Reklama

Vuković i Brzęczek łączeni z Wisłą Płock

redakcja

Autor:redakcja

10 kwietnia 2021, 08:40 • 11 min czytania 5 komentarzy

W sobotniej prasie trochę doniesień ligowych (kto nowym trenerem Wisły Płock po Radosławie Sobolewskim?), rozmowa z Andre Martinsem i kilka ciekawych tekstów z lig zagranicznych. 

Vuković i Brzęczek łączeni z Wisłą Płock

PRZEGLĄD SPORTOWY

Bartosz Kapustka może wystąpić w starciu z Lechem. A 14 kwietnia złoży wyjaśnienia w związku ze złamaniem reżimu sanitarnego.

Co grozi 14-krotnemu reprezentantowi Polski? Grzywna finansowa. W analogicznych sytuacjach KL karała w ten sposób Williama Remy’ego (w listopadzie ubiegłego roku) oraz dwóch piłkarzy Śląska Wrocław: Erika Exposito i Marka Tamasa (w sierpniu 2020). Cała trójka również została uwieczniona na zdjęciach podczas wieczornych imprez. Kosztowało to każdego z nich 30 tys. zł. Przewodniczący Komisji Ligi Jarosław Poturnicki tak argumentował karę dla Francuza: „Zachowanie piłkarza Legii było zdecydowanym naruszeniem regulaminu dyscyplinarnego PZPN. Komisja Ligi musi podejmować stanowcze kroki w przypadkach nieprzestrzegania reżimu sanitarnego przez piłkarzy, gdyż takie zachowania stanowią zagrożenie dla całej drużyny, uderzają w struktury klubu i niosą za sobą ryzyko związane z przekładaniem meczów. Takie zachowanie naraża także na niebezpieczeństwo zakażenia zawodników drużyny przeciwnej. Po raz kolejny należy zwrócić uwagę na to, że przestrzeganie zasad opracowanych przez Zespół Medyczny PZPN pozwoli na kontynuowanie rozgrywek według ustalonego wcześniej harmonogramu”.

Po zdarzeniu Remy był odsunięty od pierwszego zespołu Legii, a w grudniu rozwiązano z nim kontrakt. Trzeba jednak pamiętać, że obrońca często był kontuzjowany i rzadko pojawiał się na boisku. Kapustka jest teraz jedną z flagowych postaci drużyny trenera Czesława Michniewicza. Od stycznia zagrał w dziewięciu spotkaniach mistrzów Polski, w których strzelił dwa gole i miał trzy asysty. Niemożliwe więc, żeby rozgrywający poniósł tak poważne konsekwencje ze strony klubu, jak francuski defensor.

Reklama

Zastępcy nieobecnych podstawowych zawodników Lechii Gdańsk doskonale dają sobie radę.

– Chcemy grać widowiskowo, choć nie zawsze się to udaje. Zdarzają się ograniczenia kadrowe, spowodowane kontuzjami czy chorobami. W tym meczu stworzyliśmy mnóstwo sytuacji i taką Lechię będziemy chcieli widzieć – mówił po spotkaniu z Miedziowymi Stokowiec. Szkoleniowiec gdańszczan mógł czuć sporą satysfakcję, bo patrząc na wyjściową jedenastkę, można było mieć sporo obaw związanych z absencjami. Z różnych względów od pierwszej minuty zabrakło Karola Fili, Michała Nalepy, Rafała Pietrzaka, Jarosława Kubickiego, Kenny’ego Saiefa i Josepha Ceesaya. Wszyscy wymienieni niejednokrotnie mieścili się w jednej chwili na boisku. Fila, Kubicki i Saief weszli w poniedziałek z ławki, ale nie musieli ratować wyniku. Wygraną już wcześniej zapewniły bramki Łukasza Zwolińskiego, Mario Maločy i Žarko Udovičicia. Inna sprawa, że piłkarze Martina Ševeli nie postawili gospodarzom specjalnie trudnych warunków.

Większość zmian w składzie była spowodowana problemami zdrowotnymi, ale nie tylko dlatego Stokowiec zdecydował się na nieco eksperymentalne zestawienie. Trener Lechii stale podkreśla, że jego drużynie zabrakło normalnego okresu przygotowawczego. Zimą trudno było także przetestować niektóre warianty taktyczne. Niektórym zawodnikom brakowało rywalizacji, którą sztab szkoleniowy musiał nieco sztucznie wytworzyć.

Aleksandar Vuković trenerem Wisły Płock? To całkiem możliwy scenariusz. Zapowiedź odejścia po sezonie Radosława Sobolewskiego była zaskoczeniem dla władz klubu. W tle przewija się także Jerzy Brzęczek.

