Schalke Gelsenkirchen to jedna wielka stajnia Augiasza. Piłkarze tworzą sobie przed meczem komitet delegacyjny, który ma wymusić zwolnienie kolejnego już trenera. W ich mniemaniu nie ma odpowiednich kompetencji. W sobotę zaś oni wykazali się „profesjonalną” postawą i zebrali oklep 1:5 od VFB Stuttgart. Reakcja klubu? Już w niedzielę pożegnał się z trenerem Christianem Grossem. Podziękowano również dyrektorowi sportowemu, głównemu koordynatorowi i trenerowi przygotowania fizycznego. Działacze wreszcie postanowili posprzątać ogromny bałagan, którego sami narobili. Lepiej późno niż wcale, choć i tak trudno wierzyć w utrzymanie ich zespołu.
Drużyna z Zagłębia Ruhry to wielopoziomowa katastrofa i tylko radykalne działania mogą sprawić, że w przyszłości jej funkcjonowanie ulegnie poprawie. Dla osób średnio zorientowanych w realiach niemieckich boisk służymy pomocą – obecnie Schalke to takie połączenie zgniłej atmosfery w Cracovii, jesiennej dyspozycji w defensywie Podbeskidzia oraz fatalnej skuteczności Stali Mielec. Po prostu: wieża Babel.
Spadek z najwyższej klasy rozgrywkowej ma stanowić swoiste katharsis, ale większość osób związanych z Schalke doskonale zdaje sobie sprawę, że na zapleczu wcale nie musi być tak kolorowo, jak niektórym się wydaje. Jeden sezon banicji i szybki powrót do Bundesligi to optymistyczny scenariusz, który trudno będzie zrealizować bez kompleksowego wietrzenia szatni i opróżniania stołków. Obecnie trwa poszukiwanie piątego trenera w sezonie.
Trenerzy Schalke w aktualnej edycji rozgrywek:
- David Wagner: pożegnany po dwóch spotkaniach
- Manuel Baum: koniec współpracy nastąpił w grudniu
- Huub Stevens: awaryjnie poprowadził zespół w jednym spotkaniu ligowym
- Christian Gross: 66-latkowi podziękowano raptem po dwóch miesiącach
Obraz nędzy i rozpaczy
Ogon nie może kręcić psem. Piłkarze nie są od zatrudniania i zwalniania trenera. Tylko sobotnie spotkanie pokazało, że współpraca z Grossem nie ma najmniejszego sensu. “Die Königsblauen” kolejny raz tracili bramki po stałych fragmentach, zawodnicy sprawiali wrażenie kompletnie zagubionych. Słowem: dramat.
Idealnym podsumowaniem tego bajzlu był zmarnowany rzut karny przy stanie 1:3 przez Nabila Bentaleba. Algierczyk, wbrew woli kolegów, po kłótniach podszedł do wykonania jedenastki. To tylko pokazuje, że szwajcarski szkoleniowiec zupełnie stracił panowanie nad sytuacją. Tej farsy nie można było kontynuować.
Choć początek jego pracy był jakimś tam powiewem optymizmu, to Szwajcar zostanie zapamiętany tylko i wyłącznie z tego, że pod jego wodzą Schalke wygrało z Hoffenheim 4:0 i tym samym uniknęło wyrównania rekordu Tasmanii Berlin – 31 meczów bez wygranej w lidze. To mógł być moment zwrotny. Światu objawił się amerykański talent Matthew Hoppe, do ekipy z Gelsenkirchen powrócił Sead Kolasinać. To były sygnały, że nie wszystko jest stracone w kwestii walki o utrzymanie.
Natomiast w żaden sposób nie przełożyły się na lepszą dyspozycję zespołu z Zagłębia Ruhry. Wciąż problemem była nieskuteczność oraz kardynalne błędy defensorów. Szkoleniowiec nie narzucił swojej filozofii gry oraz nie próbował wypracować swojego stylu. Dalej było tak samo, czyli byle jak i nijako.
Bilans Grossa jako szkoleniowca Schalke, delikatnie rzecz ujmując, nie powala na kolana: jedna wygrana, dwa remisy, siedem porażek. Nie zanotowano żadnej poprawy w stosunku do jesieni. Czarę goryczy przelała derbowa porażka z BVB. Niby nie odstawali jakoś znacząco od Borussii, ale błędy indywidualne pogrążyły ich. Efekt? Dostali w cymbał aż 0:4.
Pucz piłkarzy
W tygodniu poprzedzającym spotkanie ze Stuttgartem tzw. starszyzna wznieciła bunt. Kolasinać, Mustafi oraz Huntelaar w imieniu kolegów poprosili Jochena Schneidera, dyrektora sportowego, aby ten w trybie natychmiastowym zwolnił Grossa. Nie zrobił tego, a w niedzielę sam wraz ze Szwajcarem mógł powoli pakować rzeczy.
