– Świadomym naszym działaniem przed sezonem było spolonizowanie zespołu i odmłodzenie go. Nie chodzi tu oczywiście o ksenofobię, ale tak chcieliśmy to zbudować. Były takie momenty za kadencji trenera Tarasiewicza, gdy średnia wieku wyjściowej jedenastki wynosiła w naszym zespole grubo ponad 30 lat i to w naszej ocenie była droga donikąd – powiedział Leszek Bartnicki, prezes GKS-u Tychy, w wywiadzie z załogą Weszłopolskich. Łapcie zapis wczorajszej rozmowy.
Zacznijmy od wątku, który jest aktualny. Zachowanie Łukasza Grzeszczyka. Ten zawodnik nie pomoże wam w końcówce sezonu i ewentualnie na starcie baraży o awans do Ekstraklasy. Pokazywał to co pokazywał kibicom. Pana opinia o tym incydencie?
Podejdę do tej sytuacji na dwa sposoby. Oczywiście byłem na tym meczu GKS-u Tychy z Widzewem w Łodzi, chwilę po końcowym gwizdku pojawiłem się w szatni. Dość szybko dowiedziałem się zatem o tym, co zaszło w końcówce tego spotkania. Spotkania, dodajmy, o dużej dramaturgii. Tak jak mówię, chciałbym z dwóch stron spojrzeć na to. Zawodnik musi sobie zdawać sprawę, że co innego wolno kibicom, a co innego piłkarzom. Prawem kibica – chcemy tego czy nie – jest prowokować, a obowiązkiem zawodnika jest to, żeby zachowywać się godnie i trzymać nerwy na wodzy. Natomiast wracając do tego, co wydarzyło się z Widzewem… Tak jak powiedziałem, dramaturgia. Bramki w ostatnich minutach. Nie jest na pewno dla nikogo tajemnicą, a na pewno dla łodzianina w waszym studio, że z racji tego, iż kibice GKS-u Tychy i kibice ŁKS-u Łódź to jest wielka zgoda, to w naturalny sposób relacje GKS-u z Widzewem są nieco chłodniejsze. Więc zachowanie kibiców też nie było chwalebne. Sędzia w pomeczowym sprawozdaniu opisał, że w kierunku naszych piłkarzy po meczu poleciała szklana butelka. Widzew został zresztą za to ukarany.
Drugi strona to okoliczności, w jakich doszło do tego, co widział sędzia. Łukasz Grzeszczyk był już w tunelu, ale został przez jednego z kolegów wywołany, że gdzieś przy barierce jest jakiś ojciec z dwójką dzieci, które chcą sobie zrobić zdjęcie. Łukasz niestety zawrócił i poszedł sobie zrobić to zdjęcie. Pojawiły się niewybredne okrzyki w jego stronę, pokazał środkowy palec. Nie powinien był się tak zachować. A czy zostanie dodatkowo ukarany przez klub? To jest już nasza wewnętrzna sprawa. Co dzieje się w Vegas musi zostać w Vegas.
Jak wygląda kwestia odwołania?
Łukasz wystosował pismo do Komisji Dyscyplinarnej. Posiedzenie odbyło się bardzo szybko, sytuacja została przez Łukasza opisana. Zawrócił on uwagę na kwestie emocjonalne. Na to, że sam występował w Widzewie. I też na to, że tak naprawdę czerwonej kartki bezpośredniej nie dostał od dziewięciu lat, więc nie jest żadnym recydywistą. Ale dostaliśmy uzasadnienie, z którego wynikało, że trzy mecze kary to minimum. Dlatego trudno żebyśmy się odwoływali od kary, która była karą minimalną. Z mojej strony – dość szybko przeszliśmy do tego, co przed nami, a nie tym, co za nami. To nie jest tak, że jak jeden zawodnik wypada, to reszta załamuje ręce. Mamy szeroką, silną kadrę.
To nie recydywa? Chyba nie ma w polskiej piłce zawodnika, który częściej prowokuje kibiców.
A jak pan myśli, panie redaktorze, kto najczęściej jest brany za prowokatora – ten zawodnik, który jest wyrazistą postacią, który strzela bramki, asystuje, robi w ten sposób przykrość rywalom, czy taki gracz typu „cicha woda”, który gra sobie gdzieś na boku obrony i nie zwraca na siebie uwagi?
Myślę, że taki zawodnik, który podbiega na przykład do kibiców Sandecji i pokazuje im „eLkę”.
