Reklama

„Jeśli uznamy, że lecimy do Anglii z Robertem, to Niemcy będą mieć problem”

redakcja

Autor:redakcja

19 marca 2021, 08:50 • 18 min czytania 32 komentarzy

Dzisiejsza prasa mocno ligowa, ale wciąż kręcimy się wokół powołań do kadry. A raczej – problemów z nimi. Ciekawego wywiadu udzielił Zbigniew Boniek, który zdaje się grozić palcem Bayernowi i mówić: to wy będziecie mieli gorąco, nie my. – W sprawie występu Lewandowskiego przeciwko Anglii nie tylko Bayern ma głos. Decydujemy także my jako federacja i sam piłkarz. Jeśli uznamy, że lecimy na Wyspy z Robertem, tak się stanie. Potem napastnik wróci do Monachiumi. Jeśli nie zmienią się obostrzenia, to Niemcy będą mieć problem ze względu na obowiązkową kwarantannę. Zaznaczam, że zawsze mieliśmy z Bayernem dobre relacje i mam nadzieję, że znajdziemy kompromis – mówi szef PZPN „Przeglądowi Sportowemu”.

„Jeśli uznamy, że lecimy do Anglii z Robertem, to Niemcy będą mieć problem”

Sport

Jacka Bąka specjalnie nie dziwi to, że Bogdan Zając stracił pracę. Jego zdaniem Jagiellonia grała poniżej oczekiwań.

Pierwszy trener w 2021 roku stracił pracę. Padło na Bogdana Zająca z Jagiellonii, która zdecydowanie nie grzeszy formą.  Zaskoczyło to pana?

– Jagiellonia poprzedni sezon miała całkiem udany, nieźle wyglądała, ma dobry skład i fajny potencjał. Teraz coś jej jednak nie idzie, a wiadomo, że łatwiej zwolnić szkoleniowca niż wymienić cały zespół, bo tutaj chodzi o koszty. Jagiellonia na pewno nie jest zadowolona, bo nie punktuje i gra zdecydowanie poniżej oczekiwań. W praktyce jest tam walka o utrzymanie. Prezes Cezary Kulesza na pewno nie mógł już tego wytrzymać i zwolnił trenera. Normalna kolej rzeczy.

Ta rozbita Jagiellonia zmierzy się teraz z Lechem, który w ostatnim miesiącu złapał formę. Faworyt wydaje się oczywisty, ale jednak w Białymstoku mogą po cichu liczyć na efekt „nowej miotły”. Pan wierzy w takie rzeczy?

Reklama

– Oczywiście, ale „nowa miotła” musi być z zewnątrz, musi przyjść do klubu, a tymczasowy trener Rafał Grzyb jest tam od dłuższego czasu. Ale zobaczymy, jak będzie, bo on mimo wszystko też może mieć jakiś wpływ na grę zespołu. To on będzie ustalał skład, będzie mówił, co i jak mają grać.

Nawiązując do pana doświadczenia piłkarskiego, jak wygląda klimat szatni po zwolnieniu trenera, a przed ogłoszeniem jego następcy?

– Ciekawie i nieciekawie, bo skoro zwolniono trenera, to znaczy, że zespół nie grał tak, jak powinien i po części winni są także zawodnicy. Na pewno jest moment wyczekiwania i zastanawianie się, jak to teraz wszystko będzie wyglądało, czy będę grał, czy nie będę grał. Czyste karty. Jest pewnego rodzaju niepewność, ale i świadomość, że zawalił nie tylko szkoleniowiec.

Rivaldinho bez gola od 20 września, Cracovia bez wygranej w 2021 roku. „Pasy” faworytem do spadku?

Cracovia nie zgarnęła jeszcze w tym roku kompletu punktów. Wskutek poniedziałkowej wygranej Stali dół tabeli dodatkowo się spłaszczył, a przewaga „Pasów” nad zamykającym stawkę zespołem – obecnie jest nim Podbeskidzie – została zredukowana do ledwie dwóch „oczek”. To już nie są żarty. Obrońcy Pucharu Polski grają o utrzymanie, a teoretycznie już w weekend mogą znaleźć się na dnie. Nawet jeśli nie – to o powiększenie dorobku będzie im trudno, skoro jadą do Gliwic. Pomóc w niespodziance mogłoby przełamanie Rivaldinho, który nie strzelił w lidze gola od… 20 września. Słynny tata raczej nie ma powodów do dumy.

