Morimakan D. kariery w Polsce raczej nie zrobi. A przynajmniej nie na boisku piłkarskim. Sąd przychylił się dziś do wniosku prokuratury o tymczasowy areszt dla piłkarza – wkrótce już byłego piłkarza – Radomiaka. Chodzi rzecz jasna o sprawę kradzieży samochodów należących do kumpli D. z szatni. Przypomnijmy, że auta zniknęły z parkingu podczas treningu pierwszoligowego zespołu. Początkowo zachowywaliśmy w tym temacie ostrożność, bo policja nie wykluczała, że Morimakan sam padł ofiarą wymuszenia. Coraz więcej wskazuje jednak na bezpośredni udział D. w sprawie.
– Wniosek prokuratury o zastosowanie tymczasowego aresztowania został przez sąd uwzględniony i podejrzanego aresztowano na okres 2 miesięcy do 13 lipca – informuje nas Beata Galas, rzecznik prasowa radomskiej prokuratury. Sytuacja wygląda tak: Morimakan D. został wcześniej zatrzymany na 48 godzin. Złożył zeznania i – jak słyszymy – chętnie współpracował z policją. To dla niego dobra wróżba na przyszłość, bo przed nim postępowanie, które ustali, w jakim stopniu był zaangażowany w kradzież samochodów. Na dziś wiadomo, że:
- sprawcami kradzieży byli dwaj Francuzi, których rozpoznano jako kumpli Morimakana, bo wcześniej widziano ich w hotelu, w którym mieszkał zawodnik
- auta udało się namierzyć – były we Francji, ale najwidoczniej sprawcy zapomnieli o istnieniu czegoś takiego jak GPS
- samochody i złodzieje są już w drodze do Polski
Kradzież samochodów piłkarzy Radomiaka – co się stało?
Sprawa od początku była mocno kuriozalna. Z każdą chwilą okazywała się jednak coraz bardziej zagmatwana. Kradzież aut w biały dzień z podziemnego parkingu nie mogła przecież pozostać niezauważona. Sprawcom co prawda udało się uciec do Francji, ale zostali błyskawicznie rozpracowani. Nieoficjalnie słyszymy, że już po analizie nagrań z monitoringu stało się jasne, że kluczyki nie mogły zostać wyniesione z szatni przez dwójkę Francuzów, którzy przyjechali do D. w odwiedziny. Zwłaszcza że poszkodowani nie zostawili ich na widoku, tylko schowali je wśród swoich rzeczy. Połączono więc kropki i szybko ustalono prawdopodobny przebieg wydarzeń.
Całe zamieszanie oczywiście mocno pokrzyżowało plany Radomiaka, który szykował się do meczu z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza. Zawodnicy dzień przed spotkaniem do późna składali na komisariacie wyjaśnienia dotyczące całej sytuacji. W dniu meczu odbyło się jeszcze zebranie drużyny w tej sprawie. Nie można się dziwić złości piłkarzy, bo straty były ogromne. Wartość samochodów szła w setki tysięcy złotych, a jak słyszymy, w jednym z aut był także sprzęt za kolejne kilkanaście tysięcy złotych. Czarę przelał fakt, że od początku można było mieć podejrzenia, że ktoś z drużyny ze złodziejami współpracował. A wiadomo, jak specyficznym i hermetycznym miejscem jest szatnia piłkarska. Posiadanie w niej zgniłego jabłka to najgorsza możliwa rzecz.
Dlatego raz jeszcze podkreślimy – szacun, że obaj poszkodowani zagrali w meczu i nie dali po sobie poznać, że coś jest nie tak. Choć nerwówka odbiła się pewnie na całej drużynie.
Morimakan D. zostanie wyrzucony z klubu
Co teraz? Musimy pamiętać, że w sprawie Morimakana D. wciąż mówimy o zastosowaniu środka zapobiegawczego, a nie o karze za kradzież samochodów. Zanim usłyszymy ostateczny wyrok, minie zapewne kilka miesięcy. Na szczęście poszkodowani odzyskają samochody nieco szybciej, chociaż straconych nerwów nikt im nie zwróci. O zwrocie możemy natomiast mówić w przypadku transferu francuskiego napastnika. – Jego już w Radomiaku nie ma. Jak ktoś robi coś takiego, to nie ma dla niego miejsca w szatni – słyszymy w klubie od osoby, która zapowiada szybkie rozwiązanie kontraktu z zawodnikiem. Kiedy pierwszoligowiec ściągał go z piątoligowego Pontarlier, podpisano z nim kontrakt do czerwca 2022 roku.
Pięć spotkań i 25 minut w 1. lidze. Siedem meczów i asysta w zespole rezerw. Wplątanie się w kradzież dwóch samochodów kolegów z drużyny. No, nie był to najlepszy zakup w historii radomskiego klubu. Coś czujemy, że Francuz ustanowił właśnie nową kategorię transferowych niewypałów.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix