Są w niższych ligach piłkarze z nazwiskami, którzy odcinają kupony. A Łukasz Piszczek zawita na mecze z Pniówkiem Pawłowice czy Stalą Brzeg świeżo po wygraniu Pucharu Niemiec. Przecież to jest aż niepojęte.
Puchar Niemiec: Borussia 4:1 RB Lipsk
Rzadko uderzamy w patetyczne tony, ale tym razem trzeba. To cudowne zwieńczenie wspaniałej kariery. Piszczek opuszcza profesjonalną piłkę na własnych zasadach. Mógłby jeszcze pograć w Bundeslidze. Ma oferty z kilku klubów z niemieckiej elity, a i być może sama BVB – gdyby była wola ze strony Polaka – zechciałaby przedłużyć kontrakt o kolejny rok. Bo czemu miałaby nie zechcieć? Piszczek może i pełni w tym sezonie rolę drugoplanową, ale w końcówce wskoczył do jedenastki na kluczowe mecze. I poziomu broń Boże nie zaniża. Co więcej – akurat teraz Borussia notuje najwyższą formę w tym sezonie.
Ale nie. Jak informował podczas relacji w Eurosporcie Mateusz Borek – wyczytując SMS-a od Bartłomieja Bolka, menedżera Łukasza Piszczka – nawet Borussia nie jest w stanie go przekonać. Decyzja jest podjęta – powrót do Goczałkowic. Chwilę po takim sukcesie. Aż można się zacząć zastanawiać – czy kiedykolwiek w historii polskiej piłki dokonał się „kontrolowany zjazd” tego formatu? Idźmy dalej – jaką konkurencję Piszczek może mieć biorąc pod uwagę dzieje futbolu światowego? Przecież to totalnie niecodzienna sytuacja. Możesz pograć jeszcze na najwyższym światowym poziomie, a wolisz zejście do rodzinnego klubu. I za to ogromny szacunek.
Marco Reus? Pan piłkarz
Po tej zasłużonej laurce musimy szczerze przyznać – to nie Polak był dzisiaj bohaterem pierwszoplanowym. Dał radę, lecz show skradli Marco Reus, Jadon Sancho i Erling Haaland. O ile blask ostatniej dwójki nie dziwi – nawet mimo gorszego sezonu Anglika – o tyle aż tak dobry mecz Reusa jest swego rodzaju zaskoczeniem. Można było wielokrotnie odnieść wrażenie, że Niemiec jest dla BVB pewnym balastem. A historia jego przebytych urazów tylko utwierdzała w tym przekonaniu. Ale dziś rozegrał zawody absolutnie wielkie. Miał udział przy trzech pierwszych bramkach, którymi Borussia rozmontowała RB Lipsk.
Pierwsza? Odbiór Reusa w środku pola. Niemiec podał do Haalanda, wydawało się, że zrobił to zbyt lekko. Ale Norweg opanował piłkę, zatrzymał się, przytomnie rozegrał do Dahouda. I znów – tu też mieliśmy wrażenie, że podanie jest albo za lekkie, albo nie w tempo. Było jednak idealne, przebiło się przez gąszcz wracających zawodników z Lipska. Dahoud oddał do Sancho, ten w swoim stylu trochę poczarował, a potem przymierzył po długim słupku. 1:0.
Druga bramka? Znów strata w środku pola, znów akcję rozkręca Reus. Ale artystą w tej sytuacji okazał się Haaland, od którego Upamecano odbił się jak – nie przymierzając – Boateng od Messiego w Lidze Mistrzów. O rany, kapitalna była to akcja napastnika BVB. Można było odnieść wrażenie, że w pewnym momencie przegrywa pozycję. A mimo to zdążył się zatrzymać, położyć na glebie francuskiego rywala, przełożyć piłkę do lewej nogi, a potem przymierzyć technicznie przy słupku. Ogromna klasa strzelca, ogromna wpadka defensora.
Dzieła zniszczenia dopełniła kontra z końcówki pierwszej odsłony gry. Doszło do faulu w środkowej strefie na piłkarzu BVB, lecz sędzia słusznie pozwolił kontynuować akcję. Prostopadłe podanie dostał Reus, a potem wszystko zadziało się jak na orliku. Kapitan Borussii podbiegł do bramkarza, oddał piłkę do środka, tam Sancho przełożył sobie jeszcze obrońcę i w bezczelny sposób wbił piłkę do pustaka. Do przerwy 3:0. A przecież były jeszcze inne okazje Borussii – choćby świetna akcja Reusa, gdy zagrywał na pamięć do środka pola karnego, lecz nikogo tam nie było. Lipsk nie istniał. Lipsk musiał dokonać po przerwie cudu, by być wciąż w grze.
Druga połowa? Cudu nie było
Ale go nie dokonał. Choć zaczął nad wyraz obiecująco – chwilę po powrocie na boisko Nkunku trafił w poprzeczkę, kilka sekund później Sabitzer próbował poprawiać, lecz natrafił na dobre ustawienie się Buerkiego. RB zdołało ukłuć Borussię dopiero w 71. minucie. Pomógł błąd defensywy – złe wybicie przed pole karne z lewego sektora, chwila przebijanki, miejsce dla siebie znalazł Olmo, który przymierzył sprzed pola karego. Było jeszcze sporo czasu, wynik był wciąż mimo wszystko otwarty, ekipa Nagelsmanna zdecydowała przycisnąć.
Wyszło jej z tego niewiele, poza oczywiście przewagą optyczną. Chwilę przed golem Hiszpana w słupek trafił Forsberg, był techniczny strzał Nkunku odbity od Hummelsa, były inne mało przekonujące próby. Lepsze sytuacje miała BVB. Hazard mógł – a nawet musiał – trafić na wślizgu do pustaka, lecz się pomylił. Sancho również pozwolił sobie na zabawę moment po okiwaniu Gulacsiego, w efekcie węgierski bramkarz zdążył wrócić i zablokować jego zapędy. Szczęście pomogło za to Haalandowi, który poślizgnął się przy uderzeniu – chciał strzelić z lewej, nastrzelił swoją prawą nogę, kompletnie zmyliło to golkipera. Wynik został zamknięty, Borussia wygrała 4:1.
Nagelsmann przystąpi więc do pracy z Bayernem jako trener niezwykle zdolny, ale też trener bez trofeum. Kolejny puchar może dopisać do swojego konta za to Łukasz Piszczek. Bilans na koniec profesjonalnej kariery? Mistrzostwo Polski, dwukrotne mistrzostwo Niemiec, trzykrotny Superpuchar i trzykrotne zdobycie Pucharu. Raz jeszcze – to cudowna puenta wspaniałej kariery.
RB Lipsk – Borussia Dortmund 1:4
Olmo 71′ – Sancho 5′, 45′, Haaland 28′, 87′
Fot. newspix.pl