Ależ ten Juventus jest w tym sezonie słaby. Miewa „Stara Dama” oczywiście przebłyski lepszej gry, zdarza jej się wygrać od czasu do czasu ważny mecz. Jak gdyby sugerując, że już za chwilkę wszystko wróci na właściwe tory i Juve znów będzie wielkie. Ale nie jest. Podopieczni Andrei Pirlo prezentują futbol okropny. Obrzydliwy. Dzisiejszy mecz z Hellasem Werona to najlepszy przykład.
Prawda jest taka, że to ekipa z Werony zasłużyła na zwycięstwo.
Juventus skompromitował się w starciu z Hellasem
Była zdecydowanie lepiej zorganizowana w środku pola, ciekawiej konstruowała swoje ataki, kreowała sobie generalnie lepsze i bardziej klarowne sytuacje podbramkowe. Juventus momentami ratowały tylko znakomite, choć wręcz rozpaczliwe interwencje Wojtka Szczęsnego, albo nieskuteczność rywali. Piłkarze Hellasu obijali bowiem słupki i poprzeczkę bramki „Starej Damy”. No i Juve miało w składzie Cristiano Ronaldo, na którego zazwyczaj można liczyć w trudnych momentach. Portugalczyk wyprowadził swój zespół na prowadzenie tuż po rozpoczęciu drugiej połowy, wykorzystując znakomitą asystę Federico Chiesy. Ale na nic więcej turyńczyków już dziś nie było stać.
Pierwsza połowa to było generalnie paskudne widowisko. Zaczęła się jeszcze w miarę ciekawie, bo od paru niezłych akcji z obu stron, lecz im dalej w las, tym częściej ziewaliśmy i zerkaliśmy na zegarek. Piłkarze Juve próbowali zdominować swoich oponentów ataku pozycyjnym, ale to, co podopieczni Andrei Pirlo wyprawiają przy wyprowadzeniu piłki spod własnej bramki, to jest jakaś kabaretowa karykatura tiki-taki. Nie ma na boisku Leo Bonucciego i w Juve nikt nie potrafi spokojnie rozegrać futbolówki od tyłu.
Przede wszystkim żenująco dysponowani byli środkowi pomocnicy Juve. Bentancur, Rabiot, Ramsey – wszyscy zagrali totalny piach. Można się zatem zastanawiać, czy to nie jest aby kwestia fatalnej organizacji gry całej drużyny, a nie solidarnej zapaści formy u wspomnianej trójki.
Hellas mógł wygrać z Juventusem w końcówce
Trafienie na samym stracie drugiej odsłony spotkania teoretycznie powinno dodać turyńczykom animuszu, no i początkowo rzeczywiście taki było, ale goście szybko przygaśli i najzwyczajniej w świecie oddali inicjatywę niżej notowanym rywalom. Z czego Hellas skrzętnie skorzystał. Naciskał, naciskał, aż wreszcie znalazł drogę do wyrównania. W 77 minucie gry Antonin Barak wykorzystał podanie górą od Darko Lazovicia i głową wpakował futbolówkę do sieci, poza zasięgiem bezradnego Szczęsnego. Ten gol już totalnie odebrał Juventusowi ochotę do walki. W końcówce Hellas miał jeszcze co najmniej dwie-trzy sytuacje, by dobić wciąż jeszcze urzędujących mistrzów Włoch.
Zabrakło tylko precyzji.
Co ciekawe, antybohaterem spotkania po stronie Hellasu mógł zostać Paweł Dawidowicz, wprowadzony na boisko w końcówce, by zacieśnić defensywne szeregi i dodać trochę świeżych sił zespołowi, który bardzo mocno dzisiaj na murawie popracował, zwłaszcza w centralnej części boiska, wielokrotnie odbierając piłkę rywalom na ich połowie. Polak nie zdołał w porę zatrzymać rozpędzonego Cristiano Ronaldo i ostatecznie musiał ratować się faulem, popychając Portugalczyka tuż przed linią szesnastego metra. Na szczęście dla Dawidowicza, CR7 przymierzył z rzutu wolnego tak, jak czyni to prawie zawsze po przeprowadzce do Serie A. Prosto w mur.
Juventus traci zatem punkty i ma już siedem oczek straty do Interu. Coraz mniej prawdopodobne wydaje się, by „Stara Dama” miała kontynuować swoją ligową dominację. Natomiast z każdą kolejną wpadką rośnie prawdopodobieństwo, że Andrea Pirlo wyleci z ławki trenerskiej Juventusu. Turyńczycy pod wodzą Maurizio Sarriego także mieli swoje problemy, ale aż takiego dziadostwa nie prezentowali.
HELLAS WERONA 1:1 JUVENTUS FC
(A. Barak 77′ – C. Ronaldo 49′)
fot. NewsPix.pl