Pięć – a w niektórych przypadkach sześć – meczów do końca sezonu 1. ligi. Tak, to już ten moment, gdy zerkamy w terminarze poszczególnych drużyn i łapiemy za szklaną kulę, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie mają szans na włączenie się do gry o awans/baraże/spadek. Jednym z zespołów, które znalazły się w takiej sytuacji, jest Miedź Legnica. Podopieczni Jarosława Skrobacza w porę złapali serię, więc mecz z GKS-em Tychy będzie dla nich niezwykle istotny. Jeśli uda im się wygrać, czołowa szóstka pozostanie celem realnym do zrealizowania.
– Jesteśmy w miejscu, w którym nie wszystko od nas zależy. Musimy zdobywać punkty, ale też patrzeć na to, żeby góra je traciła. Obecnie nie ma się czym chwalić, ani cieszyć z naszego dorobku. Wciąż jednak mamy marzenia o awansie – mówił nam niedawno Szymon Matuszek, kapitan ekipy z Dolnego Śląska. Wiadomo, że to wciąż słowa osoby bezpośrednio zainteresowanej. Nie mogliśmy przecież spodziewać się, że pomocnik wyjdzie i powie: w sumie to mamy po sezonie, byle do czerwca.
Natomiast trzeba przyznać, że Matuszek z prawdą się nie minął. Może nie wszystko w rękach Miedzi, ale marzyć można. I nie są to marzenia ściętej głowy.
Czy Miedź Legnica zagra w barażach o Ekstraklasę?
GKS Tychy, Puszcza Niepołomice, Odra Opole, ŁKS Łódź, Stomil Olsztyn, Zagłębie Sosnowiec. Terminarz legniczan nie wygląda jak tor przeszkód. Dwa zespoły z czołówki – GKS i ŁKS, w dodatku oba u siebie. Dwie ekipy walczące o Pro Junior System (Puszcza i Stomil) do tego Odra, którą w sumie można zdefiniować jako zespół mający nadzieje na awans, ale jednak opolanom bliżej do wakacji. Do tego Zagłębie broniące się przed spadkiem. Zaangażowane, ale piłkarsko słabsze. Dla Miedzi to wieści całkiem optymistyczne. Zwłaszcza że może spełnić się scenariusz, na który liczy Matuszek. To znaczy – góra może punkty tracić. Rzućmy okiem na terminarze ekip, które Miedź może wykopać z TOP 6:
- ŁKS Łódź (48 punktów) – Puszcza (W), Górnik (D), Miedź (W), Bruk-Bet (D), GKS Tychy (W)
- Górnik Łęczna (48 punktów) – Odra (D), ŁKS (W), Stomil (D), Zagłębie (W), Sandecja (D)
Możemy to rzecz jasna rozszerzyć o kolejne drużyny. Te, które mają już 52 czy 53 “oczka”. Wtedy dopatrzymy się choćby meczu Arki z Radomiakiem, a więc trudnego wyzwania dla obu stron. Zakładamy jednak, że jeśli ktoś z gry wypadnie, to prędzej ten, kto ma mniej niż 50 punktów na koncie. Po pierwsze dlatego, że łatwiej go dorwać. Po drugie – bo liczba punktów nie wzięła się znikąd. Zarówno łodzianie, jak i zespół z Lubelszczyzny, w ostatnich tygodniach spisują się poniżej oczekiwań.
Paweł Lenarcik zabezpieczył tyły
No właśnie, forma. ŁKS i Górnik cieniują, a Miedź w końcu się odbiła i znalazła stabilizację. Pięć meczów bez porażki to nie jest jakaś wybitna seria – Sandecja Nowy Sącz ma ich 17 – ale legniczanom dopiero drugi raz w sezonie udało się tak długo utrzymać na fali. Ciekawe jest to, że ewidentna zwyżka przyszła akurat po pauzie z powodu koronawirusa. Z powodu COVID-19 mocno ucierpiał zwłaszcza sztab szkoleniowy “Miedzianki”, ale i piłkarze musieli walczyć z chorobą. Tymczasem po powrocie na boiska mają na koncie trzy wygrane, remis i jednego straconego gola. Zwłaszcza ta ostatnia statystyka jest czymś nowym.
- Miedź do 26.04 – 8 czystych kont w 24 kolejkach
- Miedź po 26.04 – 3 czyste konta w 4 meczach
W pewnym momencie sezonu zespół z Dolnego Śląska przez dwa miesiące nie potrafił uchronić się przed straconym golem. Zimą pierwszoligowiec sięgnął po wyróżniającego się na tym poziomie Pawła Lenarcika i od razu udało się delikatnie poprawić w defensywie. Sam Lenarcik przyznawał jednak w “Niskim Pressingu”, lokalnym programie o zespole z Legnicy, że początkowo miał trudności z przestawieniem się na pomysł gry trenera Skrobacza. Bo wiadomo – inaczej się broni w GKS-ie Bełchatów, inaczej w zespole aspirującym do awansu. Spójrzmy więc, jak wyglądała wiosna w jego wykonaniu.
