Gdybyśmy mieli ocenić Petera Hyballę po tym, co opowiada w mediach, uznalibyśmy go za najlepszego trenera w Ekstraklasie. Gdybyśmy mieli oceniać go po tym, jak gra Wisła, doszlibyśmy jednak do wniosku, że swoją koncepcję potrafi przekazać głównie w wywiadach. W jego pierwszych meczach Wisła wyglądała naprawdę dobrze. Lepiej niż za Skowronka. Natomiast ostatnie pięć spotkań to typowy ligowy dżem. Haseł rzucanych w wywiadach nie da się zobaczyć na murawie.
Czy z perspektywy czasu obroniło się zwolnienie Artura Skowronka? Jak najbardziej. Były trener Wisły w zasadzie od początku sezonu miał pod górkę. Pamiętamy, co się działo po meczu z Wisłą Płock w czwartej kolejce – już wtedy jego głowa była ścinana przez kibiców Wisły. Nie pomogła mu także kompromitacja w Pucharze Polski, w którym krakowski zespół nie sprostał KSZO Ostrowiec, a więc trzecioligowcowi. Skowronkowi obrywało się nie tylko za słaby start „Białej Gwiazdy”, ale i za całą polockdownową serię. Bo początek poprzedniej wiosny za Skowronka wyglądał nad wyraz obiecująco. Wisła, która uciekła spod topora, miała nawet realną szansę na załapanie się do ósemki. Była jedną z najlepiej grających drużyn w lidze. Ale po koronawirusowej przerwie wszystko się skiepściło.
Władze Wisły okazały cierpliwość wobec Skowronka. Także dlatego, że obecny sezon jest specyficzny. Skoro spada tylko jedna drużyna, nie trzeba było wykonywać panicznych ruchów zaraz po starcie ligi. Notowania trenera skoczyły po brutalnym zlaniu Stali Mielec. Z perspektywy całej kadencji, był to tylko „wypadek przy pracy”, mecz wyjęty z kontekstu. W jedenastej kolejce, po porażce z Zagłębiem, stracił robotę. Uznano, że nie zagwarantuje klubowi nic ekstra. Warto docenić danie szansy na dźwignięcie zespołu z kryzysu. Bo Skowronek na to po prostu zasługiwał.
Co dał Hyballa Wiśle?
Sama zmiana trenera się obroniła. Są podstawy, by twierdzić, że ze Skowronkiem marazm trwałby dalej. Natomiast dziś należy zadać pytanie – czy Hyballa faktycznie daje Wiśle tyle, ile się od niego oczekiwało? Póki co jest kolejnym trenerem, który zalicza z “Białą Gwiazdą” ciekawy, obiecujący początek. A potem powraca do przeciętniactwa.
Hyballi nie można odebrać, że dał swojemu zespołowi…
-
Efekt nowej miotły
Nigdy nie zrozumiemy tego zjawiska w polskiej piłce, ale tendencja jest taka, że po zmianie trenera zazwyczaj drużyna wygląda lepiej. Może wynika to ze zmęczenia materiału i jeśli usunie się trenera, któremu nie idzie, a na jego miejsce wstawi się kogokolwiek, już sam ten fakt przynosi pewną zmianę. Poza tym nowy trener to czysta karta. Hierarcha zostaje zburzona, każdy chce się pokazać. Każdy na nowo walczy o swój byt. Zwłaszcza, gdy przychodzi szkoleniowiec, który nie uznaje kompromisów.
Hyballa nie wygrał w derbach, w których mieliśmy masę kontrowersji sędziowskich. Nawiązał walkę z Legią, pokonał Lecha. Od samego początku Wisła zaczęła grać odważniej. Tchnął w tę drużynę nowego ducha. I dał podstawy, by sądzić, że po przepracowanym obozie będzie lepiej. I było, bo Hyballa dał też…
-
Lepsze wyniki
Skowronek punktował na poziomie 1,1 pkt na mecz. Hyballa to już 1,5 pkt na spotkanie. Zmiana jest zatem ewidentna. Wisła dziś jest w sytuacji, w której nie musi drżeć o spadek. Może skupić się na budowie fundamentów pod przyszły sezon, w którym wreszcie powalczy o górną połówkę tabeli.
