28 meczów. 2373 minuty na boiskach Bundesligi. 24 kolejki przynajmniej z jednym trafieniem. Pięć spotkań, w których strzelił trzy lub więcej goli. Pokonywanie golkipera średnio co 53 minuty. 40 zdobytych bramek w jednym sezonie. Mamy do czynienia z kimś więcej niż dobrym piłkarzem. Robert Lewandowski jest – nie bójmy się patosu – legendą.
Do wyrównania rekordu Gerda Muellera już teraz potrzebował mniej spotkań. Niemiec swój wynik osiągnął w 32 meczach. Lewandowski po starciu z Freiburgiem ma ich o cztery mniej. Jeśli uda mu się strzelić przynajmniej jednego gola Augsburgowi Rafała Gikiewicza i Roberta Gumnego, pobije coś, co przez lata wydawało się absurdalnie nieosiągalne.
Jednakże nawet jeśli się potknie i zaliczy jedno z niewielu spotkań bez zdobyczy bramkowej – w co szczerze wątpimy – przelicznik gola/minuty będzie miał lepszy niż Meuller. Może nam się wydawać to małym pocieszeniem i faktycznie wobec tak bliskiej perspektywy bycia najlepszym za takowe uchodzić, jednak nadal wynik Roberta Lewandowskiego musi robić kolosalne wrażenie. I robi.
Co najmniej 40 zdobytych bramek w lidze, która jest w ścisłej czołówce Europy. Cristiano Ronaldo taka sztuka udała się trzy razy w karierze. Leo Messiemu również. Zawsze jednak grali kilka meczów więcej niż napastnik Bayernu. Teraz Polak nie tylko dosiada się do ich stolika. Wreszcie występuje w roli, w której wypada mu za nich zapłacić rachunek.
Plan minimum – a zarazem maksimum – już osiągnął. Może być tylko lepiej, a droga ku temu była naprawdę kręta. Bo przecież kontuzje, bo przecież Andora, bo wreszcie kpienie ze statystyki bramek spodziewanych. Robot.
Jak Robert Lewandowski wyrównał rekord Mullera?
Ketchup. Mówił o tym Ruud van Nistelrooy, Gonzalo Higuain i rzekomo Cristiano Ronaldo. Gole strzela się seriami, jak człowiek się zatnie, to nie ma zmiłuj. Analogicznie – jak już zacznie, to trudno mu przestać i tylko jakieś dziwaczne zbiegi okoliczności mogą sprawić, że passa się skończy. W wypadku Roberta Lewandowskiego jest tak samo. Pierwszych pięć meczów Bundesligi – 10 strzelonych bramek.
Średnią wyciągnąć jest banalnie prosto, a przecież z Hoffeinheim biegał po boisku nieco ponad pół godziny i nie znalazł drogi do siatki, zaś z Eintrachtem grał “tylko” 68 minut. Odgrażaliśmy się wówczas Flickowi. No bo jak to ściągnąć z boiska gościa, który zapakował hat-tricka? Jak ściągać gościa, który ładuje ponad 2 bramki na 90 minuty gry i to w naprawdę spektakularnym stylu?
- Schalke – prawa noga – rzut karny
- Hoffenheim – bez gola
- Hertha Berlin – prawa noga, prawa noga, lewa noga, prawa noga (RK)
- Arminia Bielefeld – prawa noga, prawa noga
- Eintracht Frankfurt – lewa noga, głowa, prawa noga
Pięć kolejek, jeden pusty przelot, klasyczne trzy bramki zdobyte przeciwko podopiecznym Addiego Huttera. Zgadza się – Robert Lewandowski rzadko bywał spektakularny. Poza główką z Eintrachtem właśnie i poza trafieniem przeciwko Armini Bielefeld, mało jego goli wprawiało nas w osłupienie. Ale pewnie tylko dlatego, że do nich aż tak mocno przywykliśmy.
Poza tym – jak można jakkolwiek deprecjonować gościa, który w czterech meczach pakuje piłkę do siatki 10 razy? Przecież to absurd i nie ma nic do rzeczy fakt, że kilka z tych trafień było konsekwencją podyktowania rzutu karnego. Jego też trzeba umieć uderzyć, bo stres wcale mały nie jest. To banał, ale trafny – spytajcie Roberto Baggio, Johna Terry’ego.
