Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz? No cóż – niezupełnie. Gdyby w istocie tak było, trofeum dziennym byłaby nie tylko Złota Piłka, ale i piłkarski odpowiednik Złotych Malin. Na rzeczywistą formę zawodnika trzeba spojrzeć nieco szerzej.
Nie można zatem z całym przekonaniem stwierdzić, że Jan Bednarek znajduje się w doskonałej formie. Southampton wygrało oczywiście ostatnie spotkanie, zachowało nawet czyste konto, a Polak przebywał na boisku 90 minut. Wyciąganie jednak daleko idących wniosków na podstawie pucharowego spotkania z drugoligowym Bournemouth, jest bezcelowe. Tak samo po porażce 0:9 nie dało się jednoznacznie stwierdzić, że Bednarek i całe Southampton to dno i wodorosty.
Chociaż przegranie meczu różnicą dziewięciu bramek jest wyczynem spektakularnym, to nie powinniśmy przyjmować go jako wyznacznik w postrzeganiu tego, jak dany piłkarz i drużyna się prezentują. Jednocześnie trudno określić, jaki okres będzie odpowiedni do zbadania rzeczywistej, a przede wszystkim aktualnej, formy.
Przyjmijmy jednak, że będzie to pięć ostatnich meczów. W wypadku Jana Bednarka obejmują one ostatni miesiąc, więc wydają się być dobrą podstawą. Na całe szczęście 24-letniego obrońcy, w przyjęte ramy nie łapie się już osławiony mecz z Manchesterem United. Nie zmienia to jednak faktu, że nie jest tak różowo, jak byśmy sobie tego życzyli.
Środkowy obrońca Southampton, jeden z (przynajmniej na pierwszy rzut oka) niekwestionowanych wyborów do pierwszego składu reprezentacji Polski, miał udział w zaledwie dwóch zwycięstwach z pięciomeczowej serii. Były to triumfy nad wspomnianym Bournemouth oraz Sheffield United, które zamyka tabelę Premier League. Czy jednak Bednarek mógł zrobić więcej? Czy fakt, że Świeci dostali w łeb od Brighton, Manchesteru City i Evertonu, idzie w znacznym stopniu na konto wychowanka Lecha Poznań?
Jak Southampton bramki traci
Oczywiście najłatwiej będzie przeanalizować gole stracone przez podopiecznych Ralpha Hasenhuttla i zwrócić uwagę na ustawienie Polaka. W poprzedniej części sezonu często pokutował fakt, że Bednarek miał problem z graczami zwrotnymi, szybkimi, obdarzonymi techniką więcej niż dobrą.
Tak było z starciu z Chelsea, gdzie rozsmarował go Timo Werner, regularnie wożący 24-latka na plecach. Tak było z Manchesterem United, gdzie regularnie uciekał mu Marcus Rahsford, a Anthony Martial był na tyle nieuchwytny, że gracz Southampton sprokurował rzut karny i wyleciał z boiska.
Tego niestety nie udało się zmienić, czego świadkiem byliśmy w meczu przeciwko Manchesterowi City i Brighton. Tym razem nieliche kłopoty Bednarkowi – jak i całemu Southampton – sprawiał Phil Foden, Kevin de Bruyne oraz Leandro Trossard.
BELGIA ZREMISUJE PIERWSZĄ POŁOWĘ, A WYGRA CAŁY MECZ Z WALIĄ? KURS: 3,54 W EWINNER!
Żeby nie było – Polak nie odpowiada za wszystkie stracone przez Świętych bramki. Niemniej, mógł się w kilku sytuacjach zachować po prostu lepiej. Choćby przy pierwszym trafieniu dla podopiecznych Pepa Guardioli, którego autorem był belgijski pomocnik.
W tym momencie akcji wszystko jest w porządku – obstawia Bernardo Silvę, trzyma Portugalczyka bardzo krótko, reszta kolegów kontroluje pozycje graczy Manchesteru.
Jednakże trzy-cztery sekundy później, wszystko zaczyna się sypać. Długie podanie otrzymuje Zinczenko, Silva odkleja się od Bednarka. Kyle Walker-Peters atakuje Ukraińca, zaś Polak schodzi nieco do prawej strony, gdzie czai się Phil Foden.
