OSC Lille zrobiło to! Choć jeszcze kilka tygodni temu wieszczono, że na finiszu zostanie zjedzone przez PSG, na przekór logice wywalczyło mistrzostwo Francji. Oczywiście nie mogło zabraknąć nuty dramatyzmu. Wszak na własne życzenie nieco skomplikowało sobie sprawę w przedostatniej kolejce. Tylko czy teraz ma to jakiekolwiek znaczenie? Najbardziej istotne jest to, że ta romantyczna historia skończyła się dla nich szczęśliwie, obyło się bez tragicznego finału. Lille pewnie pokonało Angers. Co tu dużo ukrywać – podopieczni Christophe’a Galtiera po prosu zasłużyli na końcowy triumf w Ligue 1. Z kolei paryżanie muszą przełknąć niesamowicie gorzką pigułkę. Przez moment mogli się łudzić, że wykaraskają się z problemów, ale Lille nie dało sobie wyrwać trofeum.
Angers – OSC Lille. Lider do przerwy załatwił sprawę
Sama końcówka Ligue 1 była niczym kapitalny film sensacyjny. Trzymała w napięciu, nie brakowało emocji w porównaniu do większości rozgrywek innych topowych lig europejskich, w których to kwestia triumfatora była już dużo wcześniej rozstrzygnięta. W dodatku Lille tworzyło osobną, niezwykle fascynującą opowieść. Opowieść, która zakończyła się happy endem i przez najbliższe kilka lat będzie bestsellerem.
Można było się zastanawiać, czy piłkarzy Lille sparaliżuje ogromna stawka, czy będą mieli nogi jak z waty. Cała Francja bowiem wstrzymała oddech i obserwowała ich poczynania z nadzieją, że utrą nosa obrzydliwie bogatemu hegemonowi ze stolicy. Dla większości graczy Les Dogues była to niepowtarzalna, być może jedyna szansa na to, by ogrzać się w blasku mistrzostwa. Ewentualna porażka stanowiłaby spektakularny upadek na metr przed metą.
Ale lider nie miał zamiaru igrać z losem, nie chciał bawić się zapałkami i butelką benzyny. Szybciutko objął prowadzenie i zakomunikował kibicom z Paryża: możecie powoli gasić światło. Renato Sanches popisał się indywidualną akcją, zagrał w „ślepą uliczkę” do Jonathana Davida, a napastnik gości nie miał już najmniejszych problemów z tym, by precyzyjnie umieścić piłkę w siatce. To był milowy krok w stronę końcowego triumfu, ale gospodarze nie mieli zamiaru wywieszać białej flagi.
Drużyna Christophe’a Galtiera nie prezentowała ofensywnego futbolu, jednak po prostu zgrała z wyrachowaniem godnym mistrza. Spokojnie czekała na swoje okazje i tuż przed przerwą maksymalnie zbliżyła się do celu. Golkiper Angers sfaulował Jonathana Davida, a Burak Yilmaz pewnie wykorzystał jedenastkę. Tym samym znakomicie spuentował sezon, który był kapitalny w jego wykonaniu. Główny bohater Lille, który na stare lata stwierdził, że opuści Turcję i wyruszy na ostatnią wielką przygodę, wspiął się na sam szczyt.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
W drugiej odsłonie ekipa Les Dogues skupiła się głównie na defensywie. Oddała raptem jeden strzał na bramkę. Niemniej cel uświęca środki. Zaliczka może i nie gwarantowała ogromnego komfortu, lecz w takich okolicznościach ataki z otwartą przyłbicą mogły skończyć się tragicznie, a tak prawie spokojnie – w doliczonym czasie stracili gola – doczekali końcowego gwizdka. Po spotkaniu wzruszającym obrazkiem był widok szkoleniowca Lille, który zaczął płakać ze szczęścia, mocno oszołomiony tym, co się wydarzyło.
Jego zespół dokonał rzeczy nieprawdopodobnej. To jedna z najpiękniejszych futbolowych historii ostatnich lat. Panowie, chapeau bas!
Angers – OSC Lille 1:2 (0:2)
A. Fulgini 90+1 – J. Davies 10′, B. Yilmaz (k.) 45+1′
Brest – PSG. Pewna wygrana paryżan
W ostatniej kolejce PSG zagrało na wyjeździe z zespołem, który za wszelką cenę chciał uniknąć baraży o utrzymanie, tak więc nie zapowiadało się na spacerek dla ekipy z Parku Książąt. Z tym że Brest nie było w stanie nawiązać walki. Przepaść była ogromna, a w dodatku gospodarze robili wszystko, by wpakować się w otchłań, choć finalnie znaleźli się nad kreską.
A jak przebiegało to spotkanie? Po nieco ponad kwadransie PSG wywalczyło karnego, po tym, jak Angel Di Maria został powalony na ziemię w szesnastce gospodarzy. Do wapna podszedł Neymar, a golkiper z Brestu zaczął go prowokować – zostawił odsłoniętą lewą część bramki. I co? Najwyraźniej zadziałało to, bo Brazylijczyk uderzył niecelnie – trafił w bandę reklamową. Gorzej nie dało się uderzyć w tej sytuacji. Czy to nie było najlepsze podsumowanie sezonu w wykonaniu paryżan? Znowu ujawnił się u nich ten powszechnienie znany gen autodestrukcji.
Natomiast Angel Di Maria postanowił nieco przykryć fatalne pudło kolegi. Jeszcze przed przerwą zapakował gola bezpośrednio z rzutu rożnego. Jasne, szczęście mu sprzyjało w tamtym momencie, bo futbolówka po drodze obiła się od pleców jednego z graczy z ekipy z Bretanii. Co nie zmienia faktu, że zaliczył zjawiskowe, przepiękne trafienie. Trochę na otarcie łez. Zapewne, gdy paryżanie w przewie poznali wynik pierwszej połowy meczu w Angers, mieli nietęgie miny. Natomiast w drugiej odsłonie konsekwentnie polowali na drugie trafienie i w 71. minucie Kylian Mbappe podwyższył prowadzenie.
Prawda jest też taka, że zwyczajnie nie mieli prawa pozostać na tronie. Przecież w lidze dwukrotnie nie udało im się pokonać Lille, dwa razy dostali w czapę od Monaco. Zaliczyli kilka wstydliwych wpadek z ligowym dżemikiem. To byłaby jednak niesprawiedliwość, ogromne zakrzywienie rzeczywistości, gdyby rzutem na taśmę obronili mistrzostwo.
Brest – PSG 0:2 (0:1)
A. Di Maria 37′ K. Mbappe 71′
Dziewiąty gol Arkadiusza Milika
A tymczasem Arkadiusz Milik wykorzystując rzut karny w ostatnim akcie wyjazdowego meczu z Metz, uratował Marsylii remis. Był to już jego dziewiąty gol w Ligue 1.
Metz – Marsylia 1:1 (0:0)
Boulaya 90+6′ karny Milik 90+13′ karny
fot. Newspix