Za nami finały europejskich pucharów, więc warto rzucić okiem na liczby dotyczące tych spotkań. Mimo że w tym roku trzy z czterech miejsc w finałach zajęły kluby angielskie, to piłkarze z Wysp Brytyjskich nie przełamali niechlubnej passy. W finale Ligi Mistrzów na gola Anglika czekamy od trafienia Wayne’a Rooneya w meczu z Barceloną. Mało tego – Anglicy w ciągu ostatnich 10 lat nie robili furory nawet w Lidze Europy. Doszło do tego, że Polacy mają taki sam dorobek bramkowy w finałach, co zawodnicy z ojczyzny futbolu. A to i tak wynik lepszy niż w przypadku Argentyny…
Na dziesięć ostatnich edycji Ligi Mistrzów zespoły z Premier League wygrały trzy. Dużo, mało? Sporo, choć nie tyle co Hiszpanie, którzy triumfowali pięciokrotnie. Ale jeśli uwzględnimy także finalistów to Wyspiarze zajęli łącznie sześć z 20 miejsc. Wiecie jednak co jest w tym wszystkim najciekawsze? Że w tych 20 finałach ani jeden Anglik nie trafił do siatki. Nawet kiedy kwestię pucharu rozstrzygały między sobą dwa zespoły z Wielkiej Brytanii, goli Anglików nie zobaczyliśmy. Łącznie na 29 bramek aż 21 razy na listę strzelców wpisywali się piłkarze z Europy. Także z krajów z Anglią sąsiadujących, bo za sprawą Garetha Bale’a Walijczycy mogą pochwalić się trzema finałowymi golami. Ciekawe jest także to, że od 2017 roku nie oglądaliśmy w najważniejszym meczu w Europie bramki… piłkarza z Ameryki Południowej. A przecież do niedawna to oni – zdawałoby się – rozdawali karty w takich spektaklach.
W ogóle w tej kwestii Anglicy mogą sobie przybić piątkę z inną piłkarską potęgą. Argentyną. Ojczyzna Leo Messiego w ostatnich 10 latach nie zanotowała ani jednego gola w finale Ligi Mistrzów. Niedostatek bramek Argentyńczyków sprawił, że Ameryka Południowa jest o włos od przegranej z Afryką, dla której bramki zdobywali przedstawiciele trzech nacji. Podział na kraje wygląda natomiast tak:
- 4 gole – Hiszpania
- 3 gole – Brazylia, Chorwacja, Niemcy, Portugalia, Walia
- 2 gole – Belgia, Francja, Urugwaj
- 1 gol – Egipt, Holandia, Senegal, Wybrzeże Kości Słoniowej
Zaskoczenia? Być może Chorwaci, których wywindowały gole Mario Mandżukicia (dwa) i Ivana Rakiticia (jeden). Wysoko jest także Belgia, ale to dziwi mniej, bo przecież to ojczyzna wielu talentów. Tyle że to nie sprawka Kevina de Bruyne czy Romelu Lukaku. Belgami, którzy trafiali w finałach byli Yannick Carrasco oraz Divock Origi. Zupełnie nieoczywiste nazwiska. Tak jak i Diego Godin, autor bramki dla Urugwaju (drugim był rzecz jasna Luis Suarez).
1 – w ostatnich 10 finałach Ligi Mistrzów Anglicy nie strzelili ani jednego gola. Ratuje ich dopiero bramka w Lidze Europy, ale tam trafiali także Polacy
A jak to wygląda w Lidze Europy? Tam królują Hiszpanie, mamy także Polski akcent – bramkę Grzegorza Krychowiaka. Anglicy pojawiają się w zestawieniu raz: za sprawą bramki Daniela Sturridge’a z 2016 roku. Niby coś, ale jednak tyle samo goli w finałach mają Ukraińcy, Ormianie czy Paragwajczycy. Trochę słabo. Ale wciąż lepiej niż Argentyna, która i w tym zestawieniu zostaje z okrąglutkim zerem. Czyli w finałach największych europejskich turniejów bramki strzelali przedstawiciele czterech narodów z południowej Ameryki (warto zwrócić uwagę na wyczyn dwóch Kolumbijczyków – Carlosa Bakki i Radamela Falcao, którzy ustrzelili po dublecie, czy też na Diego Godina, który strzelał bramki w finałach LM i LE), ale ani razu nie byli to potomkowie Diego Maradony. Ale siara.
- 6 goli – Hiszpania
- 5 goli – Francja
- 4 gole – Kolumbia
- 2 gole – Belgia (+ samobój), Holandia, Urugwaj
- 1 gol – Armenia, Anglia, Brazylia, Chorwacja, Nigeria, Paragwaj, Polska, Serbia, Ukraina
Najskuteczniejsi w ogóle byli Hiszpanie, zaraz po nich Francuzi. Nieźle stoją też Chorwacji.