Natomiast Hyballi przy tych wynikach pomogło też szczęście. I wiadomo, można wyciągnąć mecz z Piastem, w którym sędzia nie pomógł „Białej Gwieździe”. Ale w tej sytuacji warto spojrzeć też na siebie. Jeśli doprowadzasz z wyniku 3:0 do 3:4, zwalanie całej winy na arbitra wygląda groteskowo. Mówiąc o szczęściu, mamy na myśli zwłaszcza mecze z Wisłą Płock i Stalą Mielec. W obu krakowianie wyglądali blado. „Nafciarzy” udało się pokonać, bo kuriozalnym centrostrzałem popisał się Boguski. Ze Stalą niewiele się kleiło, ale pomogła sama Stal – najpierw niecelne podanie Yeboaha zmieniło się w wypuszczenie sam na sam, później Flis zabawił się ręką we własnym polu karnym.
-
Wprowadzenie Piotra Starzyńskiego
I to kolejny plus, który może być niemieckiemu szkoleniowcowi pamiętany po latach. Mowa o jednym z największych latentów z rocznika 2004 w skali całego kraju. Starzyński – po całej aferze z Buksą – uchodzi dziś za największą perełkę krakowskiego klubu. Oczywiście, nie warto pompować balonika. Wciąż jest bardzo niedokładny (zwłaszcza przy wrzutkach), wciąż ma więcej meczów słabych niż dobrych. Daje drużynie impulsy, natomiast nie jest tak wpływowym zawodnikiem, jak chociażby Kozłowski dla Pogoni. Natomiast Hyballa wciąż daje szanse 17-latkowi, a przecież mógłby polegać na bardziej pewnych młodzieżowcach. Generalnie widać, że nie boi się stawiać na niedoświadczonych – zdarzało się nawet, że po murawie biegało czterech młodych piłkarzy.
-
Nowy pomysł na Savicia
Na papierze wszystko w tym transferze się zgadzało. Savić budził zainteresowanie także innych klubów Ekstraklasy, przychodził jako jeden z czołowych piłkarzy ligi słoweńskiej, który notuje regularnie liczby. Ale wejście do Wisły miał ciężkie. Skowronek widział go w roli skrzydłowego, a jedną z pierwszych decyzji Hyballi było przesunięcie go na dziesiątkę. Wypaliło? Tak. Chociaż Savić nie jest wciąż gwiazdą ligi, to stał się o wiele bardziej wpływowym zawodnikiem “Białej Gwiazdy”. Strzelił bramkę na przełamanie, w wielu meczach to on jest gościem, którego można wyróżniać. Nowy pomysł na Austriaka sprawdził się, choć powinien on funkcjonować jeszcze lepiej.
Czego Hyballa nie dał Wiśle?
Natomiast… czy nie mieliśmy oglądać czegoś więcej? Drużyny, która może nie wygrywa seryjnie, ale jest zawsze ekscytująca? Zespołu, który wykonuje na boisku odważne pomysły Hyballi? Ma jakiś styl, który konsekwentnie pielęgnuje?
W pierwszych czterech wiosennych meczach Wisła miała styl. Pierwsze 30 minut z Piastem to w zasadzie ten sam kaliber dominacji rywala, co dwa kwadranse meczu Legii z Pogonią. Piast nie istniał. Nie miał piłki. Był zabiegany. Z Jagiellonią i Śląskiem wiślacy stworzyli sobie masę sytuacji strzeleckich. Obrywało się zwłaszcza Forbesowi, który je marnował. Natomiast sam fakt kreowania tylu okazji dawał spore nadzieje. Z Pogonią udało się wygrać trochę wyrachowaniem, trochę pomocą „Portowców”, natomiast nie ma co czynić zarzutu po wygranej z ekipą, która była wówczas na pierwszym miejscu w tabeli.