Reklama

Młodzieżowcy z Górnika Zabrze cieszą się z powołania do młodzieżowej kadry. Na zgrupowanie pojadą Arkadiusz Paluszek i Krzysztof Kubica.

Paluszek ma już przetarcie w reprezentacji. W listopadzie otrzymał powołanie na eliminacyjne spotkanie z Łotwą. – To dla mnie bardzo duże wyróżnienie, bo każdy chce grać w reprezentacji. Po raz drugi jadę spotkać się z trenerem, ten projekt zaczyna się budować i wszystkiego dowiem się na miejscu. Dobrze, że nie jadę sam. Zawsze lepiej kogoś znać, choć z drugiej strony paru chłopaków już zdążyłem poznać, więc będzie OK. Traktuję to jako „kop” do ciężkiej pracy, którą codziennie wykonujemy w Zabrzu. Zanim pojadę na zgrupowanie, czeka mnie mecz w ekstraklasie i na nim chcę się skupić – mówi w rozmowie z klubowymi mediami Paluszek. W podobnym tonie wypowiada się pochodzący z Żywca Kubica. Defensywny pomocnik przebojem wywalczył sobie miejsce w jedenastce. W zimowych sparingach pokonał bramkarzy AS Trencin oraz Slovana Bratysława i wiosną zagrał we wszystkich siedmiu meczach. – Jestem bardzo szczęśliwy z tego powołania. To potwierdzenie, że trzeba ciężko pracować i iść do przodu. Można powiedzieć, że gra w reprezentacji to spełnienie marzeń. Trzeba ciężko trenować i stawiać przed sobą cele. Na kadrę jadę z nadzieją rozegrania meczu i pokazania się z jak najlepszej strony – podkreśla Kubica, który w poprzednim sezonie grał w I-igowym Chrobrym Głogów.

Bramkarze ze Słowacji, z nazwiskiem na „P”. To specjalność Waldemara Fornalika.

– Frantiszek Plach zdecydowanie jest jednym z najlepszych bramkarzy, z jakimi pracowałem. Zebrał wiele pochwał, a jego interwencja, kiedy zatrzymał piłkę na słupku, odbiła się echem nie tylko w Polsce, ale i poza granicami kraju. Nie tylko ten, ale ostatnie mecze pokazują, że Fero jest w bardzo dobrej dyspozycji – mówi szkoleniowiec Piasta, który nie może narzekać na brak dobrych lub bardzo dobrych golkiperów. Pewnie to przypadek, ale większość z nich miała nazwiska zaczynające się na literę P – Plach, Putnocky, Pesković, Pilarz, Perdijić… A dodatkowo Fornalik pracował (i pracuje) ze wspomnianym Szmatułą czy Hrdliczką w Ruchu. Jak widać z tej wyliczanki, wielu z nich było Słowakami. Szkoleniowiec docenia klasę naszych południowych sąsiadów. – Faktycznie w ekstraklasie było i jest wielu wyróżniających się słowackich golkiperów. Aż trudno na szybko ich wszystkich wymienić – podkreśla Fornalik. Piast nie tak dawno skorzystał z opcji przedłużenia umowy z Plachem, co z jednej strony zabezpiecza klub na kolejny sezon, a z drugiej stawia w dobrej pozycji negocjacyjnej, jeśli pojawią się potencjalni chętni na jego usługi. 

Czy Dariusz Marzec przedobrzył, mówiąc o walce o awans z dwóch pierwszych miejsc? Na to wygląda.

Neutralni kibice śledzący zmagania na zapleczu ekstraklasy zapewne ostrzą sobie zęby na sobotni pojedynek Miedzi z Arką. Trener gości Dariusz Marzec przed wznowieniem rozgrywek powiedział o jedno zdanie za dużo, wieszcząc bezpośredni awans swojej drużyny. Wymęczone zwycięstwo z Jastrzębiem oraz bezdyskusyjne porażki z Puszczą i Łęczną drastycznie obniżyły notowania zespołu z Trójmiasta. Nadszarpniętą reputację trenera i piłkarzy Arki może podreperować tylko wygrana w Legnicy, bo na razie sprawiają oni wrażenie boksera, który zainkasował nie o jeden, ale o kilkaset ciosów za dużo.

Super Express

Jak Frantisek Plach zareagował na swoją interwencję? Gerard Badia opowiada o tym w „Superaku”.

– Dzięki niemu skończyliśmy mecz na zero z tyłu – opowiada Gerard Badia, kapitan Piasta. – W autokarze pokazałem mu, że stał się sławny w internecie, że o jego interwencji mówi się na całym świecie. Był w lekkim szoku – mówi. Hiszpan nie jest zdziwiony dyspozycją Słowaka. – Jest szybki, ma wyczucie i niesamowity refleks – zachwala kolegę. – Wiele razy przekonałem się, jak trudno strzelić mu gola. Ostatnio na treningu miałem wymarzoną sytuację. Byłem pewny, że padnie bramka, że nie zdąży zareagować, ale „Fero” to wybronił! Jak nie ręką, to wybroni strzał nogą. Właśnie w grze nogami jest bardzo skuteczny – stwierdza.

Sebastian Mila opowiada o Kacprze Kozłowskim. Jak ocenia talent młodego piłkarza Pogoni?

„Super Express”: – Zaskoczyło cię, że Kacper Kozłowski znalazł się w reprezentacji Polski?

Sebastian Mila (39 l.): – W żadnym wypadku, bo już przed startem ligi mówiłem w „Super Expressie”, że to najbardziej utalentowany młodzieniec w Polsce. Wypowiedziałem te słowa z pełną odpowiedzialnością. Zobaczyłem chłopaka o dużej skali talentu.

– Co może mu dać to powołanie?

– To będzie dla niego cenne doświadczenie i niesamowity bodziec do pracy. Będzie mógł sam przekonać się, w jakim jest miejscu i co musi zrobić, aby na stałe zagościć w reprezentacji. Trzymam za niego kciuki, bo tak jak ja pochodzi z Koszalina i grał w Bałtyku. Start ma bardzo obiecujący. Ważne, żeby się tym nie zachłysnął, ale żeby był tak głodny sukcesu jak Robert Lewandowski. Życzę mu tego z całego serca. Niech ciągle będzie mu mało meczów, goli, zwycięstw i trofeów. Aby ciągle podwyższał sobie poprzeczkę.

– Trener Sousa mówi o nim „fenomen”. Co ciebie zachwyciło w pomocniku Pogoni?

– Możemy używać różnych słów, aby oddać skalę jego talentu. Jest niekonwencjonalny i bezczelny. W każdej sytuacji ma do zaproponowania coś ekstra. Wychodzi poza schematy. Jak na niego patrzę, to odnoszę wrażenie, że on czuje się tak, jakby grał z kolegami na podwórku. To mi się w nim podoba. Nie boi się walki z rywalem, wchodzi z nimi w pojedynek. Pamiętajmy, że on cały czas się rozwija. Imponuje balansem ciała, którym robi przewagę. Pod tym względem przypomina mi troszkę Piotra Zielińskiego. Teraz będzie mógł go podpatrzeć na zgrupowaniu.

Arkadiusz Milik przyjedzie na kadrę? O problemach z francuską federacją mówi PZPN.

– Wzeszłym tygodniu UEFA wysłała do wszystkich federacji informacje z federacji francuskiej. W niej zawarty był dokument do wypełnienia, który należało wysłać właśnie do federacji francuskiej. Poinformować o tym, kogo chce się powołać na zgrupowanie, i podać szczegóły. Federacja francuska ma te wszystkie dokumenty przekazać władzom we Francji, które mogą zwolnić piłkarzy z kwarantanny – mówi nam rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski. Prezes PZPN Zbigniew Boniek jest przekonany, że nie ma podstaw do niepokoju w przypadku Milika i będzie on do dyspozycji trenera Paulo Sousy. –Przecież to absurd i dyskryminacja, żeby kluby francuskie nie zwalniały zagranicznych piłkarzy na mecze ich reprezentacji poza Unią, kiedy francuska drużyna narodowa gra w eliminacjach mundialu w Kazachstanie i w Bośni – irytował się szef polskiej federacji w rozmowie z portalem Interia.

Przegląd Sportowy

Zbigniew Boniek w dużym wywiadzie opowiada o sytuacji w kadrze. Jego zdaniem to Niemcy ucierpią na blokowaniu Lewandowskiego.

Pana zdaniem decydujące jest nastawienie samego zawodnika?