- 10 goli – Hiszpania
- 7 goli – Francja
- 4 gole – Belgia, Brazylia, Chorwacja, Kolumbia, Urugwaj
- 3 gole – Holandia, Niemcy, Portugalia, Walia
- 1 gol – Armenia, Anglia, Egipt, Nigeria, Paragwaj, Polska, Serbia, Senegal, Ukraina, Wybrzeże Kości Słoniowej
A z podziałem na kontynenty? 20 ostatnich finałów Ligi Mistrzów i Ligi Europy wyglądało tak:
- 41 goli – Europa
- 13 goli – Ameryka Południowa
- 4 gole – Afryka
- 1 gola – Azja (Armenia, UEFA, ale jednak Azja)
6 – bramki dla reprezentacji Paulo Sousy strzelało już sześciu piłkarzy
Bramka Jakuba Świerczoka w meczu z Rosją była wyjątkowa dla samego zainteresowanego, który po raz pierwszy trafił do siatki w meczu kadry. Ale ta wyjątkowość ma też inne wymiary. Za nami dopiero cztery mecze pod wodzą Paulo Sousy, a bramki dla biało-czerwonych zdobyło już sześciu zawodników.
- Robert Lewandowski
- Krzysztof Piątek
- Jakub Moder
- Jakub Świerczok
- Karol Świderski
- Kamil Jóźwiak
Jak tak dalej pójdzie, możemy mieć rekord. Wiadomo, że o wielu strzelców łatwiej było w czasach, gdy mecze sparingowe rozgrywała kadra złożona z piłkarzy Ekstraklasy. Ale i kadencja Adama Nawałki była pod tym względem niezła – gole strzelało wtedy 25 piłkarzy. Za Jerzego Brzęczka do siatki trafiało natomiast 16 zawodników. W ich przypadkach na tak wielu strzelców musieliśmy jednak czekać zdecydowanie dłużej. Brzęczek sześciu autorów bramek uzbierał dopiero w starciu z Łotwą – ósmym za jego kadencji. U Nawałki potrwało to siedem gier – też ciut więcej. Oczywiście na starcie kadencji najłatwiej śrubować takie wyniki, bo zwykle obserwujemy masowe testy czy “odkurzanie” niektórych piłkarzy. Ale rekordzistą ostatnich lat pozostaje Leo Beenhakker.
Kadencja holenderskiego trenera przyniosła nam aż 28 zawodników z minimum jednym golem w kadrze na koncie. To wtedy strzelanie zaczynał Robert Lewandowski (trzy gole), a kilerem w narodowych barwach był Ebi Smolarek (15 bramek). Na liście strzelców z tamtego okresu znajdziemy też mniej oczywiste nazwiska, jak np. Bartłomiej Grzelak, Adam Kokoszka czy Paweł Magdoń. Paulo Sousie życzymy rzecz jasna śrubowania swojego wyniku, bo będzie on oznaczał dwie rzeczy:
- że jego kadra gra skutecznie z przodu
- że całkiem nieźle idzie nam jako drużynie pod względem wyników
A póki co czekamy na kolejnych debiutantów. Warto bowiem dodać, że połowa zawodników z powyższej listy zaliczyła premierowe trafienia dla reprezentacji Polski.
9 – lat zajął Górnikowi Polkowice powrót do 1. ligi
Znamy już pierwszego beniaminka zaplecza Ekstraklasy, więc warto chwilę się przy nim zatrzymać. Górnik Polkowice to bowiem zasłużona marka dla pierwszoligowej piłki. W tabeli wszech czasów ekipa z Dolnego Śląska jest na 57. miejscu, a biorąc pod uwagę, że sporo poprzedzających ją drużyn gra dziś w Ekstraklasie – jest to przyzwoity wynik. W najbliższym sezonie górnicy z Polkowic zapewne dostaną się do TOP 50. Dotychczas ich licznik w 1. lidze zatrzymał się na:
- 280 meczach
- 405 punktach
- 332 zdobytych bramkach
Zespół z Polkowic ma więc niezłą średnią 1,44 punktu na mecz. Oczywiście wiadomo, że historia tego klubu to nie tylko złote zgłoski i solidne wyniki. Ale oskarżenia korupcyjne według bloga Piłkarska Mafia rozpoczynają się od roku 2003 – po awansie do Ekstraklasy. Wcześniej Górnikowi udało się zaliczyć kapitalny sezon w 1. lidze, zakończony zdobyciem 76 punktów. To wtedy Górnik nie tylko awansował do Ekstraklasy, ale i wygrał całą ligę. Prawdziwą twierdzą były wtedy Polkowice – gospodarze nie przegrali tam ani jednego spotkania, wygrywając 17 razy. Seria bez porażki na własnym podwórku sięgnęła wtedy łącznie 26 spotkań w dwóch sezonach. W roku, w którym Górnik zdominował ligę, był nie do zatrzymania:
- 2,23 punktu na mecz
- 1,76 goli strzelonych na mecz
- 0,59 goli straconych na mecz
- 20 czystych kont
Niezależnie od tego, jak wyglądała wtedy polska piłka – wyniki imponujące. W Polkowicach szalał wtedy Tomasz Moskal, który sam strzelił 18 bramek i został królem strzelców rozgrywek. Nie spodziewamy się, żeby Górnik tak szybko nawiązał do tamtych wyników, jednak będzie on ciekawym powiewem świeżości na zapleczu Ekstraklasy. Średnia punktowa tej drużyny w tabeli historycznej to ok. 51 punktów na sezon. Taki wynik obecnie dawałby Górnikowi baraże o awans do najwyższej ligi.
Chłopaki, nie możecie takiego wyniku popsuć.
SZYMON JANCZYK