Chwila zawahania
Po przerwie z Koeln, gdzie Hansi Flick pierwszy raz w ogóle nie skorzystał z usług Lewandowskiego, Polak się delikatnie zaciął. W kontekście wielu zawodników brzmi to jak absurd, ale po takim początku sezonu wszyscy od napastnika Bayernu oczekiwali rzeczy wielkich. Dwa gole w czterech spotkaniach były po prostu okay, czyli kilkanaście półek za nisko.
- Borussia Dortmund – głowa
- Werder Brema – bez gola
- Stuttgart – prawa noga
- RB Lipsk – bez gola
W powyższej sytuacji współczynnik bramek spodziewanych (xG) wynosił 0.4. Generalnie, z takich pozycji goli się nie strzela, są wyjątkiem. Wyjątek mieliśmy zatem przed oczami. Nawet jeśli Lewandowski nie pomógł wydatnie swojej drużynie z RB Lipsk i Werderem Brema, to miał 12 bramek w 10. kolejce.
Warto odnotować, że chociaż był to wynik spektakularny, to wiele osób myślało, że na drodze do Złotego Buta stanie Polakowi Erling Haaland. Norweg miał w tym samym momencie sezonu 10 goli i stwarzał realne zagrożenie. Następne kolejki pokazały jednak, kto jeszcze musi się uczyć, a kto jest robotem.
System dwu-jedynkowy
Chociaż Robert Lewandowski uczynił coś, co przejdzie do historii, to rozczarowuje nieco fakt, że bramek nie zdobywał w kilkunastu meczach z rzędu. Wiecie, Jamie Vardy ma ten swój rekord w Premier League i chociaż nigdy nie strzeli 40 goli w jednym sezonie, to też zapisał się w historii. A u napastnika Bayernu zawsze coś stawało na drodze.
Najlepszą passę miał na przełomie grudnia i lutego. W dziewięciu spotkaniach 12 razy trafiał do siatki, ale przy okazji meczu numer 10 pistolet na chwilę się zaciął. Bawarczycy pokonali Herthę Berlin zaledwie 1:0, a Lewandowski zagrał po prostu przeciętnie. Wcześniej jednak zdołał dobić do połowy dorobku Gerda Muellera. A była przecież 15. kolejka Bundesligi.
- Union Berlin – prawa noga
- Wolfsburg – głowa, prawa noga
- Bayer Leverkusen – głowa, prawa noga
- Mainz – prawa noga (RK), prawa noga
- Borussia Monchengladbach – prawa noga (RK)
Stało się. Chociaż wówczas był to dość kwaśny sukces, teraz już mało kto pamięta o tym, że Bayern starcie z Borussią Monchengladbach. Nas też ten wynik obchodził o tyle mniej, że Lewandowski po 15. kolejkach Bundesligi miał na koncie 20 trafień. 1.33 gola na mecz.
Na ten dorobek składały się dwa strzały zza pola karnego, cztery trafienia głową, dwa gole strzelone lewą nogą, trzy rzuty karne i dziewięć bramek zdobytych z akcji, po uderzeniach prawą nogą. A to nie był koniec tej dziewięciomeczowej serii.
- Freiburg – lewa noga
- Augsburg – prawa noga (RK)
- Schalke – prawa noga (i TA asysta)
Gdy Lewandowski ostatni raz grał przeciwko Schalke… #S04FCB#BundesTAK pic.twitter.com/Vmcy9XPuni
— Futbolowa Rebelia (@FutbolRebelia) January 24, 2021
- Hoffenheim – prawa noga
Gdy strzelił gola Freiburgowi, stał się pierwszym piłkarzem Bayernu w historii, który w pierwszej połowie sezonu zdobył co najmniej 21 bramek. Już wówczas przegonił Gerda Muellera, ale apetyt zawsze miał na więcej. W końcu z Hoffenheim miał już na koncie 24 trafienia. Był prawdziwą maszyną, której niemal nikt nie mógł zatrzymać, a już na pewno dogonić. Nawet Haaland. Norweg doznał kilku drobnych urazów, wypadł na parę kolejek, ale nade wszystko – nie był już tak skuteczny. 14 bramek w 19 meczach. Nieźle. Ale to za mało.
I tylko Herthy Berlin żal
W zaledwie trzech meczach Bundesligi, w których Lewandowski grał przez 90 minut, nie strzelił gola. Werder Brema, RB Lipsk, no i w końcu Hertha Berlin. Spotkanie ze stołeczną ekipą było chyba najbardziej bolesne. Nie ma co kryć – Polak powinien w tym meczu powiększyć swój dorobek.