Natomiast ostatnie pięć meczów Wisły mogą wprowadzać duże znaki zapytania nad warsztatem niemieckiego trenera. Wszystko, co oglądaliśmy w pierwszych spotkaniach, jakby nagle znikło. Mecz z Podbeskidziem to kulminacja. Hyballa tyle naopowiadał się o gegenpressingu, a koniec końców wyszło, że Desley Ubbink (Desley Ubbink!) nie musi wykonywać żadnego zwodu, żeby Frydrych, Radaković i Mawutor otworzyli przed nim korytarz do pola karnego. Wisła nie dość, że nie wykonywała wysokiego pressingu, to jeszcze nie biegała w tyłach. Niewykluczone, że to efekt ciężkich przygotowań, które ordynował swoim piłkarzom Hyballa w przerwie zimowej.
Czy Wisła ma kryzys fizyczny?
Można mieć podejście “piłkarze muszą zapierdalać”, ale można też pracować z głową. Materiał jest, jaki jest. Waldemar Fornalik dla przykładu nie uchodzi za szkoleniowca, u którego piłkarze się przemęczają. A jednocześnie o jego drużynach zawsze mówi się, że są świetnie przygotowane do sezonu. Ciężko stwierdzić, czy akurat w tym aspekcie Hyballa popełnił błąd. Ale jednocześnie łatwo stwierdzić, że Wisła nie biega najlepiej.
Widać to zresztą po raportach biegowych, jakie dostarcza Ekstraklasa. Rzućmy okiem na wiosenne mecze. Kluczowe w tej statystyce są liczby sprintów (w nawiasie liczba przebiegniętych kilometrów) i szybkich biegów. Na zielono oznaczyliśmy mecze, w których Wisła biegała wyraźnie lepiej niż przeciwnik.
WISŁA – PIAST (3:4)
- Przebiegnięty dystans: 118,53 km – 112,86 km
- Sprinty (> 25,2 km/h): 111 (1,85 km) – 80 (1,32 km)
- Szybkie biegi (19,8 – 25,2 km/h): 630 (8,91 km) – 565 (7,62 km)
WISŁA – JAGIELLONIA (2:0)
- Przebiegnięty dystans: 113,15 km – 107,98 km
- Sprinty (> 25,2 km/h): 116 (2,05 km) – 101 (2,03 km)
- Szybkie biegi (19,8 – 25,2 km/h): 606 (8,34 km) – 500 (7,26 km)
ŚLĄSK – WISŁA (1:1)
- Przebiegnięty dystans: 104,89 km – 110,44 km
- Sprinty (> 25,2 km/h): 77 (1,31 km) – 109 (1,89 km)
- Szybkie biegi (19,8 – 25,2 km/h): 513 (7,12 km) – 548 (7,94 km)
WISŁA – POGOŃ (2:1)
- Przebiegnięty dystans: 121,36 km – 120,47 km
- Sprinty (> 25,2 km/h): 142 (2,56 km) – 152 (2,80 km)
- Szybkie biegi (19,8 – 25,2 km/h): 690 (10,12 km) – 702 (10,22 km)
WISŁA PŁOCK – WISŁA KRAKÓW (1:3)
- Przebiegnięty dystans: 109,58 km – 109,12 km
- Sprinty (> 25,2 km/h): 103 (1,86 km) – 91 (1,55 km)
- Szybkie biegi (19,8 – 25,2 km/h): 542 (7,80 km) – 488 (6,91 km)
WISŁA – GÓRNIK (0:0)
- Przebiegnięty dystans: 117,82 km – 116,91 km
- Sprinty (> 25,2 km/h): 116 (2,22 km) – 113 (2,04 km)
- Szybkie biegi (19,8 – 25,2 km/h): 640 (9,44) – 601 (9,31 km)
LECHIA – WISŁA 2:0
- Przebiegnięty dystans: 112,33 km – 117,40 km
- Sprinty (> 25,2 km/h): 93 (1,91 km) – 93 (1,74 km)
- Szybkie biegi (19,8 – 25,2 km/h): 508 (7,39 km) – 533 (8,27 km)
WISŁA – STAL MIELEC 3:1
- Przebiegnięty dystans: 117,82 km – 121,57 km
- Sprinty (> 25,2 km/h): 104 (1,84 km) – 110 (1,98 km)
- Szybkie biegi (19,8 – 25,2 km/h): 538 (7,41 km) – 607 (8,66 km)
PODBESKIDZIE – WISŁA 2:0
- Przebiegnięty dystans: 119,77 km – 117,02 km
- Sprinty (> 25,2 km/h): 133 (2,60 km) – 96 (1,99 km)
- Szybkie biegi (19,8 – 25,2 km/h): 630 (8,99 km) – 559 (8,61 km)
Z danych wynika, że regres jest ewidentny. W trzech pierwszych meczach Wisła biegała lepiej niż przeciwnicy. Z Pogonią, Wisłą Płock, Górnikiem, Lechią i Stalą wartości są już porównywalne. Za to z Podbeskidziem widać już ewidentny regres. Wisła na początku wiosny potrafiła więc zabiegać przeciwnika, a później dostosowała się do ligowej średniej. Ale to oczywiście tylko jeden z symptomów gorszej formy, a nie jej największy powód.
