Adrian Benedyczak (2000), Kacper Smoliński (2001), Marcel Wędrychowski (2002), Kacper Kozłowski (2003). Pierwszy to wartościowy zmiennik, ma na koncie choćby gola z Rakowem i nie zdziwimy się, jeśli wkrótce zluzuje Zahovicia. Drugi rozegrał w tym sezonie w Pogoni najwięcej minut spośród młodzieżowców i daje radę, czego dowód widzieliśmy choćby w meczu z Cracovią, gdy strzelił gola. Wędrychowski dobrze się pokazał w zeszłym sezonie, lecz stracił trochę czasu na leczenie więzadeł. Teraz wraca do gry. Kozłowski jest z kolei postrzegany jako jeden z najwiekszych polskich talentów nie tylko w swoim roczniku, lecz w ogóle. Polskie kluby mają ciekawych młodzieżowców. Pogoń wyróżnia się tym, że sama ich sobie wychowała, z każdego rocznika wypuszczając piłkarza gotowego na Ekstraklasę. Gdzieniegdzie nazywa się ich piłkarskimi dziećmi Dariusza Adamczuka.
Pogadaliśmy z całą czwórką na raz. To jedna z tych rozmów, przy których nie ma sensu dopisywać zwrotu (śmiech), bo musiałby on pojawiać się co chwilę. „Pogoń ma fajną młodzież” – można usłyszeć zewsząd od komentatorów. Z naszego wywiadu dowiecie się, że to określenie wybiega też daleko poza boisko.
***
Zacznijmy z grubej rury – kto z was ma największy talent?
Kacper Kozłowski: – Ciężkie pytanie. Ja na przykład mam 20% talentu i 80% pracy.
Kacper Smoliński: – Tak, tak!
Adrian Benedyczak: – Pan piłkarz Kozłowski!
Marcel Wędrychowski: – Każdy z nas ma odpowiednio dużo talentu, by znaleźć się w tym miejscu, w którym jesteśmy. A kto najwięcej? Ciężko odpowiedzieć.
Kacper Kozłowski: – Marcel, nie pij tej wody pod publiczkę! Profesjonalista! Ale zgadzam się z twoją wypowiedzią.
Marcel Wędrychowski: – Dziękuję ci Kacper, że przynajmniej ty.
Kacper Smoliński: – Marcel, ja też jestem za tobą! Podoba mi się twoja wypowiedź.
Marcel Wędrychowski: – Dziękuję, Kacprze. A ty Adrian, co myślisz?
Adrian Benedyczek: – Ja myślę podobnie, ale wiecie, jak jest.
Marcel Wędrychowski: – Czyli ty masz największy talent?
Adrian Benedyczak: – Przede wszystkim uważam, że talent jest ważny do pewnego wieku. Do 13 czy 14 lat ma duże znaczenie. Potem już niekoniecznie.
Kacper Smoliński: – Tak mniej więcej do czasu, gdy byliśmy w juniorach, nie? Potem już trzeba było wszystko nadrobić ciężką pracą.
Kacper Kozłowski: – Tak jak chłopaki mówią, każdy z nas ma odrobinę talentu, dzięki czemu możemy się znajdować w tym miejscu. Bez tego talentu nie byłoby kolorowo. Trzeba go choć trochę mieć.
Niewątpliwie macie talent i dostajecie w ostatnim czasie sporo pochwał. Dla młodego piłkarza sodówka to pewne zagrożenie . Kogo z was…
Kacper Kozłowski: – To ja już mogę zacząć.
Marcel Wędrychowski: – Ale nawet nie padło jeszcze pytanie!
Kacper Smoliński: – To już chyba wiadomo, komu sodówka może odbić.
Kacper Kozłowski: – Przede wszystkim od małolata zawsze otrzymywałem dużo pochwał, więc ta sodówka mogłaby mi odbić już dawno. Mam mocną mentalność i dobrze poukładane w głowie.
Marcel Wędrychowski: – Tak, tak, jesteś skromny i w ogóle!
Kacper Kozłowski: – Marcel, pilnuję się.