- Lenarcik do 26.04 – 23 strzały celne rywali, 5 wpuszczonych goli. Skuteczność interwencji – 78%
- Lenarcik po 26.04 – 12 strzałów celnych rywali, 1 wpuszczona bramka. Skuteczność interwencji – 92%
Wiadomo: mniej meczów, inny rywale. Nie ma porównania 1:1. Jeśli jednak śledzicie na bieżąco spotkania Miedzi, to widać, że nawet w porównaniu do początków wiosny, która była ok, jest lepiej.
Miedź Legnica. Defensywa kosztem ofensywy?
– Poprawiliśmy grę w defensywie – przyznawał Szymon Matuszek. – Ale kosztem ofensywy. Wiele się w naszych treningach nie zmieniło. W porównaniu do zajęć trenera Marcina Brosza, mniej skupiamy się na obronie. Mamy treningi typowo piłkarskie. Kreowanie, wykańczanie – dodaje i zaznacza, że z Lenarcikiem między słupkami defensywa czuje się pewniej. Kapitan Miedzi słusznie jednak zauważył, że z przodu nie wygląda to już tak efektownie, jak jesienią. Wówczas zespół trenera Skrobacza potrafił wymieniać ciosy z rywalami. Trzy razy strzelił cztery gole. W rundzie rewanżowej, pomijając mecz z GKS-em Bełchatów, takiej dominacji nie było. Przynajmniej nie na tablicy wyników. Dziewięć goli w 11 spotkaniach – to nie robi wrażenia. Loty obniżył choćby Kamil Zapolnik, który miał rzucić Romanowi Gergelowi wyzwanie w walce o tytuł króla strzelców.
Tyle że wiosną nie trafił jeszcze ani razu i o koronie może zapomnieć.
Natomiast faktem jest, że i w tym aspekcie coś drgnęło. Zapolnik w audycji “Na Zapleczu” zauważył, że już ostatni mecz przed przymusową przerwą, czyli spotkanie z Chrobrym Głogów, było dowodem na to, że Miedź z przodu odżyła. Ok, był tam zmarnowany rzut karny, jednak była też przewaga, której wcześniej brakowało. Znów porównamy obydwie części wiosny w wykonaniu pierwszoligowca. Wyliczyliśmy średnie na mecz na podstawie danych StatScore.
Miedź przed 26.04 | Miedź po 26.04 | |
Strzały celne | 2,57 | 3 |
Strzały w ogóle | 8,14 | 10 |
Niebezpieczne ataki | 43,71 | 56,25 |
Zwłaszcza ostatni punkt pokazuje nam, że “Miedzianka” zaczęła brać sprawy w swoje ręce. Wystarczy prosty przykład: do meczu z Górnikiem Łęczna legniczanie ani razu nie przekroczyli granicy 60 niebezpiecznych ataków w trakcie 90 minut. Od spotkania z ekipą z Łęcznej zrobili to trzykrotnie. Dopiero Bruk-Bet wyraźniej ich zdominował i zmusił do cofnięcia. Tyle że wtedy Miedź świetnie wykorzystała błędy rywala i w ten sposób zgarnęła trzy punkty.
Lepsza atmosfera, lepsi piłkarze
Oczywiście lepsza forma wiąże się także z tym, że dobrze wypadają indywidualności. Szczególną uwagę przykuwa Michał Bednarski, czyli król strzelców drugiej ligi. Napastnik długo zmagał się z kontuzją kolana. Dopiero po pandemii wskoczył do pierwszego składu i zaczepił w nim na dobre. Nie bez powodu, bo najpierw dał wygraną z Górnikiem Łęczna, a potem otworzył wynik ze “Słoniami”. Jego statystyki to ciekawy przypadek. Do meczu z łęcznianami Bednarski… nie oddał ani jednego strzału na bramkę. Ponad 160 minut na boisku i nic, napastnik-widmo. A potem?
- 3 strzały
- 3 celne
- 2 gole
Wyborowy snajper. Patrząc tylko na liczby ofensywne, zauważymy, że przełamał się także Joan Roman, którego licznik stał w miejscu od czasu meczu z GKS-em. Hiszpan trafił dwukrotnie, do tego napędzał akcje zespołu. Uwagę zwraca także to, że aż trzy z czterech goli dla Miedzi od czasu powrotu na boisko, padły w końcówce spotkania. To pokazuje, że mimo problemów zdrowotnych, legniczanie dają radę przycisnąć nawet na finiszu. Szymon Matuszek nie ukrywał, że wpływ na to ma atmosfera. – Kilka meczów wygraliśmy, atmosfera się zmienia, są uśmiechy. W autobusie każdy chce pogadać, czasami aż nie ma przez to gdzie usiąść. To będzie nasz atut w końcówce rozgrywek.
***
Pozostaje więc jedna kwestia: ile ten atut zmieni? Odpowiedź poznamy w meczu z GKS-em Tychy, który śmiało może aspirować do hitu dnia. Ekstraklasa gra jutro, więc na starcie dwóch ekip, które akurat są na fali, warto rzucić okiem. Tyszanie ostatnio na pewniaka pokonali Górnik Łęczna, pakując mu trzy gole. Do tego są drugą obroną ligi.
Coś nam się wydaje, że szykuje nam się meczycho.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix