Polska piłka przyzwyczaiła nas do pokręconych historii. W zasadzie co roku mówimy sobie: ok, tego już nic przebije. I za każdym razem jednak przebija. Ale wiecie co? Chyba teraz dotarliśmy do sufitu. Koniec, meta, finalny boss. Dwa dni temu okazało się, że ktoś buchnął dwa fajne (i dość drogie) Mercedesy piłkarzom Radomiaka. Co w tym niesamowitego? Że w całe zajście zamieszany jest ich kolega z szatni. Złodzieje okazali się bowiem jego dobrymi znajomymi. Historia taka, że pasuje do radomskiej edycji Grand Theft Auto.
Wtorek, 11 maja. Piłkarze Radomiaka trenują przed meczem z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza. Jeszcze przed zajęciami rozmawialiśmy z jednym z zawodników w audycji „Na Zapleczu”. Humory w zespole były dobre, pełne skupienie, bo przed nimi mecz o fotel lidera. Cóż, po treningu nastroje już takie wesołe nie były. Zwłaszcza w dwóch przypadkach, bo okazało się, że z parkingu MOSiR-u zniknęły samochody dwóch zawodników zespołu z Radomia. Mercedesy, nie w kij dmuchał.
Szybka mobilizacja, sprawa obiegła media społecznościowe, z nadzieją, że ktoś coś zauważył. Przy jednym z ogłoszeń znajdziemy rysopis sprawcy: czarnoskóry chłopak w bluzie Gucci. Ale na chwilę sprawa przycichła. Policja szukała podejrzanych, a Radomiak zgodnie z planem zagrał z Bruk-Bet Termaliką. Obaj poszkodowani wystąpili w spotkaniu, jeden nawet od pierwszej minuty.
Profeska.
Piłkarzom Radomiaka zginęły samochody. Kolega z szatni zamieszany w kradzież?
Wracając jednak do kradzieży. Po spotkaniu sprawa zaczęła nabierać tempa. Policja zatrzymała i przesłuchała Morimakana D., czyli… klubowego kolegę poszkodowanych. 22-latek asem nie jest, zaliczył w tym sezonie ledwie pięć występów. Regularnie gra za to w czwartoligowych rezerwach. Do Radomia trafił z piątej ligi francuskiej – peryferia futbolu. Transfer kuriozalny, ale chyba nikt nie spodziewał się, jakie poniesie za sobą konsekwencje. Okazało się bowiem, że auta zniknęły za sprawą kolegów Morimakana D. Chwilę wcześniej odwiedziło go dwóch znajomych z Francji. Słyszymy, że kręcili się tu chwilę i od początku wyglądali na typów spod ciemnej gwiazdy. Ponoć obaj dojechali do Radomia taksówką za 1000 zł.
Chyba stwierdzili, że to za drogo i trzeba wymyślić inny sposób na powrót do domu.
Do kradzieży miało dojść w taki sposób, że ktoś podczas treningu wyniósł z szatni kluczyki do obydwu samochodów. Nie wiemy, czy był to sam D., który był w tej sprawie przesłuchiwany, czy za wszystkim od początku do końca stoją jego koledzy, więc nie będziemy Morimakana oskarżać. Być może sam wplątał się w jakąś dziwną relację i teraz za to płaci, bo jego goście wymusili na nim pomoc przy całej akcji. Faktem jest jednak to, że kumpli wybrał fatalnie, bo obaj zostali rozpoznani przez osoby, które widziały ich wcześniej w hotelu, w którym mieszka francuski piłkarz. Dlatego D. spędził noc na przesłuchaniu, tłumacząc się z całego zajścia.
Radomiak ma pecha do zagranicznych piłkarzy
Sprawa jest kuriozalna. Naprawdę, czegoś takiego jeszcze nie grali. Mieliśmy przypadek kradzieży luksusowych aut, w którą zamieszany był Michał M., były piłkarz klubów ze szczebla centralnego. Ale nawet wtedy nie chodziło o rąbnięcie Merców kumplom z szatni podczas treningu. Choć akurat to, że Radomiak nie ma szczęścia do egzotycznych nabytków, nie jest niczym nowym. Rok temu klub ściągnął reprezentanta Bermudów, Dante Leverocka. Później obrońca oskarżał Radomiaka o rasizm, bo dostał mniejszy pokój w hotelu niż pozostali zawodnicy, a na ulicach miasta widział swastyki i rasistowskie grafy. Oczywiście Leverock twierdził też, że nie gra, bo jest czarny. Niestety mimo świetnej pamięci i sokolego oka, jego uwadze umknęło kilka dodatkowych kilogramów, które sprawiały, że ruszał się mniej więcej tak szybko, jak szybko budowany jest stadion w Radomiu.
Ale nawet tamta akcja nie ma porównania z tym, co stało się teraz. Przecież to brzmi jak scenariusz na film. Albo chociaż jak scenariusz na nieudany dowcip pranksterów.
Ciekawi nas, jak klub rozwiąże tę sytuację. Bo nawet jeśli Morimakan D. ma po prostu pecha do znajomych, to ciężko nam sobie wyobrazić, że szatnia machnie na sprawę ręką i D. dalej będzie hasał po boiskach czwartej ligi, a na treningach ćwiczył w parze z jednym z poszkodowanych. Słyszymy, że samochody udało się odzyskać, więc tyle dobrego. No ale – jak mawia klasyk – niesmak pozostał. Dlatego w najbliższym czasie kontrakt z zawodnikiem zapewne zostanie rozwiązany.
SZYMON JANCZYK