Reklama

Szansa na ostateczne potwierdzenie klasy Solskjaera

redakcja

Autor:redakcja

26 maja 2021, 13:37 • 9 min czytania 4 komentarze

Od paru ładnych lat Premier League w materiałach promujących ligę niemal równie często jak zawodników, wykorzystuje trenerów. To jest potężny kapitał narracyjny, potężne możliwości. Guardiola kontra Klopp to najjaśniejszy i najbardziej oczywisty pojedynek, ale przecież wcześniej był też Jose Mourinho, najpierw w Manchesterze United, potem w Tottenhamie. Antonio Conte ze swoim 3-5-2. Marcelo Bielsa, człowiek z pogranicza świata praktyki i teorii, nadal nie wiadomo, czy bardziej menedżer, czy jednak filozof futbolu. Obecnie na fali jest Thomas Tuchel, który taktycznymi korektami odmienił oblicze Chelsea i dotarł z klubem do finału Ligi Mistrzów, swoje historie napisali Brendan Rodgers czy David Moyes.

Szansa na ostateczne potwierdzenie klasy Solskjaera

Ole Gunnar Solskjaer od początku wydawał się znajdować w tym gronie trochę z boku. Czy zasłużenie?

Dziś Manchester United Ole Gunnara Solskjaera staje przed szansą włożenia do gabloty pierwszego trofeum od sezonu 2016/17. Dla Solskjaera byłby to pierwszy istotny szkoleniowy sukces, bo do tej pory trofea zdobywał tylko z Molde, prawie dekadę temu. Ale przede wszystkim – byłaby to udana puenta całej jego dotychczasowej kadencji w Manchesterze United. Kadencji pełnej wzlotów i upadków, ale i kadencji, którą całościowo trzeba ocenić jako bardzo dobrą.

OLE GUNNAR SOLSKJAER – ULUBIONY TRENER NORMALNYCH

Pep Guardiola? Podpis na długo przed rozpoczęciem pracy, wjazd na białym koniu, setki artykułów analizujących, w jaki sposób jego filozofia futbolu odmieni Manchester City. Jurgen Klopp? Liverpool heavy metalowy, zalew memów, klipów, kreskówkowych przeróbek – wszystko właściwie jeszcze przed pierwszym rozegranym pod wodzą niemieckiego szkoleniowca meczem. Tak można iść dalej – topowi trenerzy w Premier League trafiali do swoich zespołów pośród rozentuzjazmowanych okrzyków fanów, oczekujących zbawicieli z notesem pod pachą.

Ole Gunnar Solskjaer został zatrudniony jako trener tymczasowy. Z misją „zategowania” wszystkich dziur, które powstały za sprawą schyłkowego Mourinho. Nikt nie rozwijał przed nim czerwonych dywanów, nikt nie spodziewał się właściwie, że Solskajer popracuje dłużej niż do momentu znalezienia naprawdę godnego następcy Portugalczyka.

Reklama

Ale Solskjaer – tak jak latami na piłkarskim boisku – niespecjalnie przejmował się postrzeganiem własnej roli przez postronnych. Gość, który legendą piłki nożnej na lata stał się po występie trwającym około 13 minut w finale Ligi Mistrzów w 1999 roku, naprawdę nie potrzebował wiele czasu czy zaufania. Tak jak wtedy, 26 maja 1999 roku, Solskjaer wszedł na boisko i z miejsca zaczął realizować swoją robotę.

Pierwsze dziewiętnaście meczów? Trzy porażki, w dodatku jedna finalnie okazała się nieistotna – przegraną z PSG w Lidze Mistrzów, United odrobili w rewanżu, w meczu, który pozbawił wątpliwości wszystkich manchesterskich decydentów. Wyciągnąć 3:1 w Paryżu po rzucie karnym w czwartej minucie doliczonego czasu gry? W dodatku w takich okolicznościach, w takim spotkaniu. Po jednej stronie Mbappe, Di Maria i Draxler, co sprawiało, że Edinson Cavani musiał siedzieć na ławce. United? Zwycięskiego gola strzelił wychowanek, Marcus Rashford, który z czasem stał się wymarzonym zięciem dla większości brytyjskich matek. Ale z ławki wchodzili  nastoletni Mason Greenwood i niewiele starszy Tahith Chong.

Trudno było nie dostrzegać w tym jakiegoś romantyzmu. Ole Gunnar Solskjaer, dla wielu z nas – twarz dzieciństwa. Twarz dzieciaka, tak, ale też twarz dzieciństwa, naszych najlepszych lat, gdy po murawach biegali Del Piero z Giggsem i Davidsem. Rywalizujący w tym znienawidzonym przez wielu Paryżu, siedzibie „modern footballu”. Grający dzieciakami z Manchesteru przeciw dream teamowi budowanemu za potężne pieniądze płynące z Bliskiego Wschodu. Nawet jeśli to trochę naciągana historyjka, bo przecież właściciele United też nie należą do anielskiego orszaku – świat kibicował Norwegowi. A Norweg dla tego świata wygrał.

„DRUGI SEZON BENIAMINKA”

Wobec tego niemal bezprecedensowego sukcesu w Lidze Mistrzów (United w erze post-fergusonowej awansowało do najlepszej ósemki Europy dopiero po raz drugi), Solskjaer musiał dostać prawdziwą szansę. „Caretaker” stał się pełnoprawnym menedżerem, choć jednocześnie mijał też miesiąc miodowy, podczas którego nawet kanapki spadały Norwegowi masłem do góry. Symbolika była wręcz zastanawiająca. Jako tymczasowy trener, Solskjaer w lidze zagrał trzynaście spotkań z bilansem 10-2-1. Gdy było jasne, ze pozostanie w klubie na dłużej – w lidze finiszował z 2 zwycięstwami, 2 remisami i 4 porażkami.

6. miejsce w lidze, ćwierćfinał Ligi Mistrzów, perspektywa przebudowy składu i rywalizowania w Lidze Europy w kolejnym sezonie. „Not great, not terrible”, jak w memach z serialu „Czarnobyl”. Sęk w tym, że ten stan utrzymywał się dłużej. Solskjaer stał się bowiem przede wszystkim trenerem bardzo nierównym. W polskiej piłce zwykło się mawiać, że najtrudniejszy jest drugi sezon beniaminka, gdy mija już euforia związana z awansem, a zaczyna się proza codzienności. U Solskjaera chyba było podobnie, przynajmniej z perspektywy czasu.

Początkowo stanowił przyjemną odmianę od gasnącego w oczach Jose Mourinho. Piłkarze odetchnęli pełną piersią, gwiazdy drużyny, które zdążyły wejść z Mou na wojenną ścieżkę robiły wszystko, by udowodnić, że to trener był problemem. Ale z czasem i z Solskjaerem zaczynało trzeszczeć. Można oczywiście zganiać wszystko na krwiożerczego Mino Raiolę, można na charakter samego Pogby, ale były momenty, gdy trener United nie do końca radził sobie ze swoją francuską gwiazdą. Najbardziej pamiętna chwila? Ratowanie wyniku Pogbą w meczach w Europie, tuż po wypowiedziach Raioli o tym, że czas Francuza na Old Trafford dobiega końca.

Reklama

Lista grzechów byłaby jednak dłuższa, zwłaszcza, gdy dodamy do tego sezon pandemiczny. Po dziewięciu kolejkach sezonu 2019/20, Manchester United miał na koncie dwa zwycięstwa. To był zresztą okres, gdy dyskusje wokół Solskjaera były najbardziej żywe. Ale United podnieśli się w imponującym stylu. Wystarczył transfer Bruno Fernandesa, by w lidze doczołgać się do trzeciego miejsca, tuż za plecami Kloppa i Guardioli. Do tego doszedł też półfinał Ligi Europy, wprawdzie przegrany z Sevillą, ale uwzględniając specyfikę tamtego sezonu – do usprawiedliwienia.

Bardziej bolesne były chyba jednak porażki taktyczne już w trwającym sezonie. Pierwsza, z Basaksehirem, w Lidze Mistrzów. Frontalny atak, ultra-ofensywna strategia, porażka 1:2. Druga, z RB Lipsk. Solskjaer przez moment tej ostatniej, szóstej kolejki Ligi Mistrzów, był nawet liderem grupy. Ostatecznie jednak przerżnął 2:3 i zdaje się, że to jego trzeba za osobiście winić. Wystawił tym razem skład mocno defensywny, nastawiając się na remis i cierpienie. Po kwadransie było 0:2. W mediach nieśmiało zaczęto spekulować – czy to nie czas, by Manchester United postawił na trenera ze ścisłego topu, na któreś z najgorętszych nazwisk.

Solskjaer znów musiał udowadniać. Czyli wrócił do tego, co robi najlepiej.

RYCERZE WIOSNY?

8 grudnia Manchester United „spadł” do Ligi Europy. Zajmując trzecie miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów, nad nazwiskiem Solskjaera pojawił się spory znak zapytania. Trzeba było ratować opinię i reputację ligą, w której wówczas „Czerwone Diabły” balansowały gdzieś za strefą pucharową. Pierwszy mecz na odbudowanie nastrojów? Derby Manchesteru. Remis 0:0, który trzeba odczytywać jako sukces.

Jeszcze w grudniu Solskjaer rozbił 3:2 Sheffield i 6:2 Leeds United. Ogółem w okresie listopad-styczeń United zaliczyli serię 13 meczów bez porażki, zdobywając 33 ligowe punkty i wskakując w styczniu na fotel lidera. Do końca sezonu przegrał już zresztą tylko 3 ligowe mecze, większość zresztą, gdy było już jasne, że nie uda się dogonić City, ani spaść na trzecie miejsce. Bardzo długo to właśnie United opóźniali fetę mistrzowską lokalnego rywala, m.in. pokonując go w bezpośrednim starciu.

A równolegle Solskjaer robił swoje w Lidze Europy. Real Sociedad został zjedzony, AC Milan, rozpędzony, walczący o scudetto, pokonany skromnie, ale dość pewnie. 8:5 z Romą to jeden z najbardziej widowiskowych dwumeczów tego sezonu, a przecież trzeba w tej wymieniance zawrzeć też absurdalne 9:0 z Southamptonem. To przykuwa uwagę, bo Manchester United potrafił za Solskjaera grać koncertowo. To były momentami prawdziwe majstersztyki gry ofensywnej, z ogromnym udziałem Bruno Fernandesa, piłkarza, który należy do elitarnego grona najbardziej widowiskowych pomocników świata. Ten medal ma jednak dwie strony. Bo United faktycznie potrafili być olśniewający, potrafili wygrywać mecze taśmowo, naciskać na Manchester City w lidze, nawet ograć go w bezpośrednim meczu.

Ale w tych dużych grach nadal można odnieść wrażenie, że Solskjaer jeszcze uczy się fachu.

WRESZCIE WYGRAĆ WIELKĄ GRĘ

Ćwierćfinał FA Cup w sezonie 2018/19, dla Solskjaera pierwszym w roli trenera United. United świetnie radzi sobie w lidze, ale tutaj przegrywa z Wolverhamptonem. Półfinał EFL Cup w sezonie 2019/20, Manchester United musi uznać wyższość lokalnego rywala. Półfinał FA Cup, tym razem Solksjaer przegrywa z Frankiem Lampadrem i jego Chelsea. Półfinał Ligi Europy, Solskjaer przegrywa z Sevillą. Półfinał EFL Cup 2020/21, znów górą Manchester City. Ćwierćfinał Pucharu Anglii, tym razem lepszy jest Brendan Rodgers i Leicester City.

Można by to wszystko uznać za przypadek, gdyby nie fakt, że w lidze United Solskjaera miało podobny problem. Przywoływaliśmy już tutaj okres, w którym „Czerwone Diabły” zasiadły w fotelu lidera Premier League. Wówczas spaliły się na mecz z Sheffield United, czyli z rywalem, którego podopieczni norweskiego szkoleniowca powinni pokonać w dziewięciu z dziesięciu prób. Guardian wyliczał jednak dalej – w niemal każdym z meczów z drużynami z angielskiego topu Solskjaer oddawał inicjatywę, skupiając się na grze obronnej. Zazwyczaj przegrywał, maksimum do ugrania stanowiły remisy, nierzadko bezbramkowe – w tym sezonie choćby z Chelsea, Liverpoolem i Manchesterem City.

Guardian dopatruje się przyczyn takiego stanu rzeczy m.in. w kompromitującej domowej porażce z Tottenhamem, gdy Mourinho wywiózł z Manchesteru 3 punkty i 6 zdobytych bramek. Solskjaer w tamtym meczu zaryzykował, w środku pola do Fernandesa dołożył Pogbę, a na konferencji sam przyznał: nie możemy być tak otwarci jak dzisiaj. To coś, czemu będę musiał się bardzo mocno przyjrzeć. 

Nic dziwnego, że bez trudu znajdziemy całe elaboraty Solskjaera o ambicji. Wśród formułowanych wobec niego zarzutów, da się odnaleźć właśnie ten minimalizm, każący liczyć na 0:0 w ważnym meczu, zamiast pójścia po pełną pulę. Dlatego Solskjaer z dystansem podchodzi nawet do przypisywania mu wicemistrzostwa Anglii jako sukcesu. – Nie możesz powiedzieć, że to jest osiągnięcie. Nasze ambicje sięgają o wiele wyżej niż drugie miejsce. Powtarzałem to wielokrotnie w okresie, gdy nie pracowałem w United – nigdy nie możesz być zadowolony z drugiego miejsca. Naszą ambicją zawsze jest złapanie tego, kto aktualnie jest przed nami. 

Tyle słowa. Rzeczywistość? Gablota stoi pusta, choć Solskjaer słusznie jest już postrzegany jako pełnoprawny produkt trenerski, którego nie da się zlekceważyć kawałkami o „atmosferce” i „szczęściu”, czy nawet „jechaniu na picu i plecach Fernandesa”. Nie, to gość, który startując z kompletnie innej pozycji niż konkurenci ligowi, w dużej mierze podniósł Manchester United. W odróżnieniu od Jose Mourinho – wydaje się, że to nie jest jednostkowy wyskok, ale element szerszego procesu, dzięki któremu zespół po prostu staje się coraz lepszy.

Największe sukcesy Mourinho? Liga Europy i wicemistrzostwo, EFL Cup czy Tarcza Wspólnoty to jednak dodatki. Dziś wieczorem, Solskjaer może więc właściwie wyrównać ten wynik, w dodatku składem, który przynajmniej na papierze wydaje się perspektywiczny. Wejście na poziom menedżerów, którymi promuje się najlepsza liga świata, gwarantuje wyłącznie zwyciężanie.

I tylko tego dzisiaj oczekuje się od Ole Gunnara Solskjaera.

Fot.Newspix

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
2
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Anglia

Anglia

Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Bartosz Lodko
1
Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo
Anglia

Dwóch młodych piłkarzy Premier League oskarżonych o udział w gwałcie

Bartek Wylęgała
7
Dwóch młodych piłkarzy Premier League oskarżonych o udział w gwałcie

Komentarze

4 komentarze

Loading...