Problem w tym, że nie wykazuje się żadną agresją, ani orientacją. Gdy Zinczenko wbiega w pole karne przy obstawie Walkera-Petersa, Bednarek kryje powietrze. Nie kontroluje ani pozycji Fodena, ani de Bruyne…
…co kończy się strzałem Anglika i dobitką Belga. Jasne – lepiej w rzeczywistości powinien odnaleźć się również Vestergaard, ale trudno szczególnie bronić Bednarka. Tym bardziej że miał do piłki znacznie bliżej niż de Bruyne, lecz to pomocnik City wykazał się lepszym ogarnianiem sytuacji na boisku.
O ile jednak w tym wypadku wina jest jakkolwiek rozłożona na dwie osoby, bo i Duńczyk biegał niczym kura po dekapitacji, to trafienie na 5:2 obciąża konto Polaka. Kilka screenów wcześniej pokazaliśmy, że dobrze krył Bernardo. Mało miejsca, mało czasu na przyjęcie. Z Fodenem ta sztuka mu się kompletnie nie udała.
Anglik ma zostawione stanowczo zbyt wiele przestrzeni. A to dopiero początek kłopotów.
W momencie przyjęcia, Foden wcale nie zabrał się z Bednarkiem niczym Denis Bergkamp. Po prostu postanowił zagrać na ścianę z de Bryune. Okazało się, że Polak tej ściany nie może sforsować. Co więcej, chwilę później reprezentant Belgii przepuścił mu piłkę między nogami, wyminął i pomknął na bramką Southampton.
W ostatnim czasie złe rzeczy dzieją się, gdy Bednarkowi przychodzi decydować o ustawieniu w sytuacjach trudnych, czyli takich, gdzie musi wybierać między dwoma potencjalnymi celami. Widzieliśmy to z Manchesterem, widzieliśmy to z Brighton.
FRANCJA ZREMISUJE Z UKRAINĄ? KURS: 5,35 W SUPERBET!
Decydujące trafienie Mew to spory kamyk do ogródka Polaka. Jasne, z prawej strony ma Maupaya, ale to nie tłumaczy, dlaczego ponownie nie kryje nikogo. Stoi między dwoma zawodnikami, bez szans na dogonienie któregokolwiek. Rozważniej byłoby odpuścić Francuza i zaatakować Trossarda, wszak Kyle Walkers-Peters miał jakiekolwiek szanse na dogonienie Maupaya.
Jednakże nie przy takim ustawieniu. W tym wypadku piłkę otrzymał Welbeck, natychmiastowo odegrał do Belga…
…a ten w sprincie nie dał szans Bednarkowi, ani Forsterowi, który próbował interweniować. Zrobiło się 2:1 i Southampton nie zdołało odrobić strat.
Te stopklatki dzieli sekunda, maksymalnie trzy, a ich trakcie Polak zupełnie stracił kontakt z rywalem.
Co gorsza – podobnie było z Evertonem. Wówczas to Polakowi uciekł Richarlison. Widać było, że 24-latek nie chce ryzykować kontaktu z Brazylijczykiem, możliwego karnego, a nawet czerwonej kartki. Mimo tego ewidentne odpuszczenie i (pozorny) brak zaangażowania nieco raził po oczach. Zawodnik The Toffees był kolejnym, który zdołał uciec Bednarkowi na kilku metrach.
Problem w tej kwestii jest i to duży. Nie można go przeoczyć, choćby się silnie – do poziomu wąskich szparek – mrużyło oczy.
Southampton w ostatnich pięciu meczach straciło aż osiem bramek. Pięć z Manchesterem City, dwie z Brighton, jedną z Evertonem. Różnie możemy liczyć, ale trudno polemizować z tym, że reprezentant Polski był w mniejszym lub większym stopniu zaangażowany w cztery trafienia rywala. Z naszej perspektywy, ale i pewnie Ralpha Hasenhuttla – dużo za dużo.
Na tym problemy się nie kończą
Tym bardziej że to nie jest tak, że poza tymi wpadkami, Bednarek grał koncert na dwa świerszcze i wiatr w kominie. Z maestrią utworu Magdy Umer często nie łączyło go absolutnie nic. Na przestrzeni ostatniego miesiąca popełniał mnóstwo małych błędów, które rzutują na jego ostateczną ocenę.