Marcel Wędrychowski: – To ja może powiem…
Kacper Smoliński: – A wiesz w ogóle, jakie jest pytanie?
KIM JEST KACPER KOZŁOWSKI? SYLWETKA PIŁKARZA BRIGHTON
Chciałem zapytać, kogo z was najbardziej trzeba ściągać na ziemię. Ale to już się chyba wyjaśniło.
Kacper Kozłowski: – Czyli prawidłowo odpowiedziałem na pytanie.
Sam się wypchałeś przed szereg!
Adrian Benedyczak: – Trzeba trzymać Kacpra krótko przy ziemi.
Marcel Wędrychowski: – Buntuje się, nie chce sprzętu nosić.
Adrian Benedyczak: – Trener już nawet sam mówi, żeby wracał do szatni po treningu.
Kacper Kozłowski: – Nie ukrywam, że wchodzę na etap seniorski, więc to młodsi powinni chodzić teraz ze sprzętem. Nie no, żartuję oczywiście! Nie gadajcie tak, bo jeszcze sobie ludzie pomyślą, że coś jest ze mną nie tak.
Czemu zgodziliście się z tym, że to Kacpra trzeba trzymać najmocniej przy ziemi?
Marcel Wędrychowski: – Nie no, śmiejemy się tylko.
Adrian Benedyczak: – Po prostu jest z nas najmłodszy i jest na niego największy hype. Dlatego trzeba go trzymać krótko.
Kacper Smoliński: – I sprowadzać na ziemię. Jest najmłodszy i musi wiedzieć, co trzeba robić na boisku i poza nim.
Kacper Kozłowski: – Najmłodszy wiekiem, ale doświadczeniem już ci, Kacperku, dorównuję!
Kacper Smoliński: – Tak, Koziołku, ale jeszcze trochę ci brakuje.
Kacper Kozłowski: – Może, ale liczbę minut mamy już porównywalną.
Marcel Wędrychowski: – Panowie, żebyśmy się tutaj nie pokłócili!
A reszta nosi dalej sprzęt?
Kacper Smoliński: – Wszyscy nosimy, pomagamy po treningu i przed, gdy trener nas o to poprosi.
Adrian Benedyczak: – Ale staramy się już powoli opuszczać ten okres.
Kacper Kozłowski: – Adrian, ty przecież już dawno przestałeś nosić sprzęt!
Adrian Benedyczak: – Jeszcze pomagam. Ale już powoli, powoli idę w tę stronę, żeby nie nosić.
Kto z was najlepiej radził sobie w szkole? Pogoń zwraca uwagę na oceny?
Kacper Kozłowski: – Gdy przychodziłem do Pogoni, bardzo pilnowano ocen i średnich na koniec roku szkolnego. Ale w moim wieku trzeba już samemu myśleć o przyszłości. Pogoń z czasem przestaje bardzo mocno naciskać na szkołę. Pojawiają się inne priorytety – pierwszy zespół.
Adrian Benedyczak: – To prawda. Całe gimnazjum trzymali nas krótko, a gdy poszliśmy do liceum i dołączyliśmy do pierwszego zespołu, mamy więcej samoświadomości i musimy sami więcej się pilnować.
Kacper Smoliński: – Przede wszystkim Pogoń ma “swoją” szkołę i klasy sportowe. W wieku juniora trenerzy pilnowali. Trener Marcin Łazowski czasem wolał, by ktoś szedł poprawić sprawdzian niż był na treningu. Pilnowali, bo edukacja jest ważna. Trzeba mieć zawsze plan B.
Kacper Kozłowski: – Kacper, jaki ty chcesz mieć plan B? Jak nie chcesz być piłkarzem, to kim ty chcesz być?
Kacper Smoliński: – Chodzi mi tylko o alternatywę, na wypadek, jakbym doznał kontuzji, Kozioł.
Kacper Kozłowski: – Właśnie to jest najgorsze. Polski zawodnik zakłada od razu czarny scenariusz, że coś ma się mu stać.
Kacper Smoliński: – Nie mówię, że zakładam czarny scenariusz. Po prostu mówię, że warto skończyć szkołę i zdać maturę. Później możesz kontynuować grę w piłkę i w razie czego iść na studia.