Głównym zarzutem w stosunku do Grossa było to, że myli nazwiska swoich graczy/przeciwników. Ponoć używał nieodpowiedniego tonu i języka wobec podopiecznych. Piłkarze narzekali na jego archaiczne metody treningowe oraz zacofanie pod względem taktycznym.
No cóż, już w grudniu, kiedy to zatrudniono 66-latka, eksperci wskazywali, że misja ratunkowa pod kierownictwem gościa, który od kilku lat wygrzewał się w Egipcie oraz Arabii Saudyjskiej, może okazać się niepowodzeniem. Na pewno sytuacja zdrowotna w kadrze Schalke nie ułatwiała mu realizacji zadań – przed ostatnią rywalizacją, aż dziesięciu graczy było niezdolnych do występu. Jasne, przejął zespół w bardzo trudnym momencie – zupełnie posypany w sferze mentalnej. Ale finalnie dwa miesiące jego pracy to dla “Die Königsblauen” czas stracony. Wciąż okupują ostatnią pozycję w tabeli, mają zaledwie dziewięć punktów na koncie i tracą dziewięć “oczek” do bezpiecznej pozycji. Teoretycznie nie jest nic jeszcze przesądzone, ale mało kto wierzy w ich cudowną metamorfozę.
Zamiast postawić na młodego i perspektywicznego szkoleniowca, włodarze łudzili się, że trenerski dinozaur wstrząśnie szatnią, swoją rutyną zaprowadzi porządek. Jak trzeba będzie, walnie pięścią w stół. No, to tak uporządkował zespół, że jego piłkarze, gdyby tylko mogli, to wywieźliby go na taczce. A co najlepsze pociągnął za sobą do zwolnienia inne osoby z szeroko pojętego pionu sportowego. W sumie, to zrobił porządki. Na opak, ale zrobił.
Mityczna stabilizacja na ławce trenerskiej Schalke. Czy to w ogóle realne?
Normalnie zarządzany klub nie pozwoliłby sobie na tak wielki bałagan. W trakcie jednego sezonu aż pięciu szkoleniowców i to w dodatku na poziomie 1. Bundesligi? To jest po prostu groteskowe i absurdalne. Brakuje jeszcze tylko sytuacji, by do klubu ponownie zawitał David Wagner – tak jak kiedyś miało to miejsce w przypadku Kamila Kieresia i GKS Bełchatów. W sezonie 2012/13 Kiereś został zwolniony we wrześniu… a już w styczniu wrócił do zespołu, bo okazało się, że trzeba ratować ligowy byt.
“Die Zukunftself” pokazał wczoraj ciekawe zestawienie – liczbę szkoleniowców, którzy od 2000 roku pracowali Schalke oraz kilku innych klubach:
- Bayern Monachium: 14
- Borussia Dortmund: 10
- Moenchengladbach: 15
- Schalke: 26
Wymowne, prawda? Cierpliwość w realizacji projektów to pojęcie abstrakcyjne, jeśli chodzi o klub z Gelsenkirchen. Ostatnie sezony przypominają gaszenie ognia benzyną. Jedna zła decyzja, jest naprawiana kolejną złą decyzją. Oczywiście sprowadzenie wszystkiego do złego doboru sztabów szkoleniowych byłoby zbyt dużym uproszczeniem. Kadra jest złożona bowiem z przeciętnych zawodników. Zawodników nierzadko niepasujących mentalnie do zespołu, wypalonych i nieskorych do żmudnej pracy.
Najprawdopodobniej do końca sezonu Schalke będzie prowadził Mike Büskens – wielofunkcyjna osoba w klubie. Wraz z trenerem U-19 Norbertem Elgertem mógłby już zacząć szykować grunt pod przyjście od lipca nowego szkoleniowca. Według “Kickera” faworytem do objęcia posady jest Steffen Baumgart. Jego kontrakt z SC Paderborn wygasa z końcem sezonu. Kibice z Gelsenkirchen uważają, że urodzony w Rostocku 49-latek świetnie pasowałby pod względem charakterologicznym do ich klubu: bezpośredni w relacjach ludzkich, otwarty na sugestie zawodników. Ponadto preferuje ofensywny styl gry. W gronie kandydatów jest także Dimitrios Grammozis, który już w zeszłym roku był rozważany jako potencjalny sternik Schalke.
*
Obojętnie, kto zostanie nowym sternikiem “Die Königsblauen”, tak czy siak, czego go trudne zadanie. Spadek do 2. Bundesligi będzie oznaczać wietrzenie składu oraz konieczność budowania zespołu z młodych graczy i kilku doświadczonych zawodników. Choć działacze mogą zapewniać przyszłego trenera o komforcie pracy i wyrozumiałości, w Niemczech nie ma drugiego tak gorącego miejsca do pracy. To może odstraszać potencjalnych kandydatów.
fot.Newspix