Włosi twierdzili dziś, że Roma gra dla całej Italii. Fakt, Giallorossi to ostatni przedstawiciel Półwyspu Apenińskiego w Europie. I to się nie zmieni, bo Rzymianie awansowali do półfinału Ligi Europy. Ale czy Italia po tym spotkaniu pęka z dumy? No, niekoniecznie. Przy takiej bryndzy Włosi pewnie jednak to przeboleją. W takich chwilach cel uświęca środki, więc nie ma co narzekać. Zwłaszcza że ekipa Paulo Fonseki miała swoje problemy.
Największym była konieczność rotacji w składzie. Bo choć Roma broniła przewagi z pierwszego spotkania (2:1), to musiała dać sobie radę bez nieobecnego od dłuższego czasu Chrisa Smallinga, bez “świeżaka” na liście kontuzjowanych – Leonardo Spinazzoli oraz bez zawieszonego Bruno Peresa. Dlatego mimo powrotu Ricka Kardsorpa Giallorossi mogli podchodzić do tego z lekkimi obawami.
- Na stoperze grał nominalny pomocnik Bryan Cristante
- Wahadło obsadził młodziutki Riccardo Calafiori
Fonsekę uspokoiły chyba tylko media – wcześniej szkoleniowiec narzekał na to, że Włosi, zamiast wesprzeć ostatniego reprezentanta na europejskiej arenie, woleli dorzucić do pieca i szukać afery w Trigorii. Tak było przed pierwszym meczem, teraz jednak dominowały pozytywne głosy. Nie wiemy, czy piłkarze Romy poczuli się dzięki temu jak kwiat lotosu na niewzburzonej tafli jeziora, jednak faktem jest, że spokojem i pewnością udało się gospodarzom rywali zneutralizować.
Brian Brobbey – joker idealny
Bo powiedzmy sobie szczerze: Ajax nie wyglądał jak zespół, który ma rzucić się Rzymianom do gardeł i odwrócić losy dwumeczu. Już jeden gol mógł zburzyć pewność Romy, a jednak przez 45 minut gospodarze bronili się bez większych problemów. Największa nerwówka? Chyba fatalne podanie Pau Lopeza, jednak Amadou Diawara asekurował kumpla i to się gospodarzom opłaciło. Ajax z kolei uratował sędzia asystent, który dostrzegł spalonego przy trafieniu Jordana Veretout. I na dobrą sprawę to tyle z pierwszych 45 minut. Roma zastosowała słynną taktykę niskiego pressingu – oddała pole gry Holendrom i czekała. Cierpliwie. Długo. Na próżno. Bo żeby Ajax cokolwiek zmajstrował, musiało minąć nie tylko 45 minut, ale i kwadrans przerwy.
Najwidoczniej w szatni padły “męskie słowa”.
Możemy jednak żartować, ale goście faktycznie zaczęli odważniej. Być może dzięki temu, że na boisku pojawił się Brian Brobbey, który już wcześniej dawał fantastyczne zmiany. 19-latek w Lidze Europy:
- Gol w końcówce rewanżu z Lille
- Asysta w końcówce pierwszego meczu z Lille
- Gol w końcówce meczu z Young Boys
Tu trafił dziewięć minut po wejściu na boisko, tam w niespełna kwadrans. Joker idealny. I co? I Brobbey trafił do siatki cztery minuty po zmianie. Oczywiście – defensywa z Cristante na czele nie zachowała się najlepiej – ale jednak zaczęło nam się coś dziać.
VAR anulował gola Ajaksu, Dżeko odpowiedział
A mogło się dziać znacznie więcej, bo nie minęło nawet 10 minut i Ajax trafił po raz drugi. To rzecz jasna oznaczałoby, że Roma, zamiast spokojnie czekać w okopach, musiałaby zacząć ofensywę, bo tylko strzelony gol dałby jej dogrywkę. Na szczęście Rzymianie mieli po swojej stronie dwa niezawodne atuty.
- Technologię
- Pewnego starego lisa
VAR anulował bramkę – zupełnie słusznie, bo faulowany był Mchitarjan – a spadający kamień z serca Paulo Fonseki, który pewnie już miał przed oczami nagłówki zwalniające go z klubu w jutrzejszej prasie, sprawił, że w sąsiedztwie Koloseum dla pewności ludzie wyglądali przez okno, żeby upewnić się, że nie runęła żadna ściana zabytku. Ten moment był dla Romy klasyczną chwilą odrodzenia. Poczuła, że może i musi coś zrobić, bo inaczej sprawy się skomplikują. I właśnie wtedy miks młodości z doświadczeniem zrobił swoje. Calafiori dał długą skrzydłem, dograł w pole karne, a Edin Dżeko z bliska wykończył akcję.
Edin Dżeko – przybrany syn Rzymu. Historia napastnika Romy
Oczywiście – znów nie popisała się defensywa, tym razem z drugiej strony. Tu jeden z rywali się poślizgnął, tam drugi musnął piłkę i w ten sposób goście dołożyli małą cegiełkę do wyrównującego gola. Ale oddajmy też co cesarskie, zwłaszcza że mowa o Rzymie, Edinowi Dżeko. Nie jest to dla niego sezon idealny. Słychać o jego konfliktach z trenerem, piłkarsko też powoli gaśnie. Wciąż jednak stać go na to, żeby w kluczowym momencie zrobić swoje. Tak było dziś, tak było w dwóch innych meczach fazy pucharowej z Bragą. Po tym poznajesz klasę snajpera.
Półfinał Ligi Europy: Roma – Manchester United
Trzeba przyznać, że Roma na ten awans zasłużyła. Może nie był to mecz godny szumnych zapowiedzi o obronie honoru i dumy włoskiej piłki. Ale nikt nie powie, że Giallorossi uciekli katu spod topora. W końcówce Ajax jeszcze szarpał, jeszcze szukał dogrywki, jednak nie było już czego szukać. Rzymianie przypilnowali tematu jak ciasta w piekarniku i wypiek się udał.
Może nie tak piękny, jak weselny tort, ale solidny drożdżowcem też nie ma co gardzić. Na tort przyjdzie czas w półfinale, kiedy Roma zmierzy się z Manchesterem United.
AS Roma – Ajax Amsterdam 1:1
Dżeko 72′ – Brobbey 49′
fot. Newspix