Marcel Wędrychowski: – Zobacz, Kozioł, miałeś wypadek, nie masz wtedy wpływu na nic, mogłeś na przykład stracić w nim nogi. Mi też się mogło coś stać. Dlatego warto pamiętać o szkole, żeby w razie czego coś ogarnąć.
Kacper Kozłowski: – No dobra, może i tak. Ale nawet jak skończysz studia, to co ci po tym? Czasami ludzie bez studiów mają lepszą pracę niż osoby wykształcone. Wiadomo, że fajnie jest mieć papierek. Ale on nie jest moim zdaniem najważniejszy w dorosłym życiu.
Kacper Smoliński: – To wiadomo. Ale jak teraz masz opcję zdać wszystko jak ja w zeszłym roku, warto to zdać, mieć zaliczone.
Kacper Kozłowski: – To nie zaszkodzi, oczywiście.
Czyli ty, Kacper, masz takie podejście, że sto procent koncentracji poświęcasz piłce.
Kacper Kozłowski: – No tak. Jakbym poświęcał tylko 80%, byłoby mniejsze prawdopodobieństwo, że grałbym gdzieś w poważnej, europejskiej piłce. Zwiększam swoje szanse. Idę w kierunku stuprocentowego skupienia na piłce.
Wspomnieliście o waszym wypadku. Jedziecie, dochodzi do kolizji… Co się działo w samochodzie bezpośrednio po?
Marcel Wędrychowski: – Jechaliśmy na trening z klubowym przyjacielem, Maćkiem Żurawskim. Na drogę wyjechała nam kobieta, pamiętam moment uderzenia. Potem jako jedyny straciłem przytomność. Miałem wstrząs mózgu. Ocknąłem się, gdy mnie wyciągali z auta. To było straszne uczucie. Wyszedłem z samochodu, a tam Kozioł leży na ulicy, Maciek z rozciętą głową, ktoś go prowadził… W pewnym momencie zacząłem się bać o życie klubowych przyjaciół. Ogromny szok.
Kacper Kozłowski: – Marcelku, ale ty nie straciłeś przytomności. Ty się tak darłeś, że trener Kosta słyszał cię na stadionie!
Marcel Wędrychowski: – Co ty gadasz? Człowieku, straciłem przytomność i mnie wyciągali z auta.
Kacper Kozłowski: – Ale darłeś się. To akurat pamiętam.
Marcel Wędrychowski: – Chyba później, gdy się okazało, że nie mam zębów.
Kacper Kozłowski: – A pamiętasz jak wyzywałeś ratownika?
Marcel Wędrychowski: – Pamiętam. Ale nie ujawniamy szczegółów!
Kacper Kozłowski: – Maciek, który prowadził, nie miał jak w ogóle zareagować, gdy wyjechała mu ta kobieta. Pamiętam, jak głowa Maćka zwisała przy kierownicy. Byłem na takiej adrenalinie, że wyszedłem z tego samochodu o własnych siłach. I nagle… wszystko mnie zaczęło boleć. Położyłem się na ulicy. Słyszałem tylko Marcela, który krzyczy, że nie ma zęba. Ale ratownik w karetce uświadomił go, że jednak ma wszystkie.
Marcel Wędrychowski: – Ale trochę ucięte na skos.
Kacper Kozłowski: – Marcel darł się, a ja się śmiałem, bo mi podali leki. Dostałem głupiego Jasia. Wypadek, karetka, a ja chodzę i się śmieję.
Ty, Kacper, najbardziej ucierpiałeś. Musiałeś pauzować kilka miesięcy.
Kacper Kozłowski: – Miałem złamanie kompresyjne trzech kręgów lędźwiowych. Nie wymagało ono operacji, samo się goiło. Musiałem mieć tylko gorset ortopedyczny i chodziłem w nim przez kilka miesięcy. Musiałem być ciągle w jednej pozycji. Potem trzy-cztery miesiące się rehabilitowałem.
Siedziałeś z przodu podczas wypadku?
Kacper Kozłowski: – Tak, tak.