Na razie nie, ale na końcu wszystko może zależeć od Roberta. Pamiętam, jak nie wystąpiłem w meczu Juventusu z Milanem. W tym samym dniu reprezentacja rywalizowała ze Związkiem Radzieckim. Nie było wtedy ofi cjalnych terminów FIFA. W Juventusie powiedzieli mi, że jeśli pojadę do Polski, po powrocie do Włoch czeka mnie rola rezerwowego. I co zrobiłem? Wybrałem reprezentację. A potem nie miałem w Turynie żadnych problemów z regularną grą. W sprawie występu Lewandowskiego przeciwko Anglii nie tylko Bayern ma głos. Decydujemy także my jako federacja i sam piłkarz. Jeśli uznamy, że lecimy na Wyspy z Robertem, tak się stanie. Potem napastnik wróci do Monachiumi. Jeśli nie zmienią się obostrzenia, to Niemcy będą mieć problem ze względu na obowiązkową kwarantannę. Zaznaczam, że zawsze mieliśmy z Bayernem dobre relacje i mam nadzieję, że znajdziemy kompromis. Dziś przepisy w niektórych krajach są totalnie skrzywione. W większości państw ludzie pracujący za granicą i spełniający wymagania odpowiedniego protokołu, nie podlegają kwarantannie po powrocie Tak powinno być w przypadku Roberta.

Wiele razy powtarzał pan, że zawodnik, który nie gra regularnie w klubie, nie może kadrze nic zaoferować. Na liście selekcjoner znaleźli się m.in. rezerwowi w Anglii Kamil Grosicki i Przemysław Płacheta.

Uważam, że trener podjął słuszne decyzje. Płacheta jest młody, znalazł się w trudnej sytuacji, ale ona szybko może się zmienić. Pamiętam, kiedy Jan Bednarek siedział na ławce Southampton, a dziś gra bez przerwy. Grosik jest zawodnikiem, który nawet w 20 minut może zrobić różnicę na boisku – skorzystać z szybkości i zaliczyć asystę. Sousa powiedział wam, że oczekuje od Kamila dużej szczerości. Chce, by Grosicki określił wprost, w jakiej jest formie fi zycznej. Nie wydaje mi się, że w obecnej sytuacji Paulo będzie zaczynał skład od tego piłkarza. Natomiast Kamil może się przydać. To reprezentacja, tu nikt nie przyjeżdża tylko po to, by zrobić atmosferę. Trener wybrał 27 zawodników i ma pewien komfort. Mimo kłopotów niektórych piłkarzy chce ich „dotknąć”, porozmawiać. Nie wydaje mi się, by wpychał kogoś do kadry na siłę.

Rozumiem, że zmienił pan zdanie i piłkarz, który nie gra w klubie, może pomóc reprezentacji?

Taki zawodnik nie może dać drużynie niczego wielkiego przez 90 minut. To jasne. Natomiast może czegoś dokonać w krótszym wymiarze czasowym.

Koronawirusowe szaleństwo w eliminacjach. Nie tylko Polacy mają problem, niektóre kadry zderzają się z absurdami.

Problem kwarantanny najbardziej dotyka Austrię, którą czeka wyjazd do Szkocji. Jej kadra opiera się na piłkarzach z Bundesligi. W tym gronie są największe gwiazdy: David Alaba z Bayernu czy Marcel Sabitzer z RB Leipzig. Inny ważny kadrowicz Marko Arnautović z chińskiego Shanghai Port nie został powołany, bo nie może podróżować do Europy. Mocne osłabienie grozi też Czechom, którzy zagrają na wyjeździe z Walią. Selekcjoner Jaroslav Šilhavy może nie będzie mógł skorzystać po jednym ważnym piłkarzu w każdej formacji – z bramkarza Jiřiego Pavlenki, obrońcy Pavla Kadeřabka, pomocnika Vladimira Daridy i napastnika Patricka Schicka. Wygląda więc na to, że paradoksalnie brytyjskie drużyny mogą zyskać na tym, że w Europie panuje strach przed pochodzącym z tego państwa wariantem koronawirusa, bo zagrają z osłabionymi rywalami. W jednym meczu reprezentacji, z Gibraltarem, według obecnie obowiązyjących reguł nie mogłaby wystąpić także inna gwiazda Bundesligi – Erling Haaland, podobnie jak jego czterech kolegów z kadry również grających w Niemczech. Według tamtejszych przepisów, Gibraltar jest traktowany jako część Wielkiej Brytanii, tyle że… to jedno z najbezpieczniejszych miejsc w Europie. Po zaszczepieniu wszystkich dorosłych mieszkańców przedwczoraj nie zanotowano tam żadnego nowego przypadku koronawirusa, a średnia z ostatniego tygodnia wynosi dwa zachorowania dziennie. 

Jakub Bartkowski jest w życiowej formie. Z czego ona wynika, skąd się wzięła?

Nie potrafi ę sobie przypomnieć, by był pan tak aktywny w ataku jak w minionych tygodniach. Obecnie w Pogoni wyrósł pan na jedną z kluczowych postaci ofensywy i bardzo często jest pan pod polem karnym rywali. Wcześniej tego nie było.

To prawda, od pewnego czasu widać, że w każdym spotkaniu staram się uczestniczyć w atakach. Odważniej zapędzam się pod szesnastkę przeciwników. Być może faktycznie wcześniej było tego za mało i właśnie dlatego trener Kosta Runjaic nie zawsze na mnie stawiał.

Skąd ta zmiana? Runjaic rozmawiał albo pracował z panem indywidualnie?

Tak naprawdę trener od zawsze wymagał ofensywnej gry od bocznych obrońców. W trakcie odpraw pomeczowych dostawałem feedback, że powinienem być aktywniejszy w ataku. Jednak nie mieliśmy indywidualnych spotkań albo rozmów na ten temat. Znałem oczekiwania trenera, przyjmowałem jego uwagi i próbowałem wcielić w życie. Według mnie to normalna kolej rzeczy. Tak to z reguły wygląda. Wydaje mi się, że w defensywie od dawna prezentowałem solidny poziom, a ostatnio udało mi się przekuć teorię w prakt y k ę i staKilka miesięcy przed 30. urodzinami prawy obrońca notuje najlepsze statystyki w karierze. łem się skuteczniejszy też w ofensywie. Faktycznie pod tym względem da się dostrzec różnicę w mojej grze.

Jak udało się panu utrzymać formę fizyczną, skoro we wrześniu, październiku i listopadzie w sumie wystąpił pan w pierwszym zespole raz – z ławki w doliczonym czasie rywalizacji ze Śląskiem Wrocław?

To ogromna zasługa naszego sztabu szkoleniowego, który bardzo dba o tych, co akurat nie grają. Ćwiczyłem indywidualnie, ale przede wszystkim mieliśmy grupowe zajęcia wyrównawcze, w których uczestniczyło od 6 do 12 osób. Na tych treningach pracuje się tak dobrze, że w zasadzie każdy może wskoczyć do wyjściowej jedenastki i nie będzie widać różnicy między nim a tymi, co występują regularnie. Ponadto nie miałem żadnych kłopotów zdrowotnych, dlatego – o ile mnie pamięć nie myli – nie opuściłem ani jednych zajęć w tamtym okresie. Potrzebna była tylko ta szansa.

Legia wygra po raz piąty z rzędu? To szansa na serię, której w stolicy nie widzieli od dawna.

– Niczego nie wolno przesądzać, liga jest nieprzewidywalna, a każde rozstrzygnięcie możliwe. Czeka nas jeszcze dużo trudnych spotkań, nie możemy stracić czujności – przestrzega trener Czesław Michniewicz. – Żeby wywalczyć mistrzostwo, trzeba zdobyć ponad 60 punktów – dodaje szkoleniowiec Legii. Na razie jego zespół ma ich 45. W ostatniej dekadzie dorobek warszawskiej drużyny na tym etapie rozgrywek był okazalszy tylko raz (46 punktów w sezonie 2012/13). Przed wyprawą do Lubina zespół Michniewicza dotknęły problemy kadrowe. Legia pojedzie na mecz z Zagłębiem w komfortowej sytuacji, ale tylko punktowej. W czwartek na dolegliwości żołądkowe narzekał Paweł Wszołek i bardzo możliwe, że w Lubinie nie wystąpi. Z innych ważnych zawodników zabraknie tylko Filipa Mladenovicia, który przed wyjazdem na zgrupowanie reprezentacji Serbii odpocznie za żółte kartki. W tej sytuacji zrobił się problem z bocznymi pomocnikami. Być może Michniewicz wróci do ustawienia 1-4-2-3-1 z Josipem Juranoviciem i Artemem Szabanowem na bokach obrony oraz Walerianem Gwilią ustawionym za Tomašem Pekhartem (wtedy Luquinhas i Bartosz Kapustka na bokach pomocy). Jeśli zostanie przy wariancie z trójką obrońców (do skłądu wraca Artur Jędrzejczyk, a do kadry meczowej Igor Lewczuk po kontuzji), musi znaleźć zawodnika na skrzydło. Opcji jest kilka, a mecz dopiero w niedzielę.

Fornalik kontra Probierz, czyli dwie filozofie. Jeden stawia na Polaków, drugi opiera się na zagranicznych piłkarzach wątpliwej jakości.

I coś w tym jest, bo prezes i trener Pasów w jednym w ciągu trzech i pół roku pracy przy Kałuży ściagnął do klubu 53 piłkarzy, z czego zdecydowana większość z nich (67,9 procent) to obcokrajowcy. – Trudno ocenić sposób budowy drużyny, nie będąc w środku, ale na pewno trochę szkoda, że gdzieś te proporcje między Polakami a piłkarzami zagranicznymi są zachwiane – uważa Łukasz Masłowski, były dyrektor sportowy Wisły Płock. Kiedy Probierz budował skład oparty głównie na obcokrajowcach, żonglując kolejnymi nazwiskami, z których wiele odeszło, całkiem słusznie, w zapomnienie, Fornalik postawił na stabilizację. Za jego kadencji do Gliwic trafi ło 36 graczy, z czego 26 to Polacy. – Ta fi lozofi a jest mi znacznie bliższa i wydaje się, że na dłuższą metę przyniesie lepszy skutek – dodaje Masłowski. Na zarzuty o małą liczbę Polaków w składzie Cracovii Probierz reaguje alergicznie. – Ma grać ktoś dobry czy Polacy? – pytał ironicznie w czerwcu ubiegłego roku. Odpowiedź jest prosta – ktoś dobry. Problem w tym, że takich piłkarzy w barwach Pasów jest niewielu. Żeby wymienić dziwne wzmocnienia klubu z Kałuży w ostatnim czasie, wcale nie trzeba daleko szukać. Gdy Korona z hukiem spadała z ligi, w Cracovii zatrudniono dwóch piłkarzy kielczan: Michaela Gardawskiego i Ivana Marqueza. Żaden nie był wyróżniającą się postacią w lidze, ale Probierz uznał, że pomogą Pasom w eliminacjach europejskich pucharów. Do tego dochodzą takie sytuacje jak te z Januszem Golem i Mateuszem Wdowiakiem, którzy odchodzili z Krakowa w nie najlepszej atmosferze, co też nie przeszło w środowisku bez echa. W kuluarach coraz częściej słychać, że polscy zawodnicy, mając dwie podobne oferty, raczej nie będą się skłaniać ku temu, by podpisać kontrakt z Pasami. 

Raków obchodzi 100-lecie istnienia, więc jego historię wspominają osoby związane z klubem.

4. Upadek i odrodzenie

Po degradacji w 1998 roku Raków spadał w ligowej hierarchii, aż jesienią 2001 roku wylądował w IV lidze. Taki stan rzeczy trwał do 2005 roku, kiedy drużyna w dramatycznych okolicznościach wygrała baraże o awans do III ligi z Koszarawą Żywiec. W obu meczach padł bezbramkowy remis. Konkurs rzutów karnych zakończył się wynikiem 9:8 i ostatecznie promocję szczebel wyżej wygrali częstochowianie. W 2010 roku klub był bliski upadku, ale w jego życie zaangażowali się byli piłkarze – Jerzy Brzęczek jako trener i Krzysztof Kołaczyk jako prezes. Dzięki nim udało się utrzymać drużynę w II lidze.

ADAMUS: Spadek z ekstraklasy i późniejsze tułaczki po niższych ligach były utożsamiane z upadkiem Huty Częstochowa. Zabrakło też trochę ludzi, którzy chcieliby w odpowiedni sposób zająć się Rakowem. Klimat opadł. Skoczyło się na grze w IV lidze, z której udało się awansować po niesamowitym boju z Koszarową Żywiec.