W meczu z Brighton, gdzie uciekł mu Trossard, źle zachował się jeszcze w pierwszej połowie. Dał się wyciągnąć Danny’emu Welbeckowi, który zwiódł Polaka podaniem piętą. Piłka trafiła pod nogi Maupaya, ale jego strzał zdołał obronić Forster. Nie było to nic nowego – wszak we wcześniejszym spotkaniu tych drużyn – Bednarek złamał szyk za sprawą Maupaya właśnie. Wybiegł za Francuzem przed pole karne, dał sobie przerzucić futbolówkę nad głową, a chwilę później był karny, po zagraniu ręką innego defensora Southampton.
Dał się również omamić magii nóg Mahreza, ale to nie jest specjalnie dziwne, wszak Algierczyk należy do najlepszych dryblerów w Premier League, o ile nie w całej Europie.
ALGIERIA POKONA ZAMBIĘ? KURS: 2,02 W TOTALBET!
Niemniej, dobrym zobrazowaniem spadku formy Jana Bednarka są jego podania. W kadrze często krytykowano go za to, że źle rozgrywa. Nie potrafił zabrać się z piłką, dokładnie jej przerzucić, czasami zdarzyło mu się wrzucić kolegę na minę. W klubie jednak zupełnie się od tego odcinał i sukcesywnie wyglądał pod tym względem coraz lepiej. A to jakiś kros prosto na nos, a to ładne wyjście spod pressingu. Mało paniki, spora doza spokoju. No ale nie w marcu.
W całym sezonie 24-latek ma % wszystkich celnych podań na poziomie 83. W analizowanym okresie, zdołał go przekroczyć tylko dwukrotnie, przeciwko Manchesterowi City oraz Brighton. Najgorzej powiodło mu się w meczu z Sheffield United, gdzie mylił się nader często – zaledwie 61%. Rzecz jasna, żeby zrozumieć te liczby, powinniśmy spojrzeć na postać Bednarka jeszcze szerzej. Gdyby nie notował tak dobrych celnych podań na wcześniejszych etapach sezonu, teraz mało kto mógłby się do niego przyczepić.
Nie zmienia to jednak faktu, że pod tym względem delikatnie zawodzi. Co gorsza – miewa momenty, gdzie jego zagranie sprawia problem kolegom. Oczywiście to nie jest tak, że posyła kapcia, albo piłkę skaczącą jak kauczuk, ale też nie ma przypadku w tym, że chwilę po poniższym podaniu Manchester City stworzył sobie akcję bramkową.
Wszyscy zawodnicy zaznaczeni niebieskim kółkiem zbiegli się do Jacka Stephensa niczym mrówki do miodu. Anglik zdołał się jeszcze jakoś uratować, ale pressing Manchesteru City wchłonął podanie Che Adamsa i znowu zrobiło się gorąco.
Niby celne podanie, niby nie ma żelaznych podstaw do tego, żeby się doczepić, ale jakimś sposobem do podanie, niewyliczenie, że drużyna Guardioli może zaraz skoczyć go gardła, przyczyniło się do tego, że McCarthy posiwiał jeszcze bardziej.
Czy Jan Bednarek zasługuje na pochwały?
Jak widać, Bednarek nie ma za sobą najlepszych tygodni. W każdym przegranym przez Southampton meczu, dokładał od siebie cegiełkę, która rzutowała na końcowy wynik. Paradoksalnie jednak, jest lepiej, niż może się nam wydawać.
