nieco zakłamywać spotkanie z Sevillą, gdzie Ollie wbił piłkę do siatki cztery razy, lecz wielu zawodników pewnie dałoby się pokroić za takie zakłamywanie.
Gol w meczu z Atletico Madryt zapisał się na stałe w historii Chelsea i w żaden sposób się go nie wymaże, nawet jeśli UEFA pominęła go jak brzydkie kaczątko i do drużyny rozgrywek wcisnęła sześciu innych napastników, w tym Neymara i Leo Messiego.
Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!
Cofając się o jeden sezon, zobaczymy, że człowiek, którego uczyniono niegdyś symbolem nieskuteczności, był w stanie wygrać klasyfikację strzelecką Ligi Europy. Jego 11 trafień to była baza do pierwszego poważnego triumfu Maurizio Sarriego. Poza dwumeczem z Eintrachtem Frankfurt w półfinale – strzelał na każdym etapie rozgrywek.
A przecież Chelsea dała za niego niespełna 18 milionów funtów. Jak na standardy przed pandemią – biznes doskonały.
Mimo, że w Chelsea spędził znacznie mniej czasu niż w Arsenalu, prowadziło go aż czterech różnych szkoleniowców. Każdy miał do niego inne podejście, każdy jednak potrafił na niego postawić w niebywale trudnym momencie. A Giroud – niemal przy wszystkich okazjach – spłacał kredyt zaufania.
Nie stał w samym centrum zainteresowania, nie jęczał, gdy stawiano na kogoś innego. Wpuszczony – dowoził. Grał tak, jak można było od niego oczekiwać, nawet jeśli Conte, Sarri, Lampard i Tuchel narzekali na brak mobilności z jego strony. Okazywało się jednak, że nie jest ona bezwzględnie konieczna. Giroud na tyle dobrze odnajdował się w innych aspektach, że Eden Hazard nazwał go najlepszym wysuniętym napastnikiem na świecie. Na wyrost? Zależy jak na to spojrzeć, zależy jak zdefiniujemy target mana.
Wątpliwości nie ulega jednak fakt, że w Premier League 34-latek odwalił kawał dobrej roboty.
- 255 meczów
- 90 goli
- 32 asysty
- trafienie co 161 minut
Do tego cztery Puchary Anglii, Liga Europy i Liga Mistrzów. Aż żal, że nie wypełnił umowy z Chelsea i nie wkroczył do klubu 100. Chęć do gry wciąż ma, przez co trudno nie wierzyć, że ten napastnik po prostu we Włoszech wypali.
Dlaczego Olivier Giroud to nadal świetny biznes dla Milanu?
Italia lubi doświadczonych graczy. To stereotyp, który ma w sobie mnóstwo prawdy. Wystarczy tylko spojrzeć na to, ilu zawodników powyżej 30. roku życia znajdowało się wśród pięciu najlepszych strzelców Serie A. Od sezonu 2014/15, gdy koronę zdobył nieśmiertelny Luca Toni, wyglądało to tak:
- 2014/15 – Luca Toni, Carlos Tevez
- 2015/16 – Eder
- 2016/17 – Dries Mertens, Edin Dzeko, Gonzalo Higuain
- 2017/18 – Fabio Quagliarella, Dries Mertens
- 2018/19 – Fabio Quagliarella, Cristiano Ronaldo
- 2019/20 – Ciro Immobile, Cristiano Ronaldo, Francesco Caputo
- 2020/21 – Cristiano Ronaldo, Luis Muriel, Ciro Immobile
Poza delikatnie naciąganym Ederem, który dopiero w grudniu 2016 kończył 30 lat, liczba doświadczonych strzelców w czołówce nie rozczarowywała. Co więcej, nie zawsze byli to Włosi, nie zawsze byli to napastnicy, którzy wcześniej w Serie A grali. Dla Girouda to bardzo dobry prognostyk, a jego strzelecka forma w Lidze Mistrzów pozwala wierzyć, że i jego w takim zestawieniu ujrzymy.
Przekonaj się jak działa Cashback bez końca – zarejestruj się TERAZ!
Nowy nabytek Milanu ma 34-lata. W porównaniu do Cristiano Ronaldo i Zlatana Ibrahimovicia zostaje mu kilka sezonów zapasu. Nie narzeka też na zdrowie, wszak ostatnią poważną kontuzję (przynajmniej 10 opuszczonych meczów) miał jeszcze za czasu Arsenalu, gdy uszkodził udo. Teraz też nie powinno być problemu, w końcu nie trafia do Mediolanu jako podstawowy napastnik, lecz jako piłkarz, który pasuje do układanki. Nie jest to w jego wypadku nowością, lecz działa to jedynie na jego korzyść. W końcu Francuz wyrobił sobie taką renomę, że istnieje zasadne podejrzenie, iż poradziłby sobie w dosłownie każdym systemie taktycznym.
Pokazał to w Arsenalu, pokazał to w Chelsea, pokazuje w reprezentacji Francji. Cały czas drzemią w nim wielkie ambicje – Serie A wybrał mimo tego, że miał jeszcze rok kontraktu z The Blues. Giroud uznał jednak, że musi grać więcej, co wobec poważnych zakusów londyńczyków byłoby niebezpiecznie utrudnione. 34-latek chce jechać na przyszłoroczny mundial w Katarze i być kimś więcej, niż tylko zmiennikiem Karima Benzemy. AC Milan może mu w tym wydatnie pomóc.
To jeden z tych interesów, w których trudno wskazać ewentualnego przegranego. Giroud odwiedzi trzecią ligę w życiu, Milan za śmieszne pieniądze (2 miliony + bonusy) zgarnie klasowego napastnika. Na papierze wszystko wygląda bardzo dobrze. Teraz pozostaje czekać na weryfikację przez rzeczywistość, ale ta – wbrew temu co sądzą niektórzy – zwykle kończy się dla Francuza pozytywnie.
Fot.FotoPyk