M. MAGIERA: Straszne emocje wtedy mną targały, bo byłem członkiem zarządu klubu. To trwało od 2001 roku. Z grupą przyjaciół zaczęliśmy łatać wszystkie powstałe dziury w klubie. Mecze barażowe z Koszarawą Żywiec w 2005 roku, to było zwieńczenie naszej czteroletnie pracy. Gdyby Raków wtedy nie awansował do III ligi, nie jest wykluczone, że rozmawialibyśmy o tym klubie w czasie przeszłym. Kibice bardzo pomagali. Gdyby nie oni, to Rakowa nie dałoby się uratować. Wracając do dwumeczu z Koszarawą, to oba spotkania zakończyły się bezbramkowym remisem. O awansie rozstrzygały karne. Zakończyły się w dziesiątej serii przy stanie 9:8 dla Rakowa. Dla gości kluczowej jedenastki nie wykorzystał były zawodnik ekstraklasowego Ruchu Radzionków Rafał Jarosz. Dwa miesiące po awansie do III ligi przyjechała komisja ze Śląskiego Związku Piłki Nożnej, która miała zweryfikować boisko. Okazało się, że bramka, na którą strzelano karne, została wkopana o siedem centymetrów za głęboko i poprzeczka była za nisko. Przypomnę, że jak Cyruliński obronił karnego Jarosza, to piłka po rękach Grześka, odbiła się od poprzeczki. Gdyby bramka była wyższa o te siedem centymetrów, to może padłby gol i historia karnych potoczyłaby się inaczej.

Adrian Błąd opowiada Izie Koprowiak o chorobie córki.

Zdawaliście sobie sprawę, że Hania urodzi się chora?

Absolutnie nie. Żona przechodziła ciążę bardzo dobrze, nie było żadnych komplikacji. W wyznaczonym terminie pojechała do szpitala w Katowicach, następnie dołączyłem do niej. Poród trwał kilka godzin, cały czas byłem z Anią na sali. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, problem pojawił się dopiero na końcu. Hania była trzy razy owinięta pępowiną, dodatkowo zachłysnęła się smółką. Lekarze zaczęli rozważać, czyw tej sytuacji żona ma rodzić naturalnie, czy potrzebne jest cesarskie cięcie. To wszystko trwało… Kiedy w końcu wyciągnęli Hanię, od razu zaczęła się reanimacja. Stałem, patrzyłem, nie wiedziałem, co się dzieje. To wszystko nagle zaczęło się rozgrywać tak szybko, że nie docierało do mnie, że możemy ją stracić. Zrozumiałem to dopiero, gdy zobaczyłem ją w inkubatorze. Wtedy widziałem ją po raz pierwszy i na kolejny miesiąc – ostatni, bo od razu zabrali Hanię do specjalistycznej kliniki w Zabrzu. Tam mogli wprowadzić ją na 72 godziny w hipotermię. Przez czas jej pobytu w szpitalu nie mieliśmy z nią żadnego kontaktu.

W którym momencie dotarło do pana, co się wydarzyło?

Pierwszy szok przeżyliśmy podczas rozmowy z anestezjologiem, który reanimował Hanię. Kiedy ją zabrali, powiedział nam wprost, że nasza córeczka walczy o życie. To nas oszołomiło. Potem zdałem sobie sprawę, jak może być ciężko, gdy Ania wyszła ze szpitala bez Hani, gdy przez miesiąc nie mogliśmy jej nawet zobaczyć.

Żona też nie mogła być przy córce?

Pandemia spowodowała, że było to niemożliwe. Raz dziennie mogliśmy zadzwonić na dyżurkę i zapytać o stan dziecka. Tyle. Miesiąc niewyobrażalnego stresu. Najtrudniejszy miesiąc w życiu. Wciąż słyszeliśmy to samo: córka walczy o życie.

Czyli najważniejszą informacją była ta, że żyje.

Na szczęście zareagowała dobrze na hipotermię. Urodziła się z jednym punktem w skali Apgar, później przyznano jej pięć, nabrała pewnych funkcji życiowych. Jednak niedotlenienie mózgu podczas porodu spowodowało, że ma bardzo duże zmiany neurologiczne w głowie. Rehabilitacja jest powolnym procesem, na wielu płaszczyznach. Nie jest to tylko praca nad jej sprawnością fi zyczną, ale też choćby terapia wzroku, jest tego wszystkiego tyle, że to się w głowie nie mieści. 

Gazeta Wyborcza

Wyniki Ligi Mistrzów ze środy, info o brakach w kadrze na zgrupowanie – to wszystko już wiemy, dzięki.

fot. FotoPyK

Najnowsze

1 liga

Wisła Kraków zwycięża, ale problemy z koncentracją wciąż są widoczne

Arek Dobruchowski
0
Wisła Kraków zwycięża, ale problemy z koncentracją wciąż są widoczne

Komentarze

32 komentarzy

Loading...