Kto z doświadczonych piłkarzy Pogoni jest bądź był najbardziej pomocny dla was jako młodych?
Kacper Kozłowski: – Jak wchodziłem do pierwszego zespołu, bardzo pomagali mi Jarek Fojut i Adam Frączczak. Wchodziliśmy razem z Hubertem Turskim. Podeszli do nas do drugiej szatni i powiedzieli, że jesteśmy przyszłością tego klubu i powinniśmy dawać z siebie jak najwięcej na treningach, a chłopaki to docenią i będziemy mieli większy spokój, jeśli posłuchamy ich rad. Oni pomogli na początku. Z czasem zakolegowałem się z Listkiem czy Kowalem.
Kacper Smoliński: – Ja podobnie. Zresztą w tym samym czasie wchodziliśmy do pierwszego zespołu. Adam Frączczak i Jarek Fojut pomagali. Z czasem poznaliśmy się lepiej z trochę starszymi od nas, którzy wciąż są młodymi zawodnikami. Teraz w szatni tworzymy zgrany zespół, każdy pomoże, podpowie. Nie ma tak, że się boimy kogoś o coś zapytać.
Adrian Benedyczak: – Obecnie generalnie łatwiej jest wejść do szatni, bo zawsze jest w niej już wielu innych młodych. Kiedyś było dwóch-trzech, teraz siedmiu-ośmiu. Łatwiej, gdy masz wielu rówieśników albo starszych o dwa lata. Mniejszy stres.
Kacper Kozłowski: – Zgadzam się z tobą, Adrian. Marcel, ty to w ogóle jeszcze jesteś?
Marcel Wędychowski: – Podpisuję się pod słowami Adriana!
Adrian, ty byłeś na wypożyczeniu w Chrobrym Głogów. Polecałbyś swoim kolegom takie rozwiązanie, gdyby ewentualnie dostawali mniej minut? Wróciłeś do Pogoni jako piłkarz, który ma inną pozycję w klubie?
Adrian Benedyczak: – Miałem wtedy trudną sytuację. Adam Buksa był w dobrej formie. Moje losy były uzależnione od tego, czy z nami zostanie, dlatego musiałem czekać do ostatniego dnia okienka transferowego. Gdy okazało się, że zostaje, dostałem zielone światło, by odejść do Chrobrego. Moim zdaniem to był strzał w dziesiątkę. Trener Ivan Djurdjević stawiał na mnie. Na dziewiętnaście meczów osiemnaście zagrałem od pierwszej minuty. Nabrałem dużo pewności siebie, doświadczenia, ogrania. W trzeciej lidze w rezerwach tego nie zbierzesz. Ogólnie polecałbym każdemu, jeśli w wieku 18-19 lat ma kłopot z graniem, żeby poszedł do pierwszej czy nawet drugiej ligi.
Kacper Kozłowski: – To kwestia indywidualna. Zdarza się też, że zawodnik pójdzie na wypożyczenie, a trener na niego nie stawia. To taki troszkę…
Kacper Smoliński: – Strzał w kolano.
Kacper Kozłowski: – No, dokładnie. Adrian miał dobrze, bo trener na niego stawiał i dużo pograł. A jak piłkarz nie pogra na wypożyczeniu, wraca do klubu z jeszcze gorszą pozycją.
Opisując akademię Pogoni, obserwowałem z boku zajęcia grupy Pogoń Future. Kilku najzdolniejszych chłopaków ma parę razy w tygodniu dodatkowe zajęcia o siódmej rano, na których bierze udział wielu trenerów i pojawiają się zawodnicy z jedynki. Jak zakładam, wy też braliście udział w tym programie. To coś, co pomogło wam się rozwinąć?
Kacper Kozłowski: – Chyba każdy z nas brał udział w tych treningach. Ty, Adrian, też?
Adrian Benedyczak: – Tak, na samym początku. Ale bardzo mało, bo jak wszedłem do pierwszej drużyny, to już nie wysyłano mnie na te zajęcia.
Kacper Kozłowski: – Ja miałem podobnie, byłem kilka razy. Pamiętam, że na treningi chodzili Adam Frączczak i Jarek Fojut.
