Reklama

Lederman: W Barcelonie miałem przyszłość, ale dostałem policzek od losu

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

16 maja 2021, 12:00 • 7 min czytania 12 komentarzy

– Kiedy miałem 10 lat, chodziłem do szkółki Barcelony w LA. Pewnego dnia pojechaliśmy do Hiszpanii, żeby zagrać kilka meczów towarzyskich z zespołami La Masii. Pokonaliśmy swój rocznik 4:1, ja zagrałem bardzo dobrze, zanotowałem gola i asystę. Po meczu zostałem zaproszony na testy. Niestety byłem jednym z dziesięciu zawodników, którzy w młodym wieku zostali sprowadzeni do Barcelony niezgodnie z przepisami. W pewnym momencie FIFA zakazała nam grać i trenować. To było straszne uczucie – opowiada Ben Lederman. O swojej przygodzie, o sobie i Rakowie. Zapraszamy.

Lederman: W Barcelonie miałem przyszłość, ale dostałem policzek od losu
Jak zaczęła się twoja przygoda z piłką? To była tylko piłka czy może coś jeszcze?

Tylko piłka! Kiedy miałem pięć lat, moja mama zapisała mnie do klubu z sąsiedztwa. Byłem jednym z lepszych chłopców, spodobało mi się to. Szybko uznałem, że taka będzie moja droga przez życie, właśnie z futbolem.

Pochodzisz z Los Angeles, tam nie tylko piłka nożna jest na każdym rogu.

Dokładnie. Mój brat trenował koszykówkę, trochę go podglądałem, ale piłka była ciekawsza. Baseball też nie trafiał w moje gusta.

Czego nauczyłeś się w dzieciństwie?

Nauczyłem się przede wszystkim skromności. Ambicji też, bo trzeba było pokazywać na każdym kroku, że jesteś lepszy od innych. I że potrafisz być wartościowy dla zespołu, który na ciebie liczy. To proste rzeczy, ale w życiu bardzo przydatne.

Miałeś jakieś problemy? Na przykład z fizycznością?

Szczerze mówiąc, nie pamiętam, żebym pod tym względem odbijał się od reszty. Nie byłem duży ani silny, ale dawałem radę. Skupiałem się tylko na tym, żeby futbol dawał mi radość. Nic innego się nie liczyło, różne przeszkody też nie, więc może dlatego uleciały mi z pamięci.

Reklama
Ale byłeś szefem ulic LA?

To wielkie miasto! Akurat ja mieszkałem w spokojnej dzielnicy, gdzie nie trzeba było obawiać się o wejście w złą uliczkę. Nigdy nie zetknąłem się z przykładem łamania prawa, nie miałem problemów. Było komfortowo, a życie w takim miejscu to w pewnym stopniu spełnienie marzeń.

Tak samo jak trafienie do La Masii. Jak to się stało w twoim przypadku?

Kiedy miałem 10 lat, chodziłem do szkółki Barcelony w LA. Pewnego dnia pojechaliśmy do Hiszpanii, żeby zagrać kilka meczów towarzyskich z zespołami La Masii. Pokonaliśmy swój rocznik 4:1, ja zagrałem bardzo dobrze, zanotowałem gola i asystę. Po meczu zostałem zaproszony na testy w następnym roku.

Ale coś poszło nie tak. Barcelona złamała prawo, ściągając cię do siebie.

Tak, to była kara od FIFA. Ja byłem jednym z dziesięciu zawodników, którzy w młodym wieku zostali sprowadzeni niezgodnie z przepisami. USA, ściągnięci spoza Unii Europejskiej, to na klubie się zemściło. W pewnym momencie nie mogłem już ani grać, ani nawet trenować w Barcelonie. Zostałem zmuszony do odejścia. W międzyczasie dostałem polski paszport, ale wróciłem jeszcze do akademii, kiedy skończyłem 16 lat.

Straciłeś czas, którego nie dało się już nadrobić.

To było straszne uczucie. Wielka strata, z którą nie mogłem się pogodzić. Tym bardziej, że do Barcelony przeniosłem się z rodziną, miałem tam przyszłość. Dostałem jednak w policzek od losu, musiałem to jakoś znieść. Szczególnie fakt, że rodzice musieli tam zostać. Rodzice, którym będę wdzięczny do końca życia za to, jak mi pomogli.

Akademia Barcelony to inny świat? Wielu piłkarzy mówi, że po odejściu do innej drużyny lub ligi trudno o adaptację do nowych warunków.

W Barcelonie masz dosłownie wszystko. Wstajesz rano i masz śniadanie, szkołę i wszelkie ułatwienia. Czegoś byś sobie nie wyobraził – w Barcelonie to jest. Poza tym w takim miejscu poznajesz, czym naprawdę jest futbol. Trzeba się zaadaptować, ale warto.

Wiele można się nauczyć, jeśli jesteś piłkarzem bazującym na technice.

Mówimy o najlepszej akademii na świecie, to mówi samo za siebie. Tam jest taka rywalizacja dzień w dzień, że nie ma opcji, żebyś z biegiem czasu nie stał się lepszym zawodnikiem. I nie mówię tylko o pozycji pomocnika, która jest najbardziej eksponowana. W każdej strefie boiska na twoje miejsce jest kilkunastu innych chłopców.

Reklama
Masz zdjęcie z Messim?

Oczywiście! Ale nie tylko z nim.

To fajna sprawa, że możesz obcować z takimi piłkarzami prawie na co dzień. To musi być motywujące.

Wiesz, jak to działa na wyobraźnię? Byłem młodym chłopakiem, którego marzeniem była gra dla Barcelony. Potem trafiasz do tego klubu i co jakiś czas widzisz Messiego idącego na trening. Dla chłopca z La Masii to wyjątkowe uczucie.

Ben Lederman. O swojej przygodzie, o sobie i Rakowie

Mamy teraz kilku Amerykanów w Barcelonie. Jednym z nich jest Konrad La Fuente, innym Sergino Dest. Te przykłady, jak i wiele innych, pokazują, że twój kraj staje się coraz mocniejszy w piłce nożnej.

Konrad to mój dobry kolega. Zgadzam się w 100%, USA rozwija się z dekady na dekadę. Mamy przecież jeszcze Pulisicia, Reynę czy McKenniego. Nowe pokolenia są ekscytujące. To dlatego, że kluby zaczęły bardziej inwestować w futbol. Pod kątem popularności nie ma mowy jeszcze o przebiciu koszykówki czy baseballu, ale każdy widzi, ile piłka potrafi wygenerować pieniędzy. W połączeniu z pasją ten sport nabiera w Stanach nowego znaczenia.

Mogłeś w Barcelonie osiągnąć więcej?

Zawsze daję z siebie 100%. Niestety nie miałem szczęścia, to nie była moja decyzja. Musiałem odejść i przyjąć to na klatę.

No i trafiłeś do Belgii, potem do Izraela. Domyślam się, że trudno było się przyzwyczaić do nowych realiów.

Tak. To nauka futbolu od nowa. W Barcelonie ciągle masz piłkę przy nodze, a gdzie indziej przez przynajmniej połowę meczu tej piłki nie masz. To zupełnie inna gra, inne przyzwyczajenia wypracowane przez lata.

Jak było w Izraelu?

Grałem tam dwa tygodnie, tak więc za wiele nie pokazałem. To była trzecia liga i tak naprawdę moje pierwsze zderzenie z piłką seniorską. Mój agent uznał, że to będzie taki mały przystanek przed znalezieniem lepszego klubu. Czekaliśmy na lepszą opcję. Nie trwało to długo.

Tak, pojawił się Raków. Dla ciebie na pewno liga niełatwa, bo mocno stawiająca na fizyczność.

Pierwsze miesiące miałem naprawdę trudne. Musiałem się zaadaptować, ale z takim sztabem trenerów było łatwiej. Czekałem na efekty cięższej pracy i one są już chyba widoczne. Teraz jestem lepiej przygotowany do warunków Ekstraklasy, niż miało to miejsce rok temu.

W takim razie kiedy będziesz wyglądał jak Andrzej Niewulis?

To bestia! Bestia, bestia i jeszcze raz bestia. Może kiedyś będę taki jak on, zobaczymy.

Trudno przedryblować go na treningu?

Szczerze mówiąc, na treningach niewiele mamy takich okazji. Robimy inne rzeczy. Ale w pojedynku z nim na pewno byłoby trudno.

Jak smakuje pierwsze trofeum w karierze?

To mój drugi rok w profesjonalnej piłce. Dla mnie to niewiarygodne uczucie, a klub napisał piękną historię, ale ambicje mamy większe. W następnych latach chcemy osiągać jeszcze więcej. Mam długi kontrakt z Rakowem i czuję się tutaj bardzo dobrze. Komfortowe warunki do życia, fajna baza treningowa. Nie mogę na nic narzekać.

Nie sądzisz, że potrafisz grać lepiej niż to, co do tej pory pokazałeś?

Mogę pokazać więcej, sufit mam wyższy. Muszę ciężko pracować, żeby to udowodnić.

Masz jakieś inne pasje? Czy żyjesz tylko piłką?

Piłka jest na pierwszym miejscu, ale lubię oglądać inne sporty, np. futbol amerykański.

Można wyciągnąć coś wartościowego z tego sportu w kontekście piłki?

Zdecydowanie. Generalnie to tyczy się każdego sportu zespołowego. To ważne, że podpatrywać, jak np. funkcjonuje współpraca w futbolu amerykańskim czy koszykówce. Mówimy o różnych dyscyplinach, ale mających cechy wspólne podane w innym formacie. Podpatrywanie takich elementów to też w jakimś stopniu rozwój własnej świadomości.

Czujesz się bardziej Hiszpanem czy Amerykaninem?

50/50. Dziesięć lat w USA, siedem w Hiszpanii. Czuję się też po części Polakiem. Szczerze mówiąc, wszystkiego po trochę!

Na pewno widzisz różnicę w Polakach względem tych krajów.

Do USA nie ma porównania, inna mentalność. W Polsce ludzie są przede wszystkim mniej pewni siebie, bardziej zamknięci i nie tak optymistyczni. Przede wszystkim w USA czy Hiszpanii ludzie bardziej cieszą się z życia. Mam wrażenie, że zapomina się tutaj o jednej rzeczy: pasje dają energię, nie na odwrót. Dlatego może byłoby inaczej, gdyby pojawiało się więcej ludzi z pasją.

Jakie są twoje ambicje?

Pewnego dnia chciałbym zagrać w Lidze Mistrzów i na Mistrzostwach Świata. To wielkie marzenie.

Fot. FotoPyk (główne), Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry
Ekstraklasa

Media: Magiera zrzekł się części pensji, ale i tak otrzyma ponad 500 tys. złotych

Bartosz Lodko
8
Media: Magiera zrzekł się części pensji, ale i tak otrzyma ponad 500 tys. złotych

Komentarze

12 komentarzy

Loading...