Przyjechał nowy majsterkowicz, światowy, dziękuje za pytania – generalnie klasa. Ludzie zachwyceni, bo wszystko to, co mówił Brzęczek w naszym języku, on przekazuje jakoś inaczej. Lepiej. Mądrzej. W końcu po angielsku. No, ale mimo wszystko to chyba jednak nie jest szkoła językowa i majsterkowicz Sousa przyjechał tutaj po to, żeby budować. A niestety – zaczął od rozmontowywania obrony.
Delikatnie przypomnę – za kadencji Brzęczka straciliśmy trzy bramki tylko w jednym spotkaniu. Z Portugalią. Sousa dostał trzy sztuki na wejście. Z Węgrami. Według mnie jest spora różnica między Portugalią a Węgrami, ponieważ o ile taki wynik z tymi pierwszymi chwały nie przynosi, ale jest zrozumiały, o tyle dostać trzy bramki od Węgrów… No trzeba się postarać.
W poprzednim roku Węgrzy trzy gole załadowali tylko Bułgarom. Rosji, Serbii, Turcji, Islandii mniej albo wcale. Ale przyjechali Polacy i proszę, da się.
Dlatego mówię, że trzeba się postarać, a Sousa o te trzy sztuki się postarał. Zmienił ustawienie, posadził na ławce Glika, wymyślił Helika. Dla mnie to jest niepojęte. Jak na taki mecz może wyjść gość, który w kadrze debiutuje i który nigdy nie grał ani z Bednarkiem, ani Bereszyńskim, ani w zasadzie z nikim innym? Fajnie, że Portugalczyk szuka nowych rozwiązań, ale jakby wpuścił Polczaka, to wszyscy mieliby mu za złe. A jak wpuścił Helika to już jest okej.
No nie jest okej. Jest bardzo daleko okej. Jeszcze jakby się zorientował w przerwie… Ale nie, trzeba było poczekać kolejnych 15 minut i stracić następną bramkę. Potem oczywiście Sousa bił się w pierś, że nie trafił ze składem i słyszę: wow, potrafi się przyznać do błędu. Naprawdę mało już niektórym trzeba, żeby chwalić selekcjonera.
Brzęczek przyznałby się do błędu, to usłyszałby, że ma wypieprzać i jest nieudacznikiem.
Robi to Sousa – klasa, brawo!
Może jestem ostry, ale przepraszam, miała być nowa jakość, to jej oczekuję. Wiadomo – potrzeba czasu. Tyle że takich szkolnych błędów chyba nie wypada popełniać? Mogliśmy się gubić w innych elementach, ale cholera, nie w obronie przeciwko Węgrom. Bez ich najlepszego piłkarza. Gdyby grał, nie mam wątpliwości: dostalibyśmy piątkę.
Ale w sumie z tym czasem… Lewandowski wychodzi po meczu i mówi, że potrzebują się zgrać. No jestem ciekaw, kiedy się zgrają. W 2025? Oczywiście jest nowy selekcjoner, ale generalnie piłkarze ci sami. Raczej wiesz, Robercie, jak nazywa się ten z kucykiem w środku pola i ten wysoki z OM, który pałęta się pod nogami. Gracie razem wiele lat, cokolwiek – w takich czy innych warunkach – można sobie wypracować.
Bo też ile można szukać wymówek. Raz zły trener. Raz nie ma czasu. Raz nie ma zgrania. Nie wiem, kiedy wszystko będzie fajnie i cacy. Mam nieustanne wrażenie, że polscy piłkarze potrzebują cieplarnianych warunków. Bez tego bez szans.
Ale jak długo było fajnie, to co na końcu (po mundialu) powiedział Lewandowski? „Widocznie na tyle było nas stać”. Nie dogodzisz.
WOJCIECH KOWALCZYK