Już kilka tygodni temu alarmowaliśmy, że Richmond Boakye solidnie pracuje na miano jednego z największych rozczarowań tej rundy. Nie były to katastrofalne występy, ale niczym szczególnym się nie wyróżniał. Ot, bardzo przeciętnie wyglądał, wręcz słabo. Jednak bez sensu było wtedy stawiać na nim krzyżyk. Przecież facet pokazał w innych klubach, że zna się na swoim fachu i być może zdoła się odkręcić. I co? No, nie odkręcił się. Jest jeszcze gorzej. Ostatnie mecze w jego wykonaniu należy określić jednym słowem: dramat.
Nie będziemy kolejny raz wymieniać CV Ghańczyka. Po prostu dawał solidne podstawy ku temu, by wierzyć, że zagwarantuje Górnikowi kilka cennych bramek. Nic dziwnego, że oczekiwania wobec niego były duże. Z drugiej strony, gdy zawodnik, który nieco ponad rok temu występował w Lidze Mistrzów, niespodziewanie ląduje w Zabrzu, to lampki alarmowe powinny zapalić się na pomarańczowo. Tylko zapewne mało kto przypuszczał, że po rozegranych 10 meczach w naszej lidze nie będzie miał na koncie ani jednego gola i asysty.
Zresztą, wystarczy spojrzeć na jego średnią ze wszystkich naszych ocen, by od razu stwierdzić, że prezentuje się fatalnie. Do tej pory „wyśrubował” notę 3,20 i znajduje się w tym samym szeregu co Rivaldinho (3,05) Łukasz Zjawiński (3,07) czy Maciej Jankowski (3,33).
Niezwykle wymowne, prawda?
Górnik Zabrze – Wisła Płock. Zapowiedź
Premierowe występy piłkarza sprowadzonego z Crvenej zvezdy Belgrad nie zwiastowały aż takiego rozczarowania. Jasne, głównie odznaczał się strzałami z nieprzygotowanej pozycji, bezużytecznymi dryblingami i machaniem łapami. No, bo rzekomo do polskiej ligi przyjechał „pan piłkarz”. Rzecz jasna, przeliczył się – wcale nie było tak łatwo i przyjemnie. Nie ulega wątpliwości, że przyjechał na Śląsk odbudować formę. Tak więc trzeba było wziąć na niego delikatną poprawkę. Trochę na zasadzie: a nuż, z czasem może się rozkręci.
Wiadomo też, że nie każdy piłkarz w nowym miejscu od razu jest w stanie odpalić i przez pewien czas dany gracz może chować się pod pancerzem wręcz mitycznej aklimatyzacji. W dodatku napastnik może tłumaczyć się tym, że koledzy jeszcze nie nabrali do niego zaufania, a on sam musi się wreszcie przełamać, a wtedy to już na pewno pójdzie. Klasyka gatunku.
A jak to wyszło w przypadku Boakye? Okazuje się, że im dalej w las, tym gorzej. Tylko raz – w debiucie – zapracował na notę wyjściową. Ostatnie pięć kolejek to już kompletna porażka pod tym względem: 3,2,3,2,2. Jest powtarzalność i stabilizacja. To może po prostu szwankuje skuteczność? Problem polega na tym, że on praktycznie w ogóle nie dochodzi do sytuacji.
Cześć statystyk Richmonda Boakye (za Ekstrastats):
- strzały: 22/7
- ExpG: 1,778
- xG/s: 0,081
- stworzone okazje: 1
- okazje, które miał: 1
Absolutnie nie jest wartością dodaną dla zespołu. Należy też pamiętać, że w pierwszej części rundy wiosennej nieco podrasował sobie liczby. Właśnie tymi bezsensownymi uderzeniami. Jeżeli weźmiemy pod uwagę już tylko jego formę po przerwie reprezentacyjnej, to mamy do czynienia z obrazem nędzy i rozpaczy. Ostatnie starcie z Pogonią Szczecin jest najlepszym podsumowaniem dyspozycji afrykańskiego gracza: zero strzałów, zero kluczowych podań, jedna nieudana próba dryblingu, zaledwie dwa wygrane pojedynki (na 11 prób). Kiepścił wszystko, co się dało. Nawet była taka sytuacja, że Górnik wychodził z niezła kontrą. Futbolówkę otrzymał Boakye i w tamtym momencie trzeba należało zabrać się z nią i wejść w pojedynek jeden na jeden z obrońcą. Co zrobił atakujący ekipy z Roosevelta? Zamiast bardziej podkręcić tempo, to jakby gdyby nigdy nic stanął sobie i zatrzymał akcję. No, straszna bryndza. A we wcześniejszych spotkaniach też nie było dużo lepiej.
Górnik Zabrze – Wisła Płock. Inni gracze ofensywni też nie są w dobrej dyspozycji
Generalnie cały zespół Marcina Brosza w ostatnich miesiącach prezentuje się kiepsko. Dość powiedzieć, że gdyby nie solidny kapitał punktowy z początku sezonu, Górnik raczej nie miałby tak spokojnej końcówki sezonu. Wiosną zdobył zaledwie 10 oczek – tyle samo co sobotni rywal Wisła Płock i dwa więcej od Stali Mielec. Czyżby wyczerpała się formuła współpracy z obecnym szkoleniowcem? Wiele na to wskazuje i część wysoko postawionych osób w zabrzańskim klubie rozważa opcję pożegnania z Broszem. Natomiast nie jest powiedziane, że pod jego wodzą drużyna już nie wróci na właściwe tory.
Na przedmeczowej konferencji prasowej powiedział, że zespół znowu zaczyna stwarzać więcej sytuacji, tylko do tego musi dojść jeszcze skuteczność i wówczas znowu zaczną punktować. Z całą pewnością więcej od siebie musi zacząć dawać lider najbardziej wysuniętej formacji – Jesus Jimenez. Całościowo to jest niezły sezon w jego wykonaniu. Z kolei wiosną zdecydowanie obniżył loty – tak jak cała drużyna – i przestał notować dobre liczby. Zdobył raptem dwie bramki i zaliczył dwie asysty. Owszem, poniżej pewnego poziomu nie schodzi, nie wygląda tak fatalnie, jak Boakye. W porównaniu do niego bierze na siebie ciężar gry – wchodzi w pojedynki, szuka dryblingu. Jednak brakuje konkretów .
A co u reszty napastników? O ile Piotr Krawczyk, który pełni głównie role zmiennika, w dwóch/trzech meczach pokazał się z niezłej strony, strzelił dwie bramki, tak Alex Sobczyk zupełnie zapomniał, na czym polega futbolowe rzemiosło. Wprawdzie stracił zaufanie Marcina Brosza i rzadziej pojawia się na boisku, ale w większości przypadków, gdy otrzyma szansę, gra absolutny piach.
Oczywiście, że za ostatnie wyniki Górnika nie można zwalić całej winy na atakujących. Cały zespół przestał poprawnie funkcjonować. Druga linia także. Zabrzanom pozostało już tylko jakoś doczłapać do końca sezonu, ale tak czy siak, działacze będą musieli latem rozejrzeć się nad wzmocnieniami w ofensywie. Nie wykluczone, że Boakye w końcu przypomni sobie, jak to jest pokonywać bramkarzy. Z tym że na tę chwilę, delikatnie rzecz ujmując, koszty jego utrzymania w stosunku do jakości są bardzo nieadekwatne.
fot. FotoPyK