No dobrze, ale to, że jest zawodnikiem z Mazowsza i gdzieś tam się z Legią utożsamia… Łukasz ma 34 lata, a na razie powiedział pan o dwóch sytuacjach z jego udziałem. Tej na Widzewie i w meczu z Sandecją.
Kibice wyciągali też takie sytuacje z czasów jego gry w Wiśle Płock. Już się w to nawet nie zagłębiałem.
Ja słyszałem, że też w meczu młodzików młodszych ze Żbikiem Nasielsk tam chyba przeklął.
No to sam widzi pan najlepiej, że to nie jest pierwszy raz!
Myślę, że to nie jest w tej chwili największy problem. Oczywiście bardzo nam kapitana brakuje, ale życzymy sobie, żeby do gry wrócił dopiero w kolejnym sezonie, bo to by oznaczało, że trzymeczowe zawieszenie obejmie też mecz Ekstraklasy. Nie skupiajmy się na tej sprawie, bo GKS Tychy to nie są jednostki, tylko kolektyw. Po raz pierwszy w tym sezonie zdobyliśmy pięć bramek w jednym meczu, choć Łukasza na boisku nie było.
GKS rzeczywiście świetnie sobie radzi wiosną, wciąż jest szansa na awans bezpośredni. Pan jest zaskoczony tymi wynikami? Zimą zapowiadał pan, że celem jest miejsce w TOP6, trochę się pan wtedy asekurował.
Ale czy to było lepiej, gdybym zapowiadał, że skończymy w TOP2 albo w TOP3? Byliśmy przed startem rundy na siódmej pozycji. Przy jednym meczu zaległym. Przywołaliście kilka minut temu sytuację z trenerem Mariuszem Lewandowskim, któremu zdążyliście pogratulować awansu. A ja pamiętam taką sytuację, kiedy po zakończeniu rundy jesiennej byłem gościem w magazynie Fortuna 1. ligi w Polsacie Sport i tak się złożyło, że łączono się wówczas ze mną i z Wojciechem Stawowym. I trener Stawowy już trzy punkty z zaległego meczu z GKS-em Tychy sobie doliczył i opowiadał ile to ŁKS będzie miał punktów przewagi nad siódmym miejscem, a ile straty do pierwszego miejsca. Czasami lepiej na spokojnie do pewnych tematów podchodzić. Ja przypomnę, że w ostatnich latach GKS raczej do końca sezonu nie walczył o awans do Ekstraklasy. Znalezienie się w szóstce było więc dla nas krokiem naprzód. A wewnętrznie zdawaliśmy sobie sprawę, jakie są nasze ambicje i jak chcemy zimą ten zespół wzmocnić.
A możecie zagwarantować coś takiego, że jeżeli w tym sezonie postawiliście na młodych Polaków i zawodników wyróżniających się w 1. lidze, to po awansie do Ekstraklasy albo przy walce o ten awans w kolejnym sezonie będziecie kontynuować tę politykę?
Kilka wątków w tym pytaniu. Świadomym naszym działaniem przed sezonem było spolonizowanie zespołu i odmłodzenie go. Nie chodzi tu oczywiście o ksenofobię, ale tak chcieliśmy to zbudować. Były takie momenty za kadencji trenera Tarasiewicza, gdy średnia wieku wyjściowej jedenastki wynosiła w naszym zespole grubo ponad 30 lat i to w naszej ocenie była droga donikąd. Natomiast wyznacznikiem letniego i zimowego okienka transferowego było to, żeby ściągać piłkarzy, którzy w poprzednich swoich klubach grali w podstawowym składzie. Tu nikt nie przychodził, żeby się odbudować. Czy to się zmieni? Po pierwsze, zdecydowana większość zawodników ma kontrakty na kolejny sezon, więc okienko nie będzie zbyt szeroko otwarte, niezależnie od tego, czy uda nam się awansować. Poza tym – trzeba sobie zdać sprawę, że pozycja beniaminka w Ekstraklasie jest dość dużym kłopotem. Choć chcemy ten kłopot oczywiście mieć. Z jednej strony – masz dużo mniejszy budżet niż reszta. Dużo mniej czasu na robienie transferów. A kolejna sprawa, że nie będzie tak łatwo o ściągnięcie dobrych Polaków, bo oni bardzo dużo kosztują.