Kacper Smoliński: – Ja chodziłem chyba najdłużej na Pogoń Future, jakieś pół roku. Treningi były o 7:15. U nas też regularnie wpadali Adam Frączczak i Jarek Fojut.
Kacper Kozłowski: – Z pierwszego zespołu był u was też czasem Kacper Kozłowski.
Kacper Smoliński: – Ty to jako junior!
Kacper Kozłowski: – Żartuję przecież!
Kacper Smoliński: – To było dla nas dobre doświadczenie. Trenowaliśmy z zawodnikami, którzy byli na co dzień w Ekstraklasie. Fajne uczucie. I możliwość sprawdzenia się na wyższym poziomie. Obserwowaliśmy, jak trenują zawodnicy z Ekstraklasy. To wpłynęło na plus.
Trenowaliście tam w małych grupach.
Kacper Kozłowski: – Jakieś piętnaście osób.
Kacper Smoliński: – Ale było wielu trenerów i duży podział na szlifowanie konkretnych umiejętności.
Kacper Kozłowski: – Treningi były tak planowane, żeby można było z nich jak najwięcej wynieść. Mała liczba osób, ale trenerzy mogli dzięki temu poświęcić każdemu więcej czasu.
Adrian Benedyczak: – Przede wszystkim były treningi pozycyjne. Było nas dwóch-trzech napastników i przez 20 minut mieliśmy tylko strzelanie.
Marcel Wędrychowski: – Fajne zajęcia, szkoda tylko, że tak wcześnie!
Kacper Kozłowski: – O, Marcel znowu się przebudził!
W Pogoni mówi się też o ujednoliceniu systemu szkolenia. Piłkarz przechodząc z jednej grupy młodzieżowej do drugiej ma nie czuć różnicy, bo wszyscy mają grać tę samą piłkę. Tak jest w rzeczywistości?
Kacper Kozłowski: – Systemy gry były podobne, czy to w rezerwach czy w CLJ. Ale wydaje mi się, że każdy trener miał inną wizję na temat stylu gry. U każdego trochę inaczej to wyglądało.
Kacper Smoliński: – Potwierdzę słowa Kozła. Styl gry może się różnił, ale ta wizja na treningach była zawsze taka sama. Na przykład rozgrywanie od bramki.
Jakie popełniliście błędy młodości?
Kacper Kozłowski: – Wszystko trzeba przeżyć za małolata. Wiadomo, robiło się głupstwa. Ale gdyby się tego nie robiło, życie byłoby o wiele nudniejsze, takie jednowymiarowe. Wszystko jest dla ludzi. Trzeba niektóre rzeczy robić z umiarem i je kontrolować.
Adrian Benedyczak: – Każdy błąd kształtuje. Jeśli wyciągniesz z niego lekcję, to nawet dla ciebie na plus, bo staniesz się lepszym zawodnikiem.
Marcel Wędrychowski: – Należy się cieszyć z błędów, bo to okazja, by wyciągać cenne lekcje. Ważne, by ich nie popełniać drugi raz.
No dobra, to jakie popełniliście?
Adrian Benedyczak: – Mam mega kontakt z rodzicami. Gdy były jakieś obozy czy wycieczki szkolne, to zawsze zostawałem w domu i trenowałem z tatą. Jak przyjechałem pierwszy raz w wieku 12 lat do internatu, to po tygodniu zrezygnowałem i wróciłem do Kamienia Pomorskiego na pół roku. Gdybym mógł cofnąć czas, zostałbym w Pogoni. Straciłem pół roku. Trenowanie w Kamieniu a trenowanie w szkole sportowej to nie jest to samo.
Czemu wróciłeś? Przestraszyłeś się Pogoni?
Adrian Benedyczak: – Tak. Tęsknota za rodzicami wygrała. Nie wytrzymałem bez nich psychicznie, bo wcześniej nigdzie nie wyjeżdżałem.
Marcel Wędrychowski: – Ja na pewno bym się lepiej odżywiał i nie jadł syfu. Tych wszystkich maków, które jadłem za małolata.
Kacper Kozłowski: – Podpisuję się pod tym!
Adrian Benedyczak: – Ja też! Chodzi o świadomość. Za dzieciaka nie wiedziałeś, że to może mieć na ciebie negatywny wpływ.
Kacper Kozłowski: – Człowiek z wiekiem się uczy. Jak z Marcelem pojedliśmy tego maka, to teraz już wiemy, na czym stoimy.
Marcel Wędrychowski: – Teraz jeszcze musisz wyciągnąć wnioski, wiesz?
Kacper Kozłowski: – Co ty, ja już mam od czterech lat wyciągnięte!
Adrian Benedyczak: – Ale próbowałeś już tej kanapki drwala, czy nie?
Kacper Kozłowski: – Spokojnie, nie można wszystkiego na raz. Wszystko przyjdzie w swoim czasie.
Adrian Benedyczak: – Ja się cieszę, że nie lubię hamburgerów.
Marcel Wędrychowski: – Ale pizzę lubisz.
Adrian Benedyczak: – O tak. Ale to chyba normalne.
Ale nie z ananasem?
Adrian Benedyczak: – Nie no, nie.
To normalne!
Adrian Benedyczak: – No właśnie, kto wymyślił pizzę z ananasem?!
Kacper Smoliński: – Mój błąd młodości? Finał Nike Cup. Przed meczem miałem kontuzję, bolało mnie biodro. Myślałem, że to coś drobnego, więc nie zgłosiłem tego, bo za wszelką cenę chciałem grać w finale. Zagrałem w tym meczu, udało mi się nawet strzelić bramkę, ale w drugiej połowie biodro nie wytrzymało. Przez ten uraz nie grałem pół roku w piłkę. Patrząc z perspektywy czasu – no mam taki charakter, ciężko mi odpuścić, jak już się na coś uwezmę. Gdy dowiedziałem się o tej kontuzji, nadal nie byłem zły na siebie, bardziej cieszyłem się, że strzeliłem bramkę w finale. Teraz myślenie się zmieniło – widzę, że straciłem pół roku. Ale ciężko mi wciąż powiedzieć, że to był mój błąd.
Kacper Kozłowski: – Jak nie błąd, to co? Głupota zwykła, Kacper.
Adrian Benedyczak: – Krótko, zwięźle i na temat.
Kacper Kozłowski: – Przecież zdrowie jest w piłce najważniejsze.
Adrian Benedyczak: – Młodemu ciężko jest odpuścić. A lepiej nie grać w jednym meczu i dzięki temu nie nabawić się groźnej kontuzji.
Kacper Kozłowski: – Zawsze musisz czegoś samemu doświadczyć, żeby coś zrozumieć.
Kacper Smoliński: – Dokładnie.
Z drugiej strony pokazuje to twój charakter. To prawda, Kacper, że nie potrafiłeś kiedyś żonglować?
Kacper Kozłowski: – Hahaha!
Marcel Wędrychowski: – Kacperek dalej nie potrafi!
Kacper Smoliński: – Dajcie mi się wypowiedzieć! To trochę wyjęte z kontekstu. Jak zaczynałem przygodę z Pogonią, chyba w wieku trampkarza, na obozach przyznawano odznaki za zrobioną liczbę kapek. Najniższa była za 50 powtórzeń. Na pierwszym obozie nie zdobyłem żadnej odznaki. Bardzo mi zależało, żeby ją mieć. Wracałem z treningu, szedłem na boisko ze starszymi chłopakami – dzięki bratu mogłem pograć ze starszymi – i zawsze jak już wracali do domu to zostawałem i żonglowałem. Później udało mi się na obozie zdobyć wyższe odznaki.
Pytanie do Marcela – kiedy wrócisz na boisko?
Marcel Wędrychowski: – Zależy od trenera. Kilka dni temu rozegrałem swój pierwszy mecz. Jestem już do dyspozycji. Jeszcze muszę tylko wrócić do stuprocentowej formy.
Jeśli przed kontuzją było sto procent, ile jest teraz?
Kacper Kozłowski: – 20?
Marcel Wędrychowski: – 110!
Dość poważną kontuzję odniosłeś jak na młody wiek. Co było najtrudniejsze przy leczeniu więzadeł?