Wisła – co jeszcze nie gra?
I generalnie w ostatnich meczach zatrzymała się w rozwoju. O starciu z Wisłą Płock już wspominaliśmy – nic szczególnego „Biała Gwiazda” nie grała, pomogło szczęście. Górnik Zabrze? Jeden z większych paździerzy tego sezonu. Obie strony potrafiły tylko faulować, przełożyło się to na 42 przewinienia. Z Lechią paradoksalnie Wisła wyglądała najlepiej spośród tych pięciu meczów, ale przegrała. Stal? Zdecydowanie bardziej porażka beniaminka niż zwycięstwo krakowian, których można docenić tylko za to, że potrafili skorzystać z prezentów. No i Podbeskidzie, które było absolutnym dramatem.
Nie widać gegenpressingu, o którym Hyballa opowiada z uporem maniaka. Póki co jest on tylko medialną ciekawostką. Nie widać też odwagi, o którą Wisła miała być posądzana. Nie widać też jakiejś heroicznej walki, skakania za sobą w ogień, które również przewija się w słowach Hyballi. Nie widać też, by Wisła grała w piłkę. Zimowe transfery, które przyklepywał Hyballa, to jakaś farsa. Po co stawiać na takiego gościa jak Mawutor, który poza przecinaniem akcji nie jest w stanie zaoferować nic więcej? Żan Medved to także “ciekawy ruch”. Jego wejścia nie dają kompletnie nic. Dziś znów prawdopodobnie dostanie szansę, ze względu na klauzulę strachu, o jaką zadbał Raków oddając Brown Forbesa. CV Souleymane’a Kone również nie wskazywało na to, że może być gwiazdą Ekstraklasy. Zagrał sześć minut.
Peter Hyballa jest człowiekiem, który bardzo dba o PR. Ma swoją stronę internetową, na której zamieszcza materiały szkoleniowe. Niemieckie media często korzystają z jego wiedzy, w przeciwieństwie do niemieckich klubów, bo Hyballa – poza drużynami juniorskimi – prowadził jedynie Alemannię Aachen. Także i w Polsce wyszedł z założenia, że otwarcie opowiada o swojej idyllicznej wizji prowadzenia drużyny. Czy należy czynić z tego zarzut? No nie. To dobrze, że Hyballa chce się przedstawić kibicom i nie buduje murów. Ale skoro mówi dużo, skoro mówi wprost o tym, jak ma wyglądać jego drużyna, należy go z tych słów rozliczać.
I póki co to rozliczenie wypada blado. Piłka Hyballi jest ekscytująca głównie wtedy, gdy nie trzeba wychodzić na boisko. Być może personalnie Wisła nie jest gotowa do tego, by walczyć choćby o górną połówkę tabeli. Natomiast w pojedynczych meczach potrafi pokazać, że mimo wszystko ma potencjał. Hyballa zaczął podobnie jak Skowronek. Zdobył póki co 18 punktów, Skowronek na tym samym etapie miał ich 20. I Niemiec idzie w tym samym kierunku, co swój poprzednik – po obiecującym początku zaczyna reprezentować barwy ligowego dżemiku.
Fot. FotoPyK