Lechia Gdańsk miała dziś proste zadanie. Wygrać. Owszem, nie było tak, że jeśli tylko by się z niego wywiązała, już na pewno grałaby w europejskich pucharach. Wciąż pewne sprawy musiały ułożyć się akurat po myśli ekipy Piotra Stokowca. Natomiast faktem jest, że tak prosta rzecz znacząco ułatwiłaby walkę o czwartą pozycję. Tymczasem zespół z Trójmiasta koniecznie wygrać nie chciał. A przynajmniej tak to wyglądało, bo Lechia wcale nie prezentowała się lepiej niż Jagiellonia, która grała już o pietruszkę.
Jagiellonia Białystok – Lechia Gdańsk 2:1. Pudło sezonu Udovicicia!
Kurwa, no nie. pic.twitter.com/desM0Oym8Y
— Tomasz Galiński (@T_Galinski) May 16, 2021
Ta sytuacja najlepiej obrazuje, o co nam chodzi. Miało być tak: Lechia rzutem na taśmę wchodzi do pucharów. A wyszło tak: Żarko Udovicić rzutem na taśmę wygrywa konkurs na pudło sezonu. Kto wie, być może gdyby Serb w tej sytuacji nie przydzbanił, zespół z Gdańska zająłby czwarte miejsce. Wystarczyło tylko zostawić tę robotę Flavio Paixao. Naprawdę. Nic trudnego. Ale nie, Udovicić wskoczył między wódkę a zakąskę, no i wyszło takie straszydełko.
Efektem ubocznym jest także to, że Portugalczyk skończył mecz bez gola na koncie, mimo że ewidentnie na niego zasłużył. Ale cóż, nie był to dzień Flavio.
- Udovicić ukradł mu setkę
- Dziekoński obronił świetny strzał po centrze z lewego skrzydła
- skiksował w końcówce, nieczysto trafiając piłkę
- VAR anulował jego gola (słusznie), kiedy już do siatki trafił – zagrał przy tym ręką
- VAR anulował także drugiego gola – Paixao był wysunięty przed ostatniego obrońcę
Jak nie idzie, to nie idzie.
Jagiellonia wyszarpała wygraną
O ile jednak Paixao możemy jednoznacznie ocenić na plus – chłop się starał, po prostu nie siadło, a Udovicicia na minus – niestety zapisał się tylko pudłem, tak ciężko nam wyznaczyć tak precyzyjną notę bramkarzom. Weźmy Dusana Kuciaka.
- sprokurowany karny na początku meczu, gdy faulował Bidę
- świetna interwencja po strzale Puljicia w końcówce 1. połowy
- dwie pewne interwencje po strzałach z dystansu – nie takich łatwych
- wyciągnięty strzał Imaza w końcówce meczu
A teraz Xaviera Dziekońskiego.
- kapitalna parada przy strzale Flavio
- kompletna wtopa przy strzale Fili z dystansu
I tu i tu mamy plusy i minusy. Zresztą to po prostu był taki mecz. Raz coś komuś wyszło, raz nie. Widać to nawet po tym, jak wyrównane były statystyki tego meczu. Jedni strzelali 16 razy, drudzy 18. Jedni siedem razy trafili w bramkę, drudzy sześć. Jagiellonia miała to szczęście, że to akurat jej wyszło raz więcej. A może to nie szczęście? Bo przecież wymieniliśmy tyle spartolonych szans przez Lechię. Przecież przy drugim golu można się czepiać, że po klepce Imaza i Prikryla obrona gości rozjechała się tak, jakby robiła szpagat na ocenę na lekcjach wf-u. Nic dziwnego, że na koniec gdańszczanom puściły nerwy i doszło do małej szarpaniny po faulu Flavio na Dziekońskim.
Ale Lechia pretensje o to, że nie wywiozła z Białegostoku trzech punktów, powinna kierować do samych siebie.