Półfinały i finały na Wembley obejrzą tylko kibice z Wielkiej Brytanii. Wszystko oczywiście ze względów covidowych, które – mam wrażenie – coraz łatwiej podpiąć pod wiele sfer życia, żeby komuś żyło się wygodniej. Wystarczy rozłożyć ręce i powiedzieć: sorry, pandemia. Pięć petentów na godzinę w urzędzie, a potem fajrant, bo pandemia, nic się nie da zrobić. Jeśli tak, ja poszedłbym o krok dalej i ze względów covidowych zakazał Duńczykom strzelać bramki na Wembley albo w ogóle ich nawet nie wpuszczał. Duńczycy to w końcu nie Brytyjczycy, nie ma co ryzykować. Oczywiście nie zdrowiem. Tym, że Anglia jeszcze to przegra.
To Euro jest naprawdę ładnym turniejem. Na boisku dostaliśmy masę kapitalnych historii, nie będę ich tutaj streszczał, bo przecież oglądacie, więc wiecie – nie ma nudy. Słabe mecze pewnie można policzyć na palcach jednej ręki, nawet drużyny, na które się nie stawiało wcześniej, pokazywały wiele i w sumie pokazują dalej, no kto przewidywał Danię w półfinale, mało kto.
Natomiast to Euro jest też turniejem niesprawiedliwym.
Oczywiście zdaje sobie sprawę, że futbol to może i ostatnie miejsce, w którym powinno się szukać sprawiedliwości, zaczynając od takich pierdół, że lepszy czasem przegrywa, kończąc na większych kwestiach jak te, że bogatym wolno o wiele więcej i prawo absolutnie nie jest równe wobec wszystkich. W krótkim czasie Superligi narracja polegająca na tym, że Superliga to chamy, a UEFA to romantycy była śmieszna, bo jedni i drudzy to – w skrócie – okropne chamidła nastawione na kasę. Tyle że ci drudzy na Walentynki kupują batona i prezerwatywy, a ci pierwsi zapomnieli o batonie, czyli o tzw. public relations.
Świata nie zmienimy, będzie jak jest, natomiast skoro mam prawo napisać, że ta niesprawiedliwość mnie w tym turnieju wkurwia, to napiszę.
Tak, zawsze ma ktoś łatwiej na dużych turniejach. Zawsze gdzieś kiedyś graliśmy. Jak w Rosji, to Rosjanie mieli łatwiej i doszli do ćwierćfinału. Jak we Francji, to Francuzi byli w finale. Jak w Polsce i na Ukraine… a, to zły przykład. Natomiast z tym można było się pogodzić, grać przecież gdzieś musimy, a tutaj, w tym kuriozalnym formacie jeżdżenia po całej Europie, tej niesprawiedliwości jest po prostu za dużo.
Ponadto zwróciłbym uwagę, że gdy jest jeden organizator dużego turnieju, to on się musi do niego jakoś przygotować. Gdy my z Ukrainą dostawaliśmy Euro, to byliśmy infrastrukturalnie w czarnej dupie, bodaj stadion Korony był najnowocześniejszy w kraju (jak to dzisiaj brzmi). Wtedy musieliśmy przyspieszyć ze wszystkim – stadionami, bazami treningowymi, drogami, hotelami i tak dalej. Włożyliśmy w to mnóstwo pracy. No i w nagrodę dostaliśmy trzy mecze u siebie.
Oczywiście nasz przykład to skrajny przykład, ale mniej lub bardziej każdy musi się przygotować na przyjęcie od szesnastu do 32 drużyn, a co za tym idzie – kibiców. A tutaj? No jest stadion, to przyjedźcie, a jak nie przyjedziecie, to w sumie co nas to obchodzi. Handicap za darmo.
I naprawdę nie rozumiem, jak ktoś może nie dostrzegać drugiego dna, jeśli chodzi o skład półfinalistów.
- Włosi – trzy mecze w grupie u siebie.
- Hiszpanie – trzy mecze w grupie u siebie.
- Duńczycy – trzy mecze w grupie u siebie.
- Anglicy – trzy mecze w grupie u siebie.