Marcel Wędrychowski: – Wydaje mi się, że zaakceptowanie tego faktu, że stało się to akurat tobie i w takim ważnym czasie, gdy akurat miałeś swoją szansę na grę. Trudne było też szukanie plusów, a wyciągnąłem z tej kontuzji wiele pozytywów. Mogło to pójść w drugą stronę. Nauczyłem się cierpliwości. No i odpocząłem sobie pół roku! A tak serio – ta noga jest teraz w lepszej kondycji niż była przed kontuzją. Tłumaczyła mi to moja rehabilitantka. Skupiłem się na ćwiczeniach siłowych, prewencji, żeby zapobiegać następnym kontuzjom. Moje myślenie zupełnie się zmieniło.
W jaki sposób trafiliście do Pogoni?
Kacper Kozłowski: – Mieliśmy sporo meczów pomiędzy Bałtykiem Koszalin a Pogonią. Zauważył mnie trener kadry województwa. Jeździłem na kadrę 2002, swoją drogą razem z Marcelem. Trenował nas trener Michał Zygoń, który pracował również w Pogoni. Nasze drogi się połączyły. Przyjechałem na pierwsze testy, drugie testy. Potem na rozpoczęcie roku szkolnego dołączyłem do internatu w bursie salezjańskiej.
Adrian Benedyczak: – Ja też jeździłem na kadrę województwa. Zaprosił mnie trener Stali Szczecin na turniej do Niemiec. Pojechałem. Zostałem tam najlepszym zawodnikiem. Przyjechałem do Szczecina na kolejny turniej. Mieliśmy w grupie Pogoń. Walnęliśmy ją 2:0, dobrze się zaprezentowałem. Byłem już pewny, że idę do Stali Szczecin, a nagle okazało się, że trenerzy Pogoni chcą mnie zobaczyć. Pojechałem na kolejny turniej z Pogonią. Pół turnieju spędziłem na bramce, bo nie mieliśmy bramkarza. Zajęliśmy drugie miejsce. I wtedy trener powiedział, że widzi mnie w Pogoni.
Ale ściągnęli cię jako bramkarza czy napastnika?
Adrian Benedyczak: – Nie no, jako piłkarza z pola! Grałem wtedy jako pomocnik.
Marcel Wędrychowski: – Ja grałem wcześniej w Stali Szczecin. Trener Damian Górski był na jakimś meczu, zaprosił mnie na trening, dobrze się pokazałem. Taka krótka historia, nic specjalnego.
Adrian Benedyczak: – Kaczor, twoja będzie najciekawsza.
Kacper Smoliński: – Gram w Pogoni od siódmego roku życia. Byłem z rodzicami w centrum handlowym. Były zapisy na różnego rodzaju aktywności – pływanie, języki, inne sporty. Rodzice się dowiedzieli, o której mógłbym przyjść na trening do Pogoni i zaprowadzili mnie. Od tamtej pory zacząłem trenować. Jestem w Pogoni od samego początku swojego grania w piłkę.
Byliście kibicami Pogoni, zanim tu trafiliście?
Kacper Smoliński: – Ja gram tak długo w Pogoni, że od początku byłem jej kibicem. Od małego chodziłem na mecze, pochodzę ze Szczecina. W żadnym innym klubie nie grałem, żadnemu innemu nigdy nie kibicowałem.
Kacper Kozłowski: – Za małolata nigdy nie byłem za Pogonią, bo w moim mieście, Koszalinie, niestety mało kto lubi Pogoń. No dobra, to się wytnie! Po pierwszych testach w Szczecinie zacząłem być za Pogonią i bardziej myślałem o tym klubie niż o jakimkolwiek innym.
Marcel Wędrychowski: – Można powiedzieć, że kibicowałem Pogoni, ale na mecze niespecjalnie chodziłem.
Czemu?
Marcel Wędrychowski: – Nie wiem, jakoś mnie nie ciągnęło.
Kacper Smoliński: – Wolał jeździć na deskorolce.
Marcel Wędrychowski: – Tak, miałem inne zajęcia!
