Nie będziemy czarować rzeczywistości: nikt z nas nie ostrzył sobie zębów na to widowisko. Ale trudno, żeby było inaczej, skoro futbol proponowany przez obie ekipy daleki byłby od reklamowania sportu jako sposobu na fajne spędzenie czasu. Spodziewaliśmy się naparzanki w środku pola, wielu fauli i wyższej niż zwykle liczby dośrodkowań. No i co, tak też właśnie było. O dziwo, to spotkanie potrafiło czasami zaciekawić. Nie był to typowy paździerz z rąk Cracovii, a prędzej “Nafciarzy”, którzy oddali jeden celny strzał przez 90 minut.
Opis tego meczu warto zacząć od zabawnego akcentu. Rzut rożny Wisły Płock, wrzutka Szwocha, odgwizdany faul ofensywny Alana Urygi. Ten macha rękoma, protestuje, nie godzi się z decyzją. Wykrzykuje “ja pier*ole, co wy robicie?!”. Trener Probierz na to “Panie sędzio, a to tak można?” Cóż, ciekawe to były dialogi. Jeśli poziom spotkania w jakimś momencie nie powalał, można było sobie przynajmniej trochę posłuchać.
A wracając stricte do boiska, w pewnym momencie Patryk Tuszyński chciał zrobić asystę a’la Guti do Benzemy, tylko że nie wyszło. Z drugiej strony Thiago objechał Rzeźniczaka jak swego czasu Messi Boatenga, a Rocha stwierdził, że będzie łatał rywali jak Zieliński w Serie A. Wesoło, prawda? A to był dopiero początek. Mateusz Szwoch zrobił sobie mały trening stałych fragmentów gry, z czego jeden w pierwszej odsłonie prawie zakończył się golem. Dusan Lagator mógł bowiem lepiej zachować się w polu karnym. Na dobrą sprawę to była jedyna szansa “Nafciarzy”, z ofensywą ekipy trenera Bartoszka było biednie. Może byłoby lepiej, gdyby Tomasik na lewym skrzydle z dwudziestu dośrodkowań choć dwa zagrał dobrze. Albo gdyby do Krakowa dojechał Sheridan.
Z kolei w ekipie trenera Probierza dobrze wyglądał Alvarez, aktywny był Fiolić, który w pierwszej połowie postraszył Kamińskiego z dystansu. Ten sam Fiolić, który też fajnie dośrodkował z rzutu wolnego na głowę Marqueza. Hiszpan miał świetną okazję na gola, ale Kamiński stał na posterunku.
W końcu Alvarez stwierdził, że trochę poczaruje na boisku z Rivaldinho.
Zagrał kombinacyjnie z Brazylijczykiem tuż przed polem karnym, rzucił mu krótkie prostopadłe podanie do sytuacji jeden na jeden z bramkarzem. Syn legendy nawet nie oddał strzału, bo podciął go Angel Garcia. Może trochę przypadkowo, ale jednak. Zasłużony karny i śmiało można powiedzieć, że gol również. Alvarez zrobił dwa tempa i potwierdził tuż przed końcówką tej połowy na tabeli wyników, że Cracovia wygląda w tym meczu lepiej od płocczan.
Jeśli chodzi o ciekawe wydarzenie z drugiej połowy, ich początek miał miejsce w chwili, gdy sędzia Lasyk mógł zachować się nieco lepiej w 55. minucie. Wrzutka na chaos w pole karne Hrosso, faulowany Alan Uryga na 16. metrze. Niby Tomasik kilka metrów dalej dostał piłkę na nogę, mógł kontynuować akcję, ale wydaje się, że rzut wolny w tak dogodnym miejscu byłby lepszym rozwiązaniem niż przywilej korzyści. Trener Bartoszek się zagotował i, tak jak kilka dni temu Czesław Michniewicz, został obdarowany żółtą kartką za kąśliwe komentarze w stronę arbitrów.
Aha, no i to trzeba odnotować: Rivaldinho nie wyszedł na drugą połowę.
Po wejściu z ławki za van Amersfoorta w 17. minucie Brazylijczyk się trochę poobijał. Ale wywalczył jedenastkę, więc z w powrotem do bazy raczej zjechał z poczuciem, że swoją robotę wykonał.
Wisła Płock zaczęła przeważać, osiągała nawet 80% posiadania piłki. Trener Probierz zarządził ultradefensywkę, a piłkarze Cracovii całkiem nieźle odnajdywali się przy kontrach. Alvarez zastawiał się plecami do bramki, Thiago zdobywał przestrzeń dryblingiem. Dobrze radzili sobie również obrońcy na czele z Rochą, który wślizgiem w trudnej sytuacji a’la Mariusz Pawelec zabrał Kocyle bramkę do pustaka. Ogółem zatem, to może zabrzmieć dziwnie, kilku zawodników “Pasów” można było pochwalić bez wyrzutów sumienia. W końcowej fazie meczu najbardziej Thiago, któremu pozycja spalona Rodina zabrała asystę. Poza tym Brazylijczyk wystawił jeszcze piłkę na strzał z dystansu Lusiuszowi, po którym ponownie w tym meczu musiał wykazać się Kamiński.
W końcowej fazie spotkania sędzia Lasyk zaczął sypać kartkami. Dało się słyszeć różne przekleństwa z ławki rezerwowych obu ekip, przy ostrzejszych faulach robiło się gorąco. Będący już poza murawą Garcia wyleciał za drugą żółtą kartkę, co skwitował śmiechem. Wisła Płock próbowała jeszcze ruszyć do przodu, ale ani żaden ze zmienników (poza główką Lewandowskiego w 94. minucie po wrzutce Merebaszwilego), ani zespół jako całość nie pokazał ognia. Ogień miał za to Michał Probierz, który nie dał sobie ani minuty przerwy od krzyków przy linii bocznej. “Jedź kur*a!” było dzisiaj stałym punktem programu.
Najważniejsze wydarzenie wieczoru?
Fot. FotoPyk