Reklama

Dowiedzieliśmy się, o czym pisaliśmy już wczoraj, że na krótkiej liście kandydatów na nowego szkoleniowca znajduje się m.in. Aleksandar Vuković, który od kwietnia 2019 roku do września 2020 prowadził Legię Warszawa. Serb sięgnął ze stołecznym klubem po mistrzostwo Polski w sezonie 2019/20, a pracę stracił po słabych wynikach na początku obecnych rozgrywek. Drugim nazwiskiem przewijającym się w kontekście Wisły jest Jerzy Brzęczek. 50-latek właśnie po zajęciu piątego miejsca w ekstraklasie przez płocką ekipą (w sezonie 2017/18) został nominowany na selekcjonera reprezentacji Polski. Styczniu przestał pełnić swoją funkcję, ale nadal ma ważny kontrakt z PZPN. Umowa jest dość skomplikowana, bo teoretycznie jest ona podpisana do 31 grudnia 2021 roku, ale znalazł się w niej aneks dotyczący możliwego odstąpienia od niej po EURO 2020. Możliwe więc, że z końcem zbliżających się mistrzostw Europy kontrakt Brzęczka z PZPN przestanie obowiązywać, skoro i tak reprezentację prowadzi Paulo Sousa. Dla byłego selekcjonera oferta Wisły Płock z pewnością nie byłaby priorytetowa, bo po 2,5 roku spędzonych z kadrą na pewno liczy na bardziej intratne propozycje.

Starcie Realu z Barceloną znów przypomina wielkie starcia tych drużyn. Oczy kibiców będą skierowane nie tylko na starych asów, ale i młode gwiazdy.

Obie drużyny na początku sezonu prezentowały bardzo nierówną formę. Media ogłosiły kryzys obu klubów, pisano i mówiono o konieczności zmian. Real szybciej przezwyciężył problemy, z kolei Barcelona na dłużej zagościła w środku tabeli. Potem jednak sytuacja wróciła do normy.

Teraz obie drużyny przystępują do tego spotkania w innej sytuacji. Zespół z Madrytu ma za sobą pięć zwycięstw z rzędu, Barcelona – licząc tylko ligę – sześć. Ale poprawa widoczna jest już od dawna. Barca nie przegrała w ostatnich 19 meczach ligowych, aż 16 z nich wygrała. Królewscy mogą pochwalić się serią 12 spotkań bez porażki, 10 z nich zakończyło się zgarnięciem pełnej puli.

Ich starcie może być kluczowe dla losów mistrzostwa. – Wynik tego meczu nie będzie decydujący, zostanie jeszcze wiele kolejek – twierdzi jednak trener Barcy Ronald Koeman.

Może się asekuruje, bo Barca w tym sezonie wszystkie najważniejsze spotkania przegrała – uległa Atletico (0:1), Realowi, PSG w ćwierćfinale Ligi Mistrzów (1:4 i 1:1) oraz Athleticowi Bilbao w finale Superpucharu (2:3). A przed nią teraz kluczowy tydzień sezonu, w kolejną sobotę mierzy się z Athletic w finale Pucharu Króla.

Kiedy David de Gea zaczął przeciętnieć, w tym samym czasie Dean Henderson wyrósł na czołowego bramkarza ligi. Dziś Anglik jest bliski wypchnięcia Hiszpana z Manchesteru United.

W tym samym czasie kiedy De Gea przeciętniał, Henderson wyrastał na jednego z czołowych graczy na swojej pozycji w całej lidze. 24-latek ostatnie dwa sezony spędził na wypożyczeniu z MU w Sheffield United i na Bramall Lane tęsknią za nim do dzisiaj. W poprzednim sezonie golkiper miał aż 13 czystych kont, co dało mu bardzo wysokie czwarte miejsce w stawce wszystkich bramkarzy Premier League. Bez jego interwencji ekipa z Sheffield zalega na dnie tabeli i wkrótce przypieczętuje spadek do Championship. Następca Hendersona Aaron Ramsdale popełnił w obecnych rozgrywkach sześć błędów bezpośrednio prowadzących do utraty bramki, podczas gdy Hendersonowi przez cały pobyt w tym zespole przydarzyła się jedna taka wpadka.

Kolejne wypożyczenie reprezentanta Anglii nie wchodziło już w grę. Solskjaer zdecydował, że zawodnik wróci na Old Trafford i podejmie rękawicę w walce z De Geą o miejsce w bramce. Sezon rozpoczął Hiszpan, a Henderson zbierał doświadczenie w spotkaniach pucharowych. Norweski szkoleniowiec wiedział jednak, że taka sytuacja nie może trwać za długo. – Dean nie należy do najbardziej cierpliwych piłkarzy. Chce grać regularnie – zdradził Solskjaer. I taka okazja wreszcie nastąpiła.