Okej, nie mam wątpliwości, że przy takiej grze Włosi czy Anglicy i tak poszliby dalej, ale czy wszyscy jesteśmy podobnie przekonani co do sytuacji takich Hiszpanów? W fazie pucharowej raczej nas nie rozpieszczają, męczą kolejnych rywali. Niby trudno sobie wyobrazić, że Hiszpanie nie wychodzą z grupy, czy to na neutralnym terenie, czy u siebie, ale choćby mundial 2014 taką historię sobie przypomina. Cokolwiek mówić o Sousie i jego reprezentacji, to ja sobie nie dam ręki uciąć, że przy takiej dyspozycji dnia, nie moglibyśmy walnąć Hiszpanów w Warszawie. A Szwedzi w Sztokholmie.
Ale dobra, pal sześć już to wyjście z grupy, można dyskutować. Natomiast faktem jest, że cała czwórka zaoszczędziła masę sił. Nigdzie nie podróżowała, klepała te meczyki u siebie i weszła do fazy pucharowej świeższa. W tym samym czasie taka Szwajcaria…
- zagrała w Baku
- zwiedziła Rzym
- potem znowu do Baku, przecież tak tam pięknie
- następnie Bukareszt
- koniec przygody w Petersburgu
Szwajcarzy swoją bazę mieli w Rzymie. Łatwo więc policzyć, że w podróżach spędzili mniej więcej 28-30 godzin. Dla porównania Anglicy raz sobie polecieli do Rzymu i są zadowoleni, bo samolot w obie strony kosztował ich cztery-pięć godzin. Porównałem skrajne przypadki, ale chyba nikt mi nie wmówi, że 30 godzin a cztery godziny to nie jest zasadnicza różnica. Samoloty są teraz nowoczesne i fajne, ale jakoś nikt nie śpi na co dzień w samolocie, tylko jednak w łóżku.
Oczywiście – zawsze się podróżuje. Czy gdy gra się turniej we Francji, czy – szczególnie – w Rosji. Ale jeszcze nigdy nie zmuszano części reprezentacji, by latały po całej Europie, kiedy inni siedzą na dupie w swoim kraju. Ja nie wiem, czy Szwajcarom zabrano w ten sposób procent, pięć procent czy dziesięć na awans do półfinału, ale jednak zabrano i to nie powinno budzić żadnych kontrowersji.
Czym innym będzie za rok jeżdżenie z Monachium do Dortmundu, a czym innym jest tułanie się z Rzymu do Baku.
No i jakby tego było mało, to dzisiaj dostajemy jeszcze taką decyzją, że mecze na Wembley zobaczą tylko gospodarze. A tego już w Niemczech nie będzie – Niemcy będą mieli przewagę na widowni, to oczywiste, ale rywale jakieś wsparcie dostanę. Anglicy w całej swojej bezczelności zabierają rywalom i to, a UEFA tylko temu przyklaskuje.
Bo ja nie chcę pisać spiskowej historii dziejów, ale po prostu nie rozumiem, czym różni się zaszczepiony Anglik od zaszczepionego Duńczyka? Czy gdyby Anglicy chcieli, to daliby radę to logistycznie ogarnąć, czy po prostu nie chcą? No moim zdaniem nie chcą, kręcą jak mogą, sorry. Byle po złoto.
Tym bardziej że na wszelkich lożach nie będzie samych Anglików. Ceferin nie jest Anglikiem, a będzie. I takich Ceferinów, tych, którzy mają wywalone na zwykłych kibiców, będzie na tych lożach dziesiątki, jeśli nie setki. Bo tutaj nie chodzi o żadnego koronawirusa, tu chodzi o pieniądze i sukces.
Żal, że przy takim turnieju, kiedy piłkarze dają z siebie maksa, trzeba pisać o takich rzeczach. Na koniec myślałem, by złożyć deklarację, że życzę Anglikom porażki, ale nie. To nie jest wina Mounta czy innego Sterlinga, że wokół nich dzieje się taki cyrk. Ja im wręcz trochę współczuję, bo jeśli wezmą to złoto, piłkarski świat będzie pamiętał jego okoliczności. Cały czas będą tą samą reprezentacją, która bez wsparcia swoich ścian nie umie niczego wygrać.
PS
A jak Anglia odpadnie w półfinale, to finał obejrzy tylko Ceferin z rodziną? Czy nagle będzie można go przenieść tam, gdzie ludzi traktuje się równiej? Ciekawe.
Fot. FotoPyk