Nie wykluczamy więc, że sięgniemy po piłkarzy zagranicznych, jeśli zagwarantują nam odpowiednią jakość. To nie jest tak, że wyznacznikiem jest paszport. Ale jak mam do wyboru dwóch dobrych zawodników za podobną cenę, to wolę Polaka.
A czy ma pan taką refleksję, że po awansie trzeba będzie sięgnąć po zawodników z dużym doświadczeniem w Ekstraklasie? Takich piłkarzy w GKS-ie nie ma.
To prawda. Patrząc na liczbę występów naszych zawodników w Ekstraklasie, mamy w miarę doświadczonych Szeligę, Stebleckiego, Monetę i Jałochę. Reszta zaliczyła ewentualnie jakieś epizody. To jest bardzo mało. Gdyby zsumować występy wszystkich naszych graczy w Ekstraklasie, wyszłoby pewnie około 300 meczów. To zdecydowanie mniej niż w większości klubów pierwszoligowych. Ja pamiętam jeszcze z czasów, kiedy komentowałem mecze 1. ligi, że lubiłem sobie w notatkach zaznaczyć, ile występów w Ekstraklasie mają w sumie piłkarze poszczególnych klubów. I bywały przypadki, gdy awans wypracowywały zespoły z doświadczeniem grubo przekraczającym 1000 spotkań na najwyższym poziomie rozgrywek. Tak było kiedyś z Górnikiem Łęczna, tak było z Zagłębiem Lubin czy Wisłą Płock. Zdaję sobie sprawę, że u nas wygląda to mniej okazale.
Early Payout gwarantuje wygranie zakładu w momencie objęcia dwubramkowego prowadzenia przez Twoją drużynę! Zarejestruj się w Fuksiarz.pl i zgarnij wysokie wygrane!
Z drugiej strony – mamy przykład Warty Poznań. Jest tam Łukasz Trałka, który na poziomie Ekstraklasy nie tylko był, ale grał. Do tego Mateusz Kupczak. I tak poza tym to wielu zawodników z wielkim doświadczeniem w Ekstraklasie tam nie było, choć oczywiście zimą dołączyli do zespołu Baku z Niemiec i Ivanov, reprezentant Finlandii. Nie ukrywajmy, że dzisiaj dla wszystkich klubów w 1. lidze Warta jest wyznacznikiem i wzorem. Dowodem na to, że można odnieść sukces nawet bez wielkich transferów i wielkich nazwisk. Pamiętajmy, że my będziemy mieli około miesiąca pomiędzy zakończeniem jednych rozgrywek a startem kolejnych. A wypadałoby jeszcze pojechać na krótkie urlopy. Rewolucja kadrowa byłaby niewskazana.
Jeszcze taka jedna uwaga. Mam takie nieodparte wrażenie, obserwując losy beniaminków w Ekstraklasie w ostatnich latach, że łatwiej jest tym zespołom, które w 1. lidze niekoniecznie były zespołami z posiadaniem piłki na poziomie 70%. Po awansie rywale o większych możliwościach komplikowali taki sposób grania. Natomiast zespoły, które w 1. lidze bazowały na bramkach z kontrataku, stałych fragmentach gry… Dużo łatwiej było im w Ekstraklasie, bo ich styl po awansie się za bardzo nie zmienił. My latem postawiliśmy na ludzi głodnych sukcesu. Nie będziemy tego zmieniać.
Trudno jest wejść do szatni, która świętuje awans i powiedzieć: „ty, ty i ty – możecie się pakować”.
Z tym świętowaniem awansu to spokojnie. Trochę nam jeszcze brakuje do tego, mamy trochę do zrobienia. Natomiast zdajemy sobie sprawę, że mamy określone możliwości. Przepaść finansowa między klubami Ekstraklasy i 1. ligi się zwiększa. Co nam znacząco pewne rzeczy utrudnia. Oczywiście są kluby na poziomie 1. ligi, które mają kilkunastomilionowe budżety. Może im jest łatwiej, ale my musimy znaleźć na to swój sposób. Ci, którzy dokonywali na szybko transferów, nie zawsze na tym dobrze wychodzili, a potem trudniej jest pewne rzeczy poskładać. Zespół i tak się rozlatuje po sezonie. I tak dalej, i tak dalej. Można snuć różne plany i teorie, ale wywrócenie wszystkiego do góry nogami nie musi nam zagwarantować sukcesu.
***
Cały odcinek Weszłopolskich znajdziecie tutaj:
fot. NewsPix.pl