Mimo błędów i uchybień, Polak zdołał rozwinąć się w dwóch kwestiach:
- notuje więcej przechwytów – w tych pięciu meczach miał ich aż 17, ponad 3 na mecz! To świetny wynik, tym bardziej, że nie zawsze była to sama sztuka dla sztuki, wszak z Evertonem i Sheffield United zagrał koniec końców porządnie i kilka razy udaremnił zamiary rywala, właśnie dzięki odpowiedniemu ustawieniu,
- notuje więcej odbiorów – średnia w całym sezonie to 1 na mecz. Mało, co wynika z faktu, że Bednarek stosunkowo rzadko gra wślizgiem. Jest obrońcą bardziej szlachetnym, szukającym innego sposobu, niż sunięcie po ziemi. Mimo tego, w marcu jego średnia wyglądała lepiej – 1.8 odbioru (wślizgu) na mecz. Warto to zestawić z reprezentantami Anglii – Dier 0.8, Maguire 0.8, Coady 0.9, Mings 1.0, Walker 1.3, Stones 0.9. Jedynie pierwszy z obrońców Manchesteru City ma wynik porównywalny.
To pewien paradoks, że zawodnik, którego wcześniej skrytykowaliśmy za ustawianie się, notuje tak dobre liczby, mające swą pochodną właśnie w antycypacji. Wynika to jednak z bardzo prostej przyczyny – Southampton regularnie pozwala rywalowi na atakowanie. Jest odsłonięte, niespecjalnie zorganizowane w tyłach. W takiej sytuacji łatwiej jest o wykazanie się fajną interwencją, ale i znacznie łatwiej o popełnienie rażącego błędu.
Co więcej ani Vestergaard, a już na pewno nie Stephens, nie grają od Bednarka lepiej.
Odstają między innymi w kwestii użyteczności. Vestergaard nie zagra nigdzie indziej, niż na środku obrony. Stephens zaś został wystawiony na szóstce w meczu z Manchesterem City. Efekt? Był jednym z najsłabszych graczy na boisku, został zupełnie zdominowany przez podopiecznych Guardioli. Dla kontrastu warto tutaj wymienić Bednarka, który z Evertonem grał ni mniej, ni więcej, tylko na prawej stronie obrony. Pozycji dla siebie nietypowej, na której nie testował go nawet Franciszek Smuda w czasach Górnika Łęczna. Tak – zawalił nieco gola Richarlisona, ale poza tym naprawdę dał sobie radę, ba! Według niektórych ekspertów na Wyspach był najlepszym – obok Jamesa Warda-Prowse’a – zawodnikiem Świętych.
To wiadomość, która potencjalnie może ucieszyć Paulo Sousę. Oczywiście Hasenhuttl nie kombinuje na tyle, by wystawiać 24-latka na wahadle, ale i tak dobrze wiedzieć, że jest on w stanie zabezpieczyć nie tylko środek, ale i flankę boiska. Nie było to tak imponujące granie, jak to Kuby Modera na pozycji lewego wahadłowego ścinającego do środka, ale i tak więcej z niego plusów, niż minusów.
***
Ostateczna ocena bieżącej formy Bednarka nie jest zadaniem łatwym. Oczywiście widoczne są mankamenty, a konkretnie ich większa liczba w ostatnim czasie. Martwić może przede wszystkim ustawianie się i gra na zawodników szybkich, uzdolnionych technicznie.
O ile w wypadku reprezentacji Węgier nie powinno być z tym większym problemów, nie mówiąc już o meczu z Andorą, gdzie trzeba się po prostu nastawić na skakanie, siłowanie, przepychanie (a to Bednarek potrafi), o tyle z Anglią mogą pojawić się prawdziwe trudności. Na całe szczęście zabraknie Jacka Grealisha, ale przecież i Rahsford, i Mount, i Lingard, i Saka, i Sterling, i Foden, i Harry Kane też – oni wszyscy nie są kołkami do wbicia w ziemię, o czym zresztą Bednarek przekonał się w bezpośrednich starciach.
Jeśli chcemy zachować spokój, a także nie postradać przed telewizorami wszystkich zmysłów, 24-latek musi wrócić do tego, co prezentował wcześniej, gdy Święci nie byli daleko od europejskich pucharów. Więcej odpowiedzialności, mniej pójścia na raz, ale też więcej ryzyka. Jeśli Bednarkowi uda się dorzucić te składniki do mikstury, powinno podziałać lepiej, niż sok z gumijagód.
Brzmi to być może nachalnie, ale chyba trzeba tego wymagać od reprezentantów Polski. W końcu Robert Lewandowski przyznał, że w pierwszych meczach więcej będzie zależało od samych zawodników, niż założeń taktycznych.
Fot.FotoPyk