Spudłował jednak ze swojego koronnego dystansu. Jego uderzenie z 11 metrów wyczuł Jarstein i świat na chwilę się zatrzymał.
Później jednak znowu zaczął kręcić światem niemieckiego futbolu z taką szybkością, jak czynił to Michael Jordan z piłką do koszykówki.
- Arminia Bielefeld – prawa noga
O gol de Robert Lewandowski contra o Arminia Bielefeld foi votado como o gol mais bonito de Fevereiro.pic.twitter.com/E3c8aqeCaB
— ü (@MunchenBrasil) March 10, 2021
- Eintracht Frankfurt – prawa noga
- Koeln – prawa noga, prawa noga
- Borussia Dortmund – prawa noga, prawa noga (ŻK), prawa noga
- Werder Brema – prawa noga
- Stuttgart – prawa noga, głowa, lewa noga
Po niemieckim klasyku rekord Muellera był namacalny. Lewandowski miał 31 bramek, a do końca sezonu pozostawało 10 kolejek. Musiałby się bardzo ślimaczyć, żeby niemieckiej legendy nie dogonić. Mecze z Werderem Brema i Stuttgartem pokazały, że Polak nie ma zamiaru ściągać lejc. Znowu zapakował klasycznego hat-tricka. Pędził do przodu, po 26 serii gier tracąc do byłego napastnika Bayernu już tylko pięć goli.
Na trzecie miejsce w historii najlepszych strzelców klubu z Bawarii strącił Klausa Fischera.
Na przestrzeni trzech kolejek wbił rywalom siedem bramek. To jest wynik kosmiczny, dlaczego mielibyśmy próbować się z tym spierać. Ba! Mogło być jeszcze lepiej, bo przecież z Zielono-Białymi dwukrotnie obijał metalową konstrukcję.
Pamiętajcie o korzeniach
Nikt jednak nie wziął pod uwagę tego, że Roberta Lewandowskiego może po prostu zabraknąć. Tymczasem nie zagrał w czterech kolejnych spotkaniach Bayernu w lidze. Zabrakło go z Lipskiem, Unionem Berlin, Wolfsburgiem i Bayerem, co sprawia, że podopieczni Nagelsmanna są jedyną drużyną w tym sezonie, przeciwko której Polak nie wpisał się na listę strzelców.
Jednak nie to było najważniejsze. Istniało realne ryzyko, że Lewandowski po prostu nie pobije rekordu Muellera. Że braknie mu na to czasu. Wydawało się, że ma go aż nadto. Teraz musiał się sprężać, bo po powrocie czekały na niego już tylko cztery mecze i co najmniej pięć bramek do zdobycia.
Zrobił to.
- Mainz – prawa noga
- Borussia Monchengladbach – prawa noga, prawa noga, prawa noga (RK)
- Freiburg – prawa noga (RK)
Wczoraj osiągnął coś, co wiele osób mu odbierało. Bo przecież dwa dni temu zszedł z treningu Bayernu wyraźnie utykając. Bo przecież Andora odbiła mu się czkawką. Zdarzały mu się mecze, w których po prostu marnował dobre sytuacje. Było mnóstwo sposób na deprecjonowanie Lewandowskiego, ale żaden nie okazał się skuteczny.
Trafił z Freiburgiem 40 raz w jednym sezonie Bundesligi. W całej jej historii zrobił to tylko jeden facet – Gerd Mueller. Piękne w Lewandowskim jest to, że zamiast cieszyć się jak wariat, najpierw oddał hołd byłej legendzie.
Zawodnicy z lig TOP5, którzy strzelił 40+ goli w jednym sezonie po II wojnie światowej ⤵️
Josip Skoblar
Gerd Müller
Cristiano Ronaldo
Lionel Messi
Luis Suarez
Robert LewandowskiNiesamowite jest to, czego dokonał Lewy. Chapeau bas! pic.twitter.com/qijmD593p2
— Dawid Czemko (@dawidczemko_) May 15, 2021
Teraz Polak sam się nią stał. Jak informuje Wojciech Frączek, jeśli Lewy trafił przynajmniej dwa razy w ostatniej kolejce, pobije rekord Erensta Wilmowskiego w bramach Polaka zdobytym na najwyższym poziomie w Niemczech. Przejdzie do absolutnej legendy, ale pora zapytać się, czy właściwie to już do niej nie przeszedł.
Fot. Newspix