Kilka tygodni temu De Gei urodziło się dziecko i dostał zgodę na wyjazd do ojczyzny, by pobyć z rodziną. Dla Hendersona była to idealna sytuacja, mógł bowiem wreszcie udowodnić swoją wartość, rozgrywając kilka meczów z rzędu.

Dzięki specjalnym treningom Antonio Conte i diecie Romelu Lukaku osiągnął życiową formę. Belg jest siódmym zawodnikiem Interu Mediolan w historii, który w dwóch sezonach z rzędu strzelił w Serie A przynajmniej 20 goli.

Lukaku jeszcze w trakcie występów w Evertonie (2013–17, stamtąd przeniósł się do Czerwonych Diabłów) stał się świetny, grając tyłem do bramki rywala. Tajemnicę swojej skuteczności w tym elemencie tłumaczył w materiale wideo nakręconym z dawnym obrońcą Liverpoolu, a dziś cenionym ekspertem Jamie’em Carragherem. Otóż kluczem do sukcesu jest ustawienie ciała – bokiem do akcji w taki sposób, by jedną ręką oprzeć się na przeciwniku. W żadnym wypadku nie należy czekać na podanie, będąc całkowicie tyłem do pola karnego rywali, ponieważ wtedy obrońca może „przykleić się” do pleców atakowanego zawodnika, wsadzić nogę między jego nogi i bez większych kłopotów wybić futbolówkę. Dziękuję, strata.

– A jeśli stanę w ten sposób i przytrzymam cię, walka jest skończona. Nie masz szans – wyjaśniał Carragherowi.

Ale Conte znalazł sposób, by niesamowicie silny Lukaku jeszcze się poprawił pod tym względem. Jaki?

– Przez pierwsze trzy miesiące po moim transferze skupił się tylko na tym, jak gram tyłem do bramki. Na każdym treningu stawiał za mną Andreę Ranocchię i kazał mu grać bardzo twardo. Za każdym razem, kiedy straciłem piłkę, zaczynaliśmy od nowa – tłumaczył napastnik Interu.

W ten sposób szkoleniowiec Nerazzurrich stworzył potwora, o czym zdążyli się przekonać tacy kozacy, jak choćby Giorgio Chiellini z Juventusu czy Alessio Romagnoli z Milanu. Ten drugi w lutowych derbach Mediolanu (0:3) chciał uniknąć walki wręcz z Belgiem, ale w pojedynku biegowym okazał się równie bezradny i Lukaku strzelił gola.

SPORT

Gdyby problemów było mało, to na derby z Piastem wypada duet podstawowych obrońców Górnika Zabrze.

W poniedziałek „górnicy” nie tylko przegrali z Wartą Poznań 1:2, ale stracili też ważnych piłkarzy. Sędzia Paweł Raczkowski pokazał trzy żółte kartki, które obejrzeli kolejno: Alasana Manneh, Przemysław Wiśniewski i Adrian Gryszkiewicz. Dwaj ostatni żółte kartoniki zobaczyli w końcówce i mają one konsekwencje. Obaj mają po 4 napomnienia w tym sezonie, a to oznacza, że nie będą mogli wystąpić w poniedziałek w Gliwicach.

To spory ból głowy dla sztabu szkoleniowego górniczej jedenastki, bo to wiodące postacie zabrzańskiej defensywy. 22-letni Wiśniewski wystąpił we wszystkich 23 ligowych spotkaniach i tylko przeciwko Lechowi – z powodu wirusowych zawirowań – wszedł na boisko z ławki. Podobnie jest z Gryszkiewiczem, który wystąpił 21 razy. Co ciekawe, wszystkie kartki złapał w sześciu ostatnich meczach i stąd przymusowa pauza z Piastem, z którym w poprzednim sezonie 21-latek jedyny raz zagrał w ekstraklasie, notując bardzo solidny występ. W czerwcu zeszłego roku „górnicy” bezbramkowo zremisowali przy Okrzei z ówczesnym wiceliderem, a Gryszkiewicz zastępował pauzującego za kartki Erika Janżę. W bieżących rozgrywkach – po zmianie ustawienia na trzech środkowych obrońców – zawodnik ten ma „etat” na grę w podstawowym składzie, ale teraz go zabraknie.

GKS Jastrzębie stracił zawodnika, zyskał trenera. Adam Wolniewicz kończy z kopaniem piłki.