Adrian Benedyczak: – Ja z kolei dopóki nie przyszedłem do Pogoni w wieku 13 lat, zbytnio się nie interesowałem Ekstraklasą. Nie oglądałem wtedy dużo futbolu. Tylko topowe drużyny jak Barcelona, Real czy Manchester.
Kacper Kozłowski: – Adrian, bardzo ładnego zwrotu użyłeś. “Futbolu”. Taki angielski chłopak trochę jesteś.
Adrian Benedyczak: – Jaki angielski, jestem z Kamienia Pomorskiego. Po prostu nie patrzyłem za bardzo na Pogoń, bo nie interesowała mnie też wtedy Ekstraklasa.
Gdy już dołączyliście do Pogoni, mieliście tu piłkarskich idoli?
Marcel Wędrychowski: – Może nie interesowałem się jakoś bardzo, ale dużo mówiło się wtedy o Rafale Murawskim. Gdy już oglądałem mecze, zazwyczaj on mi się najbardziej podobał.
Kacper Smoliński: – Ja byłem bardzo podekscytowany, gdy Rafał Murawski trafiał do Pogoni. Wiadomo – reprezentant Polski, grał w lidze rosyjskiej. Dla mnie to był wzór. I takie wielkie wow, że taki piłkarz przyszedł do Pogoni. Podpatrywałem go.
Kacper Kozłowski: – Ja najwięcej słyszałem za małolata o Adamie Frączczaku, bo pochodzi z Kołobrzegu, moich okolic. Gdy przychodziłem do Pogoni, kojarzyłem tylko jego. Ale po jakimś czasie obserwowałem Rafała Murawskiego i też mi się podobała jego gra.
Adrian Benedyczak: – Moim wzorem był Marcin Robak. Wiadomo – ta sama pozycja. Podpatrywałem go. Starałem się to później przełożyć na mecze.
Kosta Runjaić sprzedaje wam szersze rady życiowe, na przyszłość, czy skupia się raczej na waszym bieżącym funkcjonowaniu w pierwszej drużynie?
Kacper Kozłowski: – Ciężkie pytanie, bo jak coś źle powiemy, a trener to zobaczy, może nas szybko schować do szafy!
Marcel Wędrychowski: – Przygotowuje nas mentalnie na różne rzeczy. Na przykład dzisiaj mieliśmy godzinną odprawę o mentalności. Nakierowuje nasze myślenie w pozytywny sposób.
Kacper Kozłowski: – Ale nie zachodzi do życia prywatnego. Coś czasem powie żartem, ale życiowych rad raczej nie daje.
Co wyciągnęliście z dzisiejszej odprawy?
Kacper Kozłowski: – Zawsze u pielęgniarki w podstawówce była taka piramida żywieniowa. Trener zaprezentował nam podobną. Miała kilkanaście kwadracików…
Kacper Smoliński: – …w każdym z nich były cechy, jakie powinna mieć mistrzowska drużyna, która chce osiągnąć sukces.
Kacper Kozłowski: – Różne cechy, które prowadzą do mentalności zwycięzcy. Do posiadania w sobie mistrza.
Gracie teraz o dość duże cele. Wobec was jako młodych jest pewna taryfa ulgowa czy jesteście rozliczani tak samo, jak każdy inny zawodnik?
Kacper Kozłowski: – Odpowiedź jest prosta: jesteśmy rozliczani dokładnie tak samo, jak starsi piłkarze. Muszą być wyciągane wnioski z tego, jak wyglądamy na boisku. Chyba tak jest, nie, Beniu?
Adrian Benedyczak: – Wydaje mi się, że tak. Zwłaszcza, że nie mamy już jednego czy dwóch występów w Ekstraklasie, coś już pograliśmy. Jesteśmy tak samo rozliczani.
Kacper Smoliński: – Potwierdzam.
A stresujecie się jeszcze meczami?
Adrian Benedyczak: – Ja nie.
Marcel Wędrychowski: – I ja.
Kacper Smoliński: – Ja też już nie.
Kacper Kozłowski: – Ja nigdy się nie stresowałem.
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK
Fot. FotoPyK