Reklama

Szymon Żurkowski wreszcie na fali wznoszącej

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

11 kwietnia 2021, 11:41 • 5 min czytania 7 komentarzy

Był moment, w którym już naprawdę poważnie martwiliśmy się, co wyjdzie z włoskiej przygody Szymona Żurkowskiego. To, że nie wywalczył sobie placu w barwach Fiorentiny można było mieć wkalkulowane, co tu kryć, ale dość długo również w Serie B miał pod górkę. Ostatnie tygodnie dają jednak nadzieję, że najgorsze już za byłym pomocnikiem Górnikiem Zabrze i teraz krok po kroku będzie szedł do przodu. 

Szymon Żurkowski wreszcie na fali wznoszącej

Transfer „Zupy” do Florencji od początku jawił się jako rzucenie na bardzo głęboką wodę, zwłaszcza że jego drugi sezon przy Roosevelta nie był aż tak dobry jak pierwszy. Mocno przeciętnych występów zanotował całkiem sporo. Z tego względu raptem dwa epizodziki w Serie A przez pół roku nie mogły dziwić. Gdyby grał więcej, mówilibyśmy o pozytywnym zaskoczeniu. Aklimatyzacja we Włoszech nie jest jednak taka oczywista, potwierdzi to wielu Polaków trafiających na Półwysep Apeniński.

Naturalnym ruchem wydawało się tymczasowe zejście niżej, żeby łapać minuty i doświadczenie. Zimą 2020 Żurkowski został wypożyczony do drugoligowego Empoli. To klub owocnie współpracujący z „Violą”, położony bardzo blisko Florencji. Piłkarz nie musiał nawet zmieniać mieszkania, a w razie jakichś problemów zajmowałby się nim sztab medyczny Fiorentiny. Czyli z jednej strony odejście, a z drugiej najmniej odczuwalne, jak to tylko możliwe. No i nie zapominajmy, że w Empoli Polakom zawsze dobrze szło. To tam przed większymi wyzwaniami okrzepli Piotr Zieliński, Łukasz Skorupski i Bartłomiej Drągowski.

Szymon Żurkowski – trudne początki w Empoli

Początki w drugiej lidze włoskiej były jednak mało optymistyczne. Żurkowski pierwszych siedem meczów przesiedział na ławce. Pasquale Marino, który przejmował stery w drużynie niemal w tym samym czasie, w którym finalizowano wypożyczenie naszego zawodnika, tłumaczył, że Polak odstaje fizycznie i musi nadrobić zaległości. W dodatku wyniki broniły jego personalnych wyborów. W efekcie do chwili lockdownu „Zupa” nie zdołał nawet zadebiutować.

Dopiero w czerwcu, po odmrożeniu rywalizacji, wskoczył do składu, prezentując się już znacznie lepiej we wspomnianym aspekcie. Rozegrał siedem z rzędu spotkań.

Reklama

Zaczął od dwóch przyzwoitych wejść z ławki, aż wreszcie 29 czerwca z Pescarą zaliczył pełny występ. Wypadł bardzo obiecująco. Portal „Pianeta Empoli” ocenił go na 6,5. „Łączy w sobie zaradność i intensywność. Jest obecny zarówno w fazie ofensywy, jak i ofensywy i nigdy się nie poddaje, mimo dużego wydatku energii” – napisano.

W następnej kolejce Żurkowski zaliczył najlepszy jak dotąd mecz na włoskiej ziemi. Z Venezią także grał od początku do końca i to po jego strzale na 2:0 dobijał Leonardo Mancuso. Polak otrzymał notę 7,5 – najwyższą w zespole, a wspomniany Mancuso zdobył przecież dwie bramki. Wychowanek MOSiR-u Jastrzębie Zdrój był chwalony za częste tworzenie przewagi i prowokowanie rywali do fauli.

Apetyty zostały rozbudzone, ale Żurkowski za ciosem nie poszedł. Z Frosinone został uznany za jedno z dwóch najsłabszych ogniw z pierwszego składu („zamulony, nie przyspieszał gry”) i zmieniony już w 53. minucie. Potem dostał jeszcze pół godziny z Ascoli i 65 minut z Virtusem Entella. Zdobył nawet swoją premierową bramkę po efektownym uderzeniu z dystansu, tyle że jego drużyna przegrała aż 2:4, mimo że prowadziła już 2:0. Naszego rodaka pochwalono za pierwszą połowę, lecz zauważono, że po przerwie totalnie spuścił z tonu. Trzy ostatnie kolejki ubiegłego sezonu „Zupa” opuścił, podobnie jak przegrany baraż z Chievo.

Kontuzja opóźniła powrót

Mimo to najwyraźniej pozostawił po sobie w Empoli pozytywne wrażenie, skoro przed tym sezonem postanowiono wypożyczyć go ponownie. Nowy trener Alessio Dionisi także widział Żurkowskiego w swoich planach. Niestety, problemy z prawą nogą sprawiły, że chłopak na dłuższy czas pozostał w blokach. We wrześniu przeszedł operację i pauzował aż do końca października.

Tak naprawdę sezon zaczął się dla niego 21 listopada, gdy zaliczył symboliczne wejście z Cittadellą. W grudniu przyszła pora na regularne granie, pięć razy wychodził na boisko od początku. Poza nieudanym meczem z Ascoli (zarzucono mu dużo niedokładności na połowie przeciwnika), spisywał się w miarę przyzwoicie, choć nigdy nie rzucił na kolana. Podkreślano jego waleczność, zaangażowanie, siłę fizyczną i niezłą postawę w destrukcji. Po stronie minusów przeważnie było znikanie z pola widzenia, błędy w ustawieniu i niedokładność w ofensywie.

Reklama

Nowy rok Żurkowski rozpoczął od trzech wejść z ławki. Dopiero 30 stycznia z Frosinone zobaczył swoje nazwisko w podstawowym składzie. Tuż przed przerwą strzelił gola na 2:1 po przytomnym przyjęciu piłki w polu karnym i sytuacyjnym strzale, ale to był jeden z nielicznych pozytywów. „Za często niewidoczny i niedokładny” – pisała „Pianeta Empoli”. Trudno było jednak zakładać, że Polak przez następne trzy kolejki nie podniesie się z ławki. Wszedł dopiero na końcówkę spotkania z Pisą, efektownym wolejem uratował remis i… z Venezią znów nie dostał nawet minuty.

Wszystkie gole Żurkowskiego w Serie B plus kilka innych akcji:

Dopiero w marcu nastąpił – wydaje się – długo oczekiwany przełom. Żurkowski grał w sześciu ostatnich kolejkach Serie B. Cztery razy był w podstawie i choć ani razu nie dotrwał do końcowego gwizdka sędziego, to najwcześniej schodził na kwadrans przed końcem. Słabo wypadł z Pordenone, gdy z notą 5,5 był najsłabszym ogniwem w wyjściowej jedenastce. Poza tym ciągle gra solidnie, choć elementu ekstra brakuje. Być może lekko korzysta też na koronawirusowych zawirowaniach, które dotykały zespół, ale uznajmy, że to wątek drugoplanowy. W każdym razie, Empoli w tym czasie wywalczyło 16 na 18 możliwych punktów i nadal przewodzi stawce w Serie B. Mimo dwóch zaległych meczów ma cztery punkty przewagi nad drugim Lecce. Powrót do włoskiej elity jest na wyciągnięcie ręki.

Czy oznaczałoby to też powrót dla Szymona Żurkowskiego? Posmakowanie Serie A z Empoli to chyba byłby najlepszy scenariusz. Na ten moment jednak mógłby być z tym problem, bo nadal nie mówimy o piłkarzu kluczowym dla tej drużyny, mimo że jego notowania wyraźnie wzrosły. Polak w końcówce sezonu musi wrzucić kolejny bieg. I na to liczymy, a nawet jeśli znów przyjdzie mu szukać innego punktu zaczepienia we Włoszech, to jego status będzie już zupełnie inny niż jeszcze pół roku temu. Żurkowski Italii na razie nie podbija, ale przynajmniej nie utonął, co niektórzy mu przepowiadali.

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
1
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Weszło

Komentarze

7 komentarzy

Loading...