Od kilku tygodni członkiem sztabu trenerskiego drużyny z Jastrzębia Zdroju jest Adam Wolniewicz, który postanowił zakończyć karierę sportową. – Po konsultacjach z lekarzami podjąłem taką decyzję – przyznał wychowanek Gwiazdy Ruda Śląska. – Stwierdziłem, że lepiej dla mojego zdrowia w przyszłości będzie zakończenie wyczynowego uprawiania sportu. Pomyślałem, że skoro nie mogę pomóc zespołowi na boisku, to spróbuję to zrobić poza nim, poprzez jakieś podpowiedzi czy pomoc przy organizacji treningów. Do czerwca mam kontrakt z GKS-em Jastrzębie i sprawdzimy, jak się w tym odnajdę. Zobaczymy też, czy nowy trener będzie chciał mieć w sztabie swoich ludzi, czy oprze się również na tych, którzy już w sztabie szkoleniowym pracują. Gdybym miał streścić ostatnie pięć kolejek, to zdecydowanie zabrakło nam szczęścia. Te porażki na pewno siedzą chłopakom z tyłu głowy i pojawiają się coraz większe obawy. Mam nadzieję, że w meczu z Łęczną się przełamiemy. Zdobyta bramka, otwierająca wynik, na pewno nas napędzi pozytywnie i zdobędziemy trzy punkty. Musimy złapać pewność
siebie i wtedy powinno być dobrze.

Bayern nadal nie jest pewny tego, jaka przyszłość czeka jego trenera, Hansiego Flicka. W klubowych gabinetach nie wszystko działa, jak powinno. Relacje z dyrektorem sportowym Hasanem Salihamidżiciem od dawna nie są dobre.

Sam szkoleniowiec również nie chciał komentować swojej przyszłości na wczorajszej konferencji przed spotkaniem z Unionem Berlin. – Następne pytanie – rzucił tylko Hansi Flick. Dużo do powiedzenia na jego temat miał natomiast czołowy niemiecki ekspert, pracujący w telewizji Sky Lothar Matthaeus: – Zakładam, że po dwumeczu z PSG Flick umówi się na rozmowę z Rummeniggem i oznajmi mu, że po sezonie odchodzi z klubu – rzucił były piłkarz, który rozegrał najwięcej meczów dla reprezentacji Niemiec w jej historii. Matthaeus wielokrotnie podkreślał na wizji, że rozmawia z Flickiem, obaj zresztą grali ze sobą kiedyś w Bayernie, a podobne wnioski coraz częściej wysnuwają niemieccy dziennikarze. Matthaeus dodał też: – Widzę to tak, że w następnym sezonie w klubie będzie pracować albo Flick, albo Salihamidzić.

– Całość zaczyna nabierać groteskowych kształtów – mówił z kolei w rozmowie z „Bildem” Dietmar Hamann, który grał w Bayernie w latach 90. – Nawet jeśli Flick nie zostanie trenerem reprezentacji, to raczej i tak nie zobaczymy go na ławce Bayernu w przyszłym sezonie, ponieważ można przypuszczać, że Salihamidzić utrzyma swoją posadę. Ci dwaj najwyraźniej nie mają już ochoty dłużej ze sobą współpracować, więc najlepiej będzie, jeśli nie będą się już codziennie widywać – mówił 57-krotny były reprezentant Niemiec.

SUPER EXPRESS

Andre Martins gotowy na wojnę z Lechem. Kiedyś pomocnik Legii wzorował się na słynnym rodaku, selekcjonerze reprezentacji Polski.

– Który piłkarz, z którym grałeś, nauczył cię najwięcej?

– Trudno wymienić jednego. Na pewno Esteban Cambiasso, człowiek, który wygrał prawie wszystko. Gra z nim w Olympiakosie wiele mi dała. Miałem szczęście, że spotkałem na swojej drodze Bruno Fernandesa. Graliśmy razem w drużynie olimpijskiej. Już wtedy był świetny. Ale byli też William Carvalho, Adrien Silva. Wielu ich było. I był to niezwykły komfort dla mnie. Oni mieli w sobie tyle jakości, że wszystko wydawało się prostsze, niż jest. Myślę, że Bruno wywarł na mnie największe wrażenie. Gdy graliśmy razem w kadrze, nie znałem go zbyt dobrze. Po jednym jego zagraniu na treningu natychmiast wiedziałem, że będzie wielkim piłkarzem.

– Byłeś zaskoczony, że twój rodak Paulo Sousa objął stery polskiej reprezentacji?

– Na pewno tak, ale bardzo się cieszę, że nim został. Paulo Sousa był znakomitym piłkarzem. Doskonale pamiętam go z boiska. Wielokrotnie analizowałem jego grę na wideo, później był moim trenerem w reprezentacji do lat 16. Zawsze wyróżniał się wielką inteligencją, wiedział, jak uczyć piłkarzy, jak do nich dotrzeć.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Niemcy

Polski trener w Leverkusen: Bayer ma wizję, by co sezon grać o mistrzostwo

Damian Popilowski
0
Polski trener w Leverkusen: Bayer ma wizję, by co sezon grać o mistrzostwo

Komentarze

5 komentarzy

Loading...