Reprezentacja Polski na Wembley zagra bez Roberta Lewandowskiego. Ok, ale co z tego wynika? Jak zawsze w cyklu “Niezły Numer” oddajemy głos liczbom, które nie kłamią. Sprawdziliśmy, jak biało-czerwoni radzili sobie bez “Lewego” i… tragedii nie ma. Oczywiście nie będziemy deprecjonować wpływu Roberta na grę naszej kadry. Nie bez powodu chłop strzelił połowę wszystkich bramek zdobytych przez Polaków w marcowych meczach. Ale mimo wszystko możemy spodziewać się, że nie były to ostatnie trafienia ekipy Paulo Sousy przed powrotem do klubów.
Lekkim zaskoczeniem jest już to, jak niewiele spotkań reprezentacji Polski opuścił RL9. Pewnie, teraz to filar kadry, jednak okazuje się, że nawet na początku kariery zaliczał przynajmniej wejścia z ławki. Dlatego jego absencje to sytuacje wyjątkowe, często powodowane urazami czy też chęcią odpoczynku naszego kapitana. Od czasu debiutu z San Marino w 2008 roku Lewandowski opuścił 29 spotkań. Czyli nieco mniej niż 20% wszystkich gier, które od tamtej pory rozegrała nasza kadra.
Jaki jest bilans bez Lewandowskiego? Sympatyczny to mało powiedziane.
- 15 wygranych
- 11 remisów
- 3 porażki
Mimo że z czasem rola RL9 w biało-czerwonych barwach wzrastała, zespół bardzo dobrze radził sobie bez swojej największej gwiazdy. Wspomniane trzy porażki to żadne bolesne baty, wyjaśnienie i nauka futbolu. Polska bez Lewandowskiego trzykrotnie przyjęła od rywali jedną bramkę. Tak, jedną, nic więcej. 0:1 – taki wynik padał ze Szkocją, Meksykiem oraz Holandią.
3 – mecze bez Roberta Lewandowskiego w składzie przegrała reprezentacja Polski
Bilans bramkowy Polaków bez “Lewego” też jest całkiem pozytywny. Może i nie strzelaliśmy na potęgę, ale zdarzały się wyniki: 4:1, 5:1, 3:0. Łącznie sześciokrotnie udało nam się strzelać rywalom minimum trzy gole pod nieobecność napastnika Bayernu Monachium.
- 42 bramki strzelone
- 16 goli straconych
Średnia blisko 1,5 gola na mecz. W przypadku bramek straconych odwrotna – 0,55. Polacy bez Lewandowskiego 14 razy zachowali czyste konto, czyli w blisko połowie spotkań broniliśmy na tyle dobrze, że na Wembley dałoby nam to punkt. Oczywiście inną sprawą jest waga rywali, z którymi się mierzyliśmy. Mamy co prawda kilka solidnych wyników, którymi można się pochwalić…
- 0:0 z Niemcami
- 0:0 z Portugalią
- 3:0 z Norwegią
- 3:1 z Czechami
- 0:0 z Urugwajem
- 1:1 z Portugalią
Zapewne przed pierwszym gwizdkiem każdy powie, że takie 0:0, jak z Niemcami lub Portugalią, bierzemy w ciemno. Ale wiadomo – w dużej mierze spotkania bez Lewandowskiego to jednak strzelanie do kaczek w stylu 5:1 z San Marino. Albo właśnie gorzej – 1:0 z Mołdawią, bo brakło strzelby. Dlatego końcowa teza jest taka – tragedii nie ma, ale też nie spodziewajmy się cudów. Aż 14 spotkań bez Roberta Lewandowskiego na boisku kończyło się bowiem albo bezbramkowym remisem, albo jednobramkową wygraną którejś ze stron.
Czyli “typowy mecz walki”.
5 – “punktów” w trzech pierwszych meczach to rekord nowego selekcjonera w XXI wieku
Ledwo Paulo Sousa pokazał się na zgrupowaniu, a już zdążył zebrać po głowie za niektóre decyzje. Tymczasem okazuje się, że choćby punkt zdobyty na Wembley będzie oznaczał, że Portugalczyk w roli debiutanta odwalił najlepszą robotę od czasów Pawła Janasa. Czy brzmi to jak duże osiągnięcie? Może i nie, do czasu, gdy dodamy, że Janas wykręcił najlepszy wynik w trzech pierwszych meczach kadencji, w XXI wieku. Pięć “punktów”. “Punktów”, bo w niektórych przypadkach musieliśmy trochę naginać rzeczywistość i podciągać starcia towarzyskie jako te punktowane. Ale to tylko dla łatwiejszego porównania, bo przecież wyników zmienić nie mogliśmy. Pewnie Sousa ma za sobą Andorę i Węgry, ale przecież Waldemar Fornalik grał z Estonią. Zresztą spójrzmy na “rekord” Janasa.
- 0:0 z Chorwacją
- 3:0 z Macedonią
- 0:0 z Węgrami
Ok, pięć punktów, brawo. Ale rywale nie wyglądają na finalnych bossów. Dlatego nie ma co się czepiać suchego terminarza. Tym bardziej że nawet bez punktów w Anglii nowy selekcjoner wypada bardzo efektywnie.
- Jerzy Brzęczek – 2 punkty
- Adam Nawałka – 4 punkty
- Waldemar Fornalik – 4 punkty
- Franciszek Smuda – 3 punkty
- Leo Beenhakker – punkt
- Paweł Janas – 5 punktów
- Zbigniew Boniek – 4 punkty
- Jerzy Engel – punkt
Widząc tę listę, nasuwa się jeszcze jeden wniosek. Początek nie zawsze pokazuje, w którą stronę zmierza kadra. Beenhakker zaczął dramatycznie, a zrobił historyczny wynik. Jerzy Engel podobnie, a na mundial pojechał. Zbigniew Boniek niby wynikowo TOP, ale wszyscy wiemy, jak długa i pełna sukcesów była to kadencja.
Inna sprawa, że to jednak trochę wstyd, że przez blisko ćwierć wieku nie doczekaliśmy się ani jednego selekcjonera, który wygrałby przynajmniej dwa z trzech pierwszych meczów.
5 – bramek i asyst zaliczył w trzech meczach eliminacji Hakan Calhanoglu
Robert Lewandowski strzelił dwa gole w trzech eliminacyjnych meczach, jednak bohater przerwy reprezentacyjnej jest jeden. To Hakan Calhanoglu, który absolutnie pozamiatał na zgrupowaniu. Turcja co prawda trochę popsuła sobie humory remisem z Łotwą, jednak sam Hakan i w tym meczu wypadł świetnie. Jego bilans w kadrze za marzec:
- 213 minut
- 2 gole
- 3 asysty
Udział przy bramce co 43 minuty. Absolutnie kozacki wynik. Zwłaszcza że koncertowo spisywał się nie tylko przeciwko Łotyszom, ale także w meczach z Holandią (gol i asysta) oraz Norwegią (asysta). Ciekawostka jest taka, że przy tych wszystkich czarach Hakan nie zaliczył w trzech meczach ani jednego udanego dryblingu. Do tego częściej to on faulował rywali, niż miało to miejsce w drugą stronę. Dla reprezentanta Turcji taki dorobek to blisko 1/4 całego bilansu w meczach kadry. A warto dodać, że już jesienią pokazał błysk w narodowych barwach, kończąc mecz z Serbią z golem i asystą na koncie.
Czyżby Senol Gunez znalazł właśnie lidera, który poprowadzi Turcję do pierwszego od 20 lat i drugiego w historii wyjazdu na mundial?